|
|
|
Angel of music [jednoczęściowe] |
Aya de Chat - 08.02.2009 11:06
Angel of music [jednoczęściowe]
Chyba się po troszku uzależniłam od tworzenia FS w wolnych chwilach. A że mam teraz przymusową przerwę w 'The Damned' [muszę uzbierać odpowiednie dodatki ;/] postanowiłam przerobić moje stare opowiadanie na fotostory. Mam nadzieję, że Wam się spodoba.
Muzyka: http://www.youtube.com/watch?v=kV6qpU2fCpE
"Every place that I go, Well, it seems so strange.Without your love, baby, baby, Things have changed."
Było jeszcze wcześnie, gdy ujrzałem Ją kątem oka. Ustawiałem brzmienie, wciskając dźwięki między ruch pokręteł, starając się znaleźć to coś. Stanęła obok bez słowa. Wiedziała, że już Ją zauważyłem. Nie obróciłem się od razu. Wymuskałem kolejną zagrywkę i oparłem gitarę o piec. Basy mi nie odpowiadały. - Cieszę się, że przyszłaś. - Nie zostanę na koncercie - odparła chłodno. Znałem ten chłód. Przez ostatnie tygodnie często gościł w Jej głosie. Wczoraj. Przedwczoraj. Przed-przedwczoraj nie, ale wtedy się kochaliśmy i staraliśmy się nie myśleć o niczym. I dzisiaj znowu. - Szkoda - powiedziałem i prawie w to uwierzyłem. Ona prychnęła, jakby zniecierpliwiona. - To koniec, prawda? - zapytałem po krótkim milczeniu. Odwróciła wzrok. - Na to wygląda - odparła cicho. Pokiwałem głową i znowu chwyciłem gitarę. Męczyłem się chwilę z ustawieniami, uporczywie nie patrząc w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą stała. Czułem ulgę, dziwny rodzaj ulgi zmieszanej z brudem i wstydem. To wszystko?, pytała część mnie. Tak, odpowiadała inna część. W końcu obróciłem głowę, ale Jej już tam nie było. Pokręciłem głową i wróciłem do ustawiania brzmienia. Basy mi nie odpowiadały.
Podszedłem do baru i poprosiłem o colę. Ktoś klepnął mnie w plecy. Gdy obróciłem głowę, trafiłem na promienny uśmiech Marcina. - Jak tam? Cola? Walnij sobie piwko. - Ktoś musi trzymać pion. - To blues. Tu chodzi o feeling, a nie o pion - parsknął śmiechem. Później łyknął piwo z kufla i dodał - Widziałem tę twoją… - Tak. - Będzie na koncercie? - Nie. Pokiwał głową w sposób, w który tylko przyjaciel może pokiwać. Później milczał w sposób, w jaki tylko przyjaciel może milczeć. Knajpa powoli się zapełniała, a my staliśmy przy barze racząc się kofeiną i chmielem. - Już czas - rzucił i odstawił puste szkło. - OK - odparłem dopiwszy colę. - Be cool. - Stay cool.. Chwilę później byliśmy już na scenie.
Podłączyłem gitarę i usłyszałem to niesamowite buczenie, to coś, co sprawia, że ciarki przechodzą po plecach, a palce same układają się na gryfie. Wydobyłem jeden przeciągły dźwięk i przez chwilę byłem gdzie indziej. Byłem tam, gdzie tańczyłem z Nią, blisko, tak blisko, ach, jak blisko w knajpie, gdzie nikt nigdy nie tańczył, obracając się w rytm powolnego, smętnego, leniwego bluesa.
