|
|
|
Zmierzch(....) |
Kocio xD - 07.05.2006 20:59
Zmierzch(....)
- Tak się go ładuje, później odbezpieczasz i pociągasz za spust. - powiedział stary Gordon i wystrzelił do tarczy. Ta rozleciała się na miliony kawałków. - Teraz już wiesz. Nie zapominaj go doładowywać, bateria siada po trzystu strzałach. Tu masz licznik, ile ci jeszcze zostało. A, i jakby co, - rozejrzał się wokół i ściszył głos - to nie dostałeś tego u mnie, rozumiesz? Pokiwał głową. Wsunął blaster do wcześniej specjalnie uszytej wewnętrznej kieszeni kurtki i podziękował. Ukradkiem opuścił strzelnicę i wsunął pieniądze do szuflady biurka, poczym wyszedł ze sklepu. Był dziś wyjątkowo duży ruch, zupełnie nie podobny do jego miasta. Ulice przepełnione świszczącymi samochodami bez ustanku trąbiącymi na innych przypominały korek, który codziennie zdarzał się w Warszawie, ale żeby w Zamościu? Od ciągnących się oparów atomowych silników można się było udusić, mimo, że chodnik oddalony był od jezdni ponad dwadzieścia metrów.
Vergil kierował się od razu do liceum, musiał zdążyć na pierwszą lekcję. Wyszedł z ,,Miecz'' - a, sklepu z bronią i ruszył chodnikiem. Dziwne, że sklep z tego typu akcesoriami mieścił się na wprost od jego szkoły... Może sprzedawca Gordon chce tym skusić młodzież? Nie wszystkich, oczywiście. Typowa szkolna mafia i tak jest uzbrojona, chodzi raczej o uczniów przez nią gnębionych. Tych, którzy nie mogą już znieść wymuszeń i kradzieży, posuwają się do takich drastycznych środków. I jest ich coraz więcej. Mimo, że broń nadal jest dozwolona tylko dla ludzi dorosłych, za specjalną opłatą Gordon sprzedaje cichcem blastery i miotacze mniejszego kalibru, zarabiając dodatkowe pieniądze na zakazie państwa. Ale cóż on sobie z tego robi? Organy ścigania są bardziej skorumpowane niż rząd, połowa zamojskiej policji jest w rękach mafii. Ludzie strzelają do siebie na ulicach, dochodzi do bitew gangów, giną niewinni. A prezydent miasta jest powszechnie znanym i szanowanym bossem. Tak więc nie pozostaje nic więcej uczciwemu Vergilowi jak uczyć się, a pobieranie nauk w państwowej placówce kosztuje. Kosztuje codzienne pobicia, kradzieże, a niekiedy życie. Sam dyrektor porusza się w towarzystwie ochroniarzy. Za dużo nauczycieli zaginęło już w niewyjaśnionych okolicznościach. Tak, jakby nagle odeszli z pracy. Nie chciał słuchać woźnych, którzy znaleźli ich ciała w kotłowni. Bał się. Uczeń więc najlepiej dla siebie zrobi, jeśli naruszy prawo państwa, a potem kodeks życia chrześcijanina, jeśli w ogóle ktokolwiek wierzy w coś, oprócz pieniądza, i uzbroi się. W gnata i cierpliwość. Wszedł do szkoły. Korytarz był niemal pusty, nie licząc sprzątaczek. Nagle jednak i te czmychnęły gdzieś, gdy pojawili się oni. Dwóch rosłych bandziorów stanęło naprzeciw Vergila i czekało w milczeniu. Wiedzieli, że jego klasa ma lekcje właśnie w tej sali, do której zagrodzili mu dostęp. ,,Więc będę miał szansę wypróbować nowy blaster'' - pomyślał - ,,Nie wiedziałem, że to nastąpi teraz. Co by było, gdybym go dziś rano nie kupił?'' Wyjął broń i przeładował. - Wilarski, nie wiedziałem, że masz nową zabaweczkę. Tylko się nie skalecz! - zarechotały basiory. Ale on nie skaleczy się. Od ponad miesiąca chodził na strzelnicę i ćwiczył umiejętność