|
|
|
Światynia cienia!! |
rush - 12.05.2005 05:57
Światynia cienia!!
To moje pierwsze opowiadanie. Hmmm mam nadzieje,że się spodoba. To dopiero część 1. Miłego czytania. 1-Starzec Mężczyzna w czarnym szykownym garniturze, idealnie podkreślającym solidną budowę ciała, powoli kroczył wąską ścieżką prowadzącą ku starym drewnianym schodom na werandę posępnego i – jak dało się zauważyć od razu - wiekowego domostwa. Na głowie nosił czarny kapelusz okrywający zaczesane na prawą stronę ciemne włosy. Jego zawsze bystre i czujne oczy dodawały twarzy młodzieńczego wyrazu. Był to człowiek zawsze ułożony. Nie nosił zarostu, można by rzec, iż jego policzki gładkie jak aksamit były. Od ust biła jakaś radość, czy może uśmiech spowodowanym podnieceniem zbliżającego się odkrycia, a było to odkrycie, na które ów osobnik czekał od ponad dwudziestu lat. W ręce odzianej w brązową skórzaną rękawiczkę dzierżył rączkę parasola, który chronił go przed zimnymi kroplami jesiennego deszczu spadającego ze stalowego nieba. Rosnące na terenie domostwa drzewa – w większości pozbawione już liści – straszyły swymi nagimi, powykrzywianymi kikutami i przyprawiały o pojawienie się gęsiej skórki. Kałuże stały w wielu miejscach na trawniku tworząc czasem wielkie plamy błota. Mężczyzna brnął jednak dalej, zbliżając się do drewnianego, ponurego domu. Wnet stanął na pierwszym stopniu schodów werandy, które pod jego ciężarem uginały się i skrzypiały. Podszedł wolno pod solidne drzwi i zapukał trzy razy mocno.
Długo musiał czekać nim zamieszkujący domostwo osobnik zszedł na dół. Zamek zazgrzytał, a drzwi piszcząc przeraźliwie poczęły się otwierać. W małej szparze pojawiła się twarz chudego starca. - Czego? – spytał zachrypłym głosem. - Thommas Lockland jestem. – oznajmił mężczyzna z werandy dostojnie i wyraźnie. - I co z tego? – Stara i wysłużona krtań dalej skrzeczała. - Chciałbym z panem porozmawiać. - A o czymże, można rozmawiać ze zmęczonym życiem starcem? - O pana podróży...
Gdy tylko starzec usłyszał te słowa w jego oczach pojawiło się przerażenie. Przerażenie potworne, nieopisany strach przed rzeczami, które były kiedyś, a które jeszcze nie minęły... Zagrożenie którego starzeć się obawiał zdawało się w jego odczuciu nadal aktualnym i rzeczywistym. Jakież wspomnienie może wzbudzać, aż tak potworne doznania...
- Niech mi pan opowie co tam widział... – dodał Thommas. Wtem drzwi poczęły się zamykać, lecz Lockland szybkim ruchem ręki nie dopuścił do ich zatrzaśnięcia. - Panie Patt, wiele trudu miałem z odnalezieniem pana prawdziwego nazwiska, i dowiedzeniu się, gdzie teraz pan zamieszkuje. Sądzę, że wystarczająco długo pan milczał. Proszę wytłumaczyć mi gdzie leży to miejsce, które opisywał pan w notesie. - Przeklęty notes! – odezwał się ochrypły głos. – Przez niego mam same problemy! A z resztą... To wszystko to bujda, gdy byłem jeszcze młody, myślałem, że to będzie miało sens. Stworzenie nowej legendy o człowieku, który dotarł do miejsca gdzie zamieszkują pradawne istoty... Teraz sądzę jednak, iż to był błąd. Mam tylko jedno pytanie... Czy pan jest w posiadaniu mego pamiętnika? - Tak. - A za ile pan go kupił, jeśli wolno spytać... Zapewne niedrogo? - W rzeczy samej... Dostałem go za darmo. - No i widzisz pan. Żadne to mistyczne dzieło, po prostu zmyślona legenda mająca przynieść mi sławę. Wielu osobom już tłumaczyłem, że to wszystko to kłamstwa, pewno dlatego ten od którego pan dostał moje brednie wypisane na kartkach papieru teraz śmieje się z łatwo wyzbytego śmiecia. Musiałem nawet zmienić nazwisko, by nie nachodzili mnie ci wszyscy ludzie zawładnięci obsesją dotarcia do miejsca, w którym to ja rzekomo byłem... Napisanie tego, było strasznym błędem, którego teraz muszę ponosić konsekwencję. Lockland patrzył na starca zza swych okularów i ani myślał, o tym, że w tej chwili Patt mówi prawdę. Łże jak pies! - Słuchaj... Jestem w stanie zapłacić ci za ten notes, byś mi go oddał. Mam już dosyć szaleńców nachodzących mnie bez przerwy... Chce spokojnie sobie żyć w moim starym domu. - Nie. Niestety, dla mnie ten zeszyt pełen – jak to pan określił – bzdur, jest bardzo ważny. Ja wiem o wiele więcej niż ci inni. - A może chociaż pozwoliłby mi pan na niego spojrzeć? – Zaproponował starzec. – Nie widziałem go od czasu, gdy ten przeklęty murzyn ukradł mi torbę z bagażami...
