Razem do celu

Razem do celu

Podstrony
 



Ruder - 09.10.2007 19:53
Razem do celu
  Na innym forum pisałam jako e_n. Wracam jednak do poprzedniego nicka.
W tej części występuje kilka przekleństw, więc jeśli Was to razi nie mówcie, że nie ostrzegałam! x3

RAZEM DO CELU
PART I


Nazywam się Sonya Reeve. Oficjalnie pracuję w księgowości, ale kiedy kierowniczka jest w złym nastroju - jestem zmuszana robić kawę i zanosić ją z parteru aż na samą górę, do jej gabinetu. Jej skłonności do znęcania się nad pracownikami dają mi się najbardziej we znaki. Ale kupiłam jej na imieniny ekspres do kawy; mam nadzieję, że nie potraktuje tego gestu zbyt lekceważąco...

Byłam już odrobinę spóźniona, ale chyba każdy ma prawo przyjść do pracy, o której mu się podoba, jeśli akurat zrywają cię z urlopu, nie?
- Wiedźma Linda jest? - zapytałam recepcjonistki, gdy tylko weszłam do holu.
- Poczekaj, sprawdzę...

To Mia Seresin. Pracuje tu najdłużej. Nie, żeby była szczególnie stara, czy coś w tym rodzaju... Jest szwagierką siostry kierowniczki i z tego powodu zasługuje na szczególne względy. Przynajmniej nie jest wredna i nie biega na skargi za każdym razem, gdy usłyszy wulgarny epitet dotyczący Lindy. Właściwie, to wydaje mi się, że toleruje mnie za to, że nie boję się przełożonych. W szkole mówili, iż nigdy nie ujdzie mi to na sucho... Coś podobnego...
- Nie odbiera, więc zapewne randkuje w Internecie. - oznajmiła Mia i odłożyła słuchawkę. - Pewnie nawet nie zauważy, że się spóźniłaś.
- Nie specjalnie mi na tym zależy. - powiedziałam, uśmiechając się delikatnie.
Ruszyłam wolnym krokiem w stronę wind. Zbliżały się święta i mimo, że przygotowanie ich dla dwóch osób nie wymagały szczególnie dużego wysiłku, znacznie bardziej wolałabym siedzieć przy garach, niż w tym cholernym biurze!

Ale przynajmniej nie będę sama. Na swoim stanowisku, jak zwykle pochłonięty mniej lub bardziej męczącą pracą, siedział Yashamaru, mój starszy brat. Niech nie zwiedzie was jego imię, nasza matka była Japonką i to po niej odziedziczył większość cech. W tym skłonności do pracoholizmu. Ale przynajmniej jest bardzo odpowiedzialny. Momentami żałuję, że jesteśmy rodzeństwem.
- Hej, jak praca? - zagadnęłam, podchodząc.

Wstał, przeciągnął się i podszedł z szerokim uśmiechem na ustach.
- Jak zwykle nie na tyle mnie godna, jakbym chciał, ale jakoś muszę zarobić na bułki!
- Mówi się chleb... - mruknęłam.
- Pieprzę to! Ja jem bułki!
Jest również bardzo żywiołowy i lubi imprezować, nawet, jeśli następnego dnia musi iść do pracy na kacu. Nie wiem, jak on to robi, że nigdy nie podpada kierowniczce...

- A ty tak od razu do pracy? - zdziwił się Yashamaru. - Żadnej kawusi? Linda przyniosła nawet ciasteczka swojej roboty...
- Po pierwsze: nie biorę jedzenia od przełożonych. - zaśmiałam się. - Po drugie: zostawiłeś mi na głowie cały rozgardiasz w domu i muszę stąd jak najszybciej wyjść, aby go ogarnąć!
Yashamaru wyglądał przez chwilę jak głęboko współczująca osoba, która za chwilę ma wyciągnąć pomocną dłoń i zapewne bym tak pomyślała, gdybym nie znała go przez te 23 lata.
- Dasz radę! - powiedział i wrócił do swoich zajęć.

Kontynuowałam swoją pracę. Przygotowywanie listy gości na przyjęcie w rezydencji premiera, sortowanie alfabetycznie nazw wszystkich producentów żywności, dekoracji, czy sprzętów, które mają się pojawić na weselu gubernatora... Mozolne i wykańczające. Na szczęście około dziesiątej zadzwoniła Mia. Osobiście nigdy nie lubiłam, gdy ktoś odciągał mnie od komputera, ale, kiedy zaczęłam tutaj pracować zmienił się mój stosunek do takich rzeczy.
- BIG NEWS, słonko! - zawołała, gdy podniosłam słuchawkę do ucha. Widocznie humor jej dopisywał... - Wspaniałe wieści! Szef wraca dzisiaj z urlopu i Linda zażyczyła sobie, żebyście poszli sobie wcześniej do domu!
- Ale ciebie chyba nie pogoniła ze stanowiska, co? - zapytałam.
- Ja jestem z tego jak najbardziej zadowolona! Och, pan Brayden jest taki przystojny! Zdaje mi się, że jeszcze nie miałaś okazji go poznać, prawda?
- Miałam wielu szefów, zresztą nie lubię takich znajomości.
- Zmienisz zdanie, jak go zobaczysz! Dobra, ja idę poprawić makijaż! Widzimy się jutro na przyjęciu bożonarodzeniowym u Lindy! Ciao!

- Mia kazała nam się zmywać. - poinformowałam Yashamaru po skończonej rozmowie.
- Tak wcześnie? - ton jego głosu nie wykazywał zainteresowania. Być może działała tak na niego wizja pomagania mi w porządkach... Znacznie bardziej wolał siedzieć w bazie danych.
- Podobno szef wraca z urlopu...
- Naprawdę? To świetnie! Wszystkie panny będą do niego wzdychać i nikt nie będzie zawracał mi głowy!
- To jakiś Casanova?...
- Lepiej nie utrzymuj z nim kontaktu, bo to może być twoja najgorsza znajomość...