posługiwania się karabinkiem pneumatycznym. ,,Miejmy nadzieję, że blaster jest podobny w obsłudze'' - pomyślał - Gdyby Gordon nie brał pieniędzy za lekcje strzelania, chętnie bym się zgłosił. Teraz było za późno. Ruszył na przód. Wiedział, że najlepiej zrobi, jeśli zaatakuje pierwszy. Przez chwilę walczył ze sobą, ale wreszcie odważył się. Pierwszy raz w życiu strzelał do ludzi. Biegł strzelając i napierał na opryszków, ci cofali się w tył. W tej właśnie chwili otworzyły się drzwi do klasy, z której wypadła przestraszona młódź. Napastnicy zniknęli gdzieś wśród nawały. Vergil schował broń szybciej, niż zdążył go z nią zobaczyć ktokolwiek. Podbiegł do niego Indyk, przyjaciel ze szkolnej ławy i zaczął tłumaczyć. - Stary, uciekamy! Idzie jakaś nowa nawałnica od strony rusków, ich wojska przekroczyły właśnie granicę. - No i co z tego, przecież cały czas tam jest gorąco. Raz rusek strzeli do naszych, raz my do ruska. Nie ma się co tak przejmować. - Ale nadali komunikat przez radio. To jakaś nowa inwazja, sprowadzili wielkie siły. - A my nic o tym nie wiemy? - A skąd mamy wiedzieć, nie wiemy nic, odkąd strącili naszego satelitę. Chodź, bo zajmą miejsca w schronie i będziemy musieli stać! Wybiegli z gmachu i wpadli popychani z tyłu przez tłum do podziemnych bunkrów, przeznaczonych specjalnie dla uczniów podczas manewrów, które zdarzały się tu dość często. Jednak czasem tylko ginął jakiś cywil, posypały się budynki lub uszkodzono drogę. Nic wielkiego. Wojny prowadzone w tych czasach polegały głównie na wzajemnym zastraszaniu, najeżdżaniu wrogich terenów. Wszyscy mieszkańcy większych metropolii mieli wyznaczone bunkry i schrony, do których udawali się w wielkim pośpiechu w razie nalotu. To zatrzymywało skutecznie krwioobieg miejskiego życia i przynosiło straty państwu. Dziś jednak nie wyglądało na to, że to kolejna igraszka ze strony wschodnich sąsiadów. Zanosiło się na coś większego. Zwiadowcy donosili o wielkich ruchach wroga, tymczasem polskie siły broniły jeszcze gór od Austrii i pomagały Litwie odpierać ataki Szwecji. Zamość i jego obwód opleciony był pasem umocnień i posiadał dość silną załogę, mogącą w każdej chwili zrobić z miasta fortecę. Ponadto spod Biłgoraja zmierzały już dwie dywizje pancerne, wprawione w boju z Austriakami. Rzesza austro - niemiecka podpisała niedawno tygodniowe zawieszenie broni. Teraz jednak największe zagrożenie ciągnie z nad Wołgi....
trashy - 17.05.2006 20:21
hmm ciekawe...pisane w bardzo ładnym stylu ^^ Mam nadzieję że to nie koniec ,prawda xD ? Czekam na kolejne części Twojego opowiadania :D
Pozdrawiam ! Claudi
kartofelq - 18.05.2006 15:26
No, bardzo ładne opowiadanko Olu. :] Łatwo i szybko się czyta. Masz fajny styl. Trzymaj tak dalej i dawaj następny odcinek. Pzdr. :)
Aprille - 18.05.2006 17:51
Pomysł jest oryginalny, tekst na końcu co prawda zawiera trochę za mało odczuć głównego bohatera, ale tylko troszeczkę... Z chęcią przeczytałabym co poczuł Vergil na wiadomość o inwazji. A opis strzelaniny czyta się z zapartym tchem ;> Na końcu (w ostatnim akapicie) robi się z lekka za bardzo historycznie, ale może to tylko moje urojenie... Poza tym uwielbiam takie opowiadania ;> A to mnie zaciekawiło ^^
8.75/10
Pozdrawiam i czekam na dalszą część ;> A.
