Spellbound Past

Spellbound Past

Podstrony
 



Vanillea - 15.11.2009 09:40
Spellbound Past
  Ok to kolejna próba.Długo mnie nie było na forum i długo się zastanawiałam czy tu wrócić.Moja odpowiedź brzmi - nie wiem.
Spotkałam się w tym dziale z samymi drwinami.Uważam,że moja poprzednia twórczość nie była taka zła,a w każdym razie jest teraz o niebo lepiej.Nauczyłam się dużo i bez waszej "pomocy'".
Jeśli już mieliście oceniać to nie wydawaliście porad co wam się nie podoba i co powinnam poprawić.Nie!Wy nadzwyczaj w świecie mnie wyśmialiście bez uzasadnienia.Ośmieszyliście nie i zraniliście.Nie zniechęciłam się,pisałam dalej,ale już nie tu.Przez to postanowiłam na trochę odejść z forum.Teraz wróciłam z nowym opowiadaniem i nowymi nadziejami.
a jeśli ktoś chciałby zobaczyć jak się potoczyły dalsze losy Vanity niech spojrzy na bloga - www.pamietnik-vanity.bloog.pl

A teraz coś z innej beczki.
Na samym początku mówię,że nie przyjmuję żadnych komentarzy w stylu "to jest beznadziejne,nie podoba mi się czy odpuść sobie".Jeśli jednak pojawią się komentarze bez stosownego uzasadnienia osobiście zwrócę się do moderatora żeby takie komentarze usuwał.Nie znaczy to,że nie chcę krytyki.Przyjmę ją,ale ma zawierać uzasadnienie swoich poglądów i ewentualne rady co powinnam poprawić.
Zrozumiano?

Prolog
,,Wspomnienie,,

Wspomnienia są całym moim życiem. Są mglistymi promykami kołaczającymi się w mojej głowie. Nigdy nie przypomnę sobie ich do końca. Pozostawiają mi pewien niedosyt. Stanowczo ich za mało. Ale zawsze znajdzie się jedno. Najważniejsze.Które utrzymuję cię przy życiu. Jest jak iskierka nadziei i wprowadza trochę radości do codziennego,szarego życia. Tak Cheyenne. To twój sposób na życie. Twój sposób na przeżycie w trudnych chwilach. Ja odpowiadam. Nic nie uszczęśliwia mnie tak,jak moje własne wspomnienia.Które są moim życiem…
- Cheyenne pospiesz się! – krzyczał ojciec z pierwszego schodka
- Chwileczkę,jeszcze tylko coś spakuję.
Przewrócił oczami.
- Nie ma już miejsca. Samochód pęka w szwach od twoich zabawek. Przyjedziemy tu jutro po resztę rzeczy.
- Nie mogę ich tu zostawić. Ci źli panowie mi je zabiorą!
Wyjrzałam zza schodów.Byłam bliska płaczu. Trzymałam swoją ulubioną zabawkę,misia Lee.
-Panowie od wyprowadzki tylko schowają je do pudełka żeby się nie zniszczyły. Chodź już,mama się niecierpliwi.
Spojrzałam na moje rzeczy i wzruszyłam ramionami.
-Ale na pewno nic nie zrobią? – wciąż nie dowierzałam
-Nic. Znajdziesz swoje rzeczy w nienaruszonym stanie już jutro. Zejdź na dół.
Zeszłam po wielkich drewnianych schodach,ciągnąc za sobą mojego pluszowego misia. Co chwila obijał się o pudło lub worek z mniejszymi rzeczami. Były w całym domu,a najwięcej w holu.
Wyprowadzka. Nie znałam tego słowa,ale rozumiałam mniej więcej co znaczy. Tłumaczono mi już milion razy,że to po prostu zmienienie domu na jakiś inny. Nie obchodziło mnie czy będziemy mieszkać gdzieś niedaleko czy tysiąc kilometrów stąd. Obchodziło mnie tylko to,że nie będzie już tak jak dawniej. Wyprowadzka to było dla mnie koszmarne uczucie. Ale wiedziałam,że jest to konieczne.Nasz stary dom już przeżył swoje lata,rodzice dostali go w spadku po dalekim wujku. Teraz znajdzie on innego właściciela.
Przechodziłam przez wielkie zielone drzwi po raz ostatni. Już nigdy nie miałam zobaczyć czerwonych dachówek,niebieskich okiennic i żółtych,słonecznych ścian. Nie miałam już okazji zobaczyć bujnego bluszczu wspinającego się po budynku i oplatającego go swoimi zielonymi dłońmi. Nie miałam już nigdy zobaczyć domu,w którym mieszkałam przez pięć lat mojego życia.
Pięć lat.To były moje najszczęśliwsze lata. Jakbym mogła cofnąć czas to bym wracała do tych momentów…
Siedziałam w samochodzie. Przez przyciemnianą szybę widziałam jak przez mgłę. Drzewa już z wolna tracące liście pochyliły się do przodu. Jakby składały mi ostatnie pożegnanie. Dotknęłam ich przez szybę.
Pojedyncza łza spłynęła mi po policzku.
Złapałam klamkę od drzwi i nie wiadomo czemu otworzyłam. Do środka wtargnęło zimne powietrze,a wraz z nim ciemna,nieprzenikniona mgła.Wlewała się powolutku do środka. Ze strachu zamknęłam.Ale mgła pojawiała się wciąż. Bez ustanku. Stawała się coraz ciemniejsza.Siedziałam bez ruchu. Jak porcelanowa lalka. Nie mogłam ruszyć żadną kończyną,wydobyć z siebie nawet pisku. Słyszałam głosy. Ciche słowa. Nie mogłam ich zrozumieć. Czy może nie chciałam?
Słyszałam też płacz. Czyj?Nie wiedziałam. Podobnie nie wiedziałam co się ze mną dzieje. Mrok ogarnął cały samochód. Nic nie widziałam. Opary działały też wygłuszająco. Nic nie słyszałam. Czułam się jak pobita,wymęczona. Chciało mi się spać. Strasznie byłam zmęczona. Myślałam tylko żeby zamknąć oczy i oddać się w objęcia Morfeusza.
Lub śmierci…

