Zlecenie

Zlecenie

Podstrony
 



canny - 12.12.2008 18:00
Zlecenie
  Za sprawą nagłego przypływu weny i serialu "Krok od domu" oraz innych seriali kryminalnych w mojej dotychczas pustej głowie zrodził się pomysł na fotostory, które zamieniłam na opowiadanie.
A więc teraz przedstawię Wam moje 'cudo'.

Odcinek 1

Zaczęło już świtać, kiedy mały metalowy przedmiot wydał z siebie przeraźliwy pisk przypominający alarm pożarowy. Cyferki na analogowym wyświetlaczu wskazywały szóstą rano. Po czwartej z kolei serii alarmów zza pościeli wyłoniła się blada, umięśniona ręka i zaczęła błądzić po szafce nocnej szukając piekielnej maszyny.
-Zamknij się wreszcie! - Krzyknęła Alison znajdując w końcu budzik i ciskając nim o ścianę. Czarna burza włosów wyłoniła się znad ciepłej kołdry, ciągnąc za sobą zaspaną właścicielkę, ciekawą rezultatów jej czynu. Budzik przestał dzwonić, jednak - ku zdziwieniu kobiety - nie rozleciał się na kawałki. Jednak przez jej twarz przemknął tryumfalny uśmiech.
-A to cholerstwo... - Powiedziała sama do siebie nadal się uśmiechając.
Leniwie zsunęła się z łóżka wpychając bose stopy w ciepłe, włochate kapcie.
Kiedy ustawiła się w pozycji pionowej po jej plecach przeszedł zimny dreszcz.
"Będę musiała kupić sobie piżamę" - Pomyślała pocierając gołe ramiona.
Obiecywała sobie to od początku zimy czyli mniej więcej od około dwóch miesięcy, bowiem na jej piżamę składała się cienka bluzka na ramiączka i stare spodnie od dresu. Nie był to najwłaściwszy strój na tą porę roku.
*
-Kogo my tu mamy? Co tak wcześnie dzisiaj? - Dopytywał się mężczyzna, kiedy Alison odwieszała płaszcz na wieszak. Znajdowali się w małym, przytulnym gabinecie w komendzie policji w Seattle.
Kobieta usiadła na fotel, który zapiszczał cicho i zarzuciła nogi na biurko.
Wpatrywała się w niego bacznym wzrokiem powoli podnosząc jedną brew do góry. Mężczyzna wsadził ręce do kieszeni i oparł się o ścianę uśmiechając się łobuzersko.
-Kiepski partner kolejnej nocy, co? Wiesz, zawsze mogę...
Człowiek z trudem powstrzymywał wybuch śmiechu.
-Zamknij się, Mike. - Ucięła przewalając oczami. Ostrożnie zdjęła nogi z biurka i zaczęła przeglądać papiery leżące na biurku. Spoglądała na nagłówki kart i rozrzucała je na dwie sterty. Wszystkiego było może ze trzydzieści arkuszy, ale czynność ta nie zajęła jej więcej niż minutę.
Wypuściła głośno powietrze i wzięła papiery z prawej kupki i wrzuciła do niszczarki. Ciszę wypełniło monotonne brzęczenie maszyny.
W końcu Mike odezwał się jakby zniesmaczony czynnością, którą wykonała jego koleżanka.
-Wiesz, że nie możemy ignorować... - Ale nie dokończył, bo kobieto przerwała mu w połowie.
-Nie świruj. - Zaczęła znudzona. - To skradzione telefony, koty na drzewach i jakieś denne dowcipy. Tylko.
-Ale...
-Kawy? - Spytała, znów przerywając Mike'owi. Czuła się senna, ale też chciała wypełnić czymś pustkę w żołądku spowodowaną brakiem śniadania.
-Joel nie będzie zadowolony, kiedy się dowie, że ZNÓW to zrobiłaś.
-Nie dowie się, jeśli nikt mu nie powie. - Spojrzała na niego znacząco. - Chcesz tej kawy czy nie?
-Nie zaszkodzi.
Znów w pokoju zapanowała cisza, którą tym razem przerwała Alison siadając znów z nogami na biurku. Przesunęła kubek z parującą kawą w stronę Mike'a po śliskim blacie.
-Więc, co dzisiaj mamy? - Spytała niby od niechcenia.
Mężczyzna wziął głęboki wdech, tak jakby powstrzymywał wybuch złości.
-Gdybyś chociaż przejrzała te papiery, wiedziałabyś, co dzisiaj mamy.
-Mike, przecież wiesz, że nie lubię czytać. - Poskarżyła się. - Kto w ogóle wymyślił, żeby spisywać to wszystko?
Ale Mike zignorował pytanie, stwierdzając, że było one retoryczne.
-Było morderstwo...
-Coś takiego! - Powiedziała z nieukrywanym sarkazmem.
-...na Seventeen Street. Kobieta została znaleziona w łóżku bez śladów pobicia czy gwałtu. Nie ma też śladu po ostrym narzędziu czy kulce z pistoletu. Podejrzewamy, że została uduszona, albo...
-Zaćpała się na śmierć. - Dokończyła mało zainteresowana.
-Tak, albo przedawkowała.
Alison zdjęła nogi z blatu i wzięła do ręki pozostałe papiery, co chwilę odrzucając kolejny. Zmarszczyła brwi, a na jej pięknie rzeźbionej twarzy pojawił się grymas niezadowolenia, a czarne oczy pociemniały jeszcze bardziej.
-Hm... Byłeś tam? - Zapytała nadal pogrążona w lekturze.
-No. A co, masz coś?
-Miała coś na szyi? Znaczy siniaki, coś podejrzanego.
-Nie...
-Więc przedawkowała. Sprawa zamknięta.
-Nie wiem, czy to taki dobry pomysł. Nie jesteśmy pewni.
-Zróbcie jej toksykologię. Powinno być to widać. A tymczasem przejdźmy do innych zleceń. - Uśmiechnęła się pod nosem odrzucając kartki na bok. - Nie mieliśmy żadnych dealerów ani narkomanów?
-Jednak przejrzałaś papiery.
-Nonsens. Intuicja. - Popukała się w czoło, a uśmieszek nadal nie schodził z jej twarzy. - No, to gdzie macie Jacksona?
-To też zasługa twojej intuicji? - Spytał, lekko oburzony.
-Mike, nie bądź na mnie zły. Jaki inny szesnastoletni dealer mógłby się tu kręcić? - Puściła mu oko, niemalże było słychać trzepotanie jej długich rzęs. Mężczyzna natychmiast rozchmurzył się.
Alison wstała i udała się do wyjścia, lecz drogę zagrodził jej Mike.
-Dokąd to? - Spytał zatrzymując się kilkanaście centymetrów od niej.
-Przesłuchać ćpuna. - Odpowiedziała bez wahania i chciała go wyminąć,
jednak znów zastąpił jej drogę.
-Już jest przesłuchiwany. Przez... - Zawahał się - Przez Spencera.
-Ten dupek? Jesus... - Przysunęła się do niego jeszcze bliżej, tak, że odległość pomiędzy nimi zmalała do paru centymetrów. Ich twarze dzieliły zaledwie milimetry. Alison uśmiechnęła się uwodzicielsko i szepnęła:
-Wypuść mnie, Mike.
Na twarzy mężczyzny można było dojrzeć rozbawienie i spokój.
-Nie ma mowy. - Za chwilę poczuł jak w brzuch wżyna mu się podłużny, metalowy przedmiot. Zaśmiał się lekceważąco. - I co? Zastrzelisz mnie?
-Jeśli zajdzie taka potrzeba...
Ale potrzeba nie zaszła, ponieważ Alison wykorzystała rozkojarzenie Mike'a i wymknęła się szybko, zatrzaskując za sobą drzwi. Mike westchnął i powoli powlókł się w kierunku, w którym zniknęła jego koleżanka.
*
-Co tam Jackson? Jak ci idzie robota? - Spytała wesoło siadając naprzeciwko młodego chłopaka w pokoju przesłuchań.
-Dzień dobry pani Morrison. - Odparł również radośnie, przeczesując palcami krótkie, kasztanowe włosy.
Znajdowali się w przestronnym pomieszczeniu, o ciemno grafitowych ścianach, mosiężnych drzwiach i dużym oknie, tak zwanym lustrze weneckim.
Chłopak ubrany był w brązową, luźną bluzę, jeansy i biały T-shirt doskonale kontrastujący z jego śniadą karnacją. Wydawał się w ogóle nie być przejęty całym zajściem. Morrison przekrzywiła lekko głowę, wpatrując się w chłopaka przyjaznym wzrokiem, po czym powróciła do pierwotnej pozycji, nieco się rozluźniając.
-Mam ci prawić kolejny wykład o prawidłowym zachowaniu? Jackson, skończ z tym wreszcie. Twoja kartoteka jest grubsza, niż nie jednego przestępcy. Kradzieże, włamania, handlowanie drugami... Dno. Już nawet jak łamiesz prawo, mógłbyś się postarać na tyle, żeby cię nie złapali!
Na twarz chłopaka wpełzł wyraz zakłopotania. Policjantka radzi mu jak ma się zachowywać w czasie popełniania zbrodni? Bzdura.
-Pewnie mnie wywalą za to z pracy. - Podsumowała Alison w zamyśleniu, wstając z krzesła. - Trudno, byłby z ciebie porządny człowiek, gdybyś się przyłożył do tych kradzieży...
-Dość tego! - Zagrzmiał niski głos mężczyzny wbiegającego do pomieszczenia.
Przeraźliwy pisk wydobywający się z otwieranych drzwi wypełnił pokój.
-Chcesz nas wszystkich ogłuszyć Spencer? - Krzyknęła Alison zatykając sobie uszy.
-Wyobraź sobie, że nie staram się znęcać nad ludźmi mszcząc się za swoje krzywdy Morrison. - Jego twarz wykrzywił irytujący uśmiech. Na twarzy kobiety można było dojrzeć jedynie cierpienie, a w oczach stanęły jej obrazy z tamtego dnia. Ból. Gniew. Wściekłość zawładnęła nią w każdym calu.
Oczy zapłonęły żywym ogniem, a ręka skierowała się w stronę lewego biodra.
Poczuła na opuszkach palców chłód stali i zacisnęła dłoń na pistolecie.
Wyszarpnęła go z uchwytu i skierowała w stronę rozbawionej, dumnej twarzy Spencera. Natychmiast przestał się uśmiechać i wytrzeszczył oczy przerażony. Alison uśmiechnęła się usatysfakcjonowana, jednak nie opuszczała ręki.
-Pani Morrison... - Powiedział zszokowany chłopak. Kobieta przypomniała sobie o jego obecności i wzdrygnęła się. Opuściła pistolet i wsadziła go na miejsce. Zamknęła oczy i głęboko westchnęła. Usłyszała, jak wszyscy obecni w tym pokoju wypuszczają z ulgą powietrze. Otworzyła oczy i skierowała spojrzenie na Spencera, który przybrał już bardziej normalną pozę, ale nadal obserwował każdy jej ruch.
-Nie zabiję cię, tylko ze względu na dzieciaka. - Powiedziała złowrogim tonem, zerkając na rozluźnionego Jacksona. - Ale jeśli jeszcze raz poruszysz kwestię mojego życia osobistego, bez zastanowienia wpakuję ci kulkę w łeb.
Skinęła głową na chłopca i skierowała się do wyjścia zgrabnym krokiem.
Otworzyła drzwi i wpuściła go przed siebie. Spojrzała przez ramię. Nikt jeszcze nie ruszył się z miejsca.
-A teraz daj mu święty spokój. Biorąc pod uwagę całokształt, jest lepszym obywatelem niż ty.
Uśmiechnęła się zalotnie puszczając oko do stojącego w rogu pokoju Mike'a, który obserwował całą sytuację bez żadnego zainteresowania. Ciszę wypełnił trzask zamykania pancernych drzwi.