Byłem tam, gdzie chciałem Jej, a Ona mnie. Byłem tam, gdzie wszystko się zaczynało, gdzie w rytmie tego leniwego bluesa byłem gotów powiedzieć Jej wszystko, byleby ta chwila trwała, byleby ten blues nie kończył się po 5:12, byleby ta noc miała nigdy nie minąć. Byłem tam, gdzie nie było pocałunków, nie było seksu, nie było zawsze, nigdy, nie i może, gdzie było tylko i wyłącznie tak i gdzie było mi tak dobrze. Chyba wtedy byłem zakochany. Chyba tak. Szybkie nabicie i uderzyliśmy szybko, ostro, pół-bluesowy kawałek, bez zbędnej gadaniny, konferansjerki i innego mordującego muzykę szajsu. Graliśmy i - dzięki Bogu - nie miałem czasu na myślenie i wspomnienia.
Krótka przerwa i tym razem wolniej, funkowo, wprawiając obleczone w obcisłe dżinsy damskie biodra w ruch. Spoglądałem po twarzach i widziałem ten wyraz mistycznego niemal uniesienia, umalowane oczy przymknięte, by pełniej rozkoszować się dźwiękami, wymowną grę dłoni na wpół mamiących jadowitego węża, na wpół naśladujących tarantinowskiego twista. Były młode, były ładne i w jakiś sposób niezwykle pociągające. Na siłę szukałem wzrokiem takiej, z którą mógłbym mieć ochotę spędzić tę noc. A jednak oczy uparcie poszukiwały znajomego filaru, pod którym zwykle stała, sącząc drinka i z politowaniem spoglądała na te młode, ładne, pociągające dziewczyny. Nie było kpiny w jej oczach, nie było wystudiowanego wyrazu znużenia na twarzy, nie było spojrzenia, które złośliwie zawsze patrzyło gdzie indziej. Nie było Jej.
"Cos you see, I love you so much And I don't want you to leave me, boy Most of all, I don't want you to set me free"
Krótka przebierzka po garach, na tyle długa, bym wyciągnął z kieszeni slide i wślizgnął się jękliwie w pierwsze takty nastrojowego podkładu. Płaczliwe dźwięki, pomyślałem. Chciałem skończyć grać, wrócić do domu, usiąść na łóżku i płakać. Ale wiedziałem, że tak nie będzie. Nigdy nie płakałem. Teraz też nie będę. Nie z Jej powodu. Grałem więc, bo nic mi więcej nie pozostało. Zatopiłem się w grze…
Siedzieliśmy u Niej w pokoju, zasłuchani w panującą ciszę. Nie lubiła muzyki. Nie rozumiała jej. - Co chcesz porobić? - Nic - odpowiedziała. Patrzyła na swoje nierówno pomalowane paznokcie, po trosze z odrazą, po trosze ze znudzeniem. - Moglibyśmy jutro skoczyć do kina. Prychnęła tylko w odpowiedzi. Filmów też zbytnio nie lubiła. - Chciałabyś? - zapytałem mimo wszystko. - Pewnie - odparła bez entuzjazmu. - Na co? Znowu parsknięcie, tym razem głośne, znaczące. - Nawet nie wiem, co grają - odpowiedziała. - Właściwie chyba nic ciekawego. - No to pewnie, chodźmy - rzekła przymilnym głosem. Obojętność ustąpiła drwinie. - Jak nie chcesz, wystarczy powiedzieć. - Nie chcę. Wyszedłem dziesięć minut później i ruszyłem prosto w kierunku autobusu. Wiedziałem, że obserwuje mnie z okna. Zawsze to robiła. Zawsze obracałem się i machałem jej na pożegnanie. Tym razem nie obróciłem się. Chciałem coś zamanifestować. Nie wiem co. Coś. Że jest mi źle. Nie wiem. Nie obróciłem się.
Skończyłem solówkę i usłyszałem gwałtowne brawa. Marta, nasz wokal, pokiwała z uznaniem głową i przeszła gładko w kolejną zwrotkę. Nie myślałem o solówce, nie myślałem o niej, o koncercie i o muzyce. Myślałem o tym, jak wiele bym dał, żeby jednak się obrócić i Jej pomachać.