Zimny deszcz dudnił o blachę, która miała być dachem werandy, a gdzie indziej strumień wody lał się z rynny na trawę. Na ulicach nie było widać ludzi, z resztą każdy siedziałby w domu w taką pogodę. Co tu wiele mówić? Atmosfera niepohamowanego smutku panowała tego przedpołudnia – gdyż taką porę wskazywał zegarek Thommas Locklanda – w małym miasteczku House Sun. Zimny wiatr od czasu do czasu kołysał nagimi gałęziami drzew i świszczał w kominach brudnych domów.
Lockland wsadził rękę odzianą w skórzaną rękawiczkę do kieszeni marynarki i wyją z niej pożółkły od starości zeszyt oprawiony ciemno-zieloną okładką. Oczy starca zdawały się nagle zmienić kolor, ale był to moment tak krótki, że niemal niezauważalny. Thommas wyprostował rękę i przybliżył pamiętnik do szpary między drzwiami, za którą stał Patt. Starzec już chciał chwycić pożółkły notes, gdy Lockland szybko cofnął rękę. - Zmieniłem decyzje... Sprzedam go panu. Niedługo później Patt miał już pamiątkę z młodości w rękach. Zniknął więc w ciemnościach swego domostwa zamykając uprzednio drzwi. Thommas jeszcze przez długo okres czasu stał na werandzie posępnego budynku, ale wnet rozłożył parasolkę i powędrował po smutnej, deszczowej krainie.
Wiele rozmyślał o tym, co też starzec może ukrywać w zaciszach swego ponurego domostwa. Lockland spostrzegł dziwne zachowanie Patta, gdy tylko pokazał mu pamiętnik, później też doszedł do wniosku, że wspomnienie o tym Miejscu nie wywołało u starego człowieka przerażenia, a raczej tęsknotę... W każdym bądź razie, które odczucie by to nie było, nie doznaje się go na myśl o czymś, co nie istnieje. Fakt ten sprawia jasno i klarownie sprawę – starzec tam był! Dlaczego więc kłamie? Dlaczego nie chce zdradzić tajemnicy, którą skrzętnie skrywa jego umysł? Co tam ujrzał, co przeżył i czym się stał? Przyjdzie jeszcze czas by poznać prawdę Ernesta Patta, a chociażby tej nocy. Tej nocy bowiem Thommas Lockland zamierzał włamać się do domu starca i odnaleźć to co go interesuje
Odcinek 2
rush - 13.05.2005 08:29
2. - Słuchaj Jack – mówił Lockland do słuchawki telefonu – Ten starzec tam był! Poza tym, chyba domyślam się czegoś potwornego. Ernest Patt, to nie Ernest Patt, jakkolwiek przewrotnie to brzmi! Niech mnie grom strzeli, jeśli to prawdziwy Patt! - Po czym stwierdzasz? – spytał osobnik z drugiej strony linii. - Wcisnąłem mu moją starą książkę zamiast jego zapisków! Uwierzysz! Ten człowiek, albo to czym się stał, nie poznał swego pamiętnika. Nie zerknął do środka! Czekałem jeszcze chwilę przed jego drzwiami, z nadzieją, że zaraz wyskoczy i zacznie mnie wyklinać, że sprzedałem mu nie jego własność, ale nic się takiego nie stało. Nie wyszedł już... Głos drugiego rozmówcy milczał. - Poza tym gdy mówiłem o miejscu opisanym w pamiętniku ten starzec zaczął jakby marzyć, albo tęsknić, a później zaczął