_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-

Nigdy nie brałam się za kryminały, więc nie wiem jak wypadłam, ale czuję się w tym całkiem nieźle. Zresztą oceńcie sami.




Sweet.Dreams - 13.12.2008 21:16

  Bardzo ładne opowiadanie.
Wszystko tak szczegółowo opisane ;)
Czekam na następny odcinek
_________________________

Czyt. -->Moja pierwsza twórczość <-- Czyt.
Mile widziane komenty ;P



canny - 16.12.2008 14:55

  Widzę z jaka zapalczywościa czytacie moje opowiadanie ;(



niepokorna - 16.12.2008 15:42

  No to teraz ja :D
Nie wiem, może się mylę, ale Twoja postać pani Morrison kojarzy mi się z moją Sam :O
I tak trochę z charakteru...
twarda, zbuntowana policjantka która bawi się uczuciami, nie szczędząc przy tym złośliwości... może to tylko moje wrażenie, oświeć mnie :D
Co do opowiadania - będzie z tego świetny materiał do fs, myślę, że nas tym zaszczyciisz ^^
Poboda mi się motyw z niszczarką.
przepraszam za błędy,ale jestem nieprzytomna.

9/10




canny - 16.12.2008 16:01

  Cóż, miało być, że jest agentką FBI, ale zupełnie nie wiem, jak to wygląda, więc stwierdziłam, że lepiej, żebym dała coś prostszego, żeby nie popełnić jakiegoś błędu xD
Dzięki za ocenkę:)



Liv - 17.12.2008 18:03

  W końcu przeczytałam :)

Jestem pod wrażeniem. Język, jakim się tu posługujesz, jest bardzo profesjonalny- jakby to pisał doświadczony, znający się na tym pisarz. Miło się czyta :)
Podoba mi się charakter bohaterki. Jest taki... Wyrazisty. Polubiłam ją :)
Ostatnio coś się raroiło tych kryminałów... Nowa moda? Telenowele wychodzą z mody?! <o nieee..!>
Dobrze, że wszystkie są na wysokim poziomie i ogólnie są fajne :)

Czekam na next ;)



canny - 22.12.2008 12:23

  Mimo tak niewielkiej liczbie komentarzy daję nowy odcinek.

