|
|
|
"Szmaragdowe Łzy" |
Akmiss - 21.08.2007 14:05
"Szmaragdowe Łzy"
No więc postanowiłam zamieść na forum moją książkę. Przynajmniej mam nadzieję, że wyjdzie z tego powieść. Mam nadzieję, że będzie ją chętnie czytać i komentować. Jestem gotowa na szczere opinie. Żeby nie przedłużać daję pierwszy rozdział:
Rozdział 1
Kraków, czerwiec 1990r. Pierwsze promienie słońca wdarły się do pokoju Moniki. Dziewczyna szybko otwarła oczy. Spojrzała na zegarek, który dostała od swojego dziadka na trzynaste urodziny. Wskazywał 6.30. Jeszcze bardzo wcześnie - pomyślała, po czym przeciągnęła się leniwie. Był jej ulubiony dzień tygodnia – sobota. W soboty zawsze wyjeżdżała z całą rodziną do dziadków, czyli rodziców mamy. Wszyscy jej bracia (a miała ich czterech) z wyjątkiem Marka ich lubili. Najstarszy wnuk czuł jednak w szczególności do babci jakąś dziwną odrazę. Było to głównie spowodowane jej kalectwem. We wczesnej młodości miała poważny wypadek i od tej pory jeździła na wózku inwalidzkim. Wiktoria i Czesław mieszkali kilka kilometrów od Krakowa, więc pokonywana trasa nie była długa ani męcząca. Starsi państwo mieszkali samotnie, odkąd ich jedyna córka Teresa wyszła za mąż. Kochali wnuków i utrzymywali całkiem poprawne stosunki z Tomaszem, który od dwudziestu lat był ich zięciem.
Monika w końcu wstała z łóżka i skierowała się do łazienki. Wzięła chłodny prysznic, bo powietrze było wyjątkowo duszne i gorące. Miała to szczęście iż jej rodzice pochodzili z zamożnych rodzin, więc łazienka stanowiła część jej pokoju i była wyłącznie do jej użytku. Było to przepiękne, małe pomieszczenie. Oprócz wszystkich potrzebnych mebli, takich jak ubikacja, umywalka i prysznic, w łazience znajdowała się też wanna oraz szmaragdowa toaletka. Z tej ostatniej, którą wykonał sprowadzony z Ameryki stolarz, Monika uwielbiała korzystać. Przede wszystkim dlatego, że była zrobiona z jej ulubionego drzewa (buku) i ozdobiona muśnięciami pędzla w najukochańszym kolorze. Dziewczynę niezwykle fascynował szmaragdowy. Wszystkie meble, kosmetyki i większość ubrań miała w jego odcieniach. Jak na czternastolatkę była niepoprawną romantyczką. Różniła się od swoich rówieśnic. One interesowały się głównie chłopcami i swoim wyglądem. Monika również zwracała na niego uwagę, ale nie przesiadywała godzinami przed lustrem. Wolała czytać powieści o niespełnionych lub zakazanych miłościach i przebywać w swoim świecie do którego nikt nie miał dostępu – w świecie marzeń. Po prysznicu spryskała się brzoskwiniową wodą toaletową i uczesała włosy. Były one długie, lśniące o brązowym odcieniu, jednym słowem piękne. Związała je w koński ogon, włożyła na siebie zwiewny, zielony top i szorty, po czym zeszła na śniadanie. Na stole znajdowały się jak zwykle w soboty świeże bułki, ser żółty, twaróg oraz jajka. -Dzień dobry mamo! - zawołała Monika. -Och, zaspałaś dzisiaj?! Siadaj natychmiast do śniadania! - wrzasnęła poddenerwowana Teresa, ponieważ córka lubiła ostatnia zasiadać do stołu. -Przepraszam mamo, ale w sobotę chciałam się porządnie wyspać. -To nie znaczy Moniko, że musisz zawsze spóźniać się na wszystkie posiłki, tym bardziej, że już za godzinę wyjeżdżamy do dziadków. - warknęła Teresa, która nie cierpiała wyjazdów do swoich rodziców. Uważała je za marnowanie weekendów i stratę czasu, choć jej stosunki z nimi były dobre. Podobnie myślał jej pierworodny syn. Był bardzo podobny do matki, ale nie pod względem fizycznym. Odziedziczył po niej praktyczny i władczy charakter. On wolał iść na basen i ćwiczyć pływanie, bo w tej dziedzinie miał duże osiągnięcia. Marek nie lubił wsi. Drażniły go rozrywki na farmie. A na konie nie mógł patrzeć, ponieważ uważał je za okropnie prymitywne zwierzęta.
