Tam, gdzie nie ma mroku.

Tam, gdzie nie ma mroku.

Podstrony
 



canny - 16.08.2009 16:07
Tam, gdzie nie ma mroku.
  Tralalala! Wróciłam do Was z kolejnym FS, tym razem Harrypotterowym. Nie pytajcie dlaczego - bo tak mnie olśniło i tyle. Na samym początku zaznaczam, że opowiadanko by się tu nie pojawiło, gdyby nie nasza kochana Verra vel Pani_Snejp, bo to dzięki niej to FS ma zdjęcia!

Zaznaczam, żeby później nie było zgrzytów, że treść może się nie zgadzać z treścią sagi - wiele postaci, które straciły życie w HP tu cudownie ożyło, o czym się przekonacie po drodze.

I zaznaczam, że nie będę wyciskać z siebie siódmych potów, żeby napisać 6 stron Wordowych na odcinek, bo wolę napisać 4 i porządne, niż 6 i lać wodę.

Tekst: Voldzik
Zdjęcia : Pani_Snejp

No, to tak ogółem, a teraz zapraszam do lekturki...

PROLOG
Minęły trzy długie lata od tego pamiętnego wydarzenia. Trzy lata od pokonania najpotężniejszego czarodzieja siejącego wszędzie zło i śmierć. Trzy lata od śmierci Lorda Voldemorta, od pokonania go przez Harry’ego Pottera. Trzy lata wolności, beztroskiej egzystencji i spokoju. Bo dopiero po tych trzech latach w „Proroku Codziennym” pojawiła się szokująca dla wielu informacja o ucieczce z Azkabanu kilku byłych śmierciożerców. W świecie magii niezmącony od wielu dni spokój i bezpieczeństwo nagle prysnęły jak bańka mydlana, a zastąpił je, jakże znany czarodziejom, strach.

Susan czekała na ten dzień właściwie odkąd pamieta. Siedziała na łóżku po turecku, czytając niesamowicie nudną książkę, którą czytała tylko dla zabicia czasu, bo tego miała od groma ostatnimi dniami. W każdym razie siedziała i czytała, raz po raz odgarniając z twarzy rude kosmyki, gdy usłyszała potężny huk od strony okna. Podskoczyła na łóżku kierując zaciekawione spojrzenie w tamtą stronę. Na parapecie, od zewnętrznej strony szyby siedziała sowa. W dziobie trzymała list.

Suze, pełna radosnego podniecenia, zeskoczyła z łóżka i otworzyła jedno skrzydło okna wpuszczając ptaka do środka. Sowa nachyliła się nad otwartą dłonią dziewczynki i wypuściła kopertę z dzióbka. Po chwili wyleciała pozostawiając uradowaną Susie samą w pokoju. Obejrzała dokładnie kopertę zaadresowaną na jej imię i nazwisko. Potem delikatnie oderwała pieczęć i wyjęła ze środka złożoną na trzy kartkę. W napięciu zaczęła czytać słowa napisane na niej pochyłym pismem:

Droga Panno Evans,
Mamy przyjemność poinformować Panią, że została Pani przyjęta do Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie.
Poniżej znajdzie pani spis ksiąg i przedmiotów niezbędnych do rozpoczęcia nauki w naszej szkole. Rok szkolny rozpocznie się 1 września.
Z wyrazami szacunku,
Minerwa McGonagall
Zastępca Dyrektora


Dziewczyna przebiegła wzrokiem po liście ksiąg, jednak nie musiała jej wcale czytać – doskonale znała ją na pamięć. Razem z mamą wieczorami siadywały przy małym światełku wydobywającym się z różdżki Roksany i wtedy opowiadała Susan o liście, którym dostała w wieku jedenastu lat, o książkach, jakie kupowała i o całym tym wyposażeniu magicznym. A dziewczyna słuchała z wypiekami na twarzy prosząc o jeszcze więcej i więcej.
Roksanę Rosalie Evans świat magiczny zapamięta jako jedną z najlepszych aurorów, tą, która przyczyniła się do zamknięcia w Azkabanie większości najgorszych śmierciożerców – Lucjusza Malfoya, Igora Karkarowa, Amycusa oraz Alecto Carrow oraz, co najważniejsze, Bellatrix Lestrange. Często przez bliskich nazywana zdrobnieniem od drugiego imienia. Jak mówią czarodzieje czystej krwi: „Niestety wyszła za mugola.” Owocem tego małżeństwa była właśnie Susannah, wiecznie roześmiana, ruda i piegowata dziewczynka, zawsze odurzona sporą dawką poczucia humoru, niestety mająca bardzo niskie mniemanie o sobie.
William Evans. Mugolski mąż Rosie, jej najlepszy przyjaciel i kochany ojciec Susan. Pracownik banku, jednego z wielu. Dzięki temu rodzina nie żyje w biedzie. Człowiek biznesu, ale jednocześnie facet, z którego emanuje tyle ciepła i życzliwości. Poślubił czarownicę doskonale o tym wiedząc i będąc pod wrażeniem tych wszystkich rzeczy, które wyrabiała z różnymi przedmiotami.
Oprócz tej całej trójki jest jeszcze Sienna – dwa lata młodsza siostra Suze, urocza blondyneczka o niebieskich oczach, jakby z ojca skóra zdjęta. No i przy tym pojawiał się problem, bo Sienna była podobna do ojca, Suze do matki, jednak jej zielone oczy na pewno nie należały do żadnego z rodziców. Roksana powtarzała jej, gdy była jeszcze małym dzieckiem, że to magiczny kolor, że jest Wybraną. Te słowa nie miały dla niej specjalnego znaczenia, ponieważ nie wiedziała, co się za nimi kryje. A już niedługo miała się tego dowiedzieć.

