|
|
|
Nadejście cienia |
Plastikowa Prezerwatywa - 23.01.2010 12:37
Nadejście cienia
coz, witam przy swoim nowym dziele.
Stukot obcasów na pobliskim chodniku wyrwał ją z tego jakże dziwnego transu. Otrząsnęła się szybko i skierowała wzrok na niewielką postać zbliżającą się w jej stronę. Zanim zdążyła ją rozpoznać, postać stanęła i zwinnie się wycofała. -Hej!- zawołała, ale postać oddaliła się na tyle daleko, że pewnie jej już nie słyszała. Lea westchnęła cicho i oparła się o stary dąb. Zaczęła oglądać swoje paznokcie znudzona, jakby wszystko wokół co jeszcze przed chwilą wydawało się jej fascynujące zniknęło. Obrzuciła ścieżkę, skąd niedawno przybył nieznajomy wściekłym spojrzeniem i zaklnęła. "To pewnie jeden z pracowników Asiera. Przyszedł na zwiady"- pomyślała i zbeształa się. Następnym razem będzie ostrożniejsza. Skoczyła lekko i zwinnie jak to zawsze próbowała czynić, by być niesłyszalna dla ludzkiego ucha na pobliską skałę i zbadała dokładnie wcześniej zaobserwowane wymiociny. W tym momencie nawet krowi placek byłby bardziej urodziwy. Ale cóż, taka robota. Przyjrzała się im uważnie i obwąchała je. Wyczuła miętę i jeszcze parę innych ziół, których nie potrafiła zidentyfikować. A więc Yusuf napchał się pewnie czegoś leczniczego po wczorajszym ataku. Nic dziwnego, pewnie musiał, bo nieźle mu przyłożyła. Szkoda tylko, że źle dobrał składniki, które w takiej wersji spowodowały wymioty. Lea zaśmiała się gorzko. Była złą dziewczynką. Spojrzała jeszcze raz na to ochyctwo i jednym susem znalazła się na pobliskim drzewie. Skończyła tropić. Teraz uda się na spoczynek, aby zregenerować siły.
*
Zwą ją stworzeniem nocy. Ale tylko ci którzy ją znają, a nie jest ich zbyt wielu. Mówią tak w żartach, nie wiedząc, że to ją uraża. Ich to zresztą nie obchodzi, są bezwględni i wredni. I to się nazywa rodzina. Rodzina, w której ona, biedna, bezbronna dziewczyna, skazana na mrok dostała miano czarnej owcy, wyrzutka. Jakby to była jej wina. Pomyślicie: jakiś wampir dupek, zmienił ją w to czym sam się stał. Ale to nieprawda. Nie wychodzi na światło dzienne tylko dlatego, że stara się być tró gotem czy jest fanką kultowego "Zmierzchu" i włóczy się po nocach marząc by Edward zajechał jej drogę swoim srebrnym volvo i zaprosił na kolację, której daniem głównym byłaby krew szczurów z pobliskich kanałów. Romantyczna perspektywa, prawda? Nie. Ona jest po prostu pospolitą przeciętniaczką, która różni się od rówieśników tylko tym, że jest chora. Ma alergię na światło dzienne. Nigdy nie widziała słońca, oprócz tego jedyne razu, kiedy przyszła na świat, ale to nieważne, bo i tak już tego nie pamięta. A teraz siedzi sama otulona w swoją miekką pościel w króliczki z urywanym oddechem jak po długodystansowym biegu, a łzy powoli obmywają brudne policzki i spadają na świeżo wymytą pościel pachnącą lawendowym proszkiem do prania. Na dworze szaleje potężna wichura, która zagłusza jej głośny szloch. I dobrze, bo gdyby jej nadopiekuńcza matka usłyszała cierpienie swojej jedynej pierworodnej córki, z pewnościa przybyłaby na ratunek. A ona chciała zostać teraz sama. Całkiem sama. Kiedy tak zajęta sobą szlochała już znacznie ciszej, bo powoli się uspokajała, usłyszała cicho szeptane imię. Jej imię. Dziewczyna z widoczną niechęcią szybko podniosła się z łóżka i skierowała swój wzrok w stronę drzwi, przekonana, że jednak matka usłyszała jej płacz i teraz domaga się odpowiedzi na to, co ją tak zasmuciło. Jednak kiedy otworzyła na oścież swoje stare, lekko nadgryzione przez korniki drzwi nie zobaczyła w nich nikogo. Wzruszyła ramionami. "-Pewnie się przesłyszałam"- pomyślała i wróciła do łóżka. Przykryła się kołdrą aż po szyję, zamknęła powieki i starała się zasnąć. Szum hulającego za oknem zasłoniętym grubą czarną zasłoną, wiatru uspokajał ją. Powoli zaczęła rozluźniać poszczególne