|
|
|
Spod pióra Angel'a |
Angel - 13.01.2009 19:36
Spod pióra Angel'a
Będę tu zamieszczał różne opowiadania swojego autorstwa.
Mini regulamin Angel'a:
1. Oceny w skali 1/10 zawierające komentarz min. 1 zdanie. 2. Nie piszemy drukowanymi literami! Uznaję to za krzyk! 3. Wszystkie opowiadania by Angel - wszelkie prawa zastrzeżone, brak zezwolenia na kopiowanie! 4. Wszystkie wydarzenia w opowiadaniach są fikcyjne. 5. Wystarczy jeden wykrzyknik i jeden znak zapytania na zdanie. 6. Jeżeli krytykujesz - daj argument. 7. Czytaj całość! 8. Bez żadnych: "Kiedy napiszesz następne?" "Ile jeszcze?" itd. 9. Teksty +12, +16, +18 coś chyba oznaczają. Na wszelki wypadek będę wpierw pisał co występuje w danym opowiadaniu by "ciekawscy" nie czytali czegoś nie dla siebie. 10. Zapraszam do lektury.
"Samotny promień słońca"
Samotny promień słońca wpadł do małego pokoju. Odbijając się ówcześnie od asfaltowych ulic, i drżących kropel deszczu na dachach samochodów, zamieniając swój bieg w pryzmacie szyby, wpadł do środka malując, ku uciesze niebieskich oczu, różnokolorowe obrazy. Dziewczynka, siedząca w kącie czterech białych ścian, uciesznie wyciągała ku nim ręce. Rozradowana bajkowymi historyjkami, które mieniły się milionem tęczowych barw, uśmiechała się wypowiadając przy tym swój niemowlęcy zachwyt. Doliny i góry... Rzeki i oceany... Kryształowe pałace i zamki o śnieżnobiałych murach... Księżniczki i księżyce... Smoki i dzielni rycerze w lśniących zbrojach. Wszystko to co dziecięca wyobraźnia chłonie tak bardzo, wszystko to, co żyje w malutkiej pamięci, rozlewało się milionem barw na ściennej bieli pokoiku... Ten, jeszcze chwilę temu wypełniony malutkim smutkiem i cichym szeptem pustki, wydawał się teraz być przepełniony radością, szczęściem i zachwytem, w którym tonęła, siedząca wśród swych zabawek, mała postać. Dziewczynka uniosła się z pomiędzy swych pluszowych przyjaciół. Niezgrabnie przebiegnąwszy pokój stanęła naprzeciw promiennego malunku. Trącona wieżyczka kolorowej budowli, którą wznosiła z taką pasją, legła na dywanie rozsypując się na boki, a cały zachwyt, praca, które towarzyszyły jej stawianiu pogrzebana została wśród rozrzuconych w nieładzie drewnianych klocków. Nie wzruszyło to jednak dziewczynki. Teraz miała nowy zamek - piękniejszy niż ten, który stawiała sama. Dotykała jego szklanych ścian, podziwiała idealność, z której się wzniósł. Jego lustrzane ściany odbijały małą postać, jej rączkę, która mieszała w kolorowych chmurkach barwnego nieba. Niepohamowany zachwyt i uczucie radości pchały dziecko ku temu, by wejść w ten baśniowy świat, znaleźć się pośród jego wyobrażeń, które jedynie pod płaszczem ciemnej nocy przychodziły by ukoić je w codziennym smutku. Dziewczynka już miała pochwycić jednego z rajskich ptaków, które teraz szybowały po palecie barwnego nieba, by ten zaniósł ją pomiędzy kwieciste łąki i szumne wierzby... Jej mała dłoń miała chwycić pióra na kolorowym ogonie, gdy nagle wszystko zaczęło znikać... Pałace, księżniczki, rycerze i upragniony podniebny barwny paw, który miał ją przenieść w głębokie marzenia... Dziecięce oczy nagle zapłakały wpatrując się w zimną biel, która pozostała po malunku fantazji. 'Gdzie podział się promyczek?' - łkała mała postać, wciąż dotykająca ściennej pustki jakby w nadziei, że zdoła przywrócić swe marzenia, by te znów rozlały się przed nią tęczowym blaskiem. 'Gdzie jest promyczek' - już coraz ciszej szeptało dziecko. A gdzie kryształowe pałace? A gdzie smoki i oceany? Wszystko znikło, pod ciężką powłoką złowrogiej chmury, która przysłoniła płonące słońce i tym samym nie pozwoliła by jego wysłannicy choć na chwilę ukazali dziewczynce drogę ku radości. Po chwili samotnego oczekiwania, gdy już łzy zaschły na wciąż drżącej brodzie, dziewczynka powróciła pomiędzy swój świat w malutkim kąciku. Usiadłszy przy zburzonym zamku przytuliła do siebie ukochaną pluszową maskotkę. Szary kot, w czerwonym fraku i czarnym cylindrze, którego ściskała w swych malutkich ramionkach zdał się mrugnąć do niej, jakby chciał powiedzieć: ' Nie płacz kochanie', a jego zielone, szklane ślepia zabłysły na moment jasnymi iskierkami. Dziecko z niedowierzaniem patrzyło na swego wiernego towarzysza, który nagle jakby ożył. Malutka twarz w skupieniu wpatrywała się w pluszową mordkę i szklane kulki, które jednak pozostawały nie zmienione. Lecz pomimo tego, że kot nadal wyglądał jak zwykła pluszowa zabawka