Przerwa. Nienaturalnie zmęczony odłożyłem gitarę i stanąłem przy barze. Kiwałem tylko głową, gdy jakaś pryszczata nastolatka siliła się na komplementy względem mojej gry. - Super… ta solówka slidem, po prostu ekstra. Normalnie wymiękłam jak to usłyszałam… - Mhm. - Chciałabym kiedyś tak grać… ale do tego na pewno trzeba talentu i dużo, dużo ćwiczeń… Umilkła jakby oczekiwała, że powiem jej, że istnieje jakiś trik, pstryknięcie palcami, lub królik z kapelusza, który czyni gitarzystą. Ale triku nie ma. Są za to zdarte opuszki palców. - Co będzie? - włączył się barman. Poprosiłem o kawę i przeciągnąłem dłonią po włosach, spoglądając w mętne odbicie w brudnym lustrze wiszącym nad barem. Czego oczekiwałem? Czarnowłosy gość z gitarą w dłoni i irracjonalną ambicją znalezienia kogoś, kto zrozumie. Kogoś, kto…
Marcin skinął na mnie dłonią i podszedłem do niego i dwóch dziewczyn, których nie znałem. Były całkiem ładne, wesołe i nieco pijane. Mrugnięcie oka ze strony bębniarza powiedziało mi wszystko. Fanki.
Przywitałem się uprzejmie i zacząłem klasyczną pozbawioną większego sensu gadkę. Jak się bawicie, dobrze, że fajnie, miła atmosfera, tak, tak, mhm, jak ten bluesman? B.B. King? nie no, tak strzelałem, ha cha, he he, pewnie, piwo jak nic się nadaje do bluesa, ja kawę, nie, nie jestem chory, ha cha, napiję się po koncercie, z wami? pewnie, że tak, z przyjemnością, co poza tym robicie? studia? liceum? itd. itp. etc.
Przeprosiłem na moment i poszedłem do toalety. Gdy wyszedłem z niej, zauważyłem, że jedna z tej dwójki pali papierosa i uśmiecha się do mnie. Zbliżyłem się i spojrzałem na zegarek. Zdążę jeszcze puścić dymka przed powrotem na scenę. Zapaliłem sobie Camela i zaciągnąłem się z lubością. - Jakie palisz? - spytała.
- Camele. A ty? - LMy - odparła strzepując popiół na zabrudzoną podłogę. Miała ładne, pełne usta i zgrabne łydki wystające spod niedługiej spódnicy. Pogłaskałem ją dłonią po policzku. Uśmiechnęła się. Pocałowałem ją, krótko i ostrożnie. Wsunęła dłoń w moje włosy i tym razem całowaliśmy się długo i namiętnie, ściskając wzajemnie ramiona i gładząc plecy. Przez moment moje dłonie wędrowały po jej piersiach okrytych cienką bluzeczką. Przestaliśmy, gdy usłyszałem, że zespół wraca na scenę. Zgasiłem papierosa i mrugnąłem do niej, po czym ruszyłem ich śladem.
Zaczęliśmy tym razem spokojnie, klimatycznie, cedząc rozmyte, kołyszące dźwięki i ostrożnie dobierając akcenty. Pogodny nastrój utworu natychmiast mi się udzielił. Grałem gładko przechodząc z taktu w takt, poszukując wzrokiem dziewczyny z LMem w dłoni. Znalazłem ją, mimo świateł bijących po oczach, w drugim rzędzie zgromadzonych przed sceną ludzi, kręcącą biodrami do rytmu. Podobała mi się. Grałem z przyjemnością, czekając na koniec koncertu, gdy usiądę z nią gdzieś, zapalę fajkę, wypiję piwo i będę się długo całował. Gdy zapomnę o Niej. Skończyliśmy kawałek i kiwnąłem do Marty, żeby dopuściła mnie do mikrofonu.