Wszyscy z wyjątkiem Moniki zjedli już śniadanie. -Ja nie jadę dzisiaj na farmę dziadka. - oświadczył chłodno Marek. W swej wypowiedzi ominął oczywiście babcię. -Jedziesz kochanie. - Teresa starała się być opanowana. -Mam już osiemnaście lat i oświadczam wszem i wobec, że zostaję w domu. Teresa spojrzała błagalnie na męża, ale Tomasz nie wykazywał większego zainteresowania konfrontacją jaka nastąpiła pomiędzy jego żoną, a synem. -Nie uzyskałeś jeszcze dowodu osobistego i na razie my za ciebie odpowiadamy – mówiła, patrząc synowi prosto w oczy – Czy ci się to podoba, czy nie do dziadków pojedziesz – dodała z pełną determinacją. Marek pobladł i zamilkł. Nie miał zamiaru dłużej kłócić się z matką, bo rzeczywiście nie był jeszcze formalnie pełnoletni. Upragniony dowód tożsamości miał dostać za równe dwa miesiące. -Czy ktoś jeszcze nie ma ochoty jechać? - zapytała niespodziewanie matka. Nikt się nie odezwał. Mariusz, Marcin i Marcel patrzyli po sobie robiąc głupkowate miny. Wiedzieli, ze babcia da im pieniądze na lody i podczas spaceru będą mieli okazję poderwać ładne dziewczyny, których nie brakowało w Klimontowie. -Skoro nikt nic nie mówi proszę się przebrać i odświeżyć. - Teresa czuła, że żołądek jej się kurczy, na żałosny widok męża czytającego gazetę, który udawał, że nic nie słyszy.
Zaraz po ślubie, Teresa była niezwykle szczęśliwa. Gdy mąż wracał z pracy jej twarz promieniała. Rzucała mu się na szyję i potem kochali się przez długie godziny. To był cudowny czas. Wtedy Teresa była atrakcyjną kobietą. Jej blond loki spływały niedbale na ramiona, a na twarzy zawsze gościł szeroki i czarujący uśmiech. Kochała Tomasza do szaleństwa, a on odwzajemniał jej uczucia. Ich związek można było nazwać udanym. Problemy zaczęły się gdy na świat przyszło piąte dziecko – Monika. Teresa nie dawała sobie ze wszystkim rady. Nie dość , że czterech urwisów biegało po domu, myśląc co by tu jeszcze napsocić, musiała zajmować się niemowlęciem. Co roku rodziła kolejne dziecko, przez co była wykończona zarówno fizycznie jak i psychicznie. Przytyła w skutek bezustannego zachodzenia w ciążę. Jej skóra już nie promieniała. Stała się po prostu brzydka. Z czasem nawet nie zauważając tego, powoli i stopniowo, ale równomiernie oddalała się od męża. W końcu prawie w ogóle ze sobą nie rozmawiali.
