|
|
 |
Skrzydlaty Aniołek |
Sweet.Dreams - 14.07.2009 20:15
Dar od Boga
Dobryy ;) To znowu ja :D Tak jak obiecałam wykombinowałam nowe opowiadanie. Co prawda trochę długo to trwało, ale jednak jest :rolleyes: (jest prawdopodobieństwo, że zrobię z tego FS, ale to dopiero jak to skończę całe albo przynajmniej będę zbliżać się do końca). A więc miłego czytania i nie zatrzymuję już :P
Wstęp – „Tamten świat z zamkniętymi oczami…”
„Nic nie sprawi, że zapomnę. Wspomnienia wracają, a ja codziennie zadaję sobie pytanie: „Dlaczego?”. Chciałabym wrócić, cofnąć czas, ale już nic nie mogę zrobić, przeszłość już zawsze będzie przeszłością. To tu ma być lepiej dla mnie i dla wszystkich, bo tak zostało postanowione. Szkoda, że nikt nie zapytał mnie o zgodę i o prostą rzecz: Czy jestem szczęśliwa.”
Zamknęłam notesik na klucz i odłożyłam go na sosnową półkę stojącą w kącie pokoju. Odwróciłam się i spojrzałam w swoje ponure, lustrzane odbicie. Zwykle rumiana twarzyczka, stała się blada niczym szczyty ośnieżonych, wysokich gór. Pełne usta, przypominające barwą owoc dojrzałej wiśni, zdążyły jakby wyblaknąć. Teraz wyglądają jak zwinięty, prawie biały płatek lilii. Czy aż tak się zmieniłam? Mały, lekko zakrzywiony nosek z kilkoma piegami, nie mógł się równać z długimi blond włosami bezwładnie opadającymi na ramiona. Mój wzrok cały czas był wbity w jedno miejsce. Nie wiem, czego tak naprawdę szukałam w swoim odbiciu. Może pragnęłam ujrzeć tamtą siebie? Uśmiechniętą i radosną, przepełnioną słodkim smakiem życia. Spojrzałam jeszcze raz w swoje odbicie i wzrok mi utkwił w moich oczach. Dziwnym uczuciem jest stanąć twarzą w twarz sama ze sobą. Wpatrywałam się w siebie jak zahipnotyzowana, nie mogąc się oderwać. W swoich tęczówkach widziałam pewną głębię, przypominającą morze, niebiesko – zieloną wodę, z którą wiąże się tak wiele wspomnień. „Chyba zaczynam popadać w paranoję” – pomyślałam i natychmiast oderwałam się od lustra. Nie marnując reszty dnia, podeszłam do okna. Delikatnie pociągnęłam za sznurek, aby podnieść jasnożółte rolety do góry. Popołudnie nie było już tak jasne, jak w lato. Kłębiaste chmury w wielu odcieniach szarości pokryły całe niebo. Słońce na próżno próbowało się przez nie przebić. Żaden promyk światła nie padł na wyłożone kostką chodniki, ani na ciemne, betonowe ulice. Żadna twarz zapracowanego przechodnia nie została oświetlona. Żaden samochód, tramwaj, autobus. Wszystko było ponure i monotonne, zlewało się ze sobą niczym rzeki, prowadzące do jednego ujścia – morza, gdzie wszystko mieszało się ze sobą. Właśnie, morza... Z drzew zniknęła barwna, jesienna szata kolorowych liści. Pozagrabiana złoto – czerwona korona leżała w kilku częściach zielonego trawnika, który, po wielu upalnych i słonecznych dniach, stracił swoją dawną soczystość. Choć była już godzina popołudniowa, od wczorajszej kolacji nic nie jadłam. Cały czas, niczym w transie, poświęciłam siedząc na grubym dywanie w piaskowym kolorze. Zabawne zawijasy były niczym muszelki wyrzucone na brzeg plaży… Tak bardzo chciałam tam wrócić! Postanowiłam jednak nie opierać się wspomnieniom i ponownie spoczęłam na dywanie, to było silniejsze ode mnie. „Ciągle słyszę ten szum – myślałam leżąc z zamkniętymi oczami. – Widzę wodę, która z niebywałą siłą uderza o skalne brzegi. Wokół bawiące się dzieci i szczęśliwi rodzice, którzy wspólnie budują zamki z piasku i kąpią się – westchnęłam. – A ja stoję sama odwrócona twarzą do morza i słońca, do długiej linii