-Mamo! Mamo, dostałam list! Sowa przyniosła list! – Suze rzuciła się matce na szyję, kiedy ta wróciła z pracy. Z szerokim uśmiechem na twarzy przywitała córkę i z jeszcze szerszym odczytała treść listu, po czym mocno uściskała córkę.
-Suzie, jestem z ciebie taka dumna. – Powiedziała ze łzami w oczach głaszcząc córkę po policzku. – Będziesz najlepszą czarownicą na świecie.

ROZDZIAŁ I
Ulica Pokątna

-Susan? Suze, tu jesteś! – Rose odetchnęła z ulgą widząc dziewczynkę stojącą naprzeciw wielkiego budynku ze szlachetnego białego marmuru. Pozłacany napis, tuż nad mosiężnymi drzwiami ogłaszał wsem i wobec, iż mieści się tu Bank Gringotta. Susannah wpatrywała się w masywny kloc otępiała, błądząc spojrzeniem to w dół, to w górę.

-Ja cię… Jak w ogóle udało im się coś takiego zbudować? – Spytała zdziwiona, kiedy mama pociągnęła ją w drugą stronę. Uśmiechnęła się tajemniczo i odpowiedziała:
-No cóż, magia, Suzie, magia.
-Mamoo… Prosiłam, żebyś nie mówiła do mnie „Suzie”! – Powiedziała zrezygnowana. – Nie jestem Sienna, nie mam dziewięciu lat.
-Postaram się. – Odpowiedziała jej kobieta i otworzyła drzwi do kolejnego sklepu. – To sklep wybitnego różdżkarza, Ollivandera. Tu wybierzesz sobie różdżkę.
Susan weszła do środka i zaczęła rozglądać się wokół, po rozmaitych półkach z osobliwą zawartością. Różdżki – pomyślała i nagle zabłyszczały jej oczy. Podbiegła do lady i nachyliła się szukając wzrokiem właściciela sklepu.
-Panie Olllivander! – Krzyknęła zniecierpliwiona i wtedy z pomiędzy półek, na starej drabinie na kółkach wyjechał mężczyzna. Olllivander. Miał bujne, siwe włosy, srebrzyste, bystre oczy i pomarszczoną twarz. Ten oryginalny wygląd nadawał mu wizerunek poczciwego dziadka, który siada co wieczór z wnuczkami przy kominku i opowiada im o legendarnej czwórce czarodziei, założycieli Szkoły Magii i Czarodziejstwa. Na twarzy starca pojawił się wielki entuzjazm. Zszedł szybko z drabiny i podreptał w kierunku lady.
-Witam, witam! Jak dobrze gościć u mnie drogą Rose Evans! I jej śliczniutką córeczkę, Susan! – Zaćwierkał przyglądając się Suze z ciekawością w oczach i wypiekami na twarzy. – I pomyśleć, że to właśnie dziecko ma do wykonania…
-Dziękuję ci, Ollivanderze. – Przerwała mu Roksana uprzejmie. – Potrzebuję dla Suze różdżki.
-Ach, różdżki! – Wykrzyknął, aż dziewczyna podskoczyła. – Zaraz, zaraz… - Zaczął mamrotać pod nosem kierując się w stronę najbliższej półki. Wyjął z niej ostrożnie jedno długie i wąskie pudełko. Suze spojrzała na matkę lekko zniesmaczona, ale tamta tylko się uśmiechnęła. Jest stuknięty – pomyślała.
-Proszę. – Otworzył pudełeczko i wyjął z niej podłużny patyk. - Winorośl, włos z ogona jednorożca, trzynaście cali.
Dziewczyna wzięła ją ostrożnie do ręki i popatrzyła na staruszka pytająco, wtedy ten kiwnął głową. Machnęła lekko różdżką i odsunęła się przerażona, kiedy szyba za plecami sprzedawcy zamieniła się w kawałki szkła szybujące w powietrzu.
-Nie, to zdecydowanie nie ta. – Pokręcił głową i odwrócił się, aby podejść z powrotem do półki, ale zatrzymała go matka Suze.
-Ollivanderze, wiem, jaka różdżka będzie dla niej dobra. – Powiedziała niesamowicie spokojnym tonem. - Sztywna, orzech włoski, włókno ze smoczego serca, dwanaście i trzy czwarte cala.
Mężczyzna zatrzymał się i popatrzył na nią ze zdziwieniem. Susannah nie miała pojęcia, o co chodzi. Skąd jej mama wiedziała, jakiej różdżki potrzebuje? A może ona miała taką samą?
-Roksano, nie jestem pewien…
-Historia lubi się powtarzać i akurat ty dobrze o tym wiesz. – Powiedziała zmęczonym głosem. Starzec pokręcił głową, ale po chwili zanurkował między regały. Zaraz wynurzył się z kolejnym pudełeczkiem. Innym, od tamtych, bordowych lub zielonych, czarnym i zakurzonym. Otworzył je i wydobył stamtąd ciemną jak sadza różdżkę i jak najprędzej oddał ją w ręce dziewczynki.
Susan, kiedy złapała ów magiczny przedmiot w dłoń, poczuła jak przechodzi przez nią fala czegoś niezrozumiałego, ale zarazem przyjemnego, coś podobnego do dreszczy. Jej rude włosy lekko zafalowały, niby ruszone wiatrem, jednak wszystkie okna i drzwi były zamknięte.
-To ta. Ta jest dobra, ale… – Powiedziała spoglądając to na matkę to na Ollivandera. - …nie powinna być, prawda? – Westchnęła i odłożyła różdżkę na zakurzony blat. – Nie jestem głupia, widzę, że nie za bardzo wam się to podoba. Historia lubi się powtarzać? Co to w ogóle ma znaczyć?
Zapadło grobowe milczenie, które, kiedy stało się niemal namacalne, przerwała Rose.
-To nie jest zwykła różdżka, wszyscy to wiemy. Co kryje, dowiesz się, myślę, w najbliższym czasie. A teraz chodźmy, masz wybrać sobie jeszcze zwierzę. – Wyrecytowała ze stoickim spokojem łapiąc ją za ramię i lekko popychając w kierunku wyjścia.
-Ale…
-Nie ma żadnych „ale”. Dziękujemy, Ollivanderze.
-Tak, tak… - Pokiwał głową siląc się na uśmiech, który mimo wszystkich starań był pozbawiony jakichkolwiek uczuć. – Zapraszam ponownie…
Wyszły ze sklepu idąc prosto przed siebie ulicą Pokątną. Suze nie odezwała się już do matki będąc pewna, że nie otrzyma odpowiedzi na żadne z zadanych pytań. W końcu doszły do większego od pozostałych sklepu z magicznymi zwierzętami.
-Mówiłam ci, że chcę kota. – Upierała się nadal przy swoim, kiedy Rosalia rozglądała się po półkach szukając dla niej odpowiedniego zwierzęcia.