- Ten kawałek dedykuję wszystkim pięknym dziewczynom palącym LMy. Dzięki - sporo zgromadzonych przed sceną dziewczyn zawyło z radości, a my wystartowaliśmy z kopa, z najenergiczniejszą miłosną piosenką w naszym repertuarze. Śledziłem ją wzrokiem, i przez moment byłem szczęśliwy, bo nie musiałem myśleć, musiałem tylko grać i patrzyć na nią. Na to jak szaleje w tańcu, jak nasze spojrzenia się spotkały, jak włożyła fajkę w usta i zaciągnęła się głęboko, jak przymknęła oczy w muzycznym uniesieniu...
...jak czyjeś ramiona objęły ją i przyciągnęły do siebie, jak spojrzała zdziwiona na wysokiego blondyna, by wybuchnąć śmiechem i obsypać go pocałunkami. Gdy kończyliśmy numer, oni całowali się zapamiętale, a ja czułem jak nogi zamieniają mi się w galaretę. Musiałem być blady. Gdy skończyła się całować, chwyciła go za rękę i zapaliła kolejnego cholernego LM'a i była cholernie piękna, a ja byłem na scenie, sam, znowu cholernie sam.
- Ostatni utwór, tak, ostatni utwór dzisiejszego wieczoru! - ryknął nasz wokal. Oklaski, gwizdy, ludzi wciąż mnóstwo. Nabicie na cztery i klasyczny rock n' rollowy schemat ulatuje w zadymione klubowe powietrze. Skończyłem grać ostatnią solówkę i wyłączyłem się, jako że utwór kończy sam wokal z sekcją rytmiczną. Stałem na scenie, wiedząc, że kolejny wieczór dobiega końca, że za chwilę wrócę do życia i natarczywe myśli znajdą drogę przez moją świadomość prosto do serca czy gdzieś tam indziej. Myślałem. Wspominałem ostatni raz, kiedy też czułem się tak wyprany, tak pusty.
Leżeliśmy u niej, jeszcze nadzy po paru chwilach czysto cielesnej rozkoszy. Czułem Jej ciepło, ale coś mówiło mi, że Ona sama jest daleko. Bardzo daleko. - Idę dzisiaj do knajpy - milczenie - Może wybrałabyś się ze mną? - Mówiłam ci, że przyjeżdża mój znajomy z Francji. - A tak. Mógłby pójść z nami. - Pewnie. Z twoimi kolegami "artystami", na niekończące się debaty o muzyce - zakpiła. - Nie przesadzaj. Lepsze to niż jego poezja. - Nawet jej nie czytałeś! - odburknęła. Ot, kolejna rozmowa, pomyślałem. Co się stało z tym "kocham cię" sprzed dziesięciu minut? - Jest po francusku, a Ty nie chcesz mi jej przetłumaczyć. - I tak byś nie zrozumiał. Umilkliśmy. Przestałem gładzić Ją po plecach. Było coś surrealistycznego, nawet chorego w kontraście tej rozmowy i pieszczot jakimi Ją obdarzałem. - Co będziecie robić? - spytałem. - Nie wiem. Rozmawiać. Pieprzyć się. Jeszcze nie wiem - kpina, cały czas kpina. A kiedyś przecież to w Niej kochałem. - Muszę iść - stwierdziłem. Nie odpowiedziała. Wstałem i ubrałem się, po czym ruszyłem do drzwi. Czekałem na coś. Na cokolwiek. - Hej - krzyknęła z pokoju. Może jednak? - Tak? - Zamknij od zewnątrz. Idę do łazienki. Przez chwilę stałem tam, przy drzwiach, gotowy przekreślić jednym słowem wszystko, co nas łączyło. - Dobrze - odpowiedziałem.