mięśnie, aby w pełni się odprężyć, aż w końcu zasnęła. Śniła jej się kolorowa łąka i duże palące słońce - obrazek, który znała z ilustrowanych książek dla dzieci. Opalała się na leżaku i sączyła ze szklanki słodki i niewyobrażalnie pyszny płyn. Pogrążyła w rozkoszy, ekstazie. Upajała się tym co piła, jednak nagle zaczęła się dławić, a sen stał się ponury. Szybko obudziła się i zobaczyła nad sobą jakąś postać, która zaczęła się gorączkowo tłumaczyć. - Przepraszam, że cię obudziłam, naprawdę nie chciałam, ale usłyszałam jakieś krzyki i ten wiatr... Dlaczego otworzyłaś okno, kochanie? - Ja... - spojrzała matce w oczy. Była zdenerwowana. Deimante spojrzała w stronę okna. Teraz było zamknięte, ale nie zasłonięte. W noc mogła patrzeć przez okno, bez strachu, że coś ją sparzy. Matka podążyła za jej wzrokiem i szybkim ruchem zasłoniła okno. Córka westchnęła. - Mamo... - zaczęła trochę speszona. Nie lubiła się sprzeciwiać swojej matce, ale w końcu musiała postawić na swoim. - Ja rozumiem, że chcesz się o mnie troszczyć i tak dalej, ale nie możesz mnie całkiem izolować od świata. Jest noc. Nic mi nie grozi. Mogłabyś dać mi chwilę na zespojenie się z ciszą, na wytchnienie i sposłuchanie cichego pohukiwania sowy oraz szumu wicherku, który wdarł się do pokoju. - Przestań. Nie chcę tego słuchać. Wiesz, że w twoim stanie... - ... Nie wolno wychodzić na światło dzienne. To chciałaś powiedzieć, czyż tak? Doskonale o tym wiem mamo. Ale jest noc. Daj mi być sam na sam z naturą. Proszę. - Kochanie... Wiesz, że się o ciebię boję - powiedziała, a jej broda powoli zaczęła drgać, tak samo jak jej przesuszone dłonie. Otarła łzy z policzka córki najdelikatniej jak tylko mogła i pocałowała ją w tą małą, smukłą dłoń. Córka patrzyła na nią wyczekująco. - Musisz wypocząć... - spojrzała na budzik stojący na etażerce przy łóżku. Wskazywał trzecią trzydzieści dwie. - Jutro masz sprawdzian z trygonometrii. - Tak, wiem, z Gregorym omawialiśmy wczoraj wszystkie działania. Jestem doskonale przygotowana. Pewnie znowu dostanę szóstkę jak zawsze. - Tak... Ale proszę, nie rób problemów. Jesteś największym szczęściem jakie mam. Tata był by z ciebie dumny, wiesz?- Deimante nic na to nie powiedziała. Patrzyła na zamknięte już okno i zdawała się być w innym świecie. - Dobranoc córko - Wargi matki powędrowały do jej czoła i ucałowały ją najczulej jak umiały. Powoli, zgrabnym ruchem wyszła z pokoju. Deimante została sama. Miała dziwne, rzadko spotykane w tym kraju imię. Zawdzięczała je korzeniom. Jej prababcia tak się nazywała. Deimante była nawet do niej podobna. Czarne oczy jak najpiękniejsze perły, tego samego koloru jedwabiste, połyskliwe włosy, duże, namiętne, czerwone usta i bardzo blada karnacja. Idealny materiał na wampira, co? Dziewczyna też tak uważała. Tak czy siak była córą nocy i wiedziała, że kiedyś one po nią przyjdą. Wampiry. Taki czekał ją los. Spędzenie wieczności na piciu krwi i obrabywaniu pobliskich knajp. I nie tylko. Ulubioną rozrywką wampirów był hazard. Tych tutaj rzecz jasna. Nadawali by się idealnie do Las Vegas. Wampiry. Elita. Postrach osiedli i miast. Czy ona też zostanie takim potworem? Pewnie tak. Dzięki bogu, że nie wybierają na swoich kandydatów dresów. Deimante prychnęła. To dopiero byłaby checa. Łysy wampir z pałką wykorzystywałby swoje długie kły pewnie do otwierania piwa. A jakże. A taka powiedzmy blahara? Przecież one są tak spalone, że przypominają ciotkę Ninę, która wpadła do beczki łajna. Potem przez całe lata nie chciała odwiedzić swojej matki na wsi. A łajno było na nawóz. Zresztą blachary nie przeżyłyby, gdyby miały być blade. Zapewne wyszłyby na słońce z kremen do opalania. Deimante zaśmiała się cicho. Myślenie o tych głupich idiotkach z przedmieścia było tak bardzo zabawne. Ziewnęła. Czas było się kłaść. Przykryła się, aż po szyję kołdrą i zasnęła.