Kocio xD - 18.05.2006 19:30
- Ciekawe, czy starczy tego, żeby ruscy wrócili się na zat. - powiedział Indyk - Jak myślisz, Vergil? - Co, co mówiłeś? - chłopak oderwał wzrok od monitora przekazującego obraz z pola bitwy - Pytałem, czy nasze dywizje pogonią ich z powrotem. - A skąd ja mam wiedzieć. - odpowiedział i znów zapatrzył się w ekran. W bunkrze panował duży tłok, ledwie udało mu się przecisnąć i zobaczyć co, nie co. Koło niego stał Indyk, obok równie zapatrzona Suza. To, co ich tak zaabsorbowało było obrazem przesyłanym przez kamerę czołgu najbliżej wydarzeń, jeśli ten ulegał uszkodzeniu, obraz przesyłał inny. Co jakiś czas mówił przez radio jakiś żołnierz. Z tego, co meldował dało się wywnioskować, że siły są wyrównane. - Po równo nas tu, raz my ich, raz oni nas. Strzelają już tak z godzinę. Ale coś mi się widzi, że oni to nas chcą tylko zająć i ściągną nam na łeb jakieś lepsze zabawki. Jak na razie, utrzymujemy się. - żołnierz przełączył kamerę na wizję ostrzału. - A ja wam mówię, że to apokalipsa. - powiedział strasznym głosem Indyk. Wszyscy popatrzyli na niego zdumieni. - No co, żartowałem. Ale tak mówił mi rano Mirek, ponoć ten najazd przepowiadali już ci jego ulubieni fantaści, wszystko spisane jest czarno na białym. - Chyba nie wierzysz w takie bzdury? - zapytała Suza - Oczywiście, że nie. Ale Mirek już się ukrył. - Gdzie? - zapytał Vergil, nagle wtrąciwszy się do rozmowy - A bo ja wiem, gdzie? Chyba w podziemiach, na Lwowskiej. - odpowiedział Indyk - Dawno go nie widziałem, ma moje ,, Przepowiednie Moley'ego'' - wytłumaczył się dziwnie patrzącemu zgromadzeniu - Ty też czytasz to fantastyczne badziewie? - spytał Indyk - Tak tylko, do poduszki... - Dobra, siadajmy. Zaraz zleci się tu jeszcze więcej ludu żądnego informacji. Usiedli na ławie przy ścianie, chwilę nie odzywali się do siebie. Dało się słyszeć miarowe chrapanie Indyka, który spał zapatrzony w sufit. Suza równie zmęczona i oszołomiona zaistniałą sytuacją oparła głowę na ramieniu Vergil'a. Westchnęła przeciągle i rozprostowała nogi. - Vergil, tak dawno już byliśmy gdzieś razem... - zaczęła zaspanym głosem - Zawsze po szkole nie ma cię, komórka milczy. Nie zaniedbuj mnie, proszę.
Przepraszam, że takie krótkie, ale nie miałam czasu dłuższego napisać ;) pozdrawiam i prosze o ocenki
kartofelq - 18.05.2006 19:52
Szkoda, że nie miałaś czasu napisać więcej, bo zainteresowała mnie ta tematyka. :] Jak już mówiłam masz fajny styl i talent. Korzystaj z niego i dawaj następne 'odcinki'. Xd Pozdrawiam. ;*
Kocio xD - 18.05.2006 20:00
Phi... Ja talent... Żartujesz, to, że od casu do czasu coś skrobne ni znaczy ,że mam talent xD ale dzięki :*
Kladź - 22.05.2006 15:44
No, no zaciekawiło mnie :D Czekam na kolejne ^^' Pozdrawiam
cameleon - 22.05.2006 17:25
Ah tylko Ci pozazdrościć takiego talentu ;] Co prawda nie lubię takiej tematyki, ale to opowiadanie jest naprawde ciekawe.
A tak poza tym to nie umię oceniać! ^^ Ale naprawdę super!
Kash - 22.05.2006 17:32
Kociak! Co ty za sajens fikszyn wymyślasz! Nioe lubię tego typu opowieści, ale styl masz ładny, gdzieś mi chyba przecinka zabrakło, ale to takie tam ^-^ no i rażą te entery, jakbyś wierszem pisała.