Odcinek 2

-Cześć Joel! Co tam? – Krzyknęła Alison zamykając drzwi w gabinecie szefa. Rozejrzała się po pokoju szukając jakichś wyraźnych zmian w wystroju, jednak niczego nie zauważyła. Zgrabnym krokiem ruszyła w stronę biurka i usiadła na krześle obitym czarną, jedwabistą tkaniną.
Joel Carter był mężczyzną w średnim wieku, o troskliwym spojrzeniu i rzadkich, ciemnych włosach.
Tym razem siedział z głową podpartą na rękach wzdychając co parę minut.
-Witam Alison. Pewnie wiesz dlaczego cię tu wezwałem. – Powiedział to zdanie, jakby było często powtarzaną, wykutą na pamięć formułką. Kobieta uśmiechnęła się.
-Nie mogłeś się doczekać, żeby mnie zobaczyć? - Spytała żartobliwie. Joel uniósł głowę i uśmiechnął się do niej słabo. Jednak po chwili spoważniał.
-Nie, nie o to chodzi. Wiesz, że takie sceny…
Alison wstała, ledwo nie wywracając krzesła i energicznym krokiem podeszła do ściany, na której wisiały zdjęcia wielu ludzi otrzymujących medale od ówczesnych ważnych osobistości. Kobieta popatrzyła przez chwilę na ścianę szukając swoim bystrym wzrokiem jednego ze zdjęć, a kiedy już je znalazła oparła się o ścianę, aby mieć portret po swojej prawej stronie. Założyła ręce na piersi i z trudem wydobyła z siebie słowa.
-Joel, wiesz kim był ten człowiek, prawda? – Spytała niemalże retorycznie, bo wiedziała, że przełożony zna odpowiedź. Joel stał nieco zszokowany zmianą tonu głosu Alison, ale też zmartwiony, ponieważ rzeczywiście wiedział, jak drogi był dla niej mężczyzna na zdjęciu.
-Spencer… Ten sukinsyn… Śmie niszczyć jego… - Nie była wstanie dokończyć. Mężczyzna wiedział, że jedyną rzeczą, która wprowadza Alison w taki stan jest wspomnienie o jej rodzinie. Zmienił więc temat.
-Mimo wszystko nie powinnaś wypuszczać przestępcy tak po prostu! Nawet dziecka!
Alison natychmiast rozchmurzyła się i spojrzała na niego z rozbawieniem.
-Jest niewinny. Niecałą godzinę temu dzwonili z Vancouver, że złapali chłopaka. To była pomyłka.
-Nie mieliśmy dowodów…
-Nie wyrzucisz mnie Joel. Pieprzonych morderców jest coraz więcej, a nikogo takiego jak ja nie znajdziesz.
Carter zamyślił się. Na jego czole pogłębiły się i tak już widoczne zmarszczki. Podrapał się po na pół łysej głowie, poczym wzdychając przyznał jej rację.
-Ale nie powinnaś wszczynać takich konfliktów. – Starał się, aby ton jego głosu wydał się stanowczy i zdecydowany. Jednak nie wyszło mu to najlepiej, o czym natychmiast się przekonał. Nie próbując już grać twardziela podsunął nieśmiało:
-Może gdybyście razem popracowali…
Morrison zrzedła mina, ale patrzyła na szefa w ten sposób, jakby nie do końca zrozumiała co ma na myśli.
-Czy ja dobrze rozumiem? Ty chcesz przyłączyć Spencera do mojego zespołu?!
Zagrzmiała uderzając w biurko pięścią. Wzięła głęboki wdech i odwróciła się napięcie. Uspokoiła się trochę i dodała spokojnym, zrównoważonym tonem:
-Mike, Jane i Maya bardzo dobrze się sprawują. Nie potrzebuje dupka, który to wszystko spieprzy.
-Ale…
-Jeśli zrobisz coś tak głupiego, rzucę tę prace, a przy najbliższej okazji zastrzelę Spencera.
A teraz żegnam.
Joel nawet nie próbował się sprzeciwiać. Ona po prostu miała rację. Nie może jej zwolnić, ani doprowadzić do jej odejścia, bo przestępczość w Seattle wzrosłaby o jakieś dziewięćdziesiąt dziewięć procent. Więc westchnął po raz kolejny i powiedział tylko:
-Do zobaczenia, pani Morrison.
*
Kobiety zerwały się na równe nogi słysząc trzask drzwi.
Maya, drobna, niepozorna i wiecznie roztrzepana blondynka przewróciła krzesło. Jedynie Mike spędzając z Alison znacznie więcej czasu, wiedział, że nie ma powodu do działania. Siedział więc dalej zapatrzony w dokumenty. Morrison wbiegła do gabinetu i rzuciła się na krzesło, które znów zapiszczało wołając o pomstę do nieba. Jane i Maya również ochłonęły i powoli klapnęły na krzesła.
-Mogłabyś być nieco delikatniejsza. – Podsumowała z wyrzutem Jane. Była to ciemnoskóra, miła, zasadnicza kobieta o długich i mocno kręconych, ciemnokasztanowych włosach.
Alison spojrzała na nią, jakby zapytała czy wczoraj w Afryce padał śnieg, po czym zignorowała pytanie i zwróciła się bezpośrednio do Mike’a.
-Dupek z ciebie. – Powiedziała krótko, ale mężczyzna nawet nie wychylił nosa zza kartek, więc ta zirytowana wyszarpnęła mu papiery z ręki. Spojrzała na nagłówek i zaczytała się w tajemniczej treści.
-No to mamy problem. – Spojrzała na nich wymownie omijając wzrokiem Mike’a, co było dość trudne, ponieważ siedział pomiędzy kobietami. – Skoro toksykologia nic nie wykazała i nie ma obrażeń na ciele…
Alison zamyśliła się. Zmarszczyła czoło, intensywnie się nad czymś zastanawiając.
Odgarnęła gruby kosmyk hebanowych włosów do tyłu i przeczytała jeszcze raz to samo zdanie:
„Pod lewą piersią znaleziono świeże szwy…”
Wszyscy w napięciu czekali na jej reakcje. Kobieta zamknęła oczy i westchnęła zrezygnowana.
-Gdzie mogę znaleźć trupa świętej pamięci… - Zajrzała w kartkę, błyskawicznie znajdując nazwisko – Pani Stevens?
Cała trójka skrzywiła się lekko słysząc radosny ton, którym wypowiedziała te słowa, jednak Jane nie czekając, aż Alison zacznie ich ponaglać zabrała głos.
-Jest w kostnicy.
*
-Jak mogliście to przeoczyć?! – Krzyczała zbulwersowana do współpracowników. Maya pospiesznie zbierała papiery porozrzucane po podłodze. Alison z hukiem opadła na krzesło, które tym razem nie wytrzymało ciężaru i pękło, łamiąc się na kilkanaście części. Kobieta jednak nie poczuła żadnego uderzenia, czy bólu związanego z wypadkiem. Otworzyła oczy i bacznie rozejrzała się po pomieszczeniu. Poczuła ciepły oddech na swoim karku i usilnie tłumiony chichot. Oprzytomniwszy zerwała się na równe nogi rzucając Mike’owi gniewne spojrzenie. On w odpowiedzi uśmiechnął się, wstał i lekko ukłonił.
-Zawsze do usług.
Alison przewróciła gniewnie oczami i natychmiast odwróciła się od niego. Zaczęła szukać telefonu, który zapewne znajdował się gdzieś pod stertą nic niewartych dokumentów. W końcu odnalazła słuchawkę i wystukała numer. Po kilku sygnałach w słuchawce odezwał się znajomy, ciepły głos:
-Słucham?
-Witaj, Joel! Zgadnij kto mówi? – Spytała z ironią. W słuchawce można było usłyszeć ciche westchnienie.
-Co się stało tym razem?
-Pamiętasz, jak mówiłam ci, ze trzeba wymienić te cholerne krzesła?
-A ja odpowiedziałem, że wkrótce to zrobię.
-W takim razie, lepiej zrób to natychmiast, bo nie mam na czym usiąść.
-Ale…
-A! I wezwij serwis sprzątający do mojego gabinetu.
Alison rozłączyła się i odłożyła słuchawkę na miejsce. Z tryumfalnym uśmiechem podążyła ku drzwiom, z których kierunku rozległo się nerwowe pukanie. Morrison otworzyła drzwi i wpuściła do środka spłoszoną sprzątaczkę. Kobieta popatrzyła pytająco na krzesło, a raczej jego pozostałości, a następnie przeniosła wzrok na Alison. Ta jakby od niechcenia powiedziała:
-Kolega nie mógł powstrzymać wybuchu złości. – Mike popatrzył na nią z dezaprobatą, a sprzątaczka pokiwała głową ze zrozumieniem i zabrała się do pracy.
-Pani Evo, jak pani skończy, to proszę przekazać szefowi, że oczekuję nowego krzesła.
Eva uniosła głowę znad worka z plastykiem i przymknęła oczy na znak, że zrozumiała.
*
-Jesteś dupkiem.
-Już to słyszałem.
Alison stała naprzeciwko Mike’a opierającego się swobodnie o ścianę w drugiej części gabinetu. Ona, odwrotnie do niego, była spięta i zdenerwowana. Spokojny i rozluźniony wyraz twarzy Mike’a napawał kobietę złością. Egoista… Podły dupek i egoista…
-Nie ruszyłeś się nawet, żeby mnie powstrzymać. – Powiedziała z wyrzutem skutecznie unikając jego wzroku. Mężczyzna podniósł rękę i dotknął ciepłymi opuszkami palców jej rumianego policzka. Alison zawrzała gniewem i chciała strącić jego rękę, ale ułamek sekundy wcześniej opuścił ją i na powrót schował do kieszeni. Zaśmiał się szczerze. Alison zwęziła oczy i zastanawiała się ile cierpliwości jej pozostało.
-Otóż to. – Powiedział opanowując śmiech. – Wiedziałem, że go nie zastrzelisz. To było pewne. Jesteś zbyt przewidywalna, panno Morrison.
Kobieta zmarszczyła brwi analizując wypowiedź kolegi. Z trudem wciągnęła powietrze i z jeszcze większym trudem odezwała się.
-Uważasz, że jestem przewidywalna, rutynowa, niezmienna, nijaka? – Spytała prawie krzycząc.
Mike pokiwał głową. I wtedy Alison zbliżyła się do niego pozostawiając między nimi niecały centymetr. Mężczyzna uśmiechnął się czując gorący, szybki oddech współpracowniczki na swoich ustach. Zamknął oczy… i poczuł świst powietrza i odgłos trzaskających drzwi. Otworzył oczy zrezygnowany i począł rozglądać się po pomieszczeniu. Kilka kartek strąconych nagłym podmuchem wiatru leżało na ziemi. Po za tym gabinet był nieruchomym pomieszczeniem, a jedyną istotą żywą, która się w nim znajdowała był on. Potrząsnął głową odrzucając od siebie przyjemne wizje i ruszył ku biurku. Usiadł powoli na krześle i podniósł słuchawkę wystukując dobrze znany mu numer. Westchnął zrezygnowany i przyłożył telefon do ucha.
-No to co z tym krzesłem, Joel?