widnokręgu. Za mną las, czuję zapach morskiej wody i pachnących sosen. Moje nogi powoli grzęzną w wilgotnym piachu. Zimna woda głaszcząca stopy w upalne dni przynosi ulgę i orzeźwienie. Nagle, coś błysnęło mi przed oczami. Schyliłam się, aby podnieść przedmiot. Początkowo wyglądał jak kawałek brązowego szkła, lecz dopiero po dokładnym obejrzeniu znaleziska, okazało się, że to… bursztyn. Prawdziwy bursztyn! Trzymając go w prawej dłoni, mocno zacisnęłam pięść. Wtedy usłyszałam głos, wołający moje imię, a zaraz potem poczułam czyjś oddech na moim ramieniu. Ktoś swoimi opuszkami palców dotknął mojej zaciśniętej dłoni. Odwróciłam się.” - Judyta, obiad! – krzyknęła mama z głębi domu, przerywając mi myślenie. Niechętnie wstałam z miejsca. Zanim wyszłam, spojrzałam na swój wisiorek. Na czarnym jak węgiel sznurku wisiał bursztyn – identyczny. Tylko on mi pozostał oprócz wspomnień…
---- To na razie tyle. Taki krótki wstęp :D Ma ktoś ochotę skomentować?
Vipera - 14.07.2009 20:30
Ba, że ktoś ma ochotę skomentować :D Więc... wcześniejszego twojego opowiadania nie czytałam, ale to z pewnością będę. Naprawdę bardzo ładnie piszesz, chociaż było parę błędów...chyba powtórzenia, ale to nieistotne. Sama robię błędy :D Cóż więcej pisać... podobało mi się, więc czekam na kolejną część ;)
Sweet.Dreams - 14.07.2009 20:47
Vipera - Możliwe. To pewnie przez pośpiech. Chciałam to dodać jeszcze dzisiaj :D Następnym razem będę bardziej uważna. Dzięki za koment. Jesteś pierwsza ;)
Charionette - 14.07.2009 21:13
Więc podoba mi się... Było troszkę błędów, no ale kto ich nie popełnia? Aha no i jeśli chcesz zrobić z tego fs to musi być to dłuższe. Spróbuj wplatać opisy, ubarwiać akcję itp. a zobaczysz, że zrobi się z tego niezły tekst... No tematyka fajna :D
Pozdrawiam i czekam na next
Sweet.Dreams - 15.07.2009 11:08
Nysia - to tylko taki wstęp. Później wszystko będzie dłuższe, po prostu na początek nie chciałam zawalać Was tekstem ;) Zresztą jak na pisanie bez weny chyba jakoś mi to wyszło :P Dziękuję za komentarz :)
Liv - 15.07.2009 15:12
Pewnikiem to opowiadanie jest dużo lepsze od poprzedniego, dlatego też nie wiem czy jest sens żebym czytała to pierwsze. Masz całkiem fajny styl pisania ;) Wypracowany, nie widać cienia bylejakości. Błędów ortograficznych,stylistycznych itd. oraz źle postawionych przecinków nie znalazłam. Zaczyna się i tak naprawdę nic nie wiemy o głównej bohaterce. Co najwyżej tyle, że nazywa się Judyta i dręczy ją tęsknota za czymś. Cóż- odnajdywanie przez czytelników cech bohatera po jego zachowaniu to też pewne wyzwanie dla pisarza, bo musi to wszystko bezbłędnie opisać ;) I w końcu jest to trudniejsze aniżeli napisać prosto z mostu, jakie bohater ma cechy ;) Przy końcówce nasunęło mi się pewne pytania dot. opowiadania: czy to będzie fantastyka? Bo jeśli tak, to na moje komentarze nie ma co liczyć :/
Sweet.Dreams - 15.07.2009 16:03
Liv - właśnie się zastanawiam w dalszym ciągu nad tematyką. Myślę jednak, że bardziej ucieszyłoby czytelników 'normalne' opowiadanie aniżeli fantastyka. Przynajmniej takie odniosłam wrażenie. Nawet większość znajomych wolałaby normalne. A więc nie pozostaje mi nic innego jak pisać dalej i odpowiadać 'nie, to nie będzie fantastyka' :) A o cechach bohaterki będzie można się dowiedzieć później, bo to przecież tylko wstęp ;) Dzięki za komentarz :D
Edit: Czy ja odpowiadam na każdy koment :O
Charionette - 15.07.2009 16:23
No tak trochę :P Ale fajnie, że wszystko na bieżąco wyjaśniasz...