Nie miałam zamiaru się z nim kłócić. W końcu pracował w tym biznesie znacznie dłużej, niż ja. Chociaż jego ostatnie słowa odrobinę mnie zaniepokoiły, nie miałam zamiaru tego okazywać... Najgorsza znajomość? Większej jędzy od Lindy można szukać tylko ze świecą! Ale jeśli tajemniczy pan szef będzie bardziej upierdliwy niż ona, to pewnie będę zmuszona zmienić pracę...
- Sonya! Kawusia jest! - zawołał Yashamaru, po kilku chwilach.
Wstałam i zbliżyłam się do kanapy, na której siedział.

- Zasępiłaś się... - zauważył. - Aż tak nurtuje cię temat "Naszego Kochanego I Och, Jakiego To Wspaniałego Oraz Przystojnego Pracodawcy"?
- Nie. - skłamałam. - Zastanawiam się po ilu minutach Linda kopnie w kalendarz, kiedy tylko spróbuje twoich wypieków...
- Obrażasz mnie! - wyglądał, jakby naprawdę się obruszył. - Rozumiem, że czasami mogę nie dopilnować tostów, ale inne rzeczy naprawdę mi świetnie wychodzą!
- Dobrze, że nie będę musiała ich próbować...
- Jesteś wredna.

Yashamaru upił łyk kawy widocznie niezadowolony, że nie kontynuowałam tej sprzeczki.
- Chyba będę musiał wyskoczyć dzisiaj do kumpla, żeby... - zaczął, ale mu przerwałam.
- Wykluczone! Nie będziesz robił wszystkiego na ostatnią chwilę. Dzisiaj zajmujesz się kuchnią i koniec!
- Mówisz tak, jakbym nie mógł zrobić tego wieczorem, albo jutro rano... Czy kiedykolwiek, byle później.
- Już ja znam to twoje "później"! - prychnęłam. - Pewnie będę musiała ci pomagać!
- Myślałem, że lubisz gotować...- wymruczał cicho.
- Owszem, ale nie dla ciebie.
Dopiłam kawę i skierowałam się do niewielkiej kuchni, przeznaczonej tylko dla personelu.

Kończyłam zmywać swój kubek, kiedy nagle drzwi się otworzyły i do środka wszedł jakiś mężczyzna. Odwróciłam głowę w jego stronę i zmarszczyłam brwi.
- A ty coś za jeden? - warknęłam. - Nie wiesz, że nie wolno tu wchodzić?
- Nie wolno?...- powtórzył powoli.
- Ograniczony jesteś, czy jak? Na drzwiach wisi tabliczka: "tylko dla personelu"!
- Ach... No tak... - uśmiechnął się lekko. - Musiałem nie zauważyć.

Zatrzymał się przede mną, mierząc mnie wzrokiem. Czekałam w ciszy, aż przeprosi i sobie pójdzie, jednak on chyba nie miał takiego zamiaru...
- Nie zauważyłeś... - zaczęłam powoli, siląc się na spokojny ton. - Zdarza się, lecz teraz już chyba powinieneś sobie stąd pójść.
- Przeszkadzam ci? - zapytał nagle.
- Tak... To znaczy nie... To... - zająknęłam się. - A co to w ogóle za pytanie?! Wynoś się, frajerze! Jeśli szukasz kierowniczki, to jej biuro jest piętro wyżej!

- Dobrze, już dobrze! - zawołał ze śmiechem. - Złość piękności szkodzi, złotko! Nie musisz tak krzyczeć.
- Widocznie inaczej nic do ciebie nie dotrze... - warknęłam.
- Więc może spróbuj w inny sposób... - rzucił dwuznacznie.
- Spieprzaj! - krzyknęłam.

Odwróciłam się na pięcie i szybkim krokiem ruszyłam w stronę drzwi. Usłyszałam za sobą śmiech nieznajomego.
- Nie denerwuj się tak! Żartowałem!
- Wal się na ryj, mutancie popromienny! - warknęłam, nie odwracając się.
Wkurzył mnie. Kimkolwiek był. Aktualnie cierpiałam na chroniczny brak faceta, z którym mogłabym chodzić na randki i przez tego mutanta zupełnie mi odeszło! Idiota!




Ruder - 10.10.2007 09:51

  Tak są ubrani, ponieważ zostali zerwani z urlopu ^__- Nie muszą już się stroić jak stróż w Boże Ciało, bo firma jest tak, czy tak zamknięta, więc nikt ich oglądać nie będzie x3

RAZEM DO CELU
PART II


Oboje wyszliśmy wcześniej z pracy, ale co z tego? Zanim zrobiliśmy zakupy i wróciliśmy do domu minęło dość sporo czasu, w dodatku zaczął padać śnieg. Muszę zmusić Yashamaru, by z łaski swojej zainwestował w samochód. Miał mniej wydatków niż ja, więc mógł się poświęcić…

- Nie za dużo tego jedzenia? – zapytałam. – I tak pewnie większość się zmarnuje!
- Nie doceniasz mojego talentu kulinarnego… - powiedział Yashamaru, dodając kolejne składniki do miski. – Raczej nie zostanie tego zbyt wiele. Znając zamiłowanie Lindy do słodyczy…
Zaśmiałam się cicho. Wazeliniarstwo u kierowniczki nie jest złe, ale na pewno nie zwróci nam pieniędzy za te wszystkie produkty!

Jeszcze chwilę przyglądałam się poczynaniom brata z bezpiecznej odległości, po czym wstałam i podeszłam do niego. Zerknęłam na zegarek kuchenny, który wskazywał dokładnie 23:55. Jęknęłam głośno, co natychmiast odwróciło uwagę Yashamaru od robienia kolejnego ciasta. Popatrzył na mnie z lekkim uśmiechem i również spojrzał na godzinę.
- Mi to jeszcze trochę zajmie, więc może usiądziesz? – zasugerował. – Wiesz, żeby cię nogi nie rozbolały…
Parsknęłam śmiechem.
- Przez chwilę sądziłam, że naprawdę chcesz mi powiedzieć, żebym poszła już spać.
- Nic z tych rzeczy! – zaprotestował. – Nie zostawisz mnie w tym bajzlu zupełnie samego!
- Kto by przypuszczał, że tak bardzo boisz się kuchni…
Popatrzył na mnie z miną zbitego psiaka.
- Ja po prostu jestem bardzo towarzyski i nie lubię być sam. – przyznał.