Analisse - 22.12.2008 12:54

  Cytat:
Widzę z jaka zapalczywościa czytacie moje opowiadanie ;( Pewnie nie każdy ma czas na czytanie, lub sie po prostu nie chce, wszystko w swoim czasie... Mojego też nikt nie czyta, ale się tym nie przejmuje :D

Co do opowiadania: Fajne, podoba mi się, dobrze się czytało. Pierwszy odcinek troszke bardziej podobał mi się niż drugi. Czekam na dalsze części.



canny - 25.12.2008 09:14

  Dzięki za komentarz:)



Liv - 25.12.2008 11:16

  Ja nawet nie wiedziałam, że jest nowy :O
Panna Morrison jest definitywnie the best :D
A ten motyw z krzesłem skojarzyłam z opowiadaniem niepokornej- tam też było o rozwalonym krześle ;)
Ale początek jakoś bardziej mi się podobał :/

I co do komentarzy: to nie jest dział FotoStory, nie zapominaj. Tu nie ma tylu czytelników, co tam.



canny - 25.12.2008 17:15

  Może faktycznie było coś takiego w opowiadaniu niepokornej, jeszcze do tego nie doszłam, bo zaczęłam czytać, jak pojawiło się FS, a od tamtego czasu miałam mało czasu xDD
No i dzięki za komentarz, lecę się odwdzięczyć:)



niepokorna - 27.12.2008 15:01

  Fajny odcinek, ale mam nieodparte wrażenie, że krótki ^^
U mnie też był motyw z krzesłem :O :D
Fajnie, ale czegoś mi tu brakuje. Sama nie wiem czego ^^
10.
<zgadza się z Liv, tu prawie nikt nie wchodzi, nie martw się :)>



canny - 31.12.2008 16:11

  No i macie ostatni odcinek w starym Roku :P Wyszło tego pięć i pół strony, ale inaczej byłoby za mało, więc dołożyłam trochę z następnego odcinka.