Nad ranem przebudziła się. Była szósta dwadzieścia osiem. Świt. Tak bardzo pragnęła by wyjść na powietrze, poczuć promyki słońca na swojej jedwabiste skórze, poczuć ciepło na usianej rdzawopomarańczowymi piegami cerze. Ale to niemożliwe. Już do końca życia jest skazana na ciemność. Spogląda na zasłony i myśli o tym jak cudownie byłoby je odsunąć. Wtedy umrze. Tak, od początku życia napiętnowana wampirzym piętnem. Choć zaoszczędzono jej picia krwi i tego niewyobrazalnego piękna, ona i tak czuła się wampirem. Tak czy siak kiedyś nim będzie. Nie była jasnowidzką, ale doskonale znała swoją przyszłość. A przynajmniej kawałek przyszłości. Wstała leniwie z łóżka i odprowadzała spojrzeniem swoją białą kotkę, Odessę. W tym mroku tylko ona wyróżniała się z tłumu jej rzeczy. Wymacała na nocnym stoliku zapalniczkę i zapaliła ją. Pokój oblał się przyjemnym światłem. Pociągnęła za klamkę i otworzyła z rozmachem stare, zaniedbane drzwi. Wydały przeraźliwy zgrzyt nienaoliwionych zawiasów. Deimante nie przejęła się tym i popędziła na swoich długich jak modelki nogach i dotarła do następnego pomieszczenia. Jadalnia. Nie była przestronna jakby się mogło wydawać. Mieściła się w niezbyt dużej, zagraconej garnkami i talerzami kuchni. Zgasiła zapalniczkę. W pokoju było jasno pod wpływem palących się nieopodal świeczek. Poczuła woń świeżo zaparzonej kawy, która do resztek ją otrzeźwiła z porannego zaćmienia umysłu. Pokojówka zalała kawę gorącym wrzątkiem i podała dziewczynie miskę suchych płatków śniadaniowych. Nigdy nie zalewała ich mlekiem. Takie po prostu lubiła. - Dziękuję Quinnie - powiedziała grzecznie jak zawsze uczyła ją matka. Podeszła zgrabnie na palcach do lodówki, wykonała piruet i zaśmiała się głośno. Była szczęśliwa. Może i nie miała najprostszego życia, ale nie było ono najgorsze. Choć bez słońca, czego oczywiście jak najbardziej żałowała. Otworzyła lodówkę i wzięła z najwyższej półki jogurt Danone o brzoskwiniowym smaku, otwarła wieczko, zlizała i wlała do miski płatków. Ulubione danie właśnie została przyrządzone. Zamknęła nogą drzwi lodówki i poczłapała do stołu, aby zacząć pałaszować swój przysmak. Kiedy skończyła udała się ponownie do swej sypialnii, aby przebrać się w swój codzienny strój. Jej pokój nie był duży. Mały zresztą też nie, bardziej taki średniawy. Po lewej stronie od wejścia znajdował się stolik nocny, niepościelone łoże na którym wylegiwała się zaspana Odessa, a na wprost stare, ciemne, mahoniowe biurko, którego blat całkowicie pokrywały rysunki Deimante, a za nim stał wygodny, skórzany fotel. Obok mieściła się dębowa szafa. Z sufitu zwisał kryształowy żyrandol. Nastolatka podeszła do szafy i wyciągnęła z tamtąd ciemne dżinsy i biały top w różowe kwiatuszki. Wprawdzie był dziecinny, ale dostała go od ukochanej babci, dlatego został jej ulubionym. Powąchała ubrania. Pachniały jej malinowymi perfumami. Sama je tak popsikała. Uwielbiała maliny, ale nigdy nie mogła ich widzieć jak jak rosną na krzaczku. Chyba, że na zdjęciu. A to nie było to samo. Szybko ubrała się w ciuchy i popędziła na lekcję do bawialni. Trzy godziny upłynęły dość szybko i Deimante mogła się wreszcie odprężyć. Podążyła do salonu i włączyła telewizor. Leciała jakaś durna telenowela, nie było na co patrzeć. Kiedy matka weszła do pokoju, zastała swoją córkę na słodkim pochrapywaniu. Uśmiechnęła się lekko pod nosem i przysiadła obok niej. Pogłaskała ją najdelikatniej jak umiała po głowie i dziewczyna dość szybko się zbudziła. - O, cześć - wydukała. - Musimy porozmawiać - powiedziała i objęła córkę w pasie. - O co chodzi? - Jonathan dzwonił. Chce się z tobą widzieć. - Oj nie, błagam cię mamo. Wiesz, że nie przepadam za nim. - Nie marudź. Wiesz jak cię lubi. Zależy mu na tobie. Poza tym nie możesz tak się oddalać od ludzi. To, że jesteś chora nie znaczy, że mam cię izolować od rówieśników. Nigdy się na to nie zgodzę. - A mi by to pasowało. Nie lubię ludzić, zresztą z wzajemnością, więc to mi nie przeszkadza. I nie będziesz decydować za mnie z kim mam się spotykać, a z kim nie! Nie lubię go i nie chcę go znać. Mam nadzieję, że to zrozumiesz, bo nie zmienię zdania. A teraz wybacz, idę do swojego pokoju, nie mam zamiaru słuchać tych durnych nakazów. Cześć. - Ale Deimante! - zawołała matka, lecz jej już nie było. Poszła do swojego pokoju spędzić tam resztę dnia.