Świadomość zaniknęła. Czy nie?
Chyba wciąż spałam na kanapie w samochodzie. Wciąż czułam miękkość materiału pod sobą. Ale zapach był inny. Nie czułam zapachu wanilii ,który zawsze czułam w ojcowskim samochodzie. To była inna woń. Słodka i ociekająca jadem zarazem. Nie mogłam otworzyć oczu. Wciąż byłam senna. Wdychałam ten zapach. Działał na mnie jak narkotyk. Przestałam trzeźwo myśleć. Ale co to mogło być? Kolejne pytanie,na które nie mogłam znaleźć sensownej odpowiedzi. Świat jest pełen zagadek. A najwięcej w moim życiu.
Znowu ciemność.

Rozdział 1

,,Tajemnica,,

Wstałam z łóżka. Znowu ten sen. Wspomnienie z mojego dzieciństwa. To było 10 lat temu,a ja wciąż o tym śnię. Co noc ta sama wizja. Nic się w niej nie zmienia od tego czasu. Te same dźwięki,zapach,twarze,sytuacje…
Twarze. Twarze moich rodziców. Pamiętam je bardzo dobrze, chociaż minęło tyle lat. Mama była bardzo podobna do mnie. Te same długie,brązowe,lekko wiśniowe włosy,prawie do pasa. Ten sam uśmiech. Oczy miałam po tacie. Zielono szmaragdowe z niezwykłym błyskiem. Nie potrafiłam wytłumaczyć skąd się w nich wziął. Po prostu był. Jak iskierka życia.
Nie zmieniało to faktu,że wciąż czułam tą pustkę. Straciłam całą moją rodzinę w jeden dzień.
Jeden dzień. A właściwie parę sekund. Tyle wystarczyło żeby obcy samochód wjechał w przód naszego auta niszcząc go prawie doszczędnie. Tylko ja się uratowałam. A wolałam zginąć razem z nimi niż teraz tak cierpieć. Moje serce jest pokruszone na tysiące kawałków. I nigdy się nie poskleja. Od tamtego wydarzenia nie umiem żyć przyszłością. Nic mnie nie cieszy,a powinno. Moje życie jest jak totolotek. Albo będzie coś co na chwilę rozchmurzy moje ciemne myśli,albo nie. Tak chce los.