Odcinek 3

-Dzięki, że przyjechałeś. – Wymamrotała nieśmiało wpuszczając do mieszkania Mike’a wraz z odrobiną śniegu. Zatrzasnęła drzwi, a następnie pozamykała wszystkie zamki, oparła się o nie i splotła ręce na piersi. Mike właśnie zdjął gruby, wełniany płaszcz i zastanawiał się co ma z nim zrobić. Rozglądał się przez chwilę, jednak nie znalazł wieszaka, ani niczego co mogło mu go zastąpić i zrezygnowany rzucił okrycie na kuchenne krzesło. Miał ze sobą siatkę z tajemniczą zawartością, której Alison przyglądała się ze zbyt dużą intensywnością. Mężczyzna udał się do saloniku i usiadł na starej kanapie wołającą swoim skrzypieniem o pomstę do nieba.
-Cała ta sprawa jest strasznie… -Zamyślił się szukając właściwego określenia. - …paskudna.
Alison podeszła do niego, starając się zobaczyć, co ma w tej siatce, lecz jej starania poszły na marne. Usiadła więc z rezygnacją obok kolegi odchylając głowę do tyłu i ciężko wzdychając.
-No dobra, gadaj co masz w tej torbie.
Mike uśmiechnął się tajemniczo i podniósł torbę do góry obracając nią w powietrzu.
-Ach, to. – Morrison zaczęła się niecierpliwić. Nienawidziła, jak ktoś miał nad nią przewagę. Zerknęła za siebie. Na stołku obok sofy leżał mały nożyk, który służył jej jako dziadek do orzechów. Ukradkiem, niby podpierając się rękami z tyłu, sięgnęła po ostre narzędzie i zaciskając palce na trzonku uśmiechnęła się złowieszczo. Utkwiła wzrok w punkcie za mężczyzną, a jej twarz przybrała maskę przerażenia, aby odwrócić uwagę kolegi. Ten odwrócił się za siebie zaniepokojony, a Alison, wykorzystując chwilę błyskawicznie wyciągnęła dłoń przed siebie i cisnęła nożem prosto w uchwyt siatki. Przerażony Mike odwrócił sie i cofnął szybko rękę. Czarnowłosa zuchwale utkwiła wzrok w wiszącej na wbitym w kanapie nożu plastykowej torebce. Siatka pokiwała się jeszcze chwilę, po czym zastygła bez ruchu. Alison zachichotała i złapała torbę w rękę. Pociągnęła w dół, co spowodowało jej rozerwanie, i wysypała zawartość na sofę. Przyglądała się nowoodkrytemu pakunkowi z niemałym zdziwieniem poczym zmarszczyła brwi i spojrzała na Mike'a pytająco. On, doszedłszy do siebie odpowiedział z lekkim uśmieszkiem.
-Non stop gadasz w pracy, że jesteś niewyspana, bo marzniesz w nocy. No to kupiłem ci piżamę.
Uśmiechnął się do niej ciepło i wtedy stało się coś czego nie przewidział. Spodziewał się, że będzie się wydzierać, że robi sobie z niej żarty, że ciśnie "prezentem" o ścianę i każe mu wyjść, albo rzuci w niego wazonem. Tymczasem ona wygięła kąciki ust ku górze, a w jej oczach pojawiły się niby tańczące w koło nad ogniskiem iskierki radości. Na Mike'u zrobiło to niemałe wrażenie, ponieważ rzadko na jej zgrabnej twarzy pojawił się ciepły uśmiech. Zwykle było to szczerzenie z zemsty, czy rozbawienia, ale nie takie, które sprawia, że jej twarz jaśnieje anielskim blaskiem.
Mężczyzna nie mógł uwierzyć w to co widzi i postanowił dotknąć nadprzyrodzonego zjawiska. Powoli zaczął unosić rękę, aż w końcu znalazła się juz na wysokości jej głowy. Wtedy TEN uśmiech ustąpił miejsca innemu, kpiącemu, a ciemna brew uniosła się do góry odsłaniając małą bliznę tuż pod łukiem brwiowym.
-Eee... Mike... - Powiedziała rozbawiona Alison zezując na jego dłoń. - Dzięki za piżamę, pójdę... się przebrać.
Wstała i poszła w kierunku małej łazienki zasłaniając usta ręką, jednak mężczyzna usłyszał przytłumiony chichot. Mike spuścił głowę zażenowany i założył ręce na kark. Kretyn Po chwili przypomniał sobie o nożu tkwiącym w oparciu kanapy i zdecydowanym ruchem wyszarpnął go stamtąd pozostawiając małą dziurkę. Odłożył narzędzie na stolik i oparł się wydmuchując głośno powietrze. Usłyszał zbliżające się doń kroki i za chwilę ujrzał w drzwiach Alison. Nigdy naprawdę nie zastanawiał się jak jego współpracowniczka wygląda w rozpuszczonych włosach, teraz kiedy zobaczył ją tam, stojącą i dziwnie patrzącą się na niego...
-Mike, oprzytomniej! - Zawołała, po czym dodała z sarkazmem. - I tak się z tobą nie prześpię.

*

-I niech spoczywa w spokoju.
Po tych słowach pastor zamknął Biblię i udał się w stronę pani Jacobson, matki Jacksona, aby złożyć jej kondolencje. Zresztą wszyscy udali się ją pocieszać. Kobiety przytulały ją, głaskały po jasnych, gęstych włosach, a mężczyźni klepali po ramieniu. Wszyscy otoczyli ją i razem opłakiwali jej syna, na uboczu pozostała tylko jedna kobieta. Ubrana była w czarne spodnie i czarny płaszcz do kolan. Na głowie miała założone ciemne okulary. Cały pogrzeb stała za drzewem, żeby przypadkiem nikt jej nie zobaczył. Kiedy wszyscy złożyli kwiaty na grobie, pomodlili się i zniknęli, czarnowłosa rozejrzała się, wyszła zza drzewa i skierowała się w kierunku mogiły przyozdobionej dziesiątkami kolorowych kwiatów.