Iminashi - 23.01.2010 15:51
Bardzo dobre opowiadanie, świetnie opisałaś wampiry (dzięki bogu że nie zrobiłaś z nich cukierkowych nietoperzy) i charakter Deimante, po przeczytaniu tej części wiesz dokładnie kim jest i znasz jej światopogląd. jestem ciekawa co będzie dalej :3 super, masz talent ^^
Gio - 23.01.2010 17:43
Mi również bardzo się podoba, choć szczerze mówiąc, ta tematyka niezbyt mi się podoba :) No i ten bezpośredni styl pisania- na przykład nawiązanie do zmierzchu ;)
Ogólnie rzecz biorąc czytało się bardzo przyjemnie.
pozdrawiam i życzę dużo weny :)
Sherlock - 23.01.2010 17:56
Cytat:
Spojrzała jeszcze raz na to ochyctwo i jednym susem znalazła się na pobliskim drzewie.
ohydztwo ;P
Cytat:
Teraz uda się na spoczynek, aby zregenerować siły.
Dziwne zdanie :| Wszystko pisane jest w czasie przeszłym, a tu wtrąciłaś czas przyszły.
Cytat:
Ale tylko ci którzy ją znają, a nie jest ich zbyt wielu. Mówią tak w żartach, nie wiedząc, że to ją uraża.
Zamiast tej kropki powinien być przecinek ;) I lepiej by chyba brzmiało po zmienieniu kolejności wyrazów "to" i "ją".
Cytat:
Pomyślicie: jakiś wampir dupek, zmienił ją w to czym sam się stał.
wampir-dupek :)
Cytat:
że stara się być tró gotem czy jest fanką kultowego "Zmierzchu" i włóczy się po nocach marząc by Edward zajechał jej drogę swoim srebrnym volvo i zaprosił na kolację
Ej, no. Mogłabyś tu wstawić jakiś przecinek, lub dwa, bo ciężko to powiedzieć jednym tchem ;)
Cytat:
A teraz siedzi sama otulona w swoją miekką pościel w króliczki z urywanym oddechem jak po długodystansowym biegu
To samo co wyżej ;] I przy okazji - zginął ci ogonek od "ę" ^^'
Cytat:
a łzy powoli obmywają brudne policzki i spadają na świeżo wymytą pościel pachnącą lawendowym proszkiem do prania
... i znów.
Cytat:
Szum hulającego za oknem zasłoniętym grubą czarną zasłoną, wiatru uspokajał ją.
I tu tak: albo dołożyć przecinek przed "zasłoniętym", albo przenieść ten po "zasłoną" za "wiatru". Bo tak brzmi trochę dziwnie :P
Cytat:
Pogrążyła w rozkoszy, ekstazie.
Chyba raczej "Pogrążyła SIĘ (...)" ;)
Cytat:
- Ja... - spojrzała matce w oczy. Była zdenerwowana.
Kto? Ona czy jej matka? Trzeba się domyślać? :]
Cytat:
Przykryła się, aż po szyję kołdrą i zasnęła.
"Przykryła się po szyję kołdrą i zasnęła" albo "Przykryła się kołdrą aż po szyję, i zasnęła"
Cytat:
Kiedy skończyła udała się ponownie do swej sypialnii, aby przebrać się w swój codzienny strój.