Tak, więc zostałam. Gdyby poziom zmęczenia Yashamaru przekroczyłby pewną granicę, ten po prostu położyłby się spać nawet, jeśli w piekarniku czekałby jakiś jego wypiek. Owszem, ilość jego energii była równie duża, jak zapotrzebowanie na jedzenie, ale gdy się skończyła nic nie było w stanie podnieść mojego brata na nogi. Osobiście nie chciałam mieć w domu pożaru, więc ze względu na bezpieczeństwo musiałam zostać z nim w kuchni. Zrobiliśmy razem trzy różne desery i do tego babeczki na przystawkę. Kiedy wskazówki zegara wskazały drugą w nocy, kończyliśmy ogarniać kuchnię.

- Jestem wykończony… - poskarżył się Yashamaru po kilku chwilach.
- To będzie dla ciebie nauczką, żeby następnym razem nie podlizywać się Lindzie. – powiedziałam, przecierając oczy.
- Musiaaałeeem… - jęknął. – Samanta niedługo idzie na emeryturę, a ja bardzo chcę wskoczyć na jej stołek jako główny księgowy!
- Faktycznie, to ci wiele pomoże…
Przeciągnęłam się i wolnym krokiem ruszyłam w stronę swojej sypialni. Mój brat wolał piąć się na szczyt po każdym szczeblu, ja natomiast – zajmować stanowiska, które naprawdę coś znaczyły. Główny księgowy… też coś! Z tego, co udało mi się usłyszeć podczas pogaduszek woźnych w firmie wynikało, że szef był na Lindę naprawdę cięty. Gdyby tak go poznać i pokazać, że będę bardziej odpowiedzialną kierowniczką od niej? Mam nadzieję, że mój pracodawca pojawi się na przyjęciu… Będzie okazja, żeby zamienić z nim te kilka słów.

Około szesnastej udaliśmy się do jednego z licznych mieszkań pani Lindy. Zastanawia mnie, czy była tak próżna, iż nie potrafiła sama podać jedzenia, czy po prostu tego nie umiała… W dodatku okazało się, że świąteczne dekoracje wciąż spoczywały w pudełku, więc na nas spadło rozwieszenie ich po całym salonie. Bez najmniejszego „dziękuję”. Niektórzy ludzie są naprawdę niewdzięczni…
Skończyliśmy układać wypieki Yashamaru na stołach w chwili, gdy zaczęli schodzić się goście. Widząc te wszystkie pyszności nie potrafili zapanować nad własnymi wyrazami twarzy, co z wielką radością przyjął mój brat. Tuż po tym, jak usłyszał stosowne pochwały dotyczące swoich dań. Jeśli w ciągu całego przyjęcia taka sytuacja powtórzy się jeszcze kilka razy, Yashamaru z pewnością zgłosi się na ochotnika do pozmywania wszystkich naczyń.

Nie minęło dużo czasu, kiedy podeszła do nas Samanta, główna księgowa. To na jej stanowisko Yashamaru ma niezwykłą ochotę… W dodatku ciągle przytaczał jakieś żarty na temat starości, kiedy tylko pojawiła się na horyzoncie. Zastanawiam się, czy jest to taki delikatny zabieg z jego strony, sugerujący kobiecie jak najszybsze udanie się na zasłużoną emeryturę…
- Ładnie to wszystko przygotowaliście. – pochwaliła, kiwając głową z uznaniem. – Ta Linda nie potrafiłaby nawet zagotować wody na herbatę! Nic dziwnego, że jest starą panną! Za moich czasów, takie cuda się nie działy! Żeby to kobieta nie potrafiła gotować… Wstyd!
- Ech… Eee… No tak! – wydukałam. – To nie do pomyślenia!
- W dodatku siedzi na górze z panem Nox’em, zostawiając gości samych sobie! – kontynuowała, widocznie zachęcona do tego jakimś gestem z mojej strony. O, bogowie… - Jej rodzice pewnie przewracają się grobach ze wstydu! Że też każda z jej sióstr mogła wyjść na ludzi… Nawet ta młoda Susan ma więcej rozumu, niż…
- Zostawiam was… - szepnął mi na ucho Yashamaru. – Idę do „tej młodej Susan”…

- Nie zostawisz mnie!... – syknęłam, jednak było już za późno.
Jak na skrzydłach poleciał w stronę Mii oraz najmłodszej siostry kierowniczki, zostawiając mnie w towarzystwie tej starej dewotki. Kiedyś mi za to zapłaci… Przegrałam z inną kobietą! Nie mogę w to uwierzyć! Czy to, dlatego, że Susan nie miała chłopaka i z tego powodu musiała wysłuchiwać upierdliwej siostry, a następnie chodzić na randki w ciemno? Z drugiej strony… Jeśli Yashamaru zwiąże się z tą dziewczyną, to Linda na pewno się ucieszy… Krok po kroku na wyższe stanowisko… A jednak mój brat jest draniem. A sądziłam, że jeszcze będą z niego ludzie…