Vipera - 16.07.2009 16:01
Oh nie! a ja już się napaliła na piękną opowieść fantasy, z obecnością aniołków i może jakieś czary, albo coś... a tu normalność?:( ojoj... chyba się zapłaczę! Nie no... z tym płaczem żartowałam, oczywiście wolałabym jednak fantasy, ale i tak będę tu zaglądać ;)
Sweet.Dreams - 16.07.2009 18:10
Aniołków na pewno by nie było, bo miałam inny pomysł i teraz już sama nie wiem :( Ktoś mi pomoże ? ;(
EDIT: Niestety droga Liv, stwierdziłam jednak, że będę pisać fantasy. Nie wiem kto to będzie czytał. Pewnie nikt, tak jak to było na początku z 'Kocim okiem'. Trudno ;) PS. Vipera pomogła mi się zdecydować - dziękuję ; ****
Sweet.Dreams - 19.07.2009 10:55
Hej. To jest pierwszy rozdział. Miałam poczekać z nim jeszcze trochę, ale ze względu na to, że wyjeżdżam na kolonie w poniedziałek na cały tydzień, to nie chcę, żebyście czekali, więc prosz.. Miłego czytania ;)
Rozdział pierwszy - "Czas na zmiany"
Cisza podczas obiadu była sprawą normalną. Ani ja nie miałam rodzicom nic do powiedzenia, ani oni nie zamierzali ze mną rozmawiać. Może nie potrafili? Czym prędzej zjadłam posiłek, aby już za chwilę siedzieć w swoim pokoju i myśleć co dalej, bo nie zamierzam całe życie być smutna. Przede wszystkim nie chcę, a chęć jest przecież najważniejsza. Wstałam od stołu i wydałam z siebie dźwięk, który zupełnie nie przypominał zamierzonego słowa: „Dziękuję”, a raczej ciche jęknięcie. Nie zważając już na to ruszyłam w stronę łazienki, by opłukać twarz zimną wodą, która z pewnością przyniesie mi choć cień orzeźwienia. Okazało się to świetnym pomysłem, gdyż od razu poczułam się lepiej. I gdy już miałam wchodzić do swojego pokoju, by ponownie pływać po morzu swoich myśli, usłyszałam wołanie mojego imienia. Głos był bardzo donośny i męski, co oznaczało, że woła mnie tata. Ciekawe po co? Stanęłam w drzwiach sypialni rodziców, skąd dobiegało wołanie i oparłam się o framugę. Ponuro spojrzałam w podłogę wyłożoną kostkami z jasnego drewna i czekałam, aż dowiem się o co chodzi. - Judytko, kochanie. Ja i mama mamy dla ciebie niespodziankę - rzekł wesoło tata. Spojrzałam na niego z zaciekawieniem i nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Ojciec miał na sobie strój bardzo odświętny. Spod ciemnej marynarki można było zobaczyć białą koszulę, przy której był zawiązany krawat w brązowe paski. Nogi przykrywały ciemne spodnie pasujące do reszty, a na stopach błyszczały się czarne lakierki. Nawet zwróciłam uwagę na jego fryzurę. Jego włosy wydawały się świeżo umyte, gdyż sprawiały wrażenie puszystych i lśniących. Mógł już taki być przy obiedzie, że też tego nie zauważyłam! Od niedawna w ogóle nie przywiązywałam uwagi do tego, jak ubrani są moi rodzice. Ale odkąd pamiętam tata nigdy nie chodzi tak ubrany po domu. Bo przecież... był normalny dzień. Zwykła sobota. Tata spojrzał na mnie badawczo i rzekł po chwili: - Zabieramy cię w miejsce, które na pewno ci się spodoba - uśmiechnął się do mnie, a tuż po tych słowach weszła do sypialni mama. Jej długa, zielona sukienka idealnie pasowała do maminych oczu. Miała zrobiony lekki makijaż, który jednak dał się zauważyć. Zdziwienie również mnie ogarnęło, gdy zobaczyłam, że wiecznie długie blond włosy są ścięte. Chociaż muszę przyznać, że ładnie jej w nowej fryzurze. Jedyne, co mi nie dawało spokoju to było pytanie: „O co im chodzi?”