Wiktoria cieszyła się z przyjazdu wnuków. Co prawda, tylko wnuków ponieważ nie umiała już się uśmiechać na widok córki. Kochała Teresę, ale przez ostatnie lata nie były sobie tak bliskie jak dawniej. Teresa zamknęła się w sobie. Kiedyś opowiadała matce o wszystkich swoich troskach, jak najlepszej przyjaciółce. Teraz rozmawiały ze sobą tylko z grzeczności i wymieniały kilka bezwartościowych zdań. Wiktoria uważała oczywiście, że jej córka zmieniła się pod wpływem Tomasza. Szczerze nie cierpiała zięcia, ale swoją złość starannie maskowała pod aurą szczęśliwego wyrazu twarzy. Łzy stawały jej w oczach dopiero gdy przywracała ukryte gdzieś daleko w zakamarkach jej podświadomości wspomnienie rozpromienionej i zadowolonej Teresy. Pamiętała ją dokładnie jako piękną, młodą i szczebioczącą najświeższe plotki dziewczynę. Teresa była kiedyś bardzo piękna. Kiedyś... - myślała wiele razy. Wiktoria swoim żalem nie dzieliła się nigdy z nikim, nawet z mężem. Wiedziała, że Czesław jest podobnego zdania co ona, ale nie odważyła się otwarcie z nim o tym porozmawiać. Po stracie córki, bo uważała iż straciła tą śliczną dziewczynę bezpowrotnie, całą swą miłość przelała na wnuki, a głównie Monikę. Wiedziała, że wnuczka rozkwita jak cudowny kwiat na wiosnę. Z tą myślą budziła się rano i zasypiała o zmroku. Była pewna, że nigdy nie pozwoli by Monika została tak skrzywdzona jak jej matka.
-Długo nie przyjeżdżają, prawda? - mruknęła Wiktoria. -Czy ja wiem? Nigdy nie byli punktualni. - odrzekł poirytowany Czesław. Denerwowała go panika żony. -Ale nigdy nie spóźnili się o całe pół godziny! -Kobieto! Uspokój się wreszcie! Jak przyjadą będziesz myślała tylko o ich odjeździe! - warknął Czesław, po czym nie chcąc dłużej prowadzić tej dyskusji wyszedł z salonu. Skierował się w kierunku „swojej” biblioteki. Uważał, że należy ona wyłącznie do niego, choć w istocie była to czytelnia rodzinna. Wiktoria za to dręczona przez obawy, pojechała na wózku inwalidzkim, którego z czasem zaczęła tolerować do ogrodu. Ogród był doprawdy pięknym miejscem. Znajdował się, w przeciwieństwie do farmy, która miała swoje miejsce za domem – przed domem. Babcia Moniki dbała o niego, przez co wyglądał cudownie. Na jego powierzchni rozpościerały się tulipany, stokrotki, bratki i róże. Te ostatnie Wiktoria zerwała by postawić je później do wazonu, w salonie.
Spóźnimy się – myślała Monika. - Właściwie przez moich braci już jesteśmy spóźnieni. - na samą myśl, że mogą zrobić przykrość babci, zachciało jej się płakać. Wiedziała doskonale, że Wiktoria będzie się strasznie niepokoić. Poszła więc czym prędzej do swojego pokoju, aby się odświeżyć. Gdy przechodziła obok sypialni rodziców, usłyszała krzyki zza ściany. Choć nie powinna podsłuchiwać, pokusa okazała się silniejsza. Przystawiła ucho do drzwi. -Dlaczego nie zwróciłeś uwagi na nieodpowiednie zachowanie Marka przy stole? - spytała Teresa z wyrzutem. -Miałem nadzieję, ze sama sobie z tym poradzisz. - mruknął Tomasz, który wyraźnie nie miał ochoty na tego typu rozmowy. Teresa jednak nie dawała za wygraną. - Ale przecież jesteś jego ojcem! Głową rodziny! Czy zupełnie o tym zapomniałeś? Mąż był zdziwiony jej wybuchem gniewu. Postanowił urwać tę dyskusję. -Nie zapomniałem, przepraszam jeżeli cię uraziłem. Myślę, że musimy się już zbierać, jeśli chcemy w ogóle jechać do twoich rodziców. - rzekł stanowczo, po czym udał się do drzwi, zostawiając roztrzęsioną Teresę samą. Monika szybko odskoczyła do swojego pokoju, który na szczęście znajdował się bardzo blisko. Nie była zbytnio zdziwiono tym co usłyszała. Wiedziała od dawna, że w małżeństwie rodziców źle się dzieje. Czasem nawet chciała by wzięli rozwód. Wtedy mogłaby zamieszkać u dziadków. Miała nadzieję, że mama z nią i jej braćmi przeprowadziłaby się tam na stałe. Szybko jednak wróciła do rzeczywistości i prędko się przebrała. Włożyła szmaragdową koszulkę polo, dół pozostawiła bez zmian. Następnie przetarła twarz tonikiem, pomalowała usta bezbarwnym błyszczykiem i poszła do garażu. -Wszyscy gotowi? - zapytał bez większego entuzjazmu Tomasz. Odpowiedzi były twierdzące więc dodał – No to komu w drogę, temu czas!