Następne kilka minut mojego cennego życia przepadły bezpowrotnie na wysłuchiwaniu skarg Samanty. Raz plotkowała o tym, co też wyprawiają jej sąsiadki z osiedla, później jęczała jak to ją strasznie bolą plecy, by za chwilę żywo gestykulować przeżywając po raz kolejny perypetie jakiejś rodzinki z brazylijskiego serialu… Niech tylko jakieś siły wyższe uchronią mnie przed starością…
Co prawda nie stało się tak, jakbym chciała, ale ratunek nadszedł. W postaci Lindy. Nigdy nie sądziłam, że kiedykolwiek będę jej za coś wdzięczna…
- Cieszę się, że wszystkim udało się przybyć na czas! – zaświergotała swoim piskliwym i aż do bólu denerwującym głosikiem. – Dzisiaj jest szczególny dzień. Widzimy się tu wszyscy, możemy pośpiewać razem kolędy i zjeść kolację… Jak prawdziwa rodzina!
Kątem oka zauważyłam, jak Yashamaru przestępuje z nogi na nogę. Widocznie cisza wśród gości niezmiernie go irytowała, bo nie mógł przez to swobodnie bajerować Susan… Biedaczek…
- Niektórzy, co prawda powyjeżdżali z rodzinami na Święta, ale my z pewnością będziemy lepiej się bawić w naszym małym gronie! W dodatku nasz drogi szef, Brayden Nox zaszczycił dziś na swoją obecnością!

Nasz pracodawca we własnej osobie… Pewnie uważał się za niewiadomo, kogo skoro postanowił schować się na górze i zejść na dół w wielkim stylu…
- W końcu go poznasz. – Yashamaru podszedł do mnie po chwili. – Tylko nie zakochaj się tak od razu! Wiesz, lubię kiedy ludzie nie zawracają mi głowy, ale jeśli i ty będziesz do niego wzdychać w każdej sekundzie, to…
- O to się nie martw. – zapewniłam go.
Nastała długo wyczekiwana chwila. Najpierw u szczytu schodów ujrzeliśmy buty szefa, a później…
Nie… Nie, to niemożliwe! To jest jakiś chory sen! Nie wierzę…

… że to ON jest szefem!
- Witam. – uśmiechnął się do gości. – Jestem niezmiernie zadowolony, że zechcieliście tu przyjść i razem z nami zjeść kolację…
Ton jego głosu był strasznie sztuczny, jakby wyuczył się tego wszystkiego na pamięć…
- Wybaczcie, ale całe przemówienie wyleciało mi z głowy! – zaśmiał się. – Dwie godziny ćwiczyłem przed lustrem!
Ten żart w jakiś dziwny sposób podziałał na resztę gości, gdyż wszyscy jak jeden mąż zaczęli się śmiać. Z wyjątkiem mnie. Młody, elegancki pan szef… Nic dziwnego, że leciały na niego wszystkie panny z biura!

Jakby tego było mało, usiadł dokładnie naprzeciw mnie! Myślałam, że już nic nie jest w stanie zniesmaczyć mi tej kolacji… Byłam tak nieszczęśliwa, iż szykowałam jakąś wymówkę, byleby tylko wrócić do domu i zamknąć się w pokoju. Głupio mi było zostawić Yashamaru samego, ale podejrzewam, że gdy tylko Susan pojawiłaby się na horyzoncie, od razu zapomniałby o moim istnieniu…
- Zastanawia mnie tylko… - zagadnęła Samanta. – Dlaczego tacy młodzi ludzie jak ty i twój brat wolą siedzieć tutaj ze starszymi, niż na przykład odwiedzać rodziców? Na pewno za wami tęsknią…
- My też. – uciął Yashamaru. – Nie żyją od sześciu lat.
Spojrzałam karcąco na brata, po czym uśmiechnęłam się do starszej kobiety.
- To raczej nie jest dobry temat przy takiej uroczystości… - powiedział cicho Brayden. – Powiedz mi lepiej, moja droga, jak podoba ci się praca w mojej firmie… Linda mówiła, że nie pracujesz tu zbyt długo.

No i zaczęło się… A tak bardzo chciałam uniknąć jakiejkolwiek rozmowy z tym durniem! Kiedy skończyłam opowiadać moją niesamowitą historię, jak to skończyłam szkołę i znalazłam pierwszą-lepszą pracę, Brayden chciał poznać szczegóły… Widocznie uważał, że jego firma jest tak wspaniała, iż ludzie będą się zjeżdżać z zagranicy, żeby tylko móc zająć tam jakąś posadę! Co za… z okazji Świąt miałam ograniczać przeklinanie. Nie lubię łamać słów.
- I jak już mówiłam… - kontynuowałam. – Miałam wiele ofert, ale skoro w pańskiej firmie było wolne miejsce i pracował tam akurat mój brat, to postanowiłam, że i ja spróbuję…
To było już naprawdę irytujące. Żeby nawet przy drinku nie móc się od niego uwolnić!
- Rozumiem. – uśmiechnął się. – A może pójdziemy na randkę? – zapytał niespodziewanie, a ja prawie wyplułam przed siebie upity przed chwilą napój.
- Przykro mi… - mruknęłam, próbując nie dać po sobie poznać, jak bardzo zaskoczyło mnie to pytanie. – Nie umawiam się z przełożonymi.
- Ale to tylko takie przyjacielskie spotkanie… - nie ustępował.
- PRZYKRO MI. – powtórzyłam i go wyminęłam.

Reszta wieczoru minęła już spokojniej. Brayden nie próbował więcej do mnie zagadywać, jednak nie uszło mojej uwadze, że zerka na mnie od czasu do czasu. Wyraźnie mu się nudziło, ale dlaczego akurat ja miałam dostarczać mu rozrywkę? Co prawda do Susan nie miał jak zarywać, bo ta zajmowała się moim bratem, ale pod ręką zawsze była Mia i Linda… Chociaż te chyba nie wykazywały nim aż takiego zainteresowania i wolały rozmawiać ze sobą, niż tańczyć. A ja, no cóż… Nie specjalnie mi zależało, aby się z kimś pokołysać w rytm jakiejś pościelówy, mimo iż fajnie byłoby się do kogoś przytulić. A właściwie, to czemu miałam rezygnować z faceta, który w dodatku był bardzo popularny? Pewnie na dłuższą metę i tak nic z tego nie wyjdzie, ale warto spróbować… Niech tylko debil do mnie podejdzie i jeszcze raz zaproponuje spotkanie! Dużo bardziej wolę udawać, że się namyśliłam, niż po prostu do niego podejść i podważyć swoje ostatnie słowa.