Włożyłam moje puchate kapcie. W pokoju panowały egipskie ciemności. Nic nie widziałam przez panujący wokół mrok. Tylko uliczna,mała latarnia dawała słabe światło. Po cichu skradałam się do drzwi,omijając wszystkie leżące rzeczy na podłodze do momentu,gdy nie dotknęłam palcami zimnej,złotej gałki. Leciutko jak piórko przekręciłam w prawo. Drzwi zaczęły się odsuwać z niemym jękiem. Odetchnęłam. Powolutku wyszłam na korytarz. Na paluszkach podeszłam do pokoju cioci. Miała lekko uchylone drzwi. Spojrzałam przez wąską szparę. Wielkość jej pokoju przewyższała moją klitkę o co najmniej pięć razy. Odetchnęłam po raz drugi. Ciotka spała smacznie w swoim łóżku. Słyszałam tylko jej miarowy oddech. Ostrożnie wycofałam się do tyłu i ruszyłam dalej wzdłuż korytarza. Nie chciało mi się sprawdzać czy mój brat śpi. Nawet jeśli nie to ogląda nocne programy,rozwalony na fotelu. Nie obchodzi go cały świat z wyjątkiem ekranu i jedzenia.
Szłam dalej. Mijałam kolejne pokoje,do których absolutnie nie miałam wstępu. Cały dom to teren mojej cioci i jej syna. Wszystko co ich to…ich własność.Nie mogłam dotknąć ich nawet koniuszkiem palca. Groziła mi za to kara tygodniowa. Raz udało mi się zwędzić srebrny naszyjnik z kolekcji ciotki. Nie dlatego,że byłam złodziejką. To był naszyjnik mojej mamy. Jedna z wielu pamiątek po moich rodzicach,które udało mi się uratować przed niechybnym końcem w koszu na śmieci. Leżał on teraz w bezpiecznej skrytce w mojej kryjówce. Tak to był jeden plus w tym domu. Josh i ciocia nie mieli prawa zaglądać do mojego pokoju. Pod żadnym pozorem. Jeśli jednak im to się zdarzyło kategorycznie zaprzeczali. Ja wiedziałam swoje. W zamian jak tylko mi się udawało szukałam skarbów w ich rzeczach porozrzucanych po całym domu. Raz znalazłam stare zdjęcia między książkami lub spinki do mankietów w doniczce z kwiatami. Dziwne miejsca na kryjówki,ale wszyscy już wiedzieli o mojej przebiegłości. Ale ja nie jestem taka głupia. Zawsze wiem,gdzie jest co ukryte. Po prostu to wiem. Jakbym umiała to przewidzieć. Taki dar. Niesamowity dar. Czasami rozmyślałam,że ktoś mnie wreszcie wyrwie z tego miejsca i zabierze do innego świata. Do lepszego.
Dotarłam do właściwego miejsca. Była to na pozór zwykła,pusta,kremowa ściana. Ale to tylko pozory. Stanęłam przed nią i nasłuchiwałam. Żadnych niepokojących dzwięków sygnalizującuch,że ciotka biegnie tu wściekła. Moja tajemnica nie była zagrożona. Zaczęłam macać ścianę,szukając właściwego miejsca. Nagle poczułam ręką odpowiednie wgłębienie. Lekko przycisnęłam. Ściana pokazała swój sekret. Przede mną pojawił się mały otwór na tyle duży,żeby dała rada przecisnąć się tam skulona osoba. Znowu rozejrzałam się uważnie. Nikt nie nadchodził. Powoli przecisnęłam się przez wnękę. Odnalazłam drugi przycisk zamykający. Otwór zaczął robić się mniejszy i mniejszy,aż znikł całkowicie.
Oto znalazłam się w pomieszczeniu,o którym istnieniu nie wiedziała moja ciotka,ani tym bardziej Josh. Moja tajemnica,której strzegłam jak zazdrosna lwica swoich młodych. Było to pomieszczenie większe od mojego pokoju,prawie dorównujące rozmiarami pokojowi cioci. Była tu duża kanapa,stół,mini lodówka,telewizor,radio,półka na książki,skrzynie,szafa,toaleta z działającą umywalką i laptop z internetem. Oprócz tego mnóstwo moich rzeczy. Dowiedziałam się o tym miejscu przypadkiem. Pamiętam ten dzień prawie tak samo dobrze jak dzień,w którym zginęli moi rodzice. Uciekałam przed Joshem. Przyłapał mnie jak próbowałam wejść do jego pokoju. Wściekł się. Miał zamiar mnie złapać i przyprowadzić do ciotki. A wtedy nie byłoby zbyt przyjemnie. Uciekłam do tej ściany. Byłam w ślepym zaułku,a on był tuż tuż. I przypadkiem dotknęłam miejsca,w którym znajdował się przycisk. Przypadkiem. Gdy otworzyło się niewiele myśląc wskoczyłam do środka. Drzwi zamknęły się automatycznie,w tej chwili już nie chcą. Miałam wtedy z osiem lat. Było to siedem lat temu. Pamiętam,że byłam w ciężkim szoku. Wszędzie brud i wieloletnie pajęczyny zwieszały się sufitu. W powietrzu unosił się kurz. W czasach wojny pokój ten służył za schronienie. Teraz jest on moim schronieniem i ucieczką przed światem mojej ciotki i brata. Ich świata. Nie mojego. Ja nie miałam swojego. Do czasu,gdy znalazłam to miejsce. Tu mogłam robić wszystko co mi się żywnie podobało. I nikt o tym nie wiedział więc nie mógł mi zabronić. Ja dowiedziałam się o ty miejscu zaledwie po trzech latach pobytu tutaj,a moja ciotka mieszka czterdzieści lat i wciąż nic o tym nie wie. Tą rzeczą ją przewyższałam.Przynajmniej czułam. To była jedyna z moich rzeczy,która pozwoliła mi wytrzymać te wszystkie lata. Lata stracone,które już nie powrócą. Nikt mi ich nie zwróci. Zniknęły bezpowrotnie. Zepsute przez innych.
Usiadłam na aksamitnej kanapie. Wzięłam do ręki pudełko. Jednym ruchem ręki pokrywa łagodnie opadła na podłogę odsłaniając swą zawartość. W środku mieściła się setka różnych zdjęć. Ale wszystkie miały jedną tematykę. Moje dzieciństwo,które minęło. Szybko zostało mi odebrane. Musiałam nauczyć się żyć normalnie. Chodzić do przedszkola,potem do szkoły podstawowej i wreszcie do gimnazjum. Chodzę do prywatnej szkoły,najlepszej w mieście. O to akurat ciotka czepiała się najbardziej. O dobre wykształcenie. A ja miałam to w nosie. Wagarowałam. Kilka razy groziło mi zawalenie roku.Ale nie przejmowałam się tym. Żyłam dalej. Mój żywot nie składa się tylko z nauki. I nie będzie.
Przez moje poglądy na różne sprawy straciłam wiele przyjaciółek. Nie dlatego,że byłam nieprzyjemna i złośliwa. Nie. Byłam raczej miła w stosunku do innych i nie wdawałam się w kłótnie. Chciałam dobrze. A jednak wszyscy zaczęli się ode mnie odsuwać. To nie moja wina. Wina ludzi,którzy myślą,że jestem stuknięta. Olać ich.
Od małej nie miałam żadnych przyjaciół. Umiałam sobie bez nich radzić chociaż czasami było trudno. Ale miałam rodziców. To byli najlepsi moi przyjaciele. Zastępowali wszystkich.
A teraz? Teraz już nie mam nikogo.
Spojrzałam na zdjęcia porozrzucane po całej kanapie. Te z wakacji w Holandii,te z moją mamą,a jeszcze tamte razem wszyscy.
Wzięłam do ręki jedno z nich. Przedstawiało całą naszą rodzinę parę dni przed tragedią. Wszyscy uśmiechnięci do obiektywu,nawet ja. Nikt nie podejrzewał,że to może być nasze ostatnie zdjęcie.
Łza poleciała mi po policzku. Zaraz za nią druga. I trzecia…
Płakałam. Nie mogłam się opanować. Płacz w końcu przemienił się w szloch.Kilka zdjęć stoczyło się z moich kolan i łagodnie opadło na podłogę.