wypchana trocinami, to w jego wnętrzu zaszła prawdziwie nieprawdopodobna zmiana. Pod powłoką czerwonego fraku i białej koszuli, przepasanej iście zbójnickim pasem, coś pulsowało, coś wewnątrz martwej postaci z pluszu dudniło... Jakby bicie serca. Fakt ten jednak został nie zauważony przez smutne dziecięce oczy, które znów skierowane były w pustkę, w której pogrzebane zostały jej marzenia. Wreszcie, po długiej walce, jeden z świetlanych wojowników przedarł się przez gęstą chmurzaną mgłę i podążając tą samą drogą co jego poprzednicy wpadł do tego samego pokoju, rozlewając swą słoneczną moc na owej pustce. Niczym słoneczny bajarz znów rozwinął karty tej samej, cudnej, historii o smokach, pałacach i księżycach mieszkających w kryształowo-tęczowej krainie. Mała postać z początku zdawała się nie zauważać obecności kolejnego ze słonecznych wysłanników. 'Popatrz' - przemówiła nagle jej pluszana maskotka wyciągając łapę w kierunku kart baśniowej historii. Dziecko, przecierając oczy z wrażenia, znów wydało z siebie owe drobinki zachwytu spienione w kącikach ust... Był to zachwyt szczery, płynący prosto z małego serca i małej duszyczki. Pochwyciwszy swego wiernego przyjaciela za pluszową łapkę dziewczynka podbiegła do kryształowego zamku, tego samego, którego mury podziwiała kilka chwil temu... Znów przyglądała się pięknym księżniczkom, znów napawały ją strachem łatające smoki, gdzieś hen, hen w dolinach i rycerze podążający w ślad za nimi na swych pięknych czarnych koniach - wzbudzających podziw. Wszystko to zdawało się być niezmienione pomimo chwili swej zguby. Wreszcie rajskie ptaki znów ukazały się na tęczowym niebie. Dziewczynka znów wyciągała ku nim ręce, lecz ci barwni lotnicy byli zbyt wysoko, by mogła ich uchwycić. 'To nic' - pomyślała wpatrując się w ich kolisty lot nad piękną krainą. Dziewczynka, ściskając swego pluszowego kota, kontemplowała piękno dalekich wzgórz, za którym zniknęła jej łatająca nadzieja, na to, że znajdzie się tam... wśród piękna i radości, jakimi emanował ten promienisty świat, który z chwili na chwilę zaczął stawać się coraz bledszy. To promyk, dzielny wojownik, powoli dokonywał swego żywota starając się by trwało ono jak najdłużej a z nim i zachwyt małych błękitnych oczu. Obraz zmieniał się... coraz szybciej i szybciej... Piękne barwy nieba ponad kryształowym zamkiem stawały się teraz cięższe, aż w końcu jedynie czerwień i granat odbijał się w szklanych wieżyczkach pałacu... on sam też jakby stracił swój blaski. Delikatna twarzyczka małej postaci odbijającej się w jego murach spowiła się smutkiem... jej cudny świat znów umierał, odchodził, i gdy małe oczy znów powoli stawały się szklane na wyraz smutku i żalu jaki ją ogarniał coś stało się... nagle i niespodziewanie. Zamknięte dotąd wrota kryształowej budowli otworzyły się. Ktoś wyszedł naprzeciw małej postaci. Kobieta o czarnych, długich włosach i ciepłym uśmiechu wyciągnęła dłoń ku małej dziewczynce. 'choź' - rozległ się głos, i chociaż piękna księżniczka uśmiechała się jedynie, nie wypowiadając ani słowa, to w głowie dziecka brzmiał ten sam ciepły i miły głos. Małe ciało zadrżało patrząc jak wyciągnięta ręka zbliża się ku niej... Tego właśnie chciała, tego pragnęła, ale teraz... Świat nagle pobladł... Dłoń zniknęła, zniknął świat i jedynie ciepły i serdeczny uśmiech nieznajomej mieszkanki pałacu pozostał jeszcze na ścianie. Promyk dokonał swego ostatecznego wysiłku... Jasna iskierka wystrzeliła z owych ust... 'Podążaj za nią' - rozległ się ten sam głos już z rozwartych ust, które także znikły zaraz gdzieś w bieli ściany. Dziecko przyglądało się iskierce, wiszącej na wysokości jej nosa... Była jasna, zdawała się emanować jakąś dziwnie przyjemną mocą i ciepłem. 'choź' - rozbrzmiewało wciąż to jedno słowo... 'Na co czekasz? - odezwała się znienacka maskotka trzymana przez nią na rękach - Podążaj za nią' - powiedział kot ruszając przy tym swymi wąsiskami, a jego ślepia zabłyszczały tak jak wtedy, z tą małą różnicą, że błysk nie zniknął lecz jakby na dobre zagościł w szklanych oczach. Dziewczynka zrobiła pierwszy krok, potem jeszcze jeden i jeszcze dwa. Wyszła cichutko z pokoju i podążając za jasnym światełkiem stanęła przed drzwiami. Wdrapując się na palce ledwo co udało jej się sięgnąć klamki. Nacisnęła ją. Drzwi zaskrzypiały i mała postać zniknęła gdzieś po ich drugiej stronie a wraz z nią tajemnicza iskierka i pluszowa maskotka.