I stało się! Przyjęcie powoli dobiegało końca, naczynia były pozmywane, a goście zaczęli zbierać się do wymarszu. Bogowie, myślałam, że się nie doczekam! Yashamaru i Susan poszli na spacer, Samanta wróciła do domu, a Mia pomagała Lindzie ogarnąć ten cały bałagan. Obie wyszły do kuchni z brudnymi naczyniami, a ja zostałam w pokoju sama z Braydenem.
- Rozumiem, że flirtowanie z szefem przy kierowniczce nie jest wskazane… - powiedział cicho, kładąc dłoń na moim policzku. – Jednak, kiedy jesteśmy sami, to chyba warunki lepiej sprzyjają, abyś przyjęła moja zaproszenie, co?
- Niech będzie… - powiedziałam, z trudem powstrzymując się od warknięcia. – Tylko PROSZĘ mnie nie dotykać. Ja nie z tych…
- Wybacz. – powiedział i zabrał rękę. – Kiedy pozwolisz po siebie przyjechać?
Zastanowiłam się.
- Myślę, że w piątek powinnam mieć czas…
- Za cztery dni? – jęknął i wyraźnie posmutniał.
- Też mam inne zajęcia. – powiedziałam i odwróciłam się do niego tyłem, kierując swoje kroki w stronę wyjścia.
- Będę tęsknił! – zawołał za mną.
Ja chyba oszalałam, że się na to zgodziłam!



Ruder - 10.10.2007 15:10

  Nie będę się rozdrabniać xD A, co! XD

RAZEM DO CELU
PART III


Jednak nie odezwał się. Ani za cztery dni, ani za cztery tygodnie. Przełom między Świętami a Sylwestrem spędziłam w niesamowitym wręcz stresie. Syczałam, warczałam i czepiałam się Yashamaru, chociaż właściwie nie miałam powodu. Ale dowiedziałam się o tym dopiero, gdy poszłam do pracy po urlopie.

Okazało się, bowiem że Brayden mnie olał! Tak po prostu! W biurze nie odzywał się do mnie częściej, niż powinien zresztą, jeżeli miał jakąś sprawę, to wysyłał do nas Lindę, albo po prostu zwracał się do mojego brata. Denerwowało mnie to… Jeszcze nikt tak strasznie sobie ze mnie nie zakpił! Podczas tamtej durnej imprezy w mieszkaniu kierowniczki niespecjalnie mi zależało, aby wejść z szefem w jakieś głębsze relacje, lecz teraz to już po prostu było przegięcie! Prawie pokłóciłam się z Yashamaru przez takiego durnia! Nie potrafiłam tego przeżyć. Jeszcze gorsze było to, że przeproszenie kogokolwiek stanowiło dla mnie taki wysiłek, że prawie nigdy się go nie podejmowałam!
Wtem do pokoju wszedł mój kochany braciszek. Spojrzałam na niego spodziewając się jakichś wrzutów, lecz nic takiego nie nastąpiło.

- Pukać nie umiesz?
- Ale tu gorąco… - westchnął, kierując się w stronę fotela i kompletnie ignorując moje pytanie. – Przyszedłem po żelazko, masz je gdzieś tutaj, nie?
Uniosłam brwi.
- Będziesz prasował?
- Nie. Ty to zrobisz. – uśmiechnął się olśniewająco. – Ja po prostu ci pomogę i naszykuję wszystko, co jest ci potrzebne.
- Ach… Wyjeżdżasz?
Zatrzymał się i zdjął z oparcia fotela moje ubrania, po czym rzucił je na łóżko.
- Nie ja.
Uniosłam się do siadu, patrząc na niego ze zdziwieniem.
- Wyrzucasz mnie?... – upewniłam się.
Usiadł w fotelu i uśmiechnął się do mnie. Czy mnie wyrzucał? Skąd! Co prawda dom należał do niego, ale wiem, że nigdy by tego nie zrobił. Planował coś innego, coś, co widocznie bardzo miało mi się nie spodobać. Obawiałam się najgorszego…
- Znów nie trafiłaś. – poinformował mnie, marszcząc zabawnie brwi. – Wysyłam cię do babci na wieś, przyda ci się trochę odpoczynku.
- Nie wiem, czy pamiętasz, ale mój urlop skończył się dwa tygodnie temu… - powiedziałam powoli i spokojnie, jak do ograniczonego dziecka. – Nie mogę ot tak wyjechać! Co z pracą?
- Mogłabyś wrócić do malowania… Dziadek miał galerię, mogłabyś się wybić…
- Yashamaru! – jęknęłam. – To się nie uda, nie ma szans!
Nie odpowiedział, jednak jego wargi cały czas były ułożone w delikatnym uśmiechu.

I cóż miałam robić? Perspektywa spędzenia kilku miesięcy na machaniu pędzlem wydawała się niesamowicie kusząca, ale z przerażeniem stwierdziłam, że znalazłam i wady tego wyjazdu. A szczególnie jedną, najważniejszą. Nie będę mogła więcej oglądać szefa, ani wygarnąć mu tego, co czuję. A właściwie tego, czego nie czuję… Sama nie wiedziałam, co właściwie chcę od życia. Z jednej strony Brayden był mi zupełnie obojętny, jednak poczułam się niesamowicie upokorzona, kiedy mnie wystawił i w dodatku zaczął ignorować. Miło było, kiedy tak popularny facet się mną zainteresował, ale świadomość, iż chciał się ze mną jedynie podrażnić!...
Miałam jeszcze wiele spraw do załatwienia, chociaż zwolniłam się z pracy tuż po rozmowie z bratem. Nie skończyłam tego, jak należy, ale nie miałam już siły dłużej męczyć i siebie i Yashamaru. Utrzymywał mnie dopóki nie nadeszła wiosna, wtedy też postanowiłam wyjechać. Babcia została już powiadomiona, tak samo mój kuzyn, który z nią mieszkał – Yuya.
- Sonya! – usłyszałam głos brata, dobijającego się do łazienki. To było jedyne miejsce w domu, do którego pukał. – Spakowałem cię, jesteś już gotowa?
- Prawie! – odpowiedziałam, ostatni raz przeglądając się w lustrze.