Vanillienné - 22.05.2006 18:06
Hehe, świetne, bardzo ładnie piszesz, jestem ciekawa, co będzie dalej ; > Pozdrawiam, jeszcze na pewno tu zajrzę^^"
Incognito - 23.05.2006 08:21
Ślicznie piszesz *_* Uwielbiam takie opowiadania. Zaciekawiło mnie - czekam na następne :>>
Kocio xD - 23.05.2006 19:51
Niestety to chyba ostatni odcinek... bo nikt nie komentuje... Pisze nowe opowiadanie "Szkarłatna Łasica" na cześć mojej lasic :*
- Suza, przecież wiesz, że chodzę na strzelnicę, muszę umieć bronić nas w szkole. Nie pamiętasz? - Pamiętam, ale czasem chodzę do Gordona, a ciebie tam nie ma. Twoja mama twierdzi, że wyszedłeś godzinę temu. - Wyolbrzymia, jak zwykle. - Vergil przełknął ślinę. Czuł, że robi mu się gorąco. Na razie gładko szło oszukiwanie dziewczyny, ona nawet nie przypuszczała, że spotyka się z inną. Na razie. - Wiesz co? - Suza popatrzyła na niego dziwnymi oczyma - Czasem ma przeczucie, że ty coś ukrywasz. Że kogoś... - nie dokończyła. Nagły wstrząs uderzenia pocisku wprost w dach bunkra spowodował posypanie się tynku. Ekran transmisji śnieżył. Po chwili strzały powtórzyły się, sufit zaczął pękać. Gdy tynk obsypał twarz Indykowi, ten zbudził się nagle. - Co jest?... - Chyba do nas... - Vergil odleciał z całą paczką kilka metrów w bok. Eksplozja na szczęście nie zraniła ich poważnie. Po środku bunkra zionęła wielka wyrwa w betonie, ukazująca deszczowe niebo. - ...strzelają. - dokończył po chwili. Tłum zerwał się z wrzaskiem i uciekał na zewnątrz drzwiami bądź wyrwą, chcąc uniknąć kolejnego pocisku. Zginęło już kilku ludzi. - Wiejemy, Indyk, do podziemi! - krzyknął Vergil. Gdy się odwrócił, zobaczył słaniającą się Suzę. Złapał ją w ostatniej chwili. - Chyba wynagrodzę ci te ostatnie dni, i gdzieś razem wyskoczymy. - przełożył ją przez plecy i czym prędzej poganiany przez Indyka, wypadł z bunkra. Odbiegli kilka kroków ku bramie, gdy pocisk artyleryjski zniszczył bunkier doszczętnie, raniąc jeszcze kilka osób, które były najbliżej. - Chryste panie! - zawył Indyk - Wiejmy na Lwowską, bo zaraz inny pocisk rozniesie szkołę. Wypadli za bramę. Przed nimi i za nimi pędziły rzesze chętnych do schronienia się w podziemnych, dobrze wzmocnionych schronach. Były na tyle odporne, że nie odczuwało się wstrząsów i tynk nie leciał na głowę. Miasto wydawało się opuszczone, wszyscy mieszkańcy schowali się, gdzie kto mógł, po strzałach oddanych ku miastu. Na drogach ciągnął się sznur samochodów, nie dawno jeszcze tak rozpędzonych. Większość pasażerów uciekła z nich w panice, zapominając wyjąć kluczyków i wyłączyć wozu. - Chodźcie, dostaniemy się na miejsce szybciej, jeśli będziemy umieć wykorzystywać dogodności losu. - Indyk wskoczył kabrioletu. O dziwo, nikt nie protestował. Jechali wzdłuż ulic, którymi biegła zrozpaczona chuć. Niektórzy chcieli się do nich przyłączyć, jednak oni nie brali pasażerów. Po drodze wrogi ogień rujnował budynki, rozorywał ziemię i uszkadzał drogi. Raz omal nie trafił prosto w nich. Indyk jednak był dobrym kierowcą i szybko dotarł na miejsce. Wypadli z samochodu i pobiegli schodami w dół. Tłum jakimś cudem był tuż za nimi. Wpuszczono ich i jeszcze jedną trzecią chętnych, reszta musiała uciekać gdzie indziej. Szczęśliwi usiedli na podłodze pod ścianą, śmiejąc się z wyczynów Indyka. Wtedy podszedł do nich inny znajomy. - Jesteście cali? Suzi, nic ci nie