-A na co ci kot? – Spytała obojętnym tonem.
-Masz rację! Kupię sobie węża, to przyjdzie, przytuli się, trochę pomruczy…
-Och, Susan już przestań. Chcesz tego kota, bardzo proszę. – W tym momencie dziewczynę zatkało, bo przecież matka do tej pory była nieugięta i upierała się przy sowie.
-Tak… po prostu? – Spytała niepewnie, marszcząc brwi i wpatrując się w Rose.
-Oczywiście, że nie.
-Wiedziałam.
-Już ci go wybrałam. – Oznajmiła podchodząc do czarownicy, która, jak wywnioskowała Suze, tutaj sprzedawała. Sprzedawczyni zamieniła z nią parę słów, zaczynając od znanego już dziewczynie: „Jak wspaniale powtórnie gościć w moim sklepie Roksanę Evans i jej córeczkę!” i kończąc na: „Tak, oczywiście”, po czym wyszła na zaplecze. Susannah spacerowała w kółko po pomieszczeniu oglądając najrozmaitsze stworzenia, poczynając od kotów, psów i myszy, a kończąc na akromantulach. Kiedy dochodziła do terrarium z takim właśnie pająkiem, usłyszała za sobą huk drewna stawianego na ladzie. Natychmiast odwróciła się w tamtą stronę i ujrzała bukową klatkę dla ptaka z, co najbardziej ją zdziwiło, całkiem białym kociakiem. Uśmiechnęła się i podbiegła do zwierzaka, prawie potykając się o pełzającego obok węża, na którego nie zwróciła wcale uwagi.
-Jest śliczny! – Wykrzyknęła rzucając się matce w ramiona. – Dzięki!
-Jest wyjątkowy. – Powiedziała uroczystym tonem łapiąc dziewczynkę za ramiona i spoglądając głęboko w jej piękne, zielone oczy. – To Chowaniec, gdzie indziej też nazywany Familiarem. Kot, który odkąd go dostaniesz będzie strzegł cię aż do śmierci. Tylko ty będziesz rozumieć jego mowę, będzie ci doradzał w ważnych sprawach i pomagał w tych błahych. Będzie z tobą powiązany, dzięki magii…
Susan była pod wrażeniem tego całego opisu. Nie wyobrażała sobie jak ten kot czy kotka jest w stanie robić tyle rzeczy będąc zwykłym zwierzęciem. Co prawda słyszała o czarodziejach, którzy praktykują sztukę transmutacji, ale ten tutaj kot był po prostu… kotem!
Dziewczyna otworzyła usta, aby o coś zapytać, ale uprzedziła ją sprzedawczyni, która do tej pory się nie odzywała.
-Ma na imię Salem. I jest do niego bardzo przywiązany, więc najlepiej by było, żebyś mu go nie zmieniała, dobrze? – Suze tylko kiwnęła głową, a za chwilę posłała kolejne pytanie w kierunku kobiety:
-Dlaczego on siedzi w ptasiej klatce?
-Jest sprowadzony z Norwegii, gdzie założono hodowle takich kotów. A tam nie mieli niczego lepszego na transport, więc spakowali go w sowią klatkę. Ale teraz z pewnością chciałby się wydostać. – Otworzyła drzwiczki i delikatnie wydobyła zwierzę do środka, a następnie podała je Suzie.