Knajpa szybko pustoszała. Siedziałem przy barze, spijając pospiesznie trzecie piwo. Kiwnąłem na pożegnanie perkusiście i wokalowi. Z zespołu zostałem sam. Rozejrzałem się wokół, ale pozostały ze trzy parki w stanie ośmielającego upojenia i totalnie zapity gość w kącie sali. Skończyłem piwo i zamówiłem kolejne. - Jak koncert? - zagadnął barman. - Ty mi powiedz. - Jak by mi się nie podobał, to bym was więcej nie zapraszał. Pytam jak się grało. - Nieźle. Chyba - pociągnąłem konkretnie i zostało mi pół kufla. Chciałem zapalić fajkę, ale zauważyłem, że mi się skończyły. Barman poratował mnie swoją i mrugnął porozumiewawczo. - Dopiszę ci do rachunku - powiedział. Zerknął na liżącą się parkę i westchnął. Wyłączył lecącą płytę i wrzucił nową, w której ze zdziwieniem rozpoznałem jazzujące "Spectrum" Cobhama. - Mam dość dwunastotaktowców na dzisiaj - odpowiedział na moje spojrzenie. Kiwnąłem głową. Coś w tym jest, pomyślałem. Siedziałem, piłem, paliłem i starałem się jeszcze na parę godzin odegnać myśli. Barman nalał sobie kufelek i spojrzał na mnie zza lady. Stuknęliśmy się bez toastu, jak bardzo starzy przyjaciele. - Ciężki dzień? - zapytałem. Skinął głową i zapalił papierosa. - A u ciebie? - zainteresował się. - Podobnie. Dziewczyna mnie zostawiła - rzuciłem nie wiedzieć czemu. - Moja jedzie do Irlandii - odparł. - A ty? - Mi się tu podoba. Ale ona nie może znaleźć roboty. - Cóż, życie. - Ano, życie. Stuknęliśmy się raz jeszcze, po czym skończyłem browar i odstawiłem pusty kufel. Chwyciłem pokrowiec z gitarą i pożegnałem się z barmanem. - Do zobaczenia za dwa tygodnie. - Do zobaczenia.
Wychodząc z knajpy miałem nadzieję, że będzie tam. Że stoi gdzieś w cieniu i czeka na mnie. Nie wiem, co miałaby powiedzieć. Nie wiem, co ja miałbym powiedzieć. Ważna była sama nadzieja, że stoi i czeka, że jednak tam jest. To by coś znaczyło. To by wiele znaczyło. Nie musiałaby nic mówić. Chciałbym Ją po prostu zobaczyć. Tylko zobaczyć. Na zewnątrz było ciemno, cicho i pusto, a zimny wiatr mknął ulicami. Nie było nikogo. Na co ja liczyłem? Czarnowłosy gość z gitarą w dłoni i irracjonalną ambicją znalezienia kogoś, kto zrozumie. Kpina. Chciałbym zobaczyć tę kpinę w Jej oczach. Wiedziałem, że rano będę musiał stawić czoła rzeczywistości, ale na razie na szczęście byłem wstawiony i nie musiałem myśleć. W głowie szumiały takty i mieszały się wspomnienia całego wieczoru. Rano pewnie zrozumiem, że to już koniec. Rano. Na razie zasnę i mam nadzieję, że ujrzę Ją we śnie. Zapaliłem Camela i ruszyłem przed siebie, czarnowłosy gość z gitarą w dłoni, a w głowie brzmiał mi blues.
Vipera - 08.02.2009 12:52
Noooo! Bomba... podobało mi się, nawet bardzo. Fajnie się czytało, ładnie napisane, no i co najważniejsze... bez błędów. No chyba, że coś przeoczyłam, ale to nieistotne. ;)
Mikolea - 08.02.2009 12:55
Bardzo fajne... Świetne zdjęcia i bardzo dobrze mi się czytało...
pisaqeczka - 08.02.2009 13:03
Dopracowane zdjęcia, rewelacyjny tekst. No co ja Ci będę kadzić, wszystko co napiszesz okrutnie mi się podoba...
Tak sobie myślę, że gdybyś pisała nekrologi, to też byłyby świetne.