. Po co nagle, po kwartale ciszy i spokoju, zwołują jakąś naradę i są odświętnie ubrani? Mama aż promieniuje optymizmem, a tata cały czas spogląda na mnie tajemniczo i się uśmiecha. Popatrzyłam na nich chwilę, po czym znowu spuściłam głowę w dół, czekając na dalsze wyjaśnienia. Z jednej strony byłam ciekawa, co to za niespodzianka, ale... czy nie lepiej byłoby, gdyby wszystko pozostawić tak jak wcześniej? Nie chciałam się odezwać, więc musiałam chwilę poczekać. - Córciu - zaczęła mama. - Od pewnego czasu zachowujesz się inaczej. Wiemy, że przeżywasz ciężkie chwile w nowym otoczeniu, ale trzeba jakoś z tego wybrnąć. Na pewno znajdziesz tu nowych znajomych, więc tym nie musisz się martwić. Co prawda, nie mamy tu ogrodu, który lubiłaś, ale wokół znajduje się masa parków. Na pewno w którymś z nich znajdziesz... taki... spokój - dokończyła wreszcie. „Jednak ogród nie był czymś, co tylko lubiłam” - myślałam, stojąc i patrząc w podłogę. „On był... taki magiczny. W nim czułam się wyciszona i spokojna, pozwalał mi odetchnąć od codzienności. Tak, jakby fontanna pełna szczęścia wytrysnęła wtedy, gdy tam przebywałam. Niezwykłe uczucie. Każda roślinka miała taką swoją małą duszyczkę, a ogród był tylko zbiorem ich wszystkich. Całe swoje dzieciństwo spędziłam właśnie tam i w dalszym ciągu nie mogę zrozumieć, dlaczego się przenieśliśmy. Czy było nam źle?! Miałam tak blisko do plaży, na którą najczęściej wybierałam się sama. Można mnie uznać za typ samotnika, jednak ja do takich nie należę. Po prostu są w życiu chwile, w których trzeba powiedzieć: „Stop” i się zatrzymać. Choćby na chwilę, aby odpocząć, a potem żeby znowu móc podążać swoją drogą dalej...”. - Ostatnio bardzo mało czasu spędzamy razem - trafnie stwierdził tata. - Więc w tą niedzielę pojedziemy nad jezioro - sama nie wiem, czy to było już postanowione, czy może otrzymałam możliwość wyboru. W zasadzie ucieszyłam się w duchu, że rodzice starają się ze wszystkich sił mnie wesprzeć i rozweselić. Co prawda trwało to trochę, by zauważyli wielkość problemu, ale przecież lepiej późno, niż wcale. Naprawdę doceniam tak wielki czyn, jednak nie okazałam tego zupełnie. Żadnej radości, ani nawet uśmiechu, nic, pustka. Nie wiem dlaczego. Może oduczyłam się już okazywać uczucia? Czyżbym stawała się coraz bardziej samotna? W takim tempie niedługo wpadnę w depresję. Nie, muszę coś z tym zrobić. Dobrze, że zdążyłam to zauważyć w odpowiednim momencie. Czas nareszcie wyjść z domu. Trzeba. Nie dla rodziców, by ucieszyli się, że mnie przekonali, ale dla siebie samej. Musiałam ratować moją zaprzepaszczającą się psychikę.