Już kiedy wyszły na uliczkę oraz dalej, idąc brukowaną aleją dziewczyna przemawiała do kota długo i namiętnie, lecz ten nie raczył odpowiedzieć. Szłaby więc tak usilnie wyduszając z niego choć najmniejsze słówko, gdyby nie to, że zobaczyła jak koło ucha świsnęła jej właśnie czarna smuga. Kolejne cztery przyleciały z innych kierunków, a po chwili usłyszała potężny huk. Sklep zielarski, był już tylko wspomnieniem, bo teraz ognisty wąż miażdżył spróchniałe drewno i pochłaniał go krok po kroku. Zielarka, która w ostatniej chwili zdążyła deportować się na zewnątrz, podjęła rozpaczliwe próby gaszenia swojego dobytku zaklęciem Aquamenti, lecz na niewiele się to zdało. Nagle parę metrów od Suze pojawiły się trzy zakapturzone postacie w długich, czarnych pelerynach i srebrnych maskach na twarzy.
-Expecto Patronum! – Krzyknęła Roksana wyciągając różdżkę i celując nią w trójkę śmierciożerców. Z jej czubka wypłynął srebrzystoszary promień, który zamienił się po chwili w wielkiego, pięknego wilka, który sprawił, że trójka rozpierzchła się w powietrzu pozostawiając po sobie jedynie obłok czarnego dymu.
Susannah zaczęła rozglądać się dookoła i uświadomiła sobie, co widzi. Ludzie biegali w tę i z powrotem, krzycząc i szlochając. Wszędzie tańczyły rude płomienie pustosząc co tylko się dało naokoło. Słyszała wykrzykiwane zaklęcia, w których nie zabrakło też tych trzech Niewybaczalnych. Podskoczyła i krzyknęła przerażona, kiedy tuż pod jej nogi zwalił się martwy czarodziej, trafiony zielonym promieniem.
-Avada Kedavra!
-Expelliarmus! – Usłyszała zaklęcie odbite przez matkę. Czerwony promień pochodzący z jej różdżki i ten zielony, wyślizgujący się z różdżki śmierciożercy siłowały się moment, ale w końcu zieleń ustąpiła, a człowiek w pelerynie rozmył się w powietrzu.
Po chwili Suze nie słyszała już odgłosów bitwy, ani niewidziana wszechobecnego chaosu. Czuła tylko jak kręci jej się w głowie i krzyczała. Dopiero, kiedy zorientowała się, że jest we własnym domu, przestała się wydzierać.
-Mogłabyś przestać mnie dusić? – Usłyszała cichy jęk. – Byłbym wdzięczny. – Po chwili zorientowała się, skąd pochodzi. Natychmiast wypuściła kota z rąk, a ten spadł na kamienną posadzkę.
-Przepraszam! – Pisnęła przerażona. – Nic ci nie jest?
-Nie, ale następnym razem postaraj się nie usiłować mnie zabić. – Powiedział Salem siadają na dywanie. – I lepiej usiądź, bo pierwsze teleportacje często są owocne w…
-Niedobrze mi.
-Właśnie. – Mruknął kot. Suze zakręciło się w głowie, ale w końcu trafiła na fotel i usiadła na jednym z podłokietników. Rozejrzała się jeszcze raz po salonie, żeby sprawdzić, czy na pewno jest we własnym domu i pewnie by podskoczyła i zrobiła dziurę w suficie własną osobą, gdyby nie fakt, że była bardzo słaba.
-Mamo?! MAMO!! – Krzyknęła wstając i rozpaczliwie szukając wzrokiem matki. Nie. Rosie tam została, w środku czarnego piekła. - Muszę tam wrócić! Muszę jej pomóc!
-Uspokój się, dziecko. Nie znasz nawet podstawowych zaklęć, byłabyś jej tylko kulą u nogi. Jesteś jej córką, powinnaś wiedzieć, że jako auror była w wielu gorszych sytuacjach i wychodziła z nich obronną ręką. Zresztą jest ich tam sporo, zaraz zrobią z tym porządek. – Skończył, przeciągając się leniwie.
-Jak możesz być tak spokojny?! – Krzyknęła, ale uświadomiła sobie, że Salem ma po części rację. – Więc co? Mam siedzieć tu i na nią czekać?
-Ewentualnie możesz mnie nakarmić. – Mruknął kot, ale wiedział, że z tego nic nie będzie.

Suze oklapnęła na fotel zupełnie wypompowana z uczuć. Nie mogła uwierzyć w przerażający spokój kota, ani też w to, że pozwoliła, by matka tam została.
-Poczekaj. – Poprosiła, zanim Salem wyszedł z pokoju. – Dlaczego wcześniej się nie odzywałeś? Nie pisnąłeś ani słówkiem.
-Mówię wtedy, kiedy trzeba. Nie gadam bezsensu, jak ty. – Pokręcił białym łepkiem i zajął się zwiedzaniem domu. Susan, przytłoczona ilością dzisiejszych wrażeń i zmęczona odliczaniem sekund do przyjścia Rose, zasnęła w niezbyt wygodnej pozycji. Mijały minuty, a Roksana nadal nie pojawiała się w drzwiach domu…

_________________________________________________

Mam nadzieję, że choć trochę Wam się spodoba :) A i jeśli to takie istotne: Prolog+ Rozdział = 5 i 3/4 strony Wordowej.




Charionette - 16.08.2009 16:19

  Świetne. A czytając ten list przypomniało mi się KB :D Ogólnie bardzo dobra robota :) Gratulacje dla obu pań.
10/10
Czekam na więcej

PS. Co ciekawe nie lubię opowiadań Potterowskich, ani samego Harrego, ale to i KB przeczytałam z wielką chęcią ;)

PS. First :D:D



Pani_Snejp - 16.08.2009 16:23

  Ja już mówiłam, że opowiadanie miażdzy i gniecie jądra, których nie mam (tak samo, jak Complicated niepokornej xd)
Dobrze, że nie lejesz wody i ożywisz niektórych :D Mam nadzieję, że Sev też będzie alive ^^ Tytuł mi się podoba.