Liczę na opinie i pozdrawiam!
Ośliczka - 21.08.2007 16:50
Mi się podoba. :D Nareszcie coś normalnego, bez wilkołaków. eee... albo tylko mi się tak wydaje? Nie no mam nadzieję, że to jest coś o życiu normalnych ludzi, bo takie jest moje pierwsze wrażenie i to mi się bardzo podoba. :D Monika jest trochę podobna do mnie z tą swoją romantycznością. Ja też lubię historię o trudnej niespełnionej, czy też zakazanej miłości. Dlatego ta postać jest mi bliska. :D Naprawde jestem pod wrażeniem. Czekam na dalsze części. :D
Akmiss - 21.08.2007 18:14
Dziękuję, następny rozdział powinien pojawic się niedługo. :)
Akmiss - 02.09.2007 10:13
Więc dziś dam pierwszą część drugiego rozdziału. Mam nadzieję, że teraz skomentuje więcej osób, bo mi na prawdę na tym zależy, także proszę komentujcie!
Przepraszam, że post pod postem, ale sądzę że inaczej nikt by do tego tematu nie zajrzał.
Rozdział 2 - Część I
Klimontów W górze, za szybą samochodu rozciągało się czyste niebo, bez żadnych obłoków. Zapowiada się piękny dzień! Co za szczęście! - pomyślała Monika. Cieszyła się niezwykle z tego, że jest ładna pogoda. Gdyby padał deszcz zapewne wyjazd zostałby odwołany, czego nie umiałaby znieść. Właśnie układała w myśli dialog, który będzie musiała przeprowadzić z babcią. Koniec roku zbliżał się wielkimi krokami, a jej jednej z najlepszych uczennic, groziła ocena dostateczna z matematyki. Dziewczyna szczerze nie cierpiała tego przedmiotu. Rodzice nie zrozumieliby tego jednak i zapewne miałaby w garści szlaban na książki. Teresa była zdania, że córka zdecydowanie za dużo czyta. Uważała iż nie wykorzystuje w pełni swoich umiejętności. -Gdybyś tylko trochę bardziej się przyłożyła, a nie „chłonęła” powieści, miałabyś szansę zostać najlepszą uczennicą w klasie, ba szkole! - powtarzała wielokrotnie. Zdawała sobie jednak sprawę z tego, że Monika nigdy nie skorzysta i nie korzystała z jej rad. Wiele razy chciała aby Tomasz udzielił głosu w tej sprawie, ale on niebyt przejmował się ocenami dzieci. Och babciu, ty na pewno złagodzisz sytuację. - mówiła wystraszona Monika w duchu. -Daleko jeszcze? - zawołała do ojca. -Klika kilometrów. - mruknął w odpowiedzi. -Mam nadzieję, że będzie dużo korków. - powiedział zajadliwie Marek, który wolał siedzieć w samochodzie niż na sofie w salonie dziadków. -Marek nie bądź niegrzeczny! - skarciła go Teresa. -A czy on kiedykolwiek był grzeczny?! - wtrąciła śmiejąca się Monika, której nastrój uległ wyraźnej poprawie. -Zamknij się młoda! - wrzasnął najstarszy brat. -Odetnij mi język, jak ci się coś nie podoba! - odparła chichocząc. -Idiotka. - zamamrotał po cichu do siebie. -Słyszałam! -Przestańcie natychmiast! - uciszyła ich poirytowana matka. Nie lubiła gdy pomiędzy dziećmi powstawały konflikty, ale nie potrafiła ich uniknąć. Nie miała większego wpływu na to, że jej pociechy są strasznie wybuchowe i nie umieją panować nad emocjami.