*

Alison patrzyła na tablicę nagrobną, na której wypisane było imię i nazwisko dwóch osób. Jedną z nich był Jackson, drugą, co wywnioskowała inspektor, jego ojciec. Łzy lały się jej z oczu, a ona była na siebie wściekła, że doprowadziła się do takiego stanu. Z trudem łapała powietrze. Dobrze, że się nie pomalowałam
Wtedy usłyszała jak mały piszczący przedmiot wibruje jej w kieszeni.
-Na litość boską, jest niedziela! - Mruknęła ponuro wyjmując telefon z kieszeni płaszcza. Spojrzała na wyświetlacz i potwierdziła swoje przypuszczenia - dzwonił Mike. Zdjęła szybkim ruchem okulary, przetarła spuchnięte od płaczu oczy, wzięła głęboki oddech i naciskając zieloną słuchawkę na klawiaturze telefonu przyłożyła go sobie do ucha. Przymknęła oczy i odezwała się:
-Ile razy mam ci powtarzać, że w niedzielę chcę mieć święty spokój? - Wysyczała.
-Płakałaś?
Acha. Więc jednak nie udało jej się zatuszować do końca jej zrozpaczonego tonu. Trudno, trzeba coś wymyślić.
-Funkcjonariuszu Woods, zakłócasz mój prywatny spokój w jakimś konkretnym celu, czy tak dla zabawy?
Odpowiedziało jej głuche milczenie, które przerwało zakłopotane chrząknięcie Mike'a.
-Usiłowanie morderstwa...
-Poszkodowany żyje?
-Poszkodowana. - Poprawił ją Mike.
-Nie ma znaczenia, przypomnij sobie, kretynie, że pracujemy w wydziale zabójstw.
-Myślę, że jednak ma znaczenie. - Kontynuował niezrażony jej wypowiedzią. -Jest coś, co mogłoby cię zainteresować.
Alison zamyśliła się. I tak nie miała żadnych planów na dzisiaj, a ciemne wizje przeszłości natarczywie do niej powracały.
-Będę za piętnaście minut. Zrób kawy. - Rozłączyła się.

*

-Co tak stoicie? - Czarnowłosa zwróciła się do zespołu, odwieszając ubranie wierzchnie na wieszak. Cała trójka stała, ale bynajmniej nie wyglądali na poważnych dorosłych ludzi. We wnętrzu powstrzymywali wybuch głośnego śmiechu, co Alison oczywiście natychmiast wyczuła. Zwęziła oczy, tak, że przypominały teraz szparki i przeszyła badawczym spojrzeniem każdego członka zespołu po kolei.
-Co was tak bawi? - Spytała zirytowana. - Radzę się przyznać, Mike wie na co mnie stać.
Uśmiechnęła się tajemniczo, a Mike pobladł na chwilę, ale tylko na chwilę, co dodatkowo rozwścieczyło Alison.
-Już spokojnie. - Skinął na Mayę, aby podała mu jakieś papiery. Teraz przybrał rozbrajająco poważny ton. - Chciałbym ci coś oznajmić.
-Jesteś gejem? - Alison udawała zdziwienie.
-Nie. - Odparł ponuro, a czarnowłosa otarła teatralnie pot z czoła wydobywając z siebie przy tym głośnie "Uff". Kobiety zachichotały cicho.
-Ta ofiara... - Ciągnął, wyraźnie pohamowując wybuch śmiechu. - Podejrzewamy, że to...
-NO CO?! Co jest takiego, że nie umiesz tego wymówić?!
-Podejrzewamy, że to twoja siostra. Bliźniaczka, mówiąc ściśle. - Dopowiedziała nieśmiało Maya.
Alison zmarszczyła brwi intensywnie się nad czymś zastanawiając. Cała trójka w milczeniu oczekiwała na jej reakcje spodziewając się co najmniej wybuchu złości powodującego olbrzymie straty w wyposażeniu biura. Lecz nic się nie wydarzyło.
-Jak ma na imię?
-Kate.
Znów milczenie, które przerywało nerwowe stukanie obcasów Alison o drewniane panele.
-Jesteście...pewni? - W tonie jej głosu dało się usłyszeć nutkę rozbawienia.
-Zgadza się data urodzenia, nazwisko...
-I tylko na tej podstawie sądzicie, że jest moją bliźniaczką?
-Jest do ciebie podobna kropka w kropkę. - Zaczęła Jane, do tej pory milcząca. - Tylko włosy...
-...ma rude. - Dokończyła Alison, co spowodowało serię zaskoczonych spojrzeń wycelowanych prosto w nią. - No co? To po ojcu. - Mruknęła posępnie po czym znów się zamyśliła. Jakby w transie podeszła do biurka, usiadła na krześle i zaczęła wpatrywać się nieobecnym wzrokiem w jakiś nieokreślony punkt. Wszyscy nadal stali obawiając się, że może jednak nadejdzie fala złości, jednak po paru minutach usłyszeli przytłumiony chichot, który przerodził się w głośny śmiech. Alison zwijała się na krześle, zaciskając powieki i trzymała się za brzuch. Kiedy już się opanowała wstała i obróciła się tyłem do współpracowników.
Wzięła głęboki oddech i błyskawicznie odwróciła się i skierowała wzrok na Jane, zwężając oczy.
-Nie uwierzę, dopóki nie zobaczę. Gdzie ona jest? - Przybrała ton mordercy, jaki czasem występuje w serialach.
Jane niewzruszona odpowiedziała powoli.
-W szpitalu, a gdzie mogłaby być?
-To ja tu jestem od zadawania retorycznych pytań. - Powiedziała karcącym tonem, po czym skierowała się do całej trójki. - Jedźmy tam więc.

*

-Pani Morrison, proszę zaczekać, ona jest w śpiączce!
Chuda pielęgniarka niemal biegła za podążającą w głąb szpitala Alison. Za nimi powolnym krokiem szli kolejno: Jane, Maya, a szereg zamykał Mike.
Alison zmęczona słuchaniem skrzeczącej pielęgniarki, zatrzymała się, a tamta, gwałtownie hamując ledwie na nią nie wpadła.
-Proszę pani. - Zaczęła uprzejmym tonem, ale po chwili nie starała się już opanowywać. - Wasza pacjentka jest ofiarą krwawej zbrodni. Istnieją podejrzenia, że została napadnięta przez tego samego mordercę - Już nie mówiła, wrzeszczała. - co szefowa głównego banku w Seattle, szesnastoletni dealer oraz mój mąż i syn. Tyle, że oni wszyscy nie mieli tyle szczęścia co Kate! Rozumie pani?!
Pielęgniarka skamieniała, więc Alison wykorzystała ten moment i zręcznie ją wyminęła. Idąc, już teraz spokojnie, powoli poczuła niesamowitą ulgę, że wreszcie mogła się na kimś wyżyć. Że całe to uczucie strachu i smutku przelała na kogoś innego za pomocą słów. Analizując swoją wypowiedź zatrzymała się w drzwiach dokonując smutnego odkrycia, które wypełniło ją nienawiścią do leżącej tam rudowłosej, nieprzytomnej kobiety. Łzy żalu stanęły jej w oczach i zapragnęła z całych sił udusić swoją rzekomą siostrę gołymi rękami. Zatrzymała się więc wpijając palce w pożółkłą futrynę i starając się wyrównać oddech i uspokoić galopujące serce, które chciało wyrwać się z piersi. Kate się udało, a jej mąż i syn fruwali z aniołkami. Prychnęła sama do siebie. Zaniepokojeni współpracownicy dołączyli do niej, za nimi trzymała się spłoszona pielęgniarka.
-W porządku? - Maya położyła jej drobną dłoń na ramieniu, jednak ta za chwilę ją strąciła. Uspokajając swoje makabryczne myśli uporczywie dążące do zmanipulowania właścicielką tak, żeby zamordowała rudowłosą, dziarskim krokiem ruszyła przed siebie. Usiadła na krześle wsłuchując się przez chwilę w monotonny dźwięk aparatu do pomiaru tętna, po czym odgarnęła z niej kołdrę.
Miała na sobie, o dziwo, zamiast szpitalnej koszuli, luźną bluzkę i jasne legginsy. Sięgnęła do miejsca, gdzie kończyła się bluzka, ale powstrzymała ruch i odwróciła się do kolegów tłumacząc:
-Jeśli jest moją siostrą, można potwierdzić to tylko w jeden sposób.
-Testy DNA. - Powiedziała chłodno Jane, ale Alison zgromiła ją wzrokiem.
-Jak już mówiłam jest jeden sposób. - Uniosła lekko sweter do góry, po prawej stronie ciała, ukazując im ciemne znamię w kształcie sierpa księżyca. Cała trójka pokiwała twierdząco głowami, a czarnowłosa bez ceregieli uniosła biały T-shirt w tym samym miejscu. Maya wydała z siebie cichy jęk, reszta, włączając wypłoszowatą pielęgniarkę, wytrzeszczyła tylko oczy. Morrison uśmiechnęła się do siebie i westchnęła zrezygnowana. Nikt nie śmiał odezwać się słowem, bowiem w sali panowała niemal namacalna cisza, którą bano się przerwać.
Tylko ten cholerny aparat ciągle nadaje...