No i wiadomo - czekam na więcej ;d

Nysia - to nie KB... XD



Charionette - 16.08.2009 17:07

  No jak to nie?
Cytat:
Szanowna Panno McGuire,
Mamy przyjemność poinformowania Panią, że została Pani przyjęta do Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie. Dołączamy listę niezbędnych książek i wyposażenia.
Rok szkolny rozpoczyna się 1 września. Oczekujemy Pani sowy nie później niż 31 lipca.
Z wyrazami szacunku,
Minerva McGonagall
Zastępca Dyrektora
Cytat:
Droga Panno Austen,
Mamy przyjemność poinformować Panią, że została Pani przyjęta do Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie.
Poniżej znajdzie pani spis ksiąg i przedmiotów niezbędnych do rozpoczęcia nauki w naszej szkole. Rok szkolny rozpocznie się 1 września.
Z wyrazami szacunku,
Minerwa McGonagall
Zastępca Dyrektora
Trochę podobne? Ale oczywiście inne :D Tak czy siak miło się czyta




canny - 16.08.2009 17:14

  gasz, rzeczywiście xD a ja to brałam z ksiązki, ten list xDDD



Pani_Snejp - 16.08.2009 17:22

  Ja też brałam z książki :D



Charionette - 16.08.2009 18:13

  Hah. Fajnie wyszło ;) Ale ja żadnej z pań o kopiowanie nie podejrzewam tak tylko mi się skojarzyło :D



Słodka Ślicznotka - 17.08.2009 11:57

  ja czasem lubię sobie poczytać Harrego Pottera ,ale strasznie nie podoba mi się takie trzymanie w niepewności! ja chcę następny odcinek! daj go jak najszybciej ;):D



niepokorna - 21.08.2009 15:38

  <skomentuje jak bedzie miala troche wiecej czasu >
zeby nie bylo, ze mnie nie ma w temacie ;d;d



canny - 21.08.2009 19:18

  dzięki niepuś :D

ale spodziewałam się po Was więcej, szczerze mówiąc xD



Teo - 21.08.2009 19:42

  Dla mnie super :)
Obyś nie przestała pisać, bo inaczej zabiję!!



bubel-96 - 22.08.2009 12:28

  Cytat:
ale spodziewałam się po Was więcej, szczerze mówiąc xD Ah, nie ma za co ;p

Podoba mi się
Co prawda nie kminie, dlaczego jej matka wiedziała jaką młoda ma mieć różdżkę, no ale...
Czekam na następny
(OMG, wszędzie to piszę o_0)



Titellè - 23.08.2009 08:56

  Ajajaj kolejne ,w którym się zakochałam :) Kiedy następny ?



canny - 31.08.2009 10:53

  Wstępnie obwieszczę, że przenoszę się do twórczości pisanej. Snepowa ma problemy z simsami, więc kiepsko idzie ze zdjęciami, a ja dziś odkryłam, że zabiera mi to za dużo czasu. Więc wybaczcie. Ale szczerze mówiąc, ja tam wole czytać bez zdjęć, wtedy cwiczę wyobraznię ;)
I uprzedzę, że zmieniłam głównej bohaterce nazwisko, bo tamto okropnie mnie irytowalo -.-

Ale ten 2 i ostatni odcinek tutaj Wam dam :D I liczę na komentarze... ;]

ROZDZIAŁ II
Część 1
Ekspres Hogwart

Obudziły ją promienie porannego słońca, oznajmujące, że lato chyli się ku końcowi. Zamrugała oczami przyzwyczajając się do światła i przeciągnęła się na fotelu. Jęknęła cicho, czując, że każdy mięsień, bez wyjątku, daje o sobie znać. Spanie na fotelu ma swoje wady – pomyślała. Po chwili spostrzegła, że leży pod kocem, a była pewna, że pod kocem nie zasypiała. Jednak ta sprawa zeszła na drugi plan, kiedy do pokoju wszedł kot, a wtedy do jej świadomości dotarły wydarzenia dnia wczorajszego. Popatrzyła na kota przerażona, ale ten usiadł, jakby przygaszony i pokręcił głową przecząco.

-Nie wróciła. – Męski, donośny głos wydobył się z jego pyszczka, a po twarzy Suze spłynęła pojedyncza łza, wyrażająca ból, tęsknotę, bezsilność i pretensję do siebie, że nie została. Usiadła z powrotem na fotelu otulając się kocem. Kot zniknął za drzwiami, ale po chwili wrócił, a przed nim leciał swobodnie nowy numer „Proroka Codziennego”. Susan bez słowa wzięła go do ręki i zaczęła czytać. Połowę pierwszej strony zajmowało zdjęcie tego, co zostało ze sklepu zielarki na Pokątnej. Podpis nad zdjęciem głosił: „Aurorzy już nie wystarczają?”.