*

Podczas podróży zaczęłam wątpić, czy naprawdę dobrze robię. Babcia – matka mojej mamy – pewnie miała w posiadaniu tą galerię, którą dawno temu założył dziadek, ale czy wystarczająco dobrze malowałam, żeby mnie przyjęła? Porzuciłam sztalugi już kilka lat temu, szkicując coś od czasu do czasu w zeszycie i na tym właściwie się kończyło. Nie potrafiłam się zmusić, by chociaż raz wziąć do ręki pędzel, gdyż w głębi duszy obawiałam się, iż moje rysunki nie przypadną mi do gustu i stracę wiarę w siebie.
I pewnie, dlatego teraz jestem przed tym domem z ciężko walącym sercem i świadomością, że mogę najeść się wstydu, bo zapomniałam jak należy rysować linie papilarne dłoni! Mam nadzieję, że mój kuzynek mnie nie wyśmieje… Może wreszcie wyleczył się z ADHD i będzie w miarę normalny!

Nim zdążyłam zapukać do drzwi, z domu wyszła babcia, obejmując mnie czule.
- Och, tak się cieszę, że w końcu jesteś! – powiedziała, a jej oczy zalśniły od zgromadzonych w nich łez. – Tyle czekałam… Myślałam, że już zapomniałaś o starej, schorowanej babci…
- Jasne, że nie. – odpowiedziałam, oddając uścisk. – Ale nieźle się babcie trzyma… Jak czujesz?
- Jak siedemnastka! – zawołała, po czym odwróciła się w stronę drzwi. – Chodź, wnusiu. Opowiesz mi wszystko, co się zdarzyło, skoro postanowiłaś taką staruszkę odwiedzić, niż pójść na randkę z chłopakiem!
I to jest właśnie powód, pomyślałam, wchodząc za kobietą do domu.

Rozejrzałam się dookoła, uśmiechając się delikatnie. Nic się nie zmieniło… Wszystko wyglądało tak, jak dziesięć lat temu. To było rozczulające… W ciągu tygodnia Yashamaru i ja potrafiliśmy przewrócić dom do góry nogami i to kilka razy, kiedy nie podobał nam się kąt nachylenia roślinki w ciemnym rogu któregoś pokoju. Tutaj sprawa wyglądało inaczej. Wszystko miało swoje miejsce, niezmienione od czasu wybudowania domu.
- Tak bardzo się cieszę, że wróciłaś do malowania! – ucieszyła się babcia. – Już jako dziecko miałaś ogromny talent! Odziedziczyłaś go zresztą po swojej mamie. Tak, moja córka prześlicznie rysowała…
Wspomnienie matki nieco podniosło mnie na duchu. Kto wie, może nawet uda mi się ją narysować… Nie chciałam, aby jej obraz już zatarł mi się w pamięci.
- Chyba zacznę myśleć o tym poważniej. – powiedziałam. – Może powiążę z tym jakoś moją przyszłość…

- Będziesz musiała ostro pracować. – babcia spojrzała na mnie już zupełnie poważnie. – Jest we wsi pewien młodzieniec, który niedługo skończy liceum. Jego prace są wspaniałe, wygrywał mnóstwo konkursów i galeria w mieście jest już prawie jego własnością. Nie chciałabym, żeby nazwisko naszej rodziny było kojarzone z promowaniem nowych artystów.
- Co masz na myśli? – popatrzyłam na nią, nie bardzo rozumiejąc, o co jej chodzi.
- To, że w najbliższym konkursie wygrają twoje rysunki! – jeszcze bardziej się ożywiła. – Zdobędziesz pierwszą nagrodę i rodzina Camui znów zabłyśnie w świetle! Pamiętaj, wnusiu, trzeba kontynuować tradycję! Twoja matka porzuciłam malarstwo, bo za bardzo zadurzyła się w tym okropnym Reeve’ie, ale ty… - pokiwała głową. – Ty nie popełnisz tego samego błędu. Jesteś młoda, inteligentna… Przed tobą życie usłane kwiatami!
Nie wiedziałam, co powiedzieć. Słowa babci zmartwiły mnie, ale jednocześnie niesamowicie zdziwiły. Czyżby sztuka była czymś, co stawiała na piedestale ponad wszystko? Albo po prostu chodziło o rodzinną tradycję, której nie kontynuowała mama…

Wtem rozległo się pukanie do drzwi. Babcia wstała, a ja uczyniłam to samo.
- To pewne Yuya wrócił. – powiedziała. – Jest taki odpowiedzialny! Ma czas na szkołę, pracę i jeszcze może zaglądać do starej kobiety… Chodź, przywitasz się z nim!
Poczułam, jak na plecy wstępuje mi zimny pot. Jakoś niespecjalnie cieszyłam się ze spotkania z kuzynem… Tym małym, wrednym, upierdliwym potworem, który uwielbiał ciągnąć mnie za włosy i wrzucać żaby do pościeli…
Babcia poszła mu otworzyć, a kiedy usłyszałam jak mówi mu, że już jestem, rozległ się jego głośny wrzask:
- SIOSTRZYCZKA!

To, że się zdziwiłam było sporym niedomówieniem. Kiedy Yuya stanął przede mną doznałam szoku! Czy to jest ten sam dzieciak, który ganiał mnie z pająkiem w dłoni, kiedy byliśmy mali? Niemożliwe! Przez myśl nawet by mi nie przeszło, że on kiedykolwiek może zmienić swój styl! Zawsze był niesforny, złośliwy, a teraz w jego upodobaniach znalazł się Visual Kei! Te włosy, kolczyki, makijaż… Mój kochany kuzynek wreszcie wyrósł na ludzi!