***
- Hej, tu Marlena. Pamiętasz mnie jeszcze? - powiedziała dziewczyna. - Jasne, że tak. Pamiętam dokładnie - rzekłam lekko zdziwiona. - Oh - westchnęła przyjaciółka. - Nie widziałyśmy się od zakończenia roku. Słyszałam, że się wyprowadziłaś. - Dokładnie, ale bardzo chciałabym wrócić do naszego miasteczka. To miejsce jest nie dla mnie - powiedziałam ponuro, jak to od niedawna mam w naturze. Po mojej krótkiej informacji Marlena zaczęła opowiadać, co się u niej dzieje. Mówiła mi, że ma chłopaka, który wobec niej stał się agresywny. Gdy się zdenerwuje jest zdolny nawet podnieść rękę na swoją dziewczynę! Za co potem strasznie przeprasza i powtarza, że ją kocha. Jak tak można?! - Mówię ci! Zawsze taki miły i delikatny, ale dopiero po kilku miesiącach spotykania się z nim zrozumiałam, jakim jest człowiekiem. Zło można kryć w sobie, ale nie na długo. - A czy rozmawiałaś z nim o tym, że jego zachowanie wobec ciebie jest po prostu nie do przyjęcia i że sobie tego nie życzysz? - zapytałam zirytowana zaistniałą sytuacją. Odpowiedzią było tylko głośne westchnięcie do słuchawki. Oznacza to, że jednak nie podjęła się rozmowy, która w tej sytuacji mogłaby się stać lekarstwem. Może po prostu bała się jego reakcji, bo przecież ten człowiek jest nieprzewidywalny! Poradziłam jej, żeby spotkała się z Piotrkiem, gdyż tak nazywał się chłopak przyjaciółki, w jakimś miejscu, gdzie jest dużo ludzi. Niech się umówi i zda mi relacje ze spotkania. Marlena podchodziła do sprawy z wielką niechęcią, choć zależało jej na zmianie Piotra. Starałam się ją zmobilizować, ale niezbyt mi to wychodziło. W końcu jednak Marlena uległa i powiedziała, że spróbuje się spotkać i porozmawiać. - Dzięki, kochana jesteś. Wiedziałam, że można na ciebie liczyć. - Nie ma sprawy, bo w końcu jeszcze nic nie zrobiłam. To trzymaj się, pa – pożegnałam się i przerwałam rozmowę przyciskiem z czerwoną słuchawką. Ucieszyłam się, że ktoś o mnie jeszcze pamięta i że mogłam pomóc, gdyż to zawsze sprawiało mi wiele przyjemności. W szkole mam kilku znajomych, z którymi jednak w ogóle nie rozmawiałam. Znam ich tylko z widzenia, sądzę, że wystarczy. Marlena to jedyna przyjaciółka, która chce utrzymywać ze mną kontakt. A należałam przecież do zgranej, sześcioosobowej paczki, która jednak wcale nie była taka wspaniała, jak się teraz okazało. Opuszczenie miasta było jak zniknięcie z powierzchni ziemi, przynajmniej w moim przypadku. No… prawie.
***
- Pewnie wyglądaliśmy dość zabawnie w tych strojach wołając Judytę na rozmowę – powiedziała mama. - W końcu chcemy zdążyć na spotkanie w restauracji, prawda? – rzekł tata. - Właśnie, nie możemy się spóźnić. Chętnie zabrałabym Judytę ze sobą, ale nie sądzę, aby miała na to ochotę. Pójdę jej powiedzieć, że wychodzimy i zaraz ruszamy. - OK. Usłyszałam tą rozmowę zupełnie przypadkiem. Chciałam tylko wziąć coś do picia z kuchni. Cieszę się, że mama nie zamierza mnie nigdzie zabierać, nie chcę nigdzie jechać. Robienie sztucznych uśmiechów i zachowywanie się jak wielka dama przed gośćmi w restauracji nie jest w moim stylu. Ruszyłam w stronę pokoju i zaszyłam się w jedynym wolnym kącie. Chciałam trochę pomyśleć. Oczywiście nie minęło pół minuty, a do pokoju weszła mama mówiąc mi tylko, że razem z tatą idą na spotkanie w restauracji, o czym dowiedziałam się chwilę wcześniej. Rodzice wyszli, a ja znowu wypłynęłam na pełne morze swoich myśli. „Nagle wszystko wokół zaczęło się zmieniać. Niby czuję się lepiej, ale jednak swojego wnętrza nie wymienię i zawsze gdzieś w środku pozostanie we mnie taka pustka. Każdy ma w sobie trochę nicości, bo żaden człowiek nie jest w pełni szczęśliwy. Zawsze będzie mu jeszcze czegoś brakować, choćby najmniejszej części, ale jednak. Jakby na start życia każdy człowiek dostał pudełko puzzli. Podczas swojego życia układał je budując w ten sposób swoje szczęście. Jednak, gdy zabraknie choć najmniejszego kawałka, obrazek nie jest już tak piękny jak wyglądałby w całości”.