Było już południe i pomimo tego, że słońce górowało już rozświetlając dzień swą największą mocą, to w pokoju panował ciemność... Przez zasłonięte skrzętnie żaluzjami północne okno nie dostawał się ani jeden promień odbitego światła. W pomieszczeniu panował zaduch. Pośród rozrzuconych po podłodze przedmiotów i ubrań stało łóżko. W kłębach śnieżno białej pościeli jakaś sylwetka poruszyła się gwałtownie, przewracając na plecy. Kobieta - bo to właśnie ona zalegała w łóżku - podniosła się powoli i wsparła na łokciach. Pierwszą rzeczą jaką poczuła po odzyskaniu świadomości był chłód... chód i ostre kucie w prawej skroni. Westchnęła głęboko. Już dawno tak źle się nie czuła. Próbowała sobie przypomnieć poprzedni wieczór, lecz w jej głowie panowała kompletna pustka. Rozejrzała się dookoła w poszukiwaniu czego, co mogłaby na siebie nałożyć. Wreszcie wstała. Zrobiwszy dwa kroki potknęła się o szklaną butelkę leżącą na podłodze. Ta poturlawszy się po ziemi z brzękiem uderzyła o ścianę kołysząc się jeszcze chwilę po zderzeniu. 'Cholera' - westchnęła kobieta patrząc na panujący u jej stóp bałagan. Nagle jej ciała przeszył dreszcz. Na swych nagich plecach poczuła zimny powiew powietrza. Ostrożnie podeszła do fotela i ściągnęła z niego szlafrok. Nałożywszy go wyszła z pokoju. 'Pewnie znów nie zamknęłam okna u małej' - pomyślała przechodząc korytarzem w kierunku drugiego pokoju. Myliła się... Okno było zamknięte. Firanka nie drżała. Kobieta pytająco spojrzała na okno w dziecięcym pokoju i już miał wyjść, kiedy kontem oka dostrzegła, że łóżeczko jest puste... Weszła do środka. W pokoju panował podobny bałagan jak u niej w sypialni. Na podłodze leżało pełno rozrzuconych zabawek, kilka ubranek, ale... nie było dziecka. 'Kasia!' - zawołała kobieta schylając się, by spojrzeć, czy mała nie chowa się pod łóżkiem. Nic... Spojrzała za regał... Pusto... Pokój był pusty. Wybiegła do kuchni. 'Kasia!' - już coraz głośniej i bardziej histerycznie wołając. Dziecka nie było i tam. Stanęła w bezruchu z bezradnością wyrytą w oczach. Obróciła się. 'Łazienka' - omyślała. 'Pewnie mała schowała się w łazience'... Podbiegła do drzwi na korytarzu i szarpnęła nimi. Zapaliwszy światło przekonała się, że i to pomieszczenie jest puste. 'Kasiu wyjdź, kochanie' - zawołała nagle rozglądając się po pustym mieszkaniu. Cisza... Dziecka najwidoczniej nie było w pobliżu. Stojąc przodem do kuchennego okna poczuła na bosych stopach ten sam powiew zimnego powietrza co w sypialni. Lecz i to okno było zamknięte. Odwróciła się. 'Skąd bierze się ten...' - zamarła nagle. Drzwi od mieszkania były w połowie rozchylone. 'Kasia' - krzyknęła histerycznie kobieta wybiegając na klatkę schodową. Stawiając bose stopy na zimnym betonie doznała nieprzyjemnego uczucia chłodu, przenikającego przez jej całe ciało, lecz nie cofnęła się do domu. Zbiegając po schodach powtarzała jedno i to samo słowo. Klatka schodowa okazała się jednak być tak samo pusta jak mieszkanie. Wybiegła na ulice... Słoneczny blask poraził ją tak bardzo, że aż zakręciło się jej w głowie. Mrożąc oczy i zasłaniając się dłonią przed światłem, panicznie rozglądała się dookoła. 'Kasia!' - krzyczał kręcąc się w miejscu i zatrzymując wzrok na każdym najmniejszym szczególe, który mógł świadczyć o dziecięcej obecności... Dojrzała ją. Dziewczynka w tym czasie zmierzała w kierunku ruchliwej ulicy. Promyk słońca prowadził ją ku sznurom pędzących samochodów. Powoli, bardzo powolutku, dziecko stawiało swe niezgrabne kroki. Głos w malutkiej główce nadal zachęcał by podążać za świetlanym wysłannikiem, zresztą nie tylko on - pluszowa maskotka także zdawała się szeptać swym kocim głosem, do dziewczynki, która zapatrzona w blask światełka podążającego przed nią nie słyszała rozpaczliwego krzyku matki dobiegającego z za jej pleców. 'Kasia... Stój! Kochanie... proszę cię... stój!!!' - krzyczała kobieta patrząc jak jej niespełna trzy letnia córeczka niechybnie zbliża się ku pędzącym autom. Nagle mała postać zatrzymała się na krawężniku. Kobieta nie bacząc na nic pobiegła w jej kierunku. 'Idź kochanie. Nie bój się' - przemówiła maskotka mrużąc swe szklane oczy - Nie bój się... No dalej'... 'choź' - dźwięczały słowa niewidzialnego szeptu. Dziewczynka spojrzała na uśmiechniętą kocią mordkę i pląsający przed nią promyk... zrobiła krok do przodu. 