mi wciskać, że wszystko co napisał to przeklęta bujda! – Lockland roześmiał się sztucznie. – On coś wie, a ja zamierzam się dowiedzieć co! - W jaki sposób? – wreszcie odezwał się Jack. - Zamierzam włamać się do jego domu... - Czy to naprawdę jest tego warte? Czy jesteś pewien, że to ruszy sprawę do przodu? - Jestem przekonany, że tak! W tym domu – kimkolwiek jest jego właściciel – musi być coś co zostawił „prawdziwy” Patt! - Myślisz, że Ernest Patt, mógł podejrzewać co może się mu przytrafić podczas wyprawy? - Miejmy nadzieję, że tak. Jeśli tak, to na pewno ukrył coś w domu, coś co innym ludziom pozwoli dotrzeć do tego miejsca. Są o tym wzmianki w pamiętniku. - A może to nie jest tego warte? - Dla mnie jest... Pół życia poświęciłem by to odnaleźć, a teraz gdy już jestem tak blisko, nie mogę wypuścić tropu z rąk. Nie mogę! - Dobrze. Pamiętaj, że jestem z tobą. Gdybyś coś odnalazł, dzwoń. Chce wiedzieć o wszystkim. - I będziesz... - Słuchaj. Może potrzebujesz pomocy z Pattem? - Nie, jedna osoba to i tak już za dużo... Jeśli mnie złapią, ty spróbuj poszperać, tylko nie narażaj się tak jak ja. Jeśli nic nie znajdziesz, po prostu zostaw to w diabły! - W porządku. - Dobra. Kończę. - Trzymaj się...
Thommas Lockland odwiesił słuchawkę na widełki telefonu. Był w swoim tymczasowym mieszkaniu, w małym hotelu – i chyba jedynym – w House Sun. Pomieszczenie było dość ciasne. Mieściło się w nim łóżko i szafa na ubrania przy prawej ścianie oraz pułki z szufladami po lewej. Naprzeciwko drzwi wejściowych, na drugim końcu pokoju było biurko, a zaraz za nim okno ukazujące posępny krajobraz House Sun. Nagie kikuty drzew tańczyły w rytm podmuchów wiatru, a czarne chmury zasłaniające całe niebo z tarczą księżyca na czele, gnały jak oszalałe. Drobne krople uderzały w szybę okienną i spływały, jak to prawo grawitacji nakazywało... Thommas usiadł na łóżku i chwycił dłońmi rączki od szuflady stojącej naprzeciw w niezbyt dalekiej odległości. Pociągnął do siebie i ujawnił co też kryło się w jej wnętrzu. Rewolwer sześciostrzałowy z krótką lufą, ręcznik, stary i pożółkły zeszyt oprawiony w okładkę z papieru śniadaniowego i drugi zeszyt, w którym Lockland wpisywał swe spostrzeżenia. Thommas chwycił broń i wsadził ją do kieszeni swej czarnej marynarki. Zamknął szufladę, wstał, zgasił światło, wyszedł z pokoiku i zamknął drzwi na klucz, który chwilę później zostawił u wiecznie zaspanej i znudzonej życiem starej recepcjonistki imieniem Julia. Wyszedł na zewnątrz i od razu przywitał go chłodny, jesienny wiatr oraz lodowate, małe krople deszczu
Opowiadanie to może i znudzić ale raczej osoby od 9 do 15 lat. Jeśli chodzi o komentarze to prosiłabym jaśniej tak jak karolinka to napisała. A nie typu nudne głupie. 3 odcinek niebawem..
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plshakyor.htw.pl
|
|