***
Niedziela poranek. Właśnie zaczęłam przygotowania do wyjazdu. Pogoda była piękna, jak na życzenie. Słońce stało się złotą kulą, która doskonale oświetlała i ocieplała Ziemię. Niebo wyglądało jak błękitna perła, gdzie nie ma żadnej kłębiastej chmury, tylko pojedyncze piórka jakby wyrzucone przez wiatr aż do nieba. Wydawało mi się to bardzo dziwne, gdyż rzadko zdarza się taka pogoda podczas jesieni. Wczoraj ponuro, a dzisiaj słonecznie… Nie myśląc już nad tym więcej, zakończyłam: „Widocznie tak miało być i z tego się cieszę”. Wzięłam zapakowaną torbę i ruszyłam w stronę naszego granatowego samochodu, do którego właśnie weszli rodzice. Ruszyliśmy.
---- Jakieś komenty ? :D
Charionette - 19.07.2009 12:58
No, no jestem naprawdę miło zaskoczona. Fajny odcinek. Stosujesz ciekawe, rozbudowane opisy- to bardzo dobrze! :D Praktycznie nie mam się do czego doczepić ;)
Pozdrawiam i życzę miłego wyjazdu
Sweet.Dreams - 22.08.2009 09:40
Dziękuję Nysiu, wyjazd był bardzo udany. Ledwo z jednego przyjechałam, czekał mnie następny, więc kompletnie nie było czasu na pisanie dalszej części :( Przepraszam, że musieliście tak długo czekać :P Już nie przedłużam, tylko zapraszam do czytania ;)
Rozdział drugi – „Blada dłoń”
Przekręciłam głowę w stronę okna, by podziwiać „widoki”, czyli mijane po drodze samochody, apartamenty, centra handlowe i mnóstwo małych sklepików. Co prawda chodnikiem maszerowało kilku przechodniów, ale widziałam ich tylko kilka sekund z powodu dużej szybkości jazdy. Bo, o dziwo, nie było dzisiaj korków na drodze. A choć słońce wzbijało się coraz wyżej, a na dworze robiło się coraz goręcej, to powietrze w samochodzie było przyjemnie chłodne, za sprawą dobrej klimatyzacji. Samochód prowadził tata, który cały czas, jak na dobrego kierowcę przystało, skupiał się na jeździe. Mama natomiast co chwilę odwracała się w moją stronę, zupełnie nie wiadomo w jakim celu. „Może chciała sprawdzić czy jeszcze tam jestem?” – pomyślałam, po czym stłumiłam cichy chichot, zasłaniając usta dłonią. Na szczęście rodzice niczego nie usłyszeli, gdyż w radiu leciały jakieś najnowsze przeboje, a głośność muzyki była niemała. Jechaliśmy i jechaliśmy, a czas nieubłaganie się dłużył. Przymknęłam na chwilę oczy. Otworzyłam je, po nie wiadomo jakim czasie, wydawało mi się, że to trwało tylko chwilę. Jednak musiałam zasnąć, gdyż za oknem ujrzałam mnóstwo łąk i pastwisk, a oznaczało to, że dawno opuściliśmy miasto. „I bardzo dobrze” – pomyślałam, po czym westchnęłam głośno i przetarłam oczy rękoma. Jeszcze długo wpatrywałam się w zaokienny obraz. Oprócz pól uprawnych, mijaliśmy także mleczno – czekoladowe krowy i kasztanowe konie. Co jakiś czas, w jakichś niewielkich wioskach stało kilka domów, przy których często bawiła się garstka dzieci, a obok, stali dorośli, którzy swym czujnym okiem nadzorowali zabawę. Wszystko wyglądało tu tak wspaniale. W błogim spokoju, na wsi, żyli sobie ludzie, którzy nie potrzebowali wiele do szczęścia. Nie marzyła im się wielka kariera zawodowa wśród kolosalnych wieżowców, które niczym ogromni stróże prawa przyglądali się wszystkiemu z wysoka. „Brr, nie znoszę tego nowego miasta. I zapewne nigdy się do niego nie przyzwyczaję, bo to nie mój dom” – pomyślałam i w tej samej chwili tata się odezwał. - Na tylnym siedzeniu obok ciebie, Judyta, leży siatka, w której są kanapki. Jeśli masz ochotę na coś do jedzenia, to proszę zajadać – powiedział. - Nie, dziękuję. Na razie nie jestem głodna – odpowiedziałam grzecznie. „Ile można jechać?!” –zapytałam siebie w duchu i spojrzałam na ekran komórki w celu sprawdzenia godziny. Dochodziła dziesiąta. – „Czyli jedziemy już prawie dwie godziny!” – rozumowałam, po czym wsłuchałam się w przyjemną