Nagle usłyszałam kroki. Dobiegały z korytarza. Pewnie Josh znowu obudził się w środku nocy i poszedł na dół po coś energetyzującego. Spojrzałam na lsiniący zegarek na stole. Siedziałam tu już prawie trzy godziny! Zebrałam wszystkie zdjęcia do pudełka. Podeszłam do zamkniętej wnęki i nasłuchiwałam. Kochany braciszek pewnie krzątał się na dole poszukując jakiegoś ukrytego piwa.
Dotknęłam przycisku i pchnęłam. Drzwi otworzyły się z cichutkim,prawie niesłyszalnym jękiem. Odetchnęłam głęboko. Korytarz był pusty,nie licząc dźwięków dobiegających z kuchni i już głośnego chrapania ciotki z pokoju. Zamknęłam wnękę. Wnętrze znowu zakryło swoje największe skarby. Mogłam iść nie bojąc się,że ktoś to odkryję. Mrok był już nieco bardziej rozrzedzony,mogła być godzina czwarta nad ranem. Utrudniało mi to wędrówkę do pokoju. W każdej chwili ktoś mógłby mnie schwytać. Nie znałabym odpowiedzi na ich pytania,a nie uznali by bajki,że poszłam do toalety. Nigdy nie zdarzyło mi się wstać w nocy. I wszyscy to dobrze wiedzieli. Musiałam nastawiać komórkę pod poduszką,żeby obudziła mnie na czas. Godzina późniejsza niż północ równała się ze sporym ryzykiem.
I ja na to ryzyko się narażałam…
Już prawie dotarłam do swojego pokoju. Jeszcze tylko kilka kroków…pięć…cztery…trz...dwa.Jeszcze jeden. Nie było jednego. Zostałam skutecznie zatrzymana przez zimną,kościstą rękę.
-Panno Cheyenne,można wiedzieć co robisz na korytarzu o tej porze?
Za mną stała moja ciocia. Za lat swojej młodości pewnie przyciągała wzrok nie jednego mężczyzny i tak samo nie jednemu złamała serce. Pomimo upływu lat wciąż wyglądała młodo,co najmniej na czterdziestkę. Jej blond włosy przyozdabiały gdzieniegdzie białe kosmyki. Ubrana była w lekko różową podomkę. Patrzyła na mnie surowym wzrokiem z założonymi rękami.
-No?Czekam na wyjaśnienie. Jeśli je w ogóle masz.
Zrobiłam minę niewiniątka.
-Ja?Nic.
-To, dlaczego stoisz tak na środku korytarza?
-Słyszałam jakieś hałasy…
Ciotka się rozeźliła.
-Hałasy?Jest cicho jak makiem zasiał,a ty robisz sobie jakieś nocne eskapady. Pewnie uciekasz do nocnych klubów,wracając nieźle podpita!
Złapała mnie za rękę i ciągnęła do mojego pokoju z zamiarem zamknięcia mnie na klucz.
Nagle wpadł mi do głowy pomysł.
-Ciociu ja naprawdę słyszałam hałasy. Dochodziły z kuchni. Może to Josh podbiera twoje zapasy?Przecież wiesz,że szuka ich od tygodni.
Momentalnie się zatrzymała.
-Zapasy? O Boże,moje wina! Ile ja czasu je sprowadzałam z Bułgarii i Francji. To moje najlepsze trunki. Zarezerwowałam je na przyjście hrabiego! Jak je Josh wypiję to koniec,a jeszcze będę miała na głowie kłopot,żeby go wytrzeźwić!
Puściła moją rękę,kompletnie zapominając o karze i popędziła na dół. Uśmiechnęłam się pod nosem. O tak mój brat miał wielki kłopot. Weszłam do pokoju i położyłam się na łóżku. Wsłuchiwałam się we wrzeszczenia ciotki i nic nie dające zapewnienia Josha. To była najlepsza muzyka. Moja ciotka ochrzania „grzecznego jak aniołka” brata.To najlepsze momenty. Przynajmniej nie tylko ja jestem ofiarą w tym domu.
Kolejna książka spadła z półki…

I osobiście wątpię,że ktokolwiek się za mną stęsknił.




foda-se - 15.11.2009 10:27

  po 1. blagam, rob spacje miedzy zdaniami, bo naprawde ciezko sie czyta taki zbity tekst.
po 2. intryguje mnie sprawa tej odkrytej wneki. rozumiem, ze kiedy cheyenne ja odkryla, to byla pusta tak? to jakim cudem przez otwor wielkosci skulonego czlowieka, zmiescila sie kanapa, lodowka itd? i jak ona byla w stanie to przeniesc sama, niezauwazona? dziwne.

a tak ogolem nie jest zle, poza tymi rzeczami co wymienilam opowiadanie calkiem ciekawe.



Vanillea - 15.11.2009 12:58

  Spacje zrobiłam,powinno być odrobinę lepiej.A co do rzeczy to większość już była poza małym laptopem (zmieniłam na laptop),jej pamiątkami itp.Telewizor to stary gruchot sprzed wielu lat też już tam był.Te mniejsze rzeczy mogła zmieścić po pachą.Pudełka z zdjęciami,radio,książki i innymi jej osobistymi rzeczami też zmieści w rękach.A Cheyenne jest przebiegła,cichutko w nocy mogła przenieść w paru rundkach.
Przynajmniej podoba się jednej osobie...

Edit.Naprawdę jest mi bardzo przykro.Widziałam,że parę osób to czytało,ale żadna nie raczyła zostawić komentarza.Sądzicie,że jest to poniżej waszej godności skomentować?



Miwako - 15.11.2009 15:35

  Ej, ale to jest naprawdę fajne. Tylko parę zdań strasznie krótkich (3-4 słowa) można by oddzielić przecinkami a nie kropkami, lepiej by się czytało. Ale bardzo mi się podoba, masz stałą czytelniczkę.




foda-se - 15.11.2009 15:36

  a, no to zmienia postac rzeczy ;]
powodzenia w dalszej pracy



Sandra - 15.11.2009 19:08

  Jak już wspomniała Inko wiele zdań powinnaś skleić w jedno, łatwiej by się czytało.

Cytat:
Nigdy ich nie przypomnę sobie ich do końca. Powtórzenie

Cytat:
Które utrzymuję cię przy życiu Chyba "utrzymują" ;)

Cytat:
Świadomość mi zaniknęła. Czy nie? Bez "mi" brzmiałoby lepiej.

Cytat:
Te same długie, brązowe, lekko wiśniowe włosy, do prawie pasa. Oprócz przecinków zdanie jest stylistycznie niepoprawne. Powinno być "Prawie do pasa".

Cytat:
Nie potrafiłam wytłumaczyć skąd w nich on jest. To też nie brzmi najlepiej. Lepiej tak: "Nie potrafiłam wytłumaczyć skąd się w nich wziął".

Cytat:
Po cichu skradałam się do drzwi,omijając wszystkie leżące rzeczy na podłodze do momentu,gdzynie dotknęłam palcami zimnej,złotej gałki. Po przecinku ZAWSZE następuje spacja. Ta reguła dotyczy z resztą wszystkich znaków interpunkcyjnych. No i literówka.