-Nareszcie jesteśmy! - wołała podekscytowana Monika. Przed sobą widziała ładny, otynkowane na kolor delikatnego beżu, dom dziadków. Wiązała z nim wiele cudownych wspomnień, przede wszystkim świąt, więc patrząc na niego zawsze się wzruszała. Tym razem jednak uśmiechnęła się szeroko i pobiegła do ogrodu zerwać bukiet róż. -Moniko, co ty robisz? - zapytała Teresa. -Zrywam róże! -Ależ nie powinnaś! -Dlaczego? Babcia na pewno nie będzie zła. I Właśnie w tym momencie w progu ukazała się szczęśliwa Wiktoria. Na widok wnuczki jej serce zabiło mocniej. Zauważyła, że Monika jest niezwykle podobna do młodej Teresy. Miała tak jak ona kiedyś głębokie, szmaragdowe oczy i lekko kręcone, brązowe włosy. Gdy dziewczyna zobaczyła babcię, jak najszybciej umiała pobiegła po szerokich, murowanych schodach i usiadła jej na kolanach. -Babciu! Tak się cieszę, że cię widzę! - zawołała -Och ja też kochanie! - odparła uradowana Wiktoria. -Zerwałam róże, nie gniewasz się?- zapytała nieco wystraszona, bo nie wiedziała do końca jaką otrzyma odpowiedź. -Nie! Oczywiście, że nie! -To dobrze. - odetchnęła głęboko, po czym dodała -Bałam się, że będziesz zła. Mama nie kazała mi zrywać... -Chodzimy do niej. Po chwili Wiktoria zjechała z podjazdu dla wózków, który znajdował się z lewej strony chodów. Czesław po wypadku żony, kazał go dobudować, by mogła spokojnie wychodzić na dwór i pielęgnować ogród. Monika szła obok niej. Teresa ujrzała matkę i córkę zmierzające w do niej i kazała synom i mężowi wysiąść z samochodu. -Dzień dobry Tereso! - powiedziała Wiktoria. -Witaj mamo. Dobrze wyglądasz. - odparła dyplomatycznie, choć jej prawdziwe zdanie na temat wyglądu matki było zupełnie inne. -Miło cię widzieć. - dodał Tomasz. -Ciebie również, zięciu. - odpowiedziała Wiktoria, starannie maskując swą niechęć do Tomasza. -Cześć babciu! - zawołali razem Marcin, Marcel i Mariusz. -Och, ależ wy wyrośliście! Wejdźmy do domu! Marek nie zamienił ani jednego słowa z babką i szczerze nie miał takiego zamiaru. W milczeniu poszedł ze swoją rodziną w stronę wejścia. Kiedy przekroczyli prób, ujrzeli ładny, przytulny, wysprzątany i gustownie urządzony salon. Meble miały przyjemny dla oka orzechowy odcień, a w powietrzu unosił się zapach cynamonu i lawendy. Były to dwa ulubione aromaty gospodyni. Monika także je lubiła, lecz wolała aby pokój pachniał brzoskwinią i różą. Grzecznie poprosiła babcię o wazon i z gracją ułożyła w nim bukiet wcześniej zerwanych kwiatów. Teresa za to w ogóle nie używała perfum. Samo ich kupno uznawała za stratę zarówno pieniędzy, jak i czasu. Była bardzo praktyczną i oszczędną kobietą. To ją powinno się nazywać głową rodziny, bo potrafiła rozporządzać gotówką. W przeciwieństwie do niej Tomasz tylko ją zarabiał. Ojca Moniki nie było w domu prawie w ogóle, ponieważ pracował w samym centrum Krakowa i właśnie tam się zatrzymywał. Kupił niedaleko swojej firmy, małe mieszkanie w bloku, które składało się tylko z sypialni i łazienki. Posiłki jadał w biurze, lub w pobliskich barach. Do domu wracał na weekendy. Teresa oczywiście podejrzewała , że ma liczne romanse, lecz nigdy nie śmiała zapytać go o nie wprost. Tak więc snuła jedynie przypuszczenia.
Pozdrawiam!
PS. Część II rozdziału postaram doć mniej więcej za tydzień.
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plshakyor.htw.pl
|
|