Dziewczyna zjechała wzrokiem w dół, najpierw przyglądając się dokładnie zdjęciu, na którym dymił jeszcze lekko przeżarty ogniem budynek. Zaczęła czytać tekst poniżej:

Wczorajsze popołudnie na ulicy Pokątnej przypominało piekło. Grupa śmierciożerców, która w zeszłym miesiącu zbiegła z Azkabanu, zaatakowała po raz kolejny świat czarodziei, siejąc wszędzie spustoszenie i lęk. Tym razem ucierpiał sklep dobrze wszystkim nam znanej zielarki – Antoniny Cathpole. Kobiecie nie udało się uratować niczego, co znajdowało się w budynku, ponieważ został potraktowany czarnomagicznym zaklęciem, Szatańską Pożogą. Nie wiemy, czy wśród śmierciożerców była ich przywódczyni – Bellatriks Lestrange. Aurorzy, którzy przybili na miejsce jak szybko się dało, ugasili ogień, ale niestety nie udało im się pojmać śmierciożerców. W skutek kilku Morderczych Zaklęć ponieśliśmy straty w ludziach. Na stronie trzynastej możecie państwo znaleźć listę zidentyfikowanych ciał. (Ciąg dalszy na stronie 13)

Susannah przerzuciła szybko strony odnajdując w końcu upragnioną, aczkolwiek oznaczoną pechową liczbą stronę. Zacisnęła powieki modląc się w duchu, żeby przypadkiem nie pojawiło się tam nazwisko jej matki. Powoli otworzyła oczy i szybko przebiegła wzrokiem po liście możliwie szybko. Nie wierząc w swoje szczęście zrobiła to jeszcze raz. Nie znalazła tam nazwiska Evans. Westchnienie ulgi wyrwało jej się z piersi, ale znów wstrzymała oddech, czytając dalej:

Nie zabrakło oczywiście i rannych. Listę czarodziei, którzy obecnie znajdują się w Szpitalu Świętego Munga przedstawiamy poniżej.

Ale zanim dziewczyna doszła do owej listy usłyszała cichy trzask w przedpokoju. Nie był to dźwięk otwieranych drzwi, a dobrze jej znany odgłos aportacji. Wstała szybko z fotela i pobiegła w stronę źródła hałasu, żeby po chwili rzucić się matce na szyję.

-Myślałam, że coś ci się stało! – Pisnęła przez łzy. Jeszcze długą chwilę stały splecione w uścisku, zanim Suze puściła Roksanę, aby ta mogła usiąść. Twarz miała niemalże szarą ze zmęczenia.
-Salem cię tu przeniósł? – Jej pierwszym pytaniem było właśnie to, co zaskoczyło dziewczynę. Kot właśnie wkroczył dostojnie do pokoju i usiadł na podłokietniku ciemnoczerwonego fotela. Susan kiwnęła głową niepewnie, a zanim Rose zabrała głos, odezwała się:
-Co się stało? Dlaczego tak długo nie wracałaś?
-Zatrzymał mnie Kingsley…
-Minister Magii? – Spytała z niedowierzaniem w głosie przerywając jej. – Czego on od ciebie chciał?
-Ja… To nie dotyczy ciebie, kochanie. – Mruknęła wymijająco.
-Nie naciskaj na nią, miała ciężki dzień. – Poradził jej kot, układając się wygodnie na fotelu. Susannah poszła za jego radą, dając matce odpocząć, jednak tej wcale się do odpoczynku nie spieszyło.
-Kochanie, jeśli masz już różdżkę, musimy poćwiczyć zaklęcia obronne…
-Myślałam, że poza Hogwartem nie można tego robić. – Przerwała jej.
-To jest stan wyjątkowy. Dostałam pozwolenie od Ministra. – Wyjaśniła pokrótce i wyjęła różdżkę. – Weź swoją do ręki. – Poradziła jej, więc tak też dziewczyna zrobiła.
-Co mam zrobić? – Spytała niepewnie. Jedynym obiektem, na którym mogłaby ćwiczyć zaklęcia była jej matka.
-Spróbuj mnie oszołomić.
-Mamo, ja nie…
-Nie ma teraz na to czasu. – Odpowiedziała jej twardo, a Suze, przestraszona stanowczym tonem Roksany wycelowała w nią różdżkę.
-D-Drętwota!
-Expelliarmus! – Różdżka Suze wyleciała w powietrze i wylądowała w ręku Rosie. – Musisz być bardziej stanowcza. Wingardium Leviosa – Różdżka dziewczyny uniosła się w powietrze, podleciała do właścicielki i miękko spoczęła w jej dłoni. Susan wzięła parę głębokich wdechów i powtórnie obrała na cel Roksanę.
-Drętwota!! – Krzyknęła, a pani Evans runęła na podłogę całkiem sztywna. Podbiegła do niej przerażona. Wycelowała różdżkę w kobietę i, biorąc wpierw głęboki oddech, powiedziała spokojnie:
-Finite! – Rose podniosła się do pozycji siedzącej rozmasowując kark, a dziewczyna upadla na kolana tuż obok niej. Ross nie wyglądała na obolałą, a wręcz przeciwnie, intensywnie się nad czymś zastanawiała, a wyraz twarzy miała zaniepokojony.
-Coś… Coś się stało? – Spytała cicho zielonooka. – Nie chciałam ci zrobić krzywdy.
-Nie, mnie nic nie jest. Dziwi mnie tylko to, że podziałało zaklęcie Finite, które zwykle niweluje tylko na słabe uroki. – Odpowiedziała powoli i po chwili wzruszyła ramionami. – No dobrze, wstawaj. Teraz Zaklęcie Tarczy.