Cytat:
Słyszałam jej tylko miarowy oddech. "Słyszałam tylko jej miarowy oddech" - brzmiałoby poprawniej.

Cytat:
Leżał on teraz w bezpiecznej skrytce w moim kryjówce. Tak, to był jeden plus w tym domu. "Mojej kryjówce" ;)

Cytat:
Nic nie nadchodziło Nic? Lepiej brzmiałoby "nikt".

Cytat:
Było to pomieszczenie większe od mojego pokoju,prawie dorównujące rozmiarami pokój cioci. "Było to pomieszczenie większe od mojego pokoju, rozmiarami dorównujące sypialni cioci". A jeśli już chciałabyś zostawić to tak jak jest, to zmień "pokój" na "pokojowi" ;P.

Cytat:
To byli najlepsi moi przyjaciele. "To byli moi najlepsi przyjaciele".

Poza tym coś mi się nie zgadza. Josh jest synem ciotki, a więc kuzynem, nie bratem bohaterki. Następnym razem zanim wstawisz coś na forum, błagam, przeczytaj to jeszcze raz i popraw błędy. Albo znajdź betę, która cię w tym wyręczy.
Co do samego opowiadania - pomysł jest naprawdę ciekawy. Początek wydał mi się nieco denny, ale pierwszy rozdział jest wspaniały. Nie rozumiem tylko, dlaczego ciotka tak bardzo nie lubi swojej siostrzenicy/bratanicy. Bo czym mogła zawinić 5-letnia dziewczynka?
Mam jeszcze jedno pytanie - Do jakiej szkoły uczęszcza Cheyenne? Bo z opowiadania wynika, że ma 15 lat i uczy się na prywatnej uczelni. Trochę to wszystko pomieszane ^^.
Czekam na kolejny rozdział, pozdrawiam
Sandra



Vanillea - 15.11.2009 19:29

  Mówiąc o bracie miałam na myśli brata ciotecznego,jej kuzyna.Raczej łatwo było się tego domyślić.
Jeśli chodzi o to,że jej ciotka nie lubi to wytłumaczę to dopiero w następnym rozdziale.
Uczelnia - tak mi się napisało.Chodziło mi o jakieś bardzo prestiżowe liceum o wysokim poziomie.



foda-se - 15.11.2009 19:37

  15 lat i juz liceum?



Vanillea - 15.11.2009 19:43

  Sorry,chciałam napisać ,że do gimnazjum.Sandra poprawiłam błędy.

Już po prostu padam.Dzisiaj miałam dużo roboty,uczenie się do klasówek,łażenie jeszcze po sklepach itp.Nie wiem co piszę więc mi wybaczcie.



boyx - 16.11.2009 06:10

  Cytat:
Sorry,chciałam napisać ,że do gimnazjum.Sandra poprawiłam błędy.

Już po prostu padam.Dzisiaj miałam dużo roboty,uczenie się do klasówek,łażenie jeszcze po sklepach itp.Nie wiem co piszę więc mi wybaczcie.
strasznie ciezka robota

hem, ja wole lzejsze teksty. i nawet nie wiesz, jak mnie irytuja twoje teksty 'sadzicie, ze skomentowanie jest ponizej waszej godnosci?'
ojej,ojej.



Iminashi - 16.11.2009 10:08

  nawet fajny pomysł
tylko nie podoba mi sie charakter glownej bohaterki ;p



Vanillea - 22.11.2009 18:22

  Może ktoś jeszcze się skusi i skomentuję ;)?



Vanillea - 22.12.2009 20:56

  Rozdział dam jutro. Sorry, że tak długo, ale coś trochę zapomniałam.
I sorry, że post pod postem.



moissonneuse - 23.12.2009 08:49

  Nawet nieźle, chociaż tak jak boyx wolę lżejsze teksty. ;)

Zakradło się kilka literówek i błędów stylistycznych, ale pomysł jest dobry. Czekam na 2 rozdział ; )



Vanillea - 23.12.2009 09:04

  Nie czekałaś długo. Akurat w tym momencie skończyłam. Nie wiem czy się wam spodoba. A jeśli chodzi o ciężkość tekstu to nie wiem czemu tak się dzieje. Jakoś lubię pisać trochę tajemnicze opowiadania z nutką grozy i smutku.
Nie przynudzam i daję. Tylko nie bić.

Rozdział 2

,,Same złe wiadomości”