Nim się otrząsnęłam, Yuya objął mnie, a ja po chwili odwzajemniłam uścisk.
- Tak dawno się nie widzieliśmy! – zawołał, wtulając twarz w zagłębienie mojej szyi.
Ten gest niesamowicie mnie zdziwił. W ogóle mój kuzyn zachowywał się, jakby uwielbiał się przytulać i okazywać uczucia innym. Kiedyś dotknąć się nawet nie dał! Widocznie zmieniło się więcej, niż mogłam przypuszczać.
- Wyrosłeś! – powiedziałam, śmiejąc się cicho.
- I wypiękniałem. – przypomniał, uśmiechając się radośnie.
- Nie da się ukryć…
Odsunęliśmy się od siebie, mierząc się jeszcze przez chwilę spojrzeniem. Mój kuzyn musiał być równie mocno zdziwiony moim widokiem, co ja jego! Podejrzewałam, że teraz mieliśmy podobne zainteresowania, co jeszcze trzynaście lat temu było wręcz nie do pomyślenia!
- To może wy sobie porozmawiajcie, a ja w tym czasie zrobię coś do jedzenia? – zaproponowała babcia i podreptała w stronę kuchni.

- Co tam u was? Jak sobie radzicie? – zapytał Yuya, kiedy już usiedliśmy w holu. – Yashamaru był trochę podłamany, gdy zginęli wasi rodzice… Wyszedł z tego?
Uśmiechnęłam się blado.
- Myślę, że ciągle wini się o to, co się stało. – powiedziałam szczerze. – Wiesz, twierdzi, że gdyby nie namawiał ich na wyjazd, to by do tego nie doszło.
- To przykre… Ale mam nadzieję, że jakoś dojdzie do siebie.
- Jest na dobrej drodze. – uśmiechnęłam się lekko. – Znalazł sobie jakąś pannę i całymi dniami z nią gada!
Rozmawialiśmy tak jeszcze przez pewien czas, aż nagle przerwało nam pukanie do drzwi. Yuya zaoferował się, że otworzy, a ja zostałam na miejscu.

Moja szczęka mimowolnie powędrowała w dół, kiedy zobaczyłam przybysza. Wysoki, blady, szczupły… Z pofarbowanymi na czarno włosami i ciemnym makijażem, a do tego ten zniewalający piercing! Teraz już chyba wiem, po kim Yuya zapałał miłością do kolczyków… Mojego sztyftu w prawej wardze pewnie nawet nie zauważył! A ja specjalnie starałam się nie wyglądać zbyt prowokująco, by nie dostać reprymendy od babci. Po dzisiejszej rozmowie doszłam do wniosku, że ozdabianie ciała to jedna z cech artysty. Przynajmniej moje ozdóbki będą akceptowane na tej wsi… Nawet w mieście nie uświadczy się takich ludzi, jak tutaj!
- Masz gościa… - odezwał się nieznajomy, cichym i niesamowicie ponętnym głosem, mierząc mnie wzrokiem.
- Moja kuzynka. – odpowiedział Yuya, podchodząc powoli do obcego.

Objęli się i zaczęli całować. Gdybym nie siedziała, to pewnie upadłabym z wrażenia! To, co działo się przed moimi oczami tak bardzo zbiło mnie z tropu, że w pierwszej chwili gapiłam się na nich tępo, a dopiero później opamiętałam się i odwróciłam wzrok. Oglądałam ściany w korytarzy jeszcze przez jakiś czas, po czym wstałam i ruszyłam do kuchni. Mężczyźni byli tak bardzo zajęci sobą, że nawet nie zwrócili na to uwagi! Oczywiście, potrafiłam to zrozumieć… Zanim jeszcze rozstałam się z byłym, to postępowaliśmy dokładnie tak samo. Nic się nie liczyło. Ani ludzie, ani pogoda, ani miejsce… Była tylko chwila! To wspaniałe, że Yuya znalazł sobie kogoś, komu może okazać swoje uczucia.

- Och, już skończyliście rozmawiać? – zagadnęła babcia, kiedy się do niej zbliżyłam.
- Niezupełnie. – odpowiedziałam, rozglądając się po kuchni. – Yuya ma gościa, nie chciałam im przeszkadzać.
- Och, to pewnie ten miły Hayden, czy tak? – zapytała, wycierając dłonie o jakąś ścierkę. – Jest bardzo pomocny! Mimo, że jego młodszy brat namalował tak wiele arcydzieł, to i tak nie może równać się z Haydenem! Dobrze, że Yuya wybrał właśnie jego!
Wszystko zaczynało mi się powoli mieszać. Yuya ma chłopaka, którym jest Hayden, Hayden to ten wspaniały goth, który jednocześnie ma uzdolnionego artystycznie brata, będącego prawdopodobnie tym, z którym mam rywalizować. Nieco to pogmatwane…
- A może poszłabyś do pokoju i narysowała coś ładnego? Może jakiś pejzaż, czy kompozycję…
- Ja rysuję tylko ludzi. – przerwałam jej.
Babcia westchnęła.
- Wiem, że po śmierci rodziców nie widzisz w sztuce tego, co kiedyś, ale…
- Kuzynek ma sztalugi, tak? – ucięłam. – Zaraz mu powiem, żeby mi je przyniósł.