dla ucha muzykę. Nie wiem, kim był wykonawca, ani jak nazywała się piosenka, ostatnio w ogóle nie interesowałam się nowościami w świecie muzycznych gwiazd i super hitów. Zastanawiam się, czy w ogóle mnie coś obchodziło… Teraz wszystko nabrało tempa. Czas przyspieszył, jakby chciał nadrobić dwugodzinne straty. - Już niedługo będziemy na miejscu – oznajmiła spokojnie mama, widząc moją zniecierpliwioną minę. W tym czasie tata gwałtownie przyspieszył, by pewnie szybciej dotrzeć do celu. Silnik warknął agresywnie, a obrazy za oknem zaczęły się rozmywać i coraz szybciej przelatywały mi przed oczyma. Choć wiedziałam, że tata jest dobrym kierowcą, nigdy nie lubiłam, a nawet bałam się, takiej prędkości. Chciałam powiedzieć, żeby zwolnił, ale nie zdążyłam. Moje myśli rozwiał głośny pisk opon. Samochód zakołysał się i mocno skręcił prawą stronę. Siła była tak wielka, że moje ciało bezwładnie opadło na fotel, a głowa latała we wszystkie strony obijając się to o szybę, to o siedzenie. Towarzyszył mi zbyt wielki strach, żeby czuć jakikolwiek ból. Auto zatrzęsło się ponownie, tyle, że z podwójną siłą. Pisnęłam głośno, mama także zaczęła krzyczeć, a tata powiedział tylko: „Uwa…” i nie zdążył dokończyć. Przymknęłam oczy. Samochód zaczął jechać zygzakiem i najwyraźniej lewy bok auta w coś uderzył, gdyż poczułam silny wstrząs, po którym zatrzymaliśmy się. Kilka szyb pękło, w tym ta obok mnie. Zdążyłam tylko częściowo ukryć twarz w dłoniach. Poczułam ogromny ból w okolicach skroni i z tyłu głowy. To samo czułam na swojej lewej ręce i obu nogach. Przekręciłam głowę w prawą stronę. Obraz zaczął się niesamowicie rozmywać. Przed oczyma miałam ciemną plamę, która z każdą chwilą powiększała się. Wkrótce cała zostałam otoczona ciemnością. Sama już nie wiedziałam czy mam zamknięte oczy, czy otwarte. Wszystko dalej mnie bolało. Choć miałam poranione tylko kilka części ciała, to i tak przeszywający mnie ból rozprowadził się po całym ciele. Słyszałam ciszę. Nic więcej. Nagle, gdzieś z oddali ukazała się jasna poświata. To coś, zbliżało się do mnie, przez co, robiło się coraz jaśniej. Już po chwili można było zobaczyć delikatny zarys człowieka, od którego biło jednak niespotykane światło. Jasność oślepiła mnie zupełnie, więc zmrużyłam oczy i tylko przez małe szparki oglądałam, co będzie dalej. Postać miała smukłe rysy twarzy. Miała bardzo jasną i delikatną skórę oraz długie, jasne włosy. Można nawet powiedzieć, że były one śnieżnobiałe. Powoli i dostojnie szła, a raczej sunęła, w moją stronę. Na sobie miała powłóczystą suknię, która wyglądała, jakby była wykonana z małych, bielutkich ptasich piórek. Czy ja jeszcze żyję? Może to jest życie pośmiertne? Albo… to zwykły sen. Zaraz obudzi mnie budzik i będę musiała wstać do szkoły. Gdy znalazła się dostatecznie blisko mnie poczułam przyjemny zapach wanilii. Po krótkiej chwili milczenia postać wyszeptała: - Podaj mi rękę – głos poniosło echo, a ona mówiąc to, wyciągnęła swoją bladą dłoń w moim kierunku. Chciałam jej dotknąć. Nie bałam się, bo przy niej nie dało się odczuwać strachu. Magiczna siła nie pozwalała mi o tym myśleć. Bez wahania wyciągnęłam swoją rękę w jej stronę. I gdy już miałam ją złapać za dłoń poczułam tylko ciepłe powietrze przechodzące przez moje opuszki palców, następnie całe ramię, aż do reszty ciała. Zrobiło mi się przyjemnie ciepło, nie czułam żadnego bólu, ani szczypania. Wszystkie złe myśli rozpłynęły się w powietrzu… Tak, jak owa postać. Zniknęła. A wraz z nią światło. Została pustka i cisza. *** Oślepiło mnie kolejne światło. „Wróciła” – pomyślałam, po czym na mojej twarzy zagościł uśmiech, który jednak zaraz zniknął, gdyż przede mną stanęła rudowłosa kobieta w fartuchu pielęgniarki.