Od wczorajszego nocnego wyjścia nie ruszałam się z pokoju. Wolałam się nie rzucać ciotce w oczy. Patrzyłam w okno ze znudzeniem, nie myśląc o niczym szczególnym. Same małe myśli, które przewijające się same, bez kontroli. Błądziłam wzrokiem po kroplach wody na szybie, spodziewając się, że zobaczę w nich coś innego niż mały połysk. Nie dojrzałam nic. W tym stanie Ameryki zawsze padał deszcz. Rzadko się zdarzało, że świeciło słońce. A jęśli już tak było wykorzystywałam to ile wlezie, nie wchodząc prawie do domu.
Nagle mój brzuch wydał jęk zniecierpliwienia. Nie wytrzymałam dłużej i zeszłam z parapetu. Zaraz tego pożałowałam. Przez parogodzinne ślęczenie i patrzenie się w szybę bez konkretnego powodu odcisnęło teraz swoje piętno. Kulejąc na jedną nogę zeszłam na dół do obszernej kuchni. Panował w niej nieskazitelny porządek. Z kuchennej szafki wyjęłam miskę i położyłam ją na stole z ciemnego orzecha. Podeszłam do wielkiej, srebrnej lodówki. Chwilę w niej grzebałam przeglądając się jednocześnie w metalowej powierzchni. Obróciłam się w kierunku drzwi i nie zwracając uwagi na stojącego w nich Josha usiadłam na krześle. Obrócił się mechanicznie, jak robot. Wyglądał jak chodzący trup. Usiadł na przeciwległym krześle i wpatrywał się tępo w ścianę. Po kilku minutach ciszy pierwsza zabrała głos zniecierpliwiona.
-Może kukła imieniem Josh raczyłaby coś powiedzieć? – tupnęłam nogą pod stołem
Popatrzył na mnie jak na idiotkę.
-Zamknij się z własnej woli bo ja nie mam zamiaru cię uciszać.
Zatrzymałam łyżkę w połowie drogi do ust. Odrzuciłam ją z impetem aż parę pojedynczych kropel mleka spadło na ciemny stół.
-To zacznij coś gadać, a nie gapisz się w tą ścianę bez jakiegokolwiek sensu!
Josh zastanowił się chwilę.
-Moim zdaniem…te firanki powinno się wyrzucić. Matka ma zły gust.
Teraz już miałam pewność, że jest coś z nim nie tak.
- Czy ty się dobrze czujesz? – spytałam z udawaną troską – Może masz temperaturę?
Spojrzał na mnie lekko nieprzytomnym wzrokiem.
- Co? Jasne, że nie mam. Nigdy nie czułem się lepiej. Spójrz.
Nachylił się w moją stronę. Odsunęłam się z obrzydzeniem.
- Fuuuj! W życiu!
- Jak chcesz. – powiedział zanosząc się szaleńczym śmiechem
Czknął głośno.
-Josh…czy ty nie dobrałeś się do zapasów ciotki?
-Ja? Skądże.
Popatrzyłam mu głęboko w oczy.
- Josh, dobrze wiesz, że ci nie wierzę. Znasz mnie nie od dziś i wiem jaka jestem. Ja też ciebie znam i takie numery nie wywijasz rzadko. Przyznaj się.
Popatrzył na mnie ze zbolałą miną.
- Ok. Przyznaję się. Nie wytrzymałem. Żebyś ty wiedziałam jak one smakują…
Popatrzył w dal z rozmarzoną miną. Wywróciłam oczami. Po pijaku zawsze gadał głupoty. Nie miałam dalszej ochoty się z nim przekomarzać i od razu zastosowałam wyjście końcowe.
- Dobrze. Nie pochwalam tego i jestem pewna, że ciotka też nie będzie zadowolona. Ale skoro nalegasz…
Poderwał się z krzesła z taką siłą, że się przewróciło wydając donośny huk o posadzkę. Hałas był taki, że obudziłby nawet sąsiada, ponieważ było wykonane z dość ciężkiego i drogiego surowca. Wstrzymaliśmy oddech w oczekiwaniu na wybuch ciotki z górnego piętra.
- Co się tam dzieję? Nieznośne dzieciaki. Ile ja z wami jeszcze wytrzymam? Przyprawiacie mnie o zawał serca, a pożytku z was żadnego. – gderała, schodząc ze schodów.
Szybko odwróciłam się do Josha.
- Przyrzeknij mi jedno – szepnęłam – Nie powiem nic jeśli raz na zawsze przestaniesz pić.
Skrzywił się.
- Co takiego? Pogięło cię? Przestać pić? – wzdrygnął się na tą myśl
- Wybieraj. – syknęłam. Ona zaraz tu będzie, a wtedy sprawa się sypnie. Albo przysięgniesz, albo nici z telewizora przez miesiąc.
Zamurowało go. Byłam dobra w rzucaniu argumentów. Kapcie ciotki już klapały na półpiętrze.
- Zgoda. – westchnął – Ale daj mi chociaż raz…
- Nie – powiedziałam – przysięgłeś więc teraz dotrzymaj słowa. Inaczej…
- Dobrze, już dobrze. Jak chcesz. – pospiesznie powiedział
- Ale pamiętaj. Robię to ze względu na to, że nie chcę mieć awantury. Przez twoje wczorajsze, nocne eskapady o mało nie dostałam ochrzanu. Obudziłeś ją.
Zdziwił się .
- Ja? Niemożliwe. Spała jak kamień. Sam nawet specjalnie zwiększyłem jej środki nasenne.
- Puknij się. Już dawno się zorientowała, że dodajesz jej dodatkową dawkę. Nie jest w ciemię bita. - warknęłam
Odgłos stawał się coraz wyraźniejszy. Za kilka sekund ciotka miała wejść do kuchni i zobaczyć pijanego Josha.
- Schowaj się. Jak cię zobaczy to wydasz nas oboje. Ty pijesz, a ja cię do tego kryję. Poza tym będzie miała okazję żeby się na mnie odegrać.
Rozglądał się nerwowo.
- Gdzie?
W takiej chwili wpadł mi tylko jeden pomysł. Nie był dobry akurat dla Josha, ale to ostatnia deska ratunku. Piwniczka z winem. Popchnęłam go w jej kierunku.
- Schowaj się tam. Szybko.
Popatrzył na mnie niepewnie, ale z lekkim uśmiechem na twarzy.
- Mówisz serio? – spytał z rozbawieniem w głosie
Popchnęłam go mocniej zniecierpliwiona.
- Nie ma czasu na szukanie czegoś innego. Właź.
W ostatnim momencie zamknęłam za nim drzwi. Ciotka wparowała do kuchni jakby się paliło. Miała na sobie te samą różową podomkę co w nocy. Jej mina nie wróżyła nic dobrego.
- Czemu panna Cheyenne stoi przy drzwiach do piwniczki zamiast usiąść na krześle? Poza tym – rozejrzała się – przed chwilą był tu chyba Josh, nieprawdaż? Gdzie on poszedł?
- Eem…nie wiem. Nagle wybiegł bez uprzedzenia trzymając się za brzuch… Z tego co wiem to poszedł w kierunku łazienki. – dodałam robiąc jeszcze smutną minę. – Pewnie się czegoś najadł biedaczek.
Usiadłam na krześle. Ciotka powiodła za mną wzrokiem.
- Najadł się – prychnęła – W to wątpię najbardziej. – Sądząc po jego wczorajszej wycieczce do piwniczki raczej ma kaca. Sam tego chciał. O Boże, co z tego dzieciaka wyrośnie? – westchnęła opadając na krzesło, na którym przed chwilą siedział Josh. – Możesz mi zaparzyć ziółek? Przez tego chłopaka osiwieję przedwcześnie.
Wstałam z siedzenia i włączyłam czajnik. Ciotka już chyba wróciła do siebie bo zaczęła już codzienne pytania, których wręcz nienawidziłam. Wtrącanie się do mojego życia, moich sekretów, których strzegłam jak lwica swoich młodych. Gdy tylko dowie się o złych ocenach lub innych złych informacjach natychmiast była awantura. Naturalnie te wiadomości trafiały do jej przyjaciółek przy niedzielnych herbatkach. W takich momentach była w swoim żywiole. Jest urodzoną plotkarą czemu stanowczo zaprzecza. Lecz ja słyszałam dowody na własne uszy. Do dziś żałuję, że jej nie nagrałam.
Wyjęłam z kuchennej szafki puszkę ziółek.
- Mam dla ciebie parę wiadomości. Nie wiem czy się ucieszysz, ale wierz mi, że to dla twojego dobra. – powiedziała tajemniczym głosem zakręcając sobie włosy na palcu.