'Nie!' - kobieta wydała z siebie bezradny okrzyk widząc jak dziewczynka zstępuje z krawężnika. Mała oświetlona słonecznym blaskiem postać znikła nagle gdzieś pośród pędzących aut. Potok mechanicznej rzeki porwał mała sylwetkę, która popłynęła wraz z nim niesiona gdzieś jego niewzruszonym prądem. Kobieta opadła na kolana zemdlona. Chciała krzyczeć, ale głos utknął jej w gardle. Nie mogła się poruszyć... Wpatrywała się w szereg pędzących aut... Ponad nim słoneczny blask zdawał się padać pionowym światłem jakby oświetlając jeden ruchomy punkt. Dziewczynka przemierzywszy niepohamowany marsz ryczących silników postawiła nogę na krawężniku po jego drugiej stronie. 'Czary' - powiedział uśmiechnięty kocur patrząc jak dziecko patrzy za plecy nie mogąc uwierzyć w to co się przed chwilą stało. A stały się prawdziwe czary... Mała dziewczynka ściskająca pluszowego kota pod pachą przeniknęła między pędzącymi samochodami, prowadzona słonecznym światłem, który padając z góry sprawował nad nią teraz pieczę. Teraz, mała postać i jej koci doradca podążali po miękkiej, parkowej trawie. Nagle... Mały barwny promyczek wystrzelił przed siebie i pędząc miedzy drzewami zostawiał za sobą mieniący się szlak. Mała Kasia zaczęła biec za nim, potykając się i padając co jakiś czas na kolana, jednak podpierawszy się na swych małych rączkach dzielnie podnosiła się po każdym upadku i biegła promyczkowym szlakiem. Tym czasem po drugiej stronie jezdni, zrozpaczona matka poprzez łzy próbowała dostrzec na próżno swoją małą córeczkę. Żaden samochód nie zatrzymał się... Nikt nie krzyczał. Pomimo głębokiego szoku i rozpaczy w jakiej się znajdowała, kobieta zdołała zauważyć brak tego jednego logicznego elementu zaistniałej tragedii. Wiedziona matczynym instynktem poderwała się z kolan... jeszcze kręciło jej się w głowie, a w uszach słyszała nieznośny łomot, lecz pomimo tego ruszyła przed siebie. Świadoma okrutnego widoku jaki może zastać powoli zbliżyła się do jezdni. Pusto... nerwowo zaczęła rozglądać się dookoła... Nic... I dopiero usłyszawszy beztroski, dziecięcy śmiech skierowała swój wzrok na drugą stronę ulicy... Mały promyczkowy przewodnik wykonał swe zadanie. Gdy już przebył ostatni etap swej podróży zatrzymał się i począł pląsać, jakby na pożegnanie, dookoła dziecka, które chichocząc podążało za nim wzrokiem. Wreszcie wystrzelił przed siebie i rozbłysnął tak mocnym światłem, że dziewczynka na chwilkę musiała przymknąć swe oczy. Gdy otworzyła je z powrotem ujrzała tajemniczą postać stojącą w pięknej kryształowej bramie, tuż przed nią. 'choź Kasiu' - powiedziała czarno włosa księżniczka wyciągając ponownie ku dziecku swą dłoń. 'Idź' - szeptał kot, który w całym tym zamieszaniu zawieruszył się gdzieś na trawie obok wahającej się postaci. Ciepły i serdeczny głos nieznajomej był na tyle przekonywujący, że dziewczynka podeszła bliżej i bliżej, chwytając wreszcie wyciągniętą ku niej dłoń. 'Papa' - powiedziała maskotka stojąc przed nimi i machająca swą pluszową łapką na do widzenia... dziecięca dłoń uczyniła ten sam gest. 'Kasiu!' - jakiś oszalały krzyk przerwał moment pożegnania... Po drugiej stronie ulicy jakaś kobieta krzyczała w kierunku małej postaci. Ta zdołała jeszcze tylko wypowiedzieć: 'Ma-ma' ., po czym wraz z kryształową bramą i księżniczką zaczęła znikać, jakby zmieniona we mgle, która tknięta delikatnym ruchem wiosennego powietrza rozmyła się nagle nie pozostawiając śladu po swym istnieniu. 'Nie!' - krzyk zdawał się przemienić w istnie zwierzęcy ryk. Kobieta wybiegła na jezdnię. Właśnie w tym momencie, niezauważona maskotka odwróciła się w jej kierunku... Jej ciepłe i serdeczne zielone ślepia zabłysły nagle blaskiem... Pomimo tego, że był to tylko blask odbity w szklanych oczach, to emanowało z niego czyste zło, wściekłość, o którą nikt nie podejrzewałby uśmiechniętej mordki małego wyfraczonego kotka z pluszu. Wściekły krzyk urwał się nagle zagłuszony piskiem hamującego samochodu... 'Jezus Maria!' - słychać było krzyk kierowcy pojazdu... Gdzieś indziej, w oddali, ktoś inny wydał z siebie histeryczny okrzyk. Samochody jeden po drugim zaczęły zatrzymywać się. Na czarnym asfalcie, przed maską jednego z nich leżała kobieta... Na wpół świadoma tego co się stało wciąż szeptała jedno słowo: 'Kasiu'...