Aya de Chat - 08.02.2009 14:16
Cytat:
Noooo! Bomba... podobało mi się, nawet bardzo. Fajnie się czytało, ładnie napisane, no i co najważniejsze... bez błędów. No chyba, że coś przeoczyłam, ale to nieistotne. ;)
Ja przed chwilą przyuważyłam jeden błąd, ale już go nie ma :> Może jest ich więcej ;)
Cytat:
Tak sobie myślę, że gdybyś pisała nekrologi, to też byłyby świetne.
Muszę spróbować;)
Pani_Snejp - 08.02.2009 14:23
Podoba mi się i to bardzo Twój styl pisania. Jest za razem prosty, ale i wyrafinowany. No i ta historia - bardzo mnie zainteresowała, mimo, iż to raczej nie moje klimaty... Nie wiem dlaczego, ale skojarzyło mi się to z karykaturalną biografią Kurta Cobain`a. Zdjęcia to Twoja b.mocna strona. Są ładne, dobrze wpasowywują się w tło treści. 10/10. Szkoda, że to one-shot.
Ajsza - 08.02.2009 21:28
dla mnie super... ten zostawiony "czarnowłosy gość z gitarą w dłoni i irracjonalną ambicją znalezienia kogoś, kto zrozumie"... wpasowany do tego bluesowy kawałek... bomba. na chwile odcięłam się od świata. super styl pisana, taki niby od niechcenia, ale jednak coś w sobie ma. I dobrze, że tylko na raz, bo rozwinięcie zepsuło, by ten klimat. nie wspominając o zdj. jak dla mnie 10/10 :)
Aya de Chat - 10.02.2009 15:50
Cytat:
dla mnie super... ten zostawiony "czarnowłosy gość z gitarą w dłoni i irracjonalną ambicją znalezienia kogoś, kto zrozumie"... wpasowany do tego bluesowy kawałek... bomba. na chwile odcięłam się od świata. super styl pisana, taki niby od niechcenia, ale jednak coś w sobie ma. I dobrze, że tylko na raz, bo rozwinięcie zepsuło, by ten klimat. nie wspominając o zdj. jak dla mnie 10/10 :)
Rozwinięcie stanowiłoby zapętlenie tego "odcinka" :) Bo mi chodziło właśnie o klimat zadymionej knajpy zatopionej w bluesie, wątek miłosny to tylko tego uzupełnienie ; )
Volturia - 14.02.2009 09:47
Nie wiem jak potrafisz tak pisać, bez wyczerpania tematu - tu jednego rozdziału. ;p Czekam z niecierpliwością na następny odcinek ;)
PS I tak moim ulubionym FS w twoim wykonaniu jest The Damned, więc apel do ciebie moja droga, abyś już opublikowała następny rozdział, tu i tam :D
Aya de Chat - 14.02.2009 10:01
czarnam-, to jednoczęściówka. A do kolejnego odcinka The Damned mam już kilka fot ; d
Jin. - 01.03.2009 15:33
Bardzo fajnie napisane fotostory, jakość zdjęć jest rewelacyjna, jest ich wystarczająco dużo
10/10
Volturia - 07.03.2009 22:28
Ahh, no tak. Ja i moje czytanie ze zrozumieniem. ;) Za to ten czarnowłosy przystojniak mi kogoś przypomina, czyżby to pewien młody wampir, czy może jego krewny ? :D
Aya de Chat - 07.03.2009 22:48
Cytat:
Ahh, no tak. Ja i moje czytanie ze zrozumieniem. ;) Za to ten czarnowłosy przystojniak mi kogoś przypomina, czyżby to pewien młody wampir, czy może jego krewny ? :D
Czary mary, nic nie widziałaś! :D
zumzool - 08.03.2009 17:50
bardzo mi się podobało masz fajny styl pisania nie robisz błędów podziwiam cię za to bo ja czasami robie błędy w najprostszych wyrazach lol ;) no ale moge podkreślic słowo czasami...
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plshakyor.htw.pl
|
|