To zdanie dałbym od nowego akapitu ;)
Cytat:
Nastolatka podeszła do szafy i wyciągnęła z tamtąd ciemne dżinsy i biały top w różowe kwiatuszki.
To też :) No i pisze się "stamtąd" ;]
----------
Ogólnie to ciekawe, chociaż nie przepadam na wampirami^^ Pozdrawiam, Sherlock Holmes
foda-se - 24.01.2010 10:20
no coz, nie podoba mi sie. 1. tytul. nie wiem, moim zdaniem jest zbyt pompatyczny przez co brzmi niedorzecznie 2. znowu wampiry. nuda. 3. wstep nie pasuje do reszty opowiadania, ale rozumiem, ze tak ma byc i potem sie wszystko wyjasni 4. bohaterka zbyt wyidealizowana, znowu nudy. 5. piszesz za bardzo zlozone zdania, przez co tekst czyta sie ciezko. trzeba wiele razy przeczytac jedno zdanie a to bywa meczace. za duzo epitetow 6. niektore partie nie pasuja do siebie zupelnie. czesc dialogow jakby dziecinna, czesc tekstu jakby starania, by utrzymac wszystko w charakterze 'grozy' a czesc to ironiczna, wrecz ohydna interpretacja zdarzen (typu wampiry dresiarze itd). nie trzyma sie to kupy
no nic, szkoda, ze porzucilas swoje poprzednie opowiadanie, tamto podobalo mi sie o wiele bardziej. no ale zycze weny
Plastikowa Prezerwatywa - 28.01.2010 18:23
alez wcale nie porzucilam swojego tamtego opowiadania. po prostu mam od niego przerwe. i masz moje slowo, ze do niego wroce. coz, dziekuje za komentarz, za wytniecie bledow, postaram sie poprawic. dzieki wszystkim za ocene.
edit: napisalam juz pol rozdzialu, ale ze mam duzo nauki to mysle ze nastepny rozdzial powinien byc za tydzien. wtedy juz bede miec ferie i kupe wolnego czasu takze z pewnoscia mozecie go oczekiwac. pozdrawiam!
Sandra - 03.03.2010 18:06
Cytat:
A teraz siedzi sama otulona w swoją miekką pościel w króliczki, z urywanym oddechem jak po długodystansowym biegu, a łzy powoli obmywają brudne policzki i spadają na świeżo wymytą pościel, pachnącą lawendowym proszkiem do prania..
Musisz przykładać większą uwagę do wtrąceń (i imiesłowów), które oddzielamy przecinkami ;)
Cytat:
Obrzuciła ścieżkę, skąd niedawno przybył nieznajomy wściekłym spojrzeniem i zaklnęła.
Chyba powinno być "zaklęła".
Cytat:
I dobrze, bo gdyby jej nadopiekuńcza matka usłyszała cierpienie swojej jedynej pierworodnej córki, z pewnościa przybyłaby na ratunek...
To nie pasuje, albo jedynej, albo pierworodnej.
Cytat:
W nocy mogła patrzeć przez okno, bez strachu, że coś ją sparzy..
Cytat:
Tata był by z ciebie dumny, wiesz?.
"Byłby" razem.
Cytat:
Nastolatka podeszła do szafy i wyciągnęła z tamtąd ciemne dżinsy i biały top w różowe kwiatuszki..
Stamtąd.
Cytat:
Nie lubię ludzić, zresztą z wzajemnością, więc to mi nie przeszkadza..
Ludzi.
Co mogę powiedzieć o stylu... jest całkiem dobry, czyta się dość przyjemnie, choć niektóre zdania są znacznie za długie. Np. to: Cytat:
Po lewej stronie od wejścia znajdował się stolik nocny, niepościelone łoże na którym wylegiwała się zaspana Odessa, a na wprost stare, ciemne, mahoniowe biurko, którego blat całkowicie pokrywały rysunki Deimante, a za nim stał wygodny, skórzany fotel.
Zamiast tego "a", mogłabyś już zacząć nowe zdanie: "Za nim stał wygodny skórzany fotel." Historia jak na razie zaczyna się ciekawie, podziwiam Dei (mam nadzieję, że mogę ją tak nazywać?) za jej optymizm. Nigdy nie widzieć słońca - to musi być straszne. Choć trochę dziwę się, że jest gotowa tak po prostu oddać się w ręce losu, zamiast walczyć o przyszłość. Choć, kto wie, może to jeszcze się zmieni? Pozdrawiam i czekam na kolejną część. Sandra
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plshakyor.htw.pl
|
|