Ćwiczyły zaklęcia obronne aż do późnego popołudnia, kiedy to Suze stanowczo odmówiła powtórnego oszołomienia matki. Zjadły wtedy po talerzu mocno wystudzonej zupy i postanowiły zacząć pakować szkolny kufer dziewczyny.

Tłum na dworcu King Cross był niemal nie do zniesienia. Roksana, Susannah i Sienna brnęły przez hordę drących się na prawo i lewo ludzi, nie tylko mugoli, ale też czarodziei odprowadzających swoje pociechy na Peron 9 i ¾.
-To tutaj. – Oznajmiła kobieta stając naprzeciw ścianki oddzielającej peron 10 i 9. Suze przełknęła ślinę i zacisnęła palce na rączce od wózka. Mimo, że wiedziała, jak należy się dostać na peron, z którego odjeżdża pociąg do Hogwartu, bała się kolizji ze ścianą.
-No już, wszystko będzie okej… - Powtarzała sobie po cichu. Upewniając się, że ma za sobą matkę i siostrę, ruszyła do przodu zaciskając powieki. Po chwili otworzyła oczy, żeby zobaczyć przed sobą ogromną, czerwoną lokomotywę i buchający z niej dym. Ten widok tan ją zachwycił, że nie zwróciła uwagi na ludzi przepychających się przed nią.
-Susan! – Krzyknęła Roksana chwytając się ramienia córki. – Daj, zawiozę twój bagaż tam, gdzie trzeba, a zaraz do ciebie wrócę. – Oznajmiła lekko podenerwowanym tonem i zniknęła między czarodziejami.
-Suze – Sienna pociągnęła ją za rękaw. – A do jakiego Domu ty chciałabyś trafić?
-Do Gryffindoru, rzecz jasna. – Odpowiedziała dumnie, wyrwana z transu. Rozejrzała się dookoła, wielki zegar wskazywał, że zostało pięć minut do odjazdu. Zaraz obok nich pojawiła się Roksana.
-No dobrze, kochanie. – Pogłaskała dziewczynę po głowie. – Będę ci wysyłać sowy dwa razy w tygodniu…
-Mamo, nie wyjeżdżam na całe życie. – Powiedziała, trochę zażenowana zachowaniem matki. Już naprawdę nie mogła doczekać się wejścia do tego pociągu i pojechać tam, gdzie ma zacząć się jej nowe życie.
-Wiem… - Westchnęła i pocałowała córkę w czoło. Suze przytuliła młodszą siostrę i wzięła na ręce Salema, który do tej pory siedział cierpliwie tuż obok nich.
-To idę. – Oznajmiła i skierowała się do drzwi pociągu. Weszła do środka i skręciła w lewo, szukając jakiegoś w miarę pustego przedziału. Trafiła na jeden, w którym siedział brązowowłosy chłopak, też pierwszoroczny. Wyglądał przez okno, jakby czymś zaaferowany. Stanęła w wejściu do przedziału i spytała:
-Mogę się dosiąść?
-Tak, jasne. – Nagle ożywił się i oderwał nos od szyby, która naokoło niego zdążyła już zaparować. – Siadaj.
Suze weszła do przedziału i usiadła naprzeciwko niego, jak zwykle z radosnym uśmiechem. Salem klapnął tuż obok niej, wpatrując się w chłopca.
-Jest nieszkodliwy. – Powiedział po paru sekundach, przekręcając łeb w jej stronę. Susan kiwnęła głową i już miała odezwać się do chłopaka, ale on zrobił to pierwszy.