Spojrzałam się na nią lekko zdziwiona. Od kiedy mówiła, że coś jest dla mojego dobra? Już sobie wyobrażałam jak Josh teraz nadstawia uszu do drzwi. Na samą myśl chciało mi się śmiać chociaż nie mogłam. Atmosfera nie pasowała do tego. Z każdą minutą gęstniała bardziej.
Popatrzyła na mnie uważnie.
- Więc doszłam do wniosku, że twoja nauka w tej szkole nie przynosi rezultatów. Nauczyciele się skarżą, że nic się nie uczysz. Wstyd mi za ciebie wiesz? Nie tego się po tobie spodziewałam.
Jej głos stopniowo stawał się głośniejszy. Stałam przy szafce z kamienną twarzą kurczowo trzymając się blatu. Nie wiedziałam czego mogę się spodziewać pod koniec tej rozmowy, ale czułam, że nic pozytywnego
- Wzięłam cię pod swój dach tylko dlatego bo myślałam, że wychowam cię na mądrą i grzeczną dziewczynę. Ale widać geny twojej matki wzięły niestety górę. Zawsze mówiłam, że źle z tobą postępuję. Ale nie słuchała i teraz są tego efekty. Może gimnazjum w Easton przemówi ci do rozsądku…
Zachłysnęłam się powietrzem.
- Ccco? – krzyknęłam – Chcesz mnie wysłać do innej szkoły?!
Ciotka zdawała się nie być zdziwiona tym nagłym wybuchem.
- Nie takim tonem. Jest to szkoła z internatem, idealna pod względem poziomu. Czytałam wiele zdań na jej temat i większość bardzo tą placówkę pochwalała. To chyba jedyne wyjście. Tam bardzo trzyma rygor, ale jak się będziesz uczyć to zobaczysz, że pobyt tam będzie dla ciebie przyjemnością.
Nie powiedziałam nic. Po prostu stałam prosto jak kij od szczotki i patrzyłam się w tablicę korkową nie chcąc patrzeć na ciotkę. Po paru minutach milczenia w dość zimnej atmosferze zirytowała się.
- Czy ty mnie w ogóle słuchałaś przez te ostatnie minuty? Dotarło do ciebie to co powiedziałam czy mam powtórzyć?
Oderwałam z niechęcią wzrok od kartki, którą czytałam już ze dwadzieścia razy. Wszystko lepsze tylko nie patrzeć się na jej twarz. Wbiłam się gdzieś w ścianę nad nią. Zamachnęła mi ręką z niecierpliwą miną.
- Tutaj jestem złotko. Oczy mam na swoim miejscu, a nie gdzieś w oddali więc bądź łaskawa w nie spojrzeć.
Westchnęłam pod nosem i zniżyłam wzrok.
- Nie pozostawiasz mi po prostu wyboru. – westchnęła – No, ale cóż innego miałam z tobą zrobić.
- Kiedy…kiedy tam pójdę? – powiedziałam ledwo słyszalnym głosem
- Jest czerwiec, rok szkolny się kończy. Po wakacjach.
Czajnik pstryknął sygnalizując, że woda już się zagotowała. Drżącymi rękami wlałam ją do zielonego kubka .
- Więc jeśli chodzi o tą rozmowę to możemy ją uznać za skończoną.
Oddałam kubek ciotce i powoli szłam w kierunku wyjścia.
- Ale moment, moment – zatrzymała mnie ręką
Posłusznie wróciłam do stolika z cierpiętniczą miną.
- Mam jeszcze jedną wiadomość, trochę lepszą od tamtej.
Wzięła kubek do ust i upiła duży łyk.
- W przyszłym tygodniu przyjeżdża do nas ciocia Valentina z hrabią w odwiedziny. To jedno z moich najlepszych przyjęć więc liczę, że pomożesz mi w przygotowaniach i sama będziesz się zachowywała jak na wychowaną dziewczynę przystało.
Zamarłam. Ciotka Valentina? Z hrabią?
Widząc zdezorientowanie ciotka wyjaśniła.
- Hrabia się zaręczył z ciocią Valentiną. I dlatego chcieli do nas przyjechać, żeby obgadać szczegóły wesela.
W tej samej chwili za drzwiami od spiżarki rozległ się huk. Ciotka wstała pospiesznie.
- Co to za hałasy? Czyżby Josh zdołał się znowu tam dostać? No teraz już się nie wymknie. A jeśli się okaże, że ty go kryłaś to pożałujesz – wskazała na mnie swoim kościstym paluchem w ostrzeżeniu.
Podbiegłam do drzwi z uśmiechem.
- Ciociu przecież wiesz, że tam często grasują myszy. Josh wybiegł z kuchni, nie wierzysz mi? – uśmiechnęłam się najmilej jak mogłam.
Zawsze ta jedna rzecz mnie dziwiła. Wystarczyło raz uśmiechnąć się do ciotki przymilnie, a już miękła jak masło. Spojrzała się na mnie nieprzytomnym wzrokiem i puściła klamkę.
- Więc mogę już iść? – zapytałam
- Tak, tak, ja muszę się chyba położyć.
Ciotka wyszła z kuchni lekko się kiwając. Odetchnęłam z ulgą. Drzwi od piwniczki uchyliły się na parę centymetrów.
- Poszła już? – spytał
- Tak. Wreszcie – westchnęłam – Jak ja nie cierpię tych codziennych pytań.
- Ja też bym nie cierpiał, gdyby to mnie pytała – powiedział siadając na wolnym krześle – Ale jestem takim szczęściarzem, że nawet nie przychodzi jej do głowy żeby mnie tym wszystkim zamęczać.
Zaśmiał się.
- Jesteś czasami nieznośny – warknęłam odwracając głowę w przeciwnym kierunku – Ale pamiętaj, że masz u mnie wielki dług. Uratowanie przed ciotką dużo kosztuję.
- Ile? – spytał
Spojrzałam na niego z satysfakcją na ustach.
- Przez tydzień zmywasz naczynia i nie próbujesz nawet podejść do piwniczki. Zrozumiano?
Ostatni warunek przyjął z jękiem, ale pokiwał głową.
- A poza tym, co to był za huk?
- Huk? Jaki huk?
- No huk z piwniczki. Rozwaliłeś coś?
- Nie. – zrobił minę słodkiego niewiniątka, od której chciało mi się rzygać.
- Nie kłam. Coś spadło na podłogę i się potłukło.
Zapadła cisza. Josh nie śmiał mi nawet spojrzeć w oczy. Po kilku minutach wreszcie się odezwał.
- Potłukłem taką małą buteleczkę. Ale taką malutką…
- Josh! Jak ciotka to zobaczy to się ostro wkurzy.
Machnął ręką.
- Taka mała buteleczka nie zrobi różnicy. Ma tam ich tyle, że nie zauważy braku jednej. Po co tyle szumu? – wzruszył ramionami
- A daj ty mi spokój – jęknęłam – Z tobą jak z dzieckiem. Nawet gorzej.
Wstałam z krzesła i powlokłam się do swojego parapetu. Pogoda nie zmieniła się przez tą godzinę. Prócz tego, że niebo przybrało jeszcze ciemniejszą barwę, zasłaniając słońce do końca. Kroplom obijającym się o szybę nie towarzyszyło nic oprócz mojego oddechu. Na dole także panowała cisza co mnie trochę zdziwiło.
Nagle dotarło do mnie co powiedziała ciotka. Ogarnęła mnie złość. Dobrze wiedziałam, że nie chciała dla mnie dobrze. Ma powód żeby się mnie pozbyć na parę ładnych lat. Miałam wielką ochotę ją zabić lub co najmniej skompromitować. I to mocno skompromitować. A okazja sama wpada w ręce.
Tylko jak?
Wbiłam wzrok w rozmazane przez deszcz drzewo. Nie różniło się od innych. Przez niewyjaśnioną przyczynę ptaki, które na nim siedziały wzbiły się w powietrze odleciały, odkrywając coś co sądziłam za gąszcz ptasich piór. Nie wyglądało to na ptaka, było kilkakrotnie większe. Siedziało skulone na pojedynczej gałęzi, nie wykonując najmniejszych ruchów. Przyjrzałam się dokładnie, wysilając wzrok na tyle, ile mogłam. Nagle zeskoczyło z drzewa niemal tak zwinnie jak kot. Po sylwetce rozpoznałam, że to człowiek, a dokładnie kobieta z rozwianymi dookoła twarzy włosami. Zauważyła, że się w nią wpatrywałam bo odwróciła wzrok. Byłam ubrana w gruby sweter ,ale poczułam przenikliwe zimno. Jej sylwetkę zasłonił błysk pierwszej w ciągu tego dnia błyskawicy. Zniknęła.