niepokorna - 31.12.2008 17:43

  Chanel, ja nie wiem, może to tylko moje przypuszczenie,ale... czytałaś może mój 9 odcinek?
tam też jest akcja, że ofiarą krwawej zbrodni jest siostra bliźniaczka
mam nieodparte wrażenie, że mnie kopiujesz...
o akcji się nie wypowiem, ponieważ uważam, że jest bardzo podobna do mojej.
pozdrawiam



canny - 31.12.2008 18:35

  Nie?! Nie zdążyłam przeczytać, zobaczyłam, ze jest długi i stwierdziłam, że przeczytam później. Przepraszam, zmienię fabułę, żeby cię nie niepokoić <skrucha>



Liv - 01.01.2009 08:58

  O kkurczę...
Jak to możliwe, żebyś tak dokładnie, w dodatku bez czytania odcinka "przekopiowała" niepokorną. Ja wiem, że to niespecjalnie, ale jest to dla mnie co najmniej dziwne :/
Odcinek OK, gdzieś tam w tekście w zdaniu znalazłam wyraz, który jakoś mi tam nie pasował- znaczy inny lepiej by to opisywał, ale to taki szczegół.
O samym pomyśle z tą siostrą bliźniaczką nie mogę nic powiedzieć- wiemy, dlaczego.
Mike ma świetne poczucie humoru :D
Główna bohaterka nazywa się Alison Morrison- nie uważasz, że to dziwnie brzmi?
Czekam na następny odcinek i ciekawa jestem, jak wybrniesz z tego... nawet nie wiem jak to nazwać. Miejmy nadzieję, że nie sprawi Ci to większych problemów i następny odcinek będzie udany :)



canny - 04.01.2009 10:32

  Dobra daję następny odcinek. Mam nadzieję, że nie będzie podobny do tego, który dała niepokorna : ( Trochę krótki jest, ale na więcej mnie nie stać:] Po za tym myślę, że rzadziej będą pojawiały się odcinki, o feriach w ogóle nie mówię, bo wyjeżdżam na 2 tygodnie do Austrii. Ale nie martwcie się przygotuję wam tam coś fajnego, bo będę miała laptopa:} I będzie to dowód,że jednak nie kopiuje niepokornej, ponieważ nie będę mioała tam dostępu do netu : D