Jesienna noc zapadła na dobre. Ciemność, przerywana jedynie niebieskimi błyskami na niebie, spowiła świat. Pośród głuchych uderzeń burzliwych bębnów i szumu nagich drzew słychać było kojące takty deszczowej melodii, której kroplane nuty, uderzając o okratowane okienko, zdawały się akompaniować szlochowi, który rozbrzmiewał w małym, ciemnym pomieszczeniu. Podobnie jak na zewnątrz, tak i tu małe drobinki wody opadały na ziemie... Jednak nie były to kryształki jakieś nieznanej, mistycznej siły panującej nad ziemią, lecz zwyczajne łzy, ściekające z mokrej twarzy zatopionej w dłoniach. Kobieta, nieustająca w swym łkaniu, co raz podnosiła wzrok wyrwana ze swego płaczu kolejnymi uderzeniami piorunów, krzykami w sąsiednich pokojach i stukotem obcasów pielęgniarek przemierzających korytarz z kolejnymi porcjami leków uspakajających. Minęło już pół roku, odkąd straciła swą małą córeczkę... Pewnego dnia obudziła się a jej nie było... Mały dziecięcy pokoik był pusty. Szukała jej... Znalazła ją... Widziała jak rozpływa się w powietrzu. Nikt jej nie wierzył. Policja długo szukała dziecka, które samo opuściło mieszkanie i powędrowało gdzieś... W prasie ukazały się zdjęcia trzy letniej Kasi, która zaginęła gdzieś... Wreszcie po kilku dniach poszukiwań sprawa ucichła. Dziecko uznano za zaginione, a matkę za obłąkaną. Po kolejnej próbie samobójstwa umieszczono ją w końcu tu... W Państwowym Zakładzie Opieki Psychiatrycznej. Pomimo wszystkiego co doznała, co przeżyła nadal trzymała się swojej wersji o rzekomym zniknięciu dziewczynki wraz z jakąś obcą kobietą... Jednak w przedstawione przez siebie wydarzenia nikt nie wierzył. Teraz była tu. Sama. Nawet nie pozwolono zabrać jej zdjęć dziecka, żadnych ubranek, niczego... niczego oprócz podniszczonego kota z pluszu - ostatniego śladu w sprawie zniknięcia Kasi. Kobieta usiadła na łóżku. Drżącą dłonią przeczesała włosy. Zmieniła się w ciągu tych kilku ostatnich miesięcy. Niegdyś młoda twarz teraz poorana była licznymi bruzdami i zmarszczkami... Niegdyś lśniące włosy stały się matowe i posklejane. Oczy... Kiedyś tak błyszczące iskierkami radości, żywe i zawsze pogodne, teraz były puste i jakby wyblakłe, podkreślone czarnymi sińcami. Jej ciało... Niegdyś młode, prężne, 27 letnie, wzbudzające zachwyt u mężczyzn swą idealną sylwetką, teraz było przygarbione, wychudłe... Skóra stała się szorstka i blada, nosząca jeszcze wierze oznaki samo okaleczeń. 'Czy to już północ?' - szepnęła spoglądając w kierunku małego okienka pod sufitem, po którego szybie spływały deszczowe krople mieniące się wśród błyskawic późnawej nocy. 'Tak to już północ - szepnęła po chwili ciszy. - To dziś... To dziś się to stało... Kasia' - jej obłąkańczy, cichy szept przeszedł nagle w szloch. Właściwie to nie było jeszcze północy - brakowało kilku chwil. Wskazówki zegara powoli zbliżały się do siebie... Data na kalendarzach zmieniała się z 20 na 21. To właśnie sześć miesięcy wcześniej w wieczornych wiadomościach podano informacje o zaginięciu dziecka. To właśnie wczesnego popołudnia 21 maja kobieta ostatni raz widziała swoją malutką córeczkę. Na wieży ratusza, gdzieś daleka zabiły dzwony. Nieświadoma tego kobieta przybliżyła do ust metalowy kubek. W rozhuśtanej tafli wodnej odbiła się jej twarz... Pośród ciemności i głębi metalowego naczynia coś zaczęło się zmieniać. Obraz kobiecych zapłakanych oczu zaczął się rozmywać, a czarna głębia rozjaśniła się nagle, jakby na dnie kubka ktoś umieścił małe światełko. Obraz... Zaczął powstawać obraz... Najpierw barwne niebo, potem jakieś budowle - kryształowe zamki i... gromadka dzieci bawiąca się w ogrodzie. 'Boże' - jęknęła kobieta zdziwiona tym co widziała w wodnym odbiciu. 'Boże' - przedrzeźniał ją jakiś głos. Wytrącona z równowagi upuściła kubek, który upadł na brudną szpitalna pościel wylewając ze środka swą wodną zawartość. Kobieta rozbieganym wzrokiem próbowała ustalić źródło owego skrzekliwego głosu. 