--- Jakieś komentarze? :D
Charionette - 23.08.2009 09:48
Odcinek długi, fajny. Normalnie cud miód i orzeszki :D Czekam na next
Pozdrawiam
Sweet.Dreams - 23.08.2009 11:02
Nysia - Długi.. a może zbyt długi ?
+ dzięki za koment .
Charionette - 23.08.2009 11:11
Nie, nie za długi, ja lubię takie (to tyczy się także książek- długość Iliady nawet mi odpowiada :P)
Sweet.Dreams - 23.08.2009 11:26
O, to dobrze ;) Każdy następny powinien być podobnej długości, no chyba, że chciałabym potrzymać trochę w napięciu i skrócić w najlepszym momencie, zobaczy się :P Tymczasem wyjeżdżam jutro nad morze i jeśli chcesz, Nysiu, to mogę się postarać i napisać następny dzisiaj ;) EDIT: Teraz to już za późno troszkę ;)
Charionette - 23.08.2009 20:00
Jak dla mnie wstawiaj go nawet teraz :P Z chęcią poczytam...
A no i miłego wyjazdu życzę (again)
Sweet.Dreams - 01.09.2009 13:03
Dzięki ;)) Wyjazd nawet udany . Ale nie po to piszę... Chciałam tylko ogłosić, że tempo pisania dalszych części nieco się zwolni ze względu na szkołę i nowe zajęcia pozalekcyjne. Dziękuję za uwagę ; DDDD xD
Sweet.Dreams - 06.09.2009 13:20
Udało mi się coś napisać :D Nie będę zanudzać, tylko zapraszam do czytania i komentowania ;)
Rozdział trzeci – „Tato!”
Myśl o tajemniczej postaci zupełnie wyparowała. Uświadomiłam sobie, że jestem w szpitalu. Znajduję się w jakimś dusznym pomieszczeniu, której podłoga i ściany były wyłożone białymi płytkami. Natomiast sufit był pomalowany farbą w tym samym kolorze. Białe parapety, meble, ramy, fartuch pielęgniarki. Cała ta rażąca barwa zlewała się ze sobą. Zmrużyłam oczy i spojrzałam na siebie. Byłam spowita w białą pościel, a moja głowa spoczywała na poduszce wypchanej piórami. Kątem oka widziałam jedno z nich, delikatnie wystające z materiału. Byłam podłączona do jakiegoś urządzenia, które najprawdopodobniej sprawdzało mój puls. Obok znajdowała się kroplówka – to już potrafiłam nazwać. Poczułam, że moją nadal bolącą głowę przepasają bandaże z opatrunkami. Na ciele mam liczne zadrapania, a nawet kilka siniaków. Nie widziałam jak wygląda moja twarz, ale sądząc po nieprzyjemnym pieczeniu skóry, doznała kilku obrażeń. „Ale zaraz…” – pomyślałam. – „Gdzie są moi rodzice? Przecież był wypadek! Mogło się im coś stać! O, nie! Przecież to są najdroższe osoby w moim życiu!” – zaczęłam awanturę. Jednak, gdy uświadomiłam sobie, że moich myśli nikt nie słyszy, głośno zawołałam: - Proszę pani! – zwróciłam się do pielęgniarki, która z kamienną twarzą stała nad moim łóżkiem. – Wie pani, gdzie są moi rodzice, prawda? Niech pani mnie tam natychmiast zaprowadzi! Muszę się z nimi zobaczyć! – spojrzałam na nią znacząco. - Musi pani dużo odpoczywać – odpowiedziała rudowłosa jak gdyby nigdy nic. - Chcę wiedzieć, gdzie są moi rodzice! Odpoczywać będę później, po spotkaniu z nimi! – zaprotestowałam. - Pani Hoppe – pielęgniarka westchnęła głośno - jest w bardzo ciężkim stanie, przechodzi właśnie trudną operację. „Operację?!” – powtórzyłam w myślach. „Ale żyje! Najważniejsze! Wyjdzie z tego, musi!” – kilka łez popłynęło mi po policzkach. – „Ale zaraz…” - przypomniałam coś sobie. - Tata! Gdzie