Odcinek 4

-Nie ma możliwości, żeby ją obudzić. Nie dotarło to do ciebie? - Maya, jako policjant wyspecjalizowany w medycynie próbowała wbić do głowy Alison, że mimo wszystko nie uda jej się dopiąć swego. Nie tym razem. Lecz czarnowłosa pozostawała niewzruszona na rady koleżanki. Nagle doznała olśnienia.
-Ona śpi, prawda? – Nieobecnym głosem rzuciła pytanie w przestrzeń.
-Tak. - Odpowiedziały jednocześnie Maya i pielęgniarka.
-No to trzeba ją obudzić, bo się spóźni do szkoły. - Powiedziała to zrezygnowanym tonem, ale oczywiście nikt nie zrozumiał o co jej chodzi. Za chwilę jej twarz przybrała wrogi wyraz i ostrym tonem zaczęła:
-Jeśli któreś z was powie jej, że jesteśmy... - Nie potrafiła wymówić tego słowa, było to dla niej zbyt nierealne. Nie chciała jednak dać tego po sobie poznać, więc wahała się tylko przez ułamek sekundy. - ...siostrami, osobiście wpakuje mi kulkę w łeb. Tu i teraz, bez chwili wahania. Zrozumiano? - Mike, Maya i Jane pokiwali głowami, znając wybryki przyjaciółki, jednak pielęgniarka otworzyła usta i wytrzeszczyła oczy, żeby po chwili szepnąć: "To ja sobie już pójdę." i czym prędzej zwiać ze strachu.
-Podejrzewam, że i tak nie będzie trzeba. - Mruknęła, pochylając się nad śpiącą Kate.
Chrząknęła i wypowiedziała pierwsze słowa:
-Katie...! Katie, kochanie, wstawaj już, bo spóźnisz się do szkoły.
Jej słodki głos wypełnij pomieszczenie. Właściwie nie był to głos, brzmiał jak śpiew słowika, był tak piękny jak muzyka. Tak delikatny, zupełnie nie podobny do tego, którym Alison posługiwała się na co dzień. Maya i Mike wsłuchiwali się w tą piękną melodię, a Jane z zainteresowanym wyrazem twarzy wpatrywała się w Morrison.
Policjantka kolejny raz odchrząknęła i złapała się za gardło krzywiąc się, jakby mówienie w ten sposób sprawiało jej ból. Jane dopiero teraz zauważyła, że powieki Kate lekko drgnęły, a właściwie ciągle drgały, gdyby śnił się jej jakiś straszny sen.
-Katie, wstawaj, bo tatuś będzie zły... - Zamruczała Alison. I wtedy stało się coś niezwykłego, a zarazem dziwnego, co z medycznego punktu widzenia było nie możliwe. Kate uchyliła powieki i poruszyła wargi wymawiając bezgłośnie "Mama"
Rozejrzała się po pokoju rzucając badawcze spojrzenia na każde z nich, zatrzymując się przez dłuższą chwilę na Alison, po czym, jakby rozczarowana, westchnęła:
-Co się stało?
Alison nie zawahała się nawet chwili i od razu odpowiedziała:
-Nazywam się Alison Gates. Jestem funkcjonariuszką policji w Seattle. Została pani zaatakowana w swoim domu, chwilę potem znalazła panią sąsiadka, dzięki której nie wykrwawiła się pani na śmierć. - Zastanowiła się chwilę. - Radzę kupić jej jakieś kwiatki na podziękowanie.
Mike wywrócił oczami. Oczywiście, ona zawsze musi dodać coś od siebie.
-Przejdźmy do rzeczy. - Przerwała krótkie milczenie czarnowłosa. - Czy potrafiłaby pani opisać twarz mordercy?
-Jaki z niego morderca, skoro mnie nie zamordował?
-Oprócz pani z jego rąk zginęły do tej pory cztery osoby.
-Skąd wiecie, że to wszystko on?
-Nie mamy pewności, ale wszystkie fakty się zgadzają.
-Jeśli nie macie pewności...
Jane nie mogła znieść już dłużej ten bezsensownej paplaniny, więc weszła rudej w słowo.
-Proszę nie dyskutować. Czy jest pani w stanie opisać napastnika?
-Nie widziałam jego twarzy. - Mruknęła obrażona.
Jane nie dawała za wygraną.
-A jakieś znaki szczególne? Biżuteria, blizny, postawa ciała, sylwetka, płeć?
-Bez wątpienia był to mężczyzna, wysoki, wysportowany, śniada karnacja, krótko przystrzyżone włosy... Chyba miał na lewej ręce sygnet, ale tego nie jestem pewna.
Wszyscy stali oszołomieni jej relacją, bowiem spodziewali się, że powie im najwyżej, że facet miał krótkie ciemne włosy i był bardzo duży. Takie relacje zdobywało się od przeciętnego świadka. Tutaj coś im nie pasowało.
Kate westchnęła zrezygnowana i zaczęła powtórnie rozglądać się po sali tym razem w poszukiwaniu czegoś. Nagle z nikąd pojawiła się ta sama pielęgniarka, już mniej spłoszona niż wcześniej.
-Pani Marie, wie pani, gdzie jest ta duże granatowa torba, którą przyniósł mój mąż?
Ukłucie w serce. Alison wstrzymała oddech starając się nie wybuchnąć i jednak nie udusić rodzonej siostry. Znowu to samo... Kate ma męża, może nawet dziecko, a ona? Ona znów została z niczym. Ta rażąca niesprawiedliwość spowodowała realne pieczenie blizny. Czarnowłosa złapała się ukradkiem za brzuch zaciskając powieki i wsłuchując się w odpowiedź pielęgniarki.
-Jest pod łóżkiem. Już... ją pani daje...
Policjantka usłyszała tupot jej małych nóżek na wyłożonej białymi kafelkami podłodze, a następnie szelest, jakby ktoś gniótł plastykową torbę. Otworzyła oczy i popatrzyła na manipulującą przy dużej torbie podróżnej Kate. Wyciągnęła stamtąd mały ciemny przedmiot wyglądający jak portfel z lichą zawartością. Jednak Alison wiedziała, że nie jest to portfel, bo sama miała identyczną rzecz w kieszeni płaszcza. Zresztą nie tylko ona to zauważyła, cała trójka w grobowym milczeniu, przypatrywała się czynnościom rudej.
W końcu Katie z powrotem opadła na poduszkę głośno wzdychając i otworzyła tajemniczy przedmiot, który tak jak podejrzewał zespół, był odznaką policyjną. Alison nieświadomie pokiwała głową, a ręka z dokumentem powtórnie opadła na łóżko.
-Sierżant Kate Morrison. - Wyskrzypiała kobieta. Nikt się nie odezwał, więc ciągnęła dalej. - Pracuje w Oakland w stanie California. Przyjechałam tu z synem do męża...
Kolejne ukłucie. A więc jednak ma dziecko. Ma syna! Alison starała się odpłynąć nie słuchając dalej opowieści Kate, jednak ta to zauważyła i udała zaniepokojenie.
-Inspektor Morrison?
Wszystkim zaparło dech w piersiach tylko Alison nie poruszyła się nawet o milimetr. Obciągnęła tylko bluzkę w miejscu gdzie zdradliwie odsłaniała znamię. Uniosła powoli głowę zaciskając pięści i spojrzała na Kate. Na jej twarzy widniał tryumfalny uśmiech. Przyjrzała się jej dokładniej i nareszcie to zobaczyła. Swoje własne odbicie tyle, że przemalowane na rudo. Irytujący uśmiech, oczy patrzące z wyższością, może nawet za bardzo uwydatnione kości policzkowe... Wstała i po prostu wybiegła. Nie miała siły patrzeć na swojego klona. Nie chciała na niego patrzeć. Zatrzasnęła drzwi, a podmuch wiatru uderzył w twarz Kate, z której zszedł uśmiech, a zastąpiła go troska.
-Ona tak zawsze? - Spytała słabo. Maya i Mike pokiwali smutno głowami. Jane rzuciła im gniewne spojrzenie i pobiegła za Morrison.
Po raz drugi trzask drzwi wypełnił pomieszczenie, a później zapadła niezręczna cisza.



Liv - 05.01.2009 13:35

  Przeczytałam już wczoraj, ale nie skomentowałam. Musiałam zajrzeć do tego dzisiaj po raz drugi, bo wcześniej po przeczytaniu nic nie zrozumiałam...

Dlaczego właśnie Alison zwróciła się do niej "Katie, wstawaj, czas do szkoły"? Dlaczego właśnie tak?
Potem już w miarę było OK. Jeszcze co prawda do kilku rzeczy mam wątpliwości, ale może nie będę wymieniać.
Ale tak ogólnie to nieźle, tylko te moje wątpliwości... Może gdyby nie one odcinek bardziej by mi się podobał.
No nic, może następna część będzie prosta do zrozumienia i zajmiemy się bardziej ustanawianiem tożsamości mordercy ;)
Kurczę, strasznie mi się plącze Twoje opowiadaniem z tym od niepokornej ;/
Ale to już nie Twoja wina. Po prostu mają podobną tematykę ;)



canny - 05.01.2009 15:10

  Cytat:
Chrząknęła i wypowiedziała pierwsze słowa:
-Katie...! Katie, kochanie, wstawaj już, bo spóźnisz się do szkoły.
Jej słodki głos wypełnij pomieszczenie. Właściwie nie był to głos, brzmiał jak śpiew słowika, był tak piękny jak muzyka. Tak delikatny, zupełnie nie podobny do tego, którym Alison posługiwała się na co dzień.
-Katie, wstawaj, bo tatuś będzie zły... - Zamruczała Alison. Kate uchyliła powieki i poruszyła wargi wymawiając bezgłośnie "Mama!"
Nie chcę walić prosto z mostu, zachowam trochę tajemnicy dla siebie. Ale myślę, że skojarzysz fakty, bystra jesteś;]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • shakyor.htw.pl



  • Strona 1 z 2 • Zostało wyszukane 41 wyników • 1, 2
    Zlecenie
     
    Copyright Š 2006 MySite. Designed by Web Page Templates