Wróciłam, do holu, gdzie cały czas przebywali Yuya i Hayden.
- Nie zaprosisz gościa dalej? – zapytałam kuzyna, krzyżując ręce na piersi.
- Zaproszę… - odpowiedział, przytulając się do mężczyzny. – Ale to za chwilę… A właśnie! Sonya, to jest Hayden, mój chłopak. – zreflektował się.
- Miło mi. – powiedziałam.
- Mnie również. – Goth skłonił delikatnie głowę w iście szarmanckim geście. Był wspaniały…
- Masz gdzieś sztalugi, prawda? – zwróciłam się do kuzyna. – Babcie chce, żebym natychmiast zaczęła coś malować. Wiesz, żebym rywalizowała z jakimś tutejszym artystą…
- I ma pewnie na myśli mojego Fantoma! – zaśmiał się Hayden.
- Twojego, czego?... – uniosłam brwi.
- Fantomcia! – zawołał radośnie Yuya. – To brat Haydena, rok starszy ode mnie.
- A więc mam współzawodniczyć z dziewiętnastką? Nic prostszego… - powiedziałam cicho.

Tak, więc wróciłam do machania pędzlem. Babcia nieustannie kręciła się blisko mnie, jakby sprawdzając, czy mówiłam poważnie o moich zamiarach. Jeszcze kilkakrotnie usiłowała namówić mnie to namalowania jakiegoś widoku, jednak ja stanowczo odmawiałam. Przyroda nie ma w sobie tego czegoś, co posiadają ludzie. Nie można jej zmieniać na lepsze. A ja nie potrafiłam już dostrzec jej piękna, przestała być dla mnie idealna wówczas, gdy w pewnym stopniu doprowadziła do śmierci moich rodziców. W moim własnym świecie wszystko było idealne. Wesołe, smutne, dobre, złe, brzydkie… Nie ważne! Miało swój charakter i dlatego łatwo było przelewać to na płótno.

Pracowałam nad rysunkiem jakieś cztery godziny, aż w końcu go ukończyłam. Babcia spała już od jakiegoś czasu, gdyż udało mi się ją namówić, że nie ma sensu siedzieć i czekać na ostatnie poprawki. Nienawidziłam, gdy ktoś zaglądał mi przez ramię i cieszyłam się, iż o tak późnej godzinie miałam w końcu święty spokój. Poczułam nieprzyjemny skurcz w brzuchu i jęknęłam cicho. Tak bardzo pochłonęła mnie praca, że nawet zapomniałam o obiedzie! Przyjrzałam się ostatni raz swojej pracy, po czym wyszłam z pokoju.
W kuchni natknęłam się na kuzyna, który właśnie pił wodę ze szklanki.

- Nie śpisz? – zapytałam.
- Już wstałem! – zaśmiał się. – Hayden zażyczył sobie, żebym go odprowadził do drzwi! Też coś!
- To twój chłopak wyszedł dopiero przed chwilą? – zdziwiłam się, a mój kuzyn jedynie skinął głową. – Co robiliście tyle czasu?
Popatrzył na mnie z figlarnym uśmiechem.
- A jak myślisz?
Wywróciłam oczami i oparłam się o blat, wzdychając głośno.
- Skończyłaś malować? – zagadnął.
- Tak, ale dopóki nie zobaczę prac tego całego Fantoma, to nie będę w stanie powiedzieć, czy mogę z nim rywalizować, czy nie.
- O to się nie martw! – zapewnił mnie. – Już to obgadałem z Haydenem. Zaprowadzę cię do ich domu i po problemie! Zobaczysz, jak Val ślicznie rysuje!
- No to Val, czy Fantom? Zdecyduj się w końcu!
- Dobra, nie złość się! – pokręcił głową, nie przestając się uśmiechać. – Valentine Varela! Tak się nazywa, a tylko nieliczni mówią na niego Fantom.
- Dlaczego?
- Przekonasz się.

Następnego dnia około dziewiątej rano szykowaliśmy się do wyjścia. Była sobota, a Yuya umówił się z Haydenem, lecz najpierw zapewnił, że odprowadzi mnie do ich domu. Wydało mi się to trochę dziwne, bo przecież nie znam za dobrze ani chłopaka swojego kuzyna, ani tym bardziej tego całego Valentine’a! Miałam nadzieję, że nie mają zamiaru nas swatać, czy coś… Yuya uśmiechał się w bardzo specyficzny sposób i miałam powody, aby coś takiego przypuszczać.
- Poczekaj jeszcze chwilkę, musze się doprowadzić do ładu. – powiedziałam, idąc w stronę łazienki.
- Jasne. Będę przed domem. – odpowiedział.
Ułożyłam włosy i poprawiłam makijaż, co trwało jakieś piętnaście minut. Oglądając własne odbicie zdecydowałam się wyjąć sztyft z warg i zastąpić go okrągłym kolczykiem. Skoro babcia się nie czepiała, to mogłam swobodnie pokazywać wszystkim naokoło, jaki jest mój prawdziwy styl.

- Wybacz, że tak długo! – wysapałam na wydechu, wybiegając z domu.
- Nareszcie! Myślałem, że zapuszczę tu korzenie! – zawołał, po czym przyjrzał się uważnie mojej twarzy. – To ty masz kolczyk?
Wywróciłam oczami.
- Przyglądaj mi się uważniej! – powiedziałam. – Od wczoraj nosiłam sztyft, który byś zauważył, gdybyś tak często nie patrzył na swojego chłopaka!
- A czemuż to mam na niego nie patrzeć? – uśmiechnął się wrednie. – Zazdrościsz?
- Jak cholera! – przyznałam.

- Wiedziałem! – powiedział radośnie, wskazując kierunek, w który mamy się udać.
- To wspaniale! – prychnęłam, kręcąc głową.
- Ale wiesz, co? – zagadnął, doganiając mnie. – Zawsze możesz zakręcić z Fantomem! Nie jest tak mroczny, jak Hayden, ale…
- To gówniarz!
- Ten rok, czy dwa…
- Cztery!
- Nie rób sobie dodatkowych problemów, dobrze? – wymruczał.
Nie odpowiedziałam. Chociaż może faktycznie Yuya miał trochę racji…
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • shakyor.htw.pl



  • Strona 1 z 5 • Zostało wyszukane 20 wyników • 1, 2, 3, 4, 5
    Razem do celu
     
    Copyright Š 2006 MySite. Designed by Web Page Templates