'Wydawało mi się tylko' - zaczęła powtarzać w kółko. - A jednak nie - głos znów rozległ się w ciemnym pomieszczeniu. - Kto to?! - krzyknęła drżąc. Skuliwszy się zaczęła się wtulać w oparcie swego metalowego łóżka. - To ja - odezwał się najspokojniej w świecie głos, i w tym momencie, gdy obieta zwróciła swój wzrok na oświetlony poblaskiem błyskawicy stolik, ujrzała stojącą postać pluszowej maskotki. Kot zmienił się jednak... Jego pluszowa mordka przybrała iście kocich kształtów, długie wąsy kręciły się a, z dotąd miękkich, pluszowych łap wystawały długie lśniące pazury. Przerażona tym widokiem zaczęła krzyczeć i zasłaniać rękoma twarz. - I tak cię nie usłyszą... I tak cię nie usłyszą - z drugiego końca pokoju rozległ się skrzekliwy głos najwidoczniej uradowany cała tą sceną. Odwróciła głowę. Poprzez szparę między palcami dostrzegła stojącego na tylnich łapach szczura. Ten ubrany w niebieską marynarkę z aksamitu, czerwoną kamizelkę, przepasany czerwonym pasem, pasującym do koloru kwiatka umieszczonego w butonierce, trzymał w łapach jakąś kartę i obracał ją między swymi szczurzymi placami. Kot tymczasem zeskoczył ze stolika. Przybrawszy na rozmiarach stanął naprzeciw kobiety plecami opierać się o ścianę. Wlepiając w nią wzrok zaczął rozprawiać raz ze szczurem: - Patrz na te łzy? Czyż nie są prawdziwe, szczere? Ona chyba naprawdę tęskni... Być może żałuje. Oszołomiona kobieta patrzyła raz na postać kota, raz na szczura, który włożył w oko swoje błyszczące szkiełko i począł się jej przyglądać. - Nie... - odparł po chwili zwracając się w stronę tego, co jeszcze chwilę temu było jedynie pluszową maskotką - ... Ona zasługuje na karę. - Skoro tak sądzisz - odparł kot jakby mu to było obojętne. - Jaką karę? Za co? - odparła przestraszona kobieta... - Jaką karę... Za co... - powtórzył szczur śmiejąc się przy tym. - A kto zaniedbywał dziecko? - A kto pił zamiast troszczyć się o nie? - wtrącił kot. - A kto bił małą bezbronną istotę? Kobieta poruszyła się na łóżku, jej oczy zalały się łzami a usta poczęły drżeć. - To nie ja! - zaczęła histerycznie krzyczeć... - To on - dodała mając na myśli swego konkubenta. - Aa - odparł kot. - On! - wtrącił szczur. - Tak to on - już pewniej powtórzyła. - A ty to co? - Zapytał się nagle kot przyglądając się drżącej postaci skulonej wśród pościeli. - Skoro wiedziałaś, to dlaczego nic nie zrobiłaś? - Bierność też jest zbrodnią - powiedział szczur podchodząc do kobiety. Zbliżywszy swój pysk do jej twarzy popatrzyła na nią wnikliwym wzrokiem. W jego czarnych źrenicach odbijał się obraz... Widziała siebie, widziała swego konkubenta... małą dziewczynkę pozostawioną w drugim pokoju i kilka butelek alkoholu na stole. Obraz zaczął się zmieniać... Pokój przemienił się w dyskotekę, na której razem się bawili, a zaraz znów w malutki pokoik dziecięcy, gdzie pośród ciemności i pustki mała postać płakała tuląc się do poduszki. Po chwili obrazy zaczęły szybko wirować... Zmieniać się jeden po drugim, aż wreszcie przestraszona kobieta oderwała swój wzrok od czarnych szczurzych ślepi krzycząc z przerażenia. Odwróciła się na druga stroną... wstała z łóżka i podbiegła w drugi kąt pokoju. Padając na kolana przed dwoma dziwnymi przybyszami zaczęła mówić drżącym głosem: - Prośże oddajcie mi dziecko... Już nie będę... Obiecuje... Oddajcie mi ją. - Czy myślałaś kiedyś nad szczęściem swego dziecka? - powiedział nagle, odrywając się od ściany, kot, a jego głos nabrał oskarżycielskiego tonu. - Nie... - wtrącił szczur stając za plecami swojego towarzysza. - Więc dlaczego myślisz, że nagle to zmienisz? - kontynuował kocur. - Zmienię to... chce być przy niej - zaczęła zarzekać się klęcząca postać. - Oho! - odparł nagle z radością w głosie kot. - Właśnie miałem do tego przejść. Kobieta słysząc te słowa wstała z kolan i spojrzała pytająco na wyfraczonego kota, który właśnie grzebał łapą gdzieś pod powłoką swego czerwonego stroju. 'Mam' - wykrzyknął po chwili wyciągając przed siebie szklaną kulkę. Obróciwszy ją kilka razy w łapie, wreszcie zamachnął się i rzucił ją z całej siły o ścianę. Szkło z którego była zrobiona owa kulka rozbryzło się na miliony kawałków, a miejsce, w które wymierzył celnie kot zaczęło nagle uwypuklać się, jakby powierzchnia szarej ściany zaczęła się nagle gotować. Po chwili spośród kipiącego tynku wypływać zaczęły barwy. Układając się w obrazy zaczęły tworzyć świat... świat, który widział już na oczy i który z pewnością kot mógł już wiele razy podziwiać. Ogrody, pałace, rycerze, księżniczki - wszystko to co tak bardzo pochłonęło maleńką dziewczynkę, która wreszcie zatopiła się w ten wieczny obraz na wieki. Cały ten bajkowy portret stawał się coraz większy i większy w miarę rozlewania się barw... - Popatrz tu - powiedział łagodnym głosem szczur wskazując na ogród, w którym bawiły się dzieci. 'Kasia' - szepnęła kobieta przybliżając się ku malunkowi. W tym samym czasie szczur podszedł bliżej rozlewającego się obrazu. Stając na wprost ściennego portretu odwrócił się jeszcze na moment by spojrzeć na kota. Ten mrugnął do niego, po czym szczur wszedł pomiędzy barwny świat stając po jego drugiej stronie. 'Kasiu!' - krzyknęła kobieta przyglądając się jak jej mała córeczka bawi się z innymi dziećmi na dywanie utkanym z barwnych kwiatów. - Nie słyszy cię - powiedział kot patrząc na kobietę, która usilnie próbowała nawiązać kontakt ze swą córeczką. - Zobacz jaka jest szczęśliwa - przemówił nagle szczur stojący pośród traw zielonej łąki. - Ty nigdy nie dałaś jej takiego szczęścia. Kobieta zrobiła krok do przodu, by zbliżyć się do dziecka. Chciała wejść do tego świata tęczowych barw, pochwycić swą mała córeczkę, lecz w momencie, gdy postawiła stopę na ziemi tuż przed malowidłem coś zaczęło się zmieniać. Zamek oddalił się nagle... Był coraz dalej i dalej... Cała kraina oddalała się, a wraz z nią i mała Kasia bawiąca się beztrosko w jednym z rajskich ogrodów. Wszystko zaczęło się zmieniać. Kipiąc kolory zaczęły zlewać się ku dołowi zalewając podłogę. Wyglądało na to, że cały świat wznosił się ponad chmurami na jakimś szczycie, który teraz odsłaniał swoje podnóża. Im dalej w dół tym cieple kolory zanikały... barwy stawały się ciężkie, ciemne i nieprzyjemne... Kryształowe skały stawały się czarne - jakby zwęglone... Zieleń porastając zbocze kompletnie znikła pozostawiając suche gałązki zwęglonych roślin. - Co się dzieje? - spytała z przerażeniem w głosie kobieta. Kot, milcząc, cofnął się i przyglądał jak powoli świat ze ściany rozlewa się na podłogę ukazawszy po chwili swe ogniste oblicze u samego dołu. Tu nie było już księżniczek, rycerzy... nie było też smoków czy łąk... Tu panowała pustka... Wypalano ziemia i tlące się skały... Potoki wrzącego ognia i czarna mgła, która spowijała cały ten obraz swym mistycznym złem. Kobieta zaczęła cofać się pod ścianę widząc jak ten piekielny obraz wylewa się na podłogę tworząc kałuże, w które zapadło się kolejno stół a potem stojące obok krzesło... - Chyba nie myślałaś, że pozwolimy ci naruszyć spokój i szczęście tego małego dziecka? Ono i tak się wycierpiało przez ciebie... Teraz nadszedł czas bawienia jego duszy... twoja za to... no cóż... powiedzmy, że spotka cię kara. - powiedział kot a jego oczy płonęły żarem i ogniem - tym samym, który czekał na dole na trzęsącą się z przerażenia kobietę. Barwa nicości, rozlewała się coraz większą plamą... Spadło już łóżko... Kobieta przyciśnięta do ściany stała i patrzyła w otchłań, która zbliżała się do niej... jedynie kot wisiał w powietrzu stając naprzeciw jej i uśmiechając się. W jego oczach odbijała się jej przerażona twarz i oczy... w których malował się żal i skrucha... Po chwili obraz ten znikł pozostawiając w kociej głowie jedynie ostatni urywający się krzyk kobiecego głosu. W tej samej chwili barwy zaczęły się kurczyć... Obraz zaczął zlewać się z powrotem w ten jeden punkt z którego się rozlał, aż w końcu nie pozostało nic z bajkowego świata i przerażających czeluści. Zagrzmiało... niebieskie blask odległych piorunów rozjaśnił pokój... w nim panowała pustka... Pomiędzy meblami, które o dziwo stały jakby nigdy nie zostały nawet ruszone, leżała pluszowa maskotka kota w czerwonym fraku i czarnym cylindrze, a w powietrzu unosiła się karta, którą obraca w swych szczurzych łapach dziwny przybysz, poruszona podmuchem jakiegoś przeciągu... Poza tym panowała kompletna pustka, której akompaniował padający deszcz i smutna melodia targanych wiatrem drzew.
Następne opowiadanie planowane na: Piątek ( 16.01.2009 r. )
Callineck - 13.01.2009 22:02
Twoje opowiadanie przypomina stylem jednego z moich ulubionych pisarzy Neila Gaimana, z pozoru takie niby nic, przyjemnie się czyta, ale groza podnosi włoski na karku.
I najlepsze jest to że tak do końca nie wiadomo, czy to sen, czy majaki obłąkanego umysłu...
Znalazłam niestety kilka błędów, nic drastycznego, ale mimo wszystko w opowiadaniu tej klasy nie wypada.
Oceny liczbowej nie postawię, nigdy nie stawiam, bo trudno jest mi w danej chwili powiedzieć, że nic nie spodoba mi się bardziej a wtedy zabraknie skali ;) Ale to opowiadanie plasuje się w ścisłej czołówce.
Cytat:
czarno włosa
Też razem.
haughton - 13.01.2009 22:38
Aaa, raz kozie śmierć. :P
Często czytuję opowiadania "spod pióra" (nie obraź się za zapożyczenie) naszych userów, chociaż rzadko je komentuję. Potrafię już bez spoglądania na nazwę użytkownika określić kto jest autorem danego "tworu", bo większość z piszących tutaj ma swój własny, niepowtarzalny styl.
Twoje opowiadanie zaciekawiło mnie i chętnie przeczytałem całość. Masz bardzo ciekawy sposób "ubierania" akcji w słowa; pełen ozdobników i metafor, klimatyczny i niemalże bajkowy - przyjemnie się to czyta i przy odpowiednim wkładzie własnej wyobraźni bez problemu można przenieść się w tą zmyśloną rzeczywistość. Widać, że niejedną książkę w życiu "połknąłeś" i potrafisz przelać "na ekran" dokładnie to, co Ci siedzi w głowie. Nie ocenię opowiadania w skali 1/10 bo nie mam takiego zwyczaju, ale spokojnie mogę stwierdzić, że masz talent i bardzo bogaty zasób słownictwa.
Jeśli zaś o minusy chodzi - nie licząc literówek (które pojawiają się zawsze i wszędzie) i źle wstawionych przecinków - kilka ortografów i zamotek stylistycznych macha mi bezczelnie rączkami, więc Ci je wytknę :P:
Cytat:
Samotny promień słońca wpadł do małego pokoju. (...) Dziewczynka, siedząca w kącie czterech białych ścian, uciesznie wyciągała ku nim ręce.
" Ku niemu". Samotny promień zamienia się nagle w promienie?
Cytat:
uniosła się z pomiędzy
Powinno być "spomiędzy"
Cytat:
Szary kot, (...) zdał się mrugnąć do niej
zdał się mrugnąć = zdawał się mrugać/mrugnął
Cytat:
pozostawały nie zmienione
Powinno byc "niezmienione"
Cytat:
w (...) zaszła prawdziwie nieprawdopodobna zmiana
Masło maślane :P
Cytat:
Fakt ten jednak został nie zauważony przez smutne dziecięce oczy
Prawidłowo - "niezauważony"
Cytat:
przedarł się przez gęstą chmurzaną mgłę
Chyba "chmurzystą" ;)
Cytat:
rycerze podążający w ślad za nimi na swych pięknych czarnych koniach - wzbudzających podziw.
Poplątany szyk zdania - powinno być "rycerze podążający w ślad za nimi na swych pięknych, wzbudzających podziw czarnych koniach"
Cytat:
W kłębach śnieżno białej pościeli
Prawidłowo: "śnieżnobiałej"
Cytat:
Kobieta pytająco spojrzała na okno w dziecięcym pokoju i już miał(a?) wyjść, kiedy kontem oka dostrzegła
No proszę Cię....
Cytat:
Drzwi od mieszkania były w połowie rozchylone.
Rozchylone to mogą być nogi, czy poły płaszcza. Drzwi mogą być uchylone. :P
Cytat:
Mrożąc oczy i zasłaniając się dłonią przed światłem...
Mroziła, czy mrużyła oczy?
Cytat:
krzyczała kobieta patrząc jak jej niespełna trzy letnia córeczka niechybnie zbliża się ku pędzącym autom
"trzyletnia"
Cytat:
Ciepły i serdeczny głos nieznajomej był na tyle przekonywujący
Jeśli już, to przekonywający
Cytat:
"nosząca jeszcze wierze (?) oznaki samo okaleczeń"
"Samookaleczeń"
Swampfire - 14.01.2009 11:19
Fajne opowiadanie.Ma trochę byków które podał haughton ,ale za bardzo nie przeszkadza w czytaniu.Fabuła fajna,i najlepsze jest to ,że nie wiadomo czy to sen czy umysł płata figle.I jest ten dreszczyk oraz to "coś". Życzę weny i coraz lepszych opowiadań.
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plshakyor.htw.pl
Strona 1 z 2 • Zostało wyszukane 18 wyników • 1, 2
|
|