-To Chowaniec, prawda?
-S-słucham? – Spytała, trochę zdziwiona, bo przecież sprzedawczyni mówiła, że tylko ona będzie go rozumiała.
-Chowaniec, Familliar, no. – Odpowiedział zniecierpliwionym tonem. – Jestem Oliver Brown.
-No tak. – Odpowiedziała pospiesznie i wyciągnęła ku niemu rękę. – A ja…
-Susan Evans, miło mi. – Przerwał jej, co spotęgowało jeszcze jej zdziwienie, ale postanowiła już więcej nie zadawać głupich pytań. Pogłaskała Salema po łepku.
-A właściwie to skąd wiedziałeś, że to Chowaniec? – Spytała patrząc na niego podejrzliwie.
-Interesuję się magicznymi zwierzętami, a ty przed chwilą z nim rozmawiałaś i…
-Masz rację. – Powiedziała, tym razem już się uśmiechając. – A to miało być taką jakby tajemnicą, bo…
-One są bardzo rzadkie i tak dalej. Wiem, nikomu nie powiem. – Zapewnił, a jego uśmiech sprawiał, że dziewczyna wiedziała, ze może mu ufać.
-Dzięki. – Odpowiedziała z wyraźnym śladem ulgi w głosie. Zaraz przy drzwiach ich przedziału pojawił się wózek z jedzeniem i panie go obsługująca spytała, czy coś sobie życzą.
-Ja poproszę 2 czekoladowe żaby i pudełko fasolek. – Powiedział chłopak i wyciągnął pieniądze z kieszeni, po czym podał je sprzedającej, a ta dała mu słodycze. Suze zamówiła tylko butelkę soku dyniowego.
-Masz, to dla ciebie. – Oliver rzucił jej pudełko z czekoladową żabą. – Tylko uważaj, bo może…
-…zwiać, wiem i dzięki. – Odpowiedziała i szybko otworzyła pudełko, a następnie wepchnęła sobie całą żabę do buzi. Wszystko przegryzła i połknęła.
W tej właśnie chwili do ich przedziału weszła ciemnowłosa dziewczyna, dziwnie utykając, z wyrazem niezadowolenia na twarzy.
-Mogę się do was dosiąść? Nie wytrzymuję z moimi braćmi w jednym przedziale. – Wyznała trochę niechętnie. Oboje pokiwali głowami. Dziewczyna, kompletnie ich olewając, usiadła na ławeczce i postawiła obok siebie klatkę ze śnieżnobiałą sową. Popatrzyła z rozpaczą w dół, jak się okazało przyczyną jej dziwnego chodu był złamany obcas, co zauważyła Susan. Wyjęła różdżkę, skierowała ją w stronę buta i szepnęła:
-Reparo. – Obcas wrócił na swoje miejsce, a but wyglądał jak nowy, dzięki czemu właścicielce poprawił się humor.
-Dziękuję, nawet nie wiesz, ile to dla mnie znaczy! – Pisnęła uśmiechając się szeroko do dziewczyny, a Oliverowi rzuciła tylko szybkie spojrzenie. – Jestem Elizabeth, ale wolę jak ludzie do mnie mówią Lizzy. Wy też pierwszy raz? O jaa… - Wytrzeszczyła oczy patrząc na Suze. – Nie mogę! To ty jesteś Susannah Evans, niemożliwe! Może będziemy w jednym Domu? Nie mogę się już doczekać! Ciekawe czy w dormitoriach mają garderoby… - Zamyśliła się na chwilkę, co dało czas chłopakowi. Nachylił się nad uchem Suze i szepnął:
-Nie przyjęli jej do Beauxbatons, bo miała za ciemne włosy. – Suze zachichotała cicho, tak, żeby Lizzy nie zwróciła na to uwagi.
Reszta podróży zleciała szybko, w miłym towarzystwie. Czas upływał im na dowcipach, dogryzaniu Lizzy, która nie wiele się tym przejmowała, śmichach i chichach.
Suze wiedziała, że Oliver nie zdradzi jej tajemnicy, była tego pewna. Dlaczego? Bo od tego dnia w pociągu był jej przyjacielem.

_____________________

TU za niedługo pojawi się część II ;]



Pani_Snejp - 31.08.2009 11:12

  Mogę powiedzieć tylko ''przepraszam'' .____. bo zlamiłam i to bardzo .______.
Tekst mi się cholernie podoba, a fotki też ładne... Kurde no przepraszam, bo simsy mi się zupełnie posypały... Mam nadzieje, że nie jesteś bardzo zła... *chowa się pod łóżko*



canny - 31.08.2009 12:39

  ejj, Snejpi, nie masz co przepraszać :) nie mam za złe, ale nadal zapewniam, ze twoje foty są kul :D

no i dziękuję za komentarz ;p



canny - 03.09.2009 16:47

  ludzie, no prosze was...



Charionette - 03.09.2009 16:58

  Odcinek cudo... Zdjęcia piękne :D No czego chcieć więcej...
Oczywiście odcinka
10/10



Słodka Ślicznotka - 05.09.2009 08:33

  Odcinek był po prostu CU-DOW-NY!! najbardziej mi sie podobało to 2 zdjęcie jak Suze czyta gazetę ;) Lizzy już mi się podoba ,taka fajna gadatliwa osóbka chyba ,co nie?
ciekawe co tam się stanie w Hogwarcie
już nie moge się doczekać następnego odcinka :D



Holly - 05.09.2009 13:30

  No, skomentowałam opowiadanie, ale mnie podkusiło, żeby zajrzeć i tu :3
No dobra, zdjęcia ok, ale wydaje mi się, że Suze taka trochę jakby za duża na tych zdjęciach xD Tzn. skoro idzie do pierwszej klasy powinna mieć 10/11 lat, a tu wygląda już na jakieś 13? Nie wiem, takie odnoszę wrażenie. W ogóle ujęcia w ostatnim wyszły trochę nieciekawe, takie jakieś puste i mało wnoszące, no ale mam nadzieję, że się poprawisz, bo pod względem tekstu jest świetne.



Gosiaz135 - 07.09.2009 13:55

  Super fotostory! Nie mogę doczekać się najnowszej notki!



Ellie - 07.09.2009 15:34

  podoba mi sie, ostatnio lubie takie potterowe opowiadania, bo sam hp w wersji rowling juz mnie nudzi, znam na pamiec XD
zdjecia tez fajne, tylko ze suze powinna byc dzieckiem, a nie nastolatka, to mi zgrzyta. bede zagladac, jak nie zapomne...



LolaSims - 27.12.2009 13:47

  fajne fotostory !



Monitkowa - 27.12.2009 17:35

  Trochę nie lubię magicznej tematyki, ale świetnie rozdział trzyma w napięciu + śliczne zdjęcia
tak trzymaj



Czop92 - 13.01.2010 15:12

  Super :) Cieszę się bo książki z seri Harry Potter to moje ulubione a The Sims 2 to moja ulubiona gra ... Z niecięrpliwościa czekam na następny odcinek :)) Daję 10000000000/10



bubel-96 - 13.01.2010 16:27

  Będę miła i w ogóle; coś tutaj może Was zainteresować!
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • shakyor.htw.pl
  • Tam, gdzie nie ma mroku.
     
    Copyright Š 2006 MySite. Designed by Web Page Templates