Czytałam jeszcze kilka razy i nie powinno być błędów.



moissonneuse - 23.12.2009 10:00

  Drugi rozdział jest świetny! Zyskałaś wierną czytelniczkę, czekam na kolejny :)



foda-se - 23.12.2009 13:49

  no, odcinek zdecydowanie lepszy od poprzedniego. czekam na dalsza czesc ;)



Vanillea - 25.12.2009 07:41

  Może by jeszcze ktoś skomentował?



Sandra - 30.12.2009 10:21

  Cytat:
Po kilku minutach ciszy pierwsza zabrała głos zniecierpliwiona. Zabrałam.

Cytat:
- Czy ty się dobrze czujesz? – spytałam z udawaną troską. – Może masz temperaturę? Kropki zabrakło ;)

Cytat:
Ja też ciebie znam i takie numery nie wywijasz rzadko. I takich numerów.

Cytat:
Gdy tylko dowie się o złych ocenach lub innych złych informacjach natychmiast była awantura. Pomieszałaś czasy. Albo: "Gdy tylko dowiadywała się (...)", albo "(...) natychmiast jest awantura"

Cytat:
Spojrzałam się na nią lekko zdziwiona. Bez "się" ^^

Cytat:
Zawsze mówiłam, że źle z tobą postępuję. Postępuje - bo ona, nie ciotka ;)

Z tego co widzę Cheyenne mogłaby bardziej wykorzystywać zaufanie ciotki do jej uśmiechu. Z resztą Josh też nie wydaje się być aż tak strasznym kuzynem. No, ale może akurat mieli z ciotką dobry dzień ;P
Ciekawi mnie kim jest ta dziewczyna, którą bohaterka zobaczyła na drzewie. Podejrzewam, że z jej pomocą uda jej się jakoś skompromitować ciotkę i liczę, że kolejny odcinek pojawi się szybciej niż ten ;)
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • shakyor.htw.pl
  • Spellbound Past
     
    Copyright Š 2006 MySite. Designed by Web Page Templates