jest? - zapytał Mirek - A ty co się tak o nią troszczysz? - zapytał Indyk i przejechał wzrokiem od Mirka do Vergil'a - Już się nią zajął nasz wieszcz narodowy. - A właśnie, jak tam twój epos, Wergiliuszu? - spytał chłopak i siadł koło nich - Bardzo śmieszne. Jest na ukończeniu. - To chyba będziesz musiał dodać do niego dzisiejsze wydarzenia. Mówię wam, to się źle skończy. Przepowiedzieli to już wszyscy fantaści. Śmierć ze wschodu. - A to dlaczego zaraz ze wschodu? - obruszył się Indyk - Mam wujka w Moskwie, nie pozwolę tutaj czegoś gadać na Rosjan. - Ponoć wybili wszystkich obcokrajowców... - Co takiego? Zabili wujka Leopolda... - Nie wiem, ale to potwierdzone informacje. Do władzy doszli jacyś podobni do komunistów, nie mieszam się w to. Ponadto mówię, że ze wschodu, ale nie koniecznie to muszą być...ludzie. Przepowiednia Moley'ego głosi, że nie długo będą władać tu jakieś mistyczne stworzenia. - Wątpię, aby Rosjanie stali się nagle jacyś mistyczni. - wtrącił z kpiną Indyk - Myślcie, co chcecie. Ja uważam, że ta wojna, to początek końca. Końca człowieka. Niedługo wmiesza się w nią cała ludzkość, która utraci wiele ze swej kultury, stając się jedynie maszynami do zabijania. Wtedy przyjdzie jakaś kara boska i wymorduje wszystkich ludzi, zgładzi nas i inne stworzenia będą rządziły planetą. Nastanie nowa era w dziejach ludzkości...jej upadek... - Dajże spokój, nie chce mi się słuchać tych bredni. Pobiją się trochę i przestaną. - powiedział Indyk. Chyba sam nie wieżył w to co mówił, reszta też patrzyła po sobie jakoś dziwnie. - Macie tu przekaz z pola bitwy? - zapytał wreszcie Vergil - Mamy, tam jest wizja. - Mirek wskazał przeciwny koniec sali. Vergil podszedł i zobaczył. Właśnie wtedy wszyscy najbliżej siedzący poderwali się z krzeseł. Kamera nadawała obraz bitwy, ale jakiejś innej. Przed czołgiem rozpościerała się chmura czarnego dymu, kotłowanina sił polskich i rosyjskich. Nagle wpatrzony pilnie w ten obraz dojrzał przez moment coś w powietrzu, dość duży, czerwony kształt. Jakby wielki gad kołował nad ziemią. Ale to przecież nie możliwe...Skrzydlaty potwór zionął ogniem i niszczył wszystko dookoła. Nagle wyjrzało z za chmury więcej jego ziomków. Zbliżali się coraz bardziej ku przekaźnikowi, aż ten przestał nadawać obraz. Miliony białych kuleczek wybiegło na ekran i nie było widać nic więcej, prócz ich bieli. Vergil odszedł od obrazu i poprzez tłum ludzi wrócił pod ścianę. - Coś tam zobaczył, ducha? - zapytał Indyk. Mirek wpatrywał się w niego z napięciem. Ten nie mógł wypowiedzieć słowa. - No powiedz wreszcie! - Nowa era...
Co mam poprawic w swoim stylu mowcie, bo pragne sie ksztalcic...
Aϊda - 24.05.2006 13:59
Ciekawe *______________* Oj.
efciaq - 27.05.2006 07:28
Chmm.. Niewiele musisz poprawiać 'chłopie' (:D), ale przeczytałam te części i tak naprawdę niewiele zrozumiałam. Piszesz bardzo ładnie, ciekawie. Umiesz zaskakiwać, dobrze doprowadzasz dialogi i sytuacje. Ale to, że nie zrozumiałam to raczej mój błąd.
Tak naprawdę, kiedy to czytałam znów miałam wrażenie, że jesteś chłopem... ^^ Chyba już się nie przyzwyczaję :). Myślę, że masz talent i cieszę się, że będziesz dalej pisał ;] warto.
Poprostu masz talent i tyle. Nic więcej nie powiem. Podoba mi się, chociaż sama mało rozumiem 9,5/10 :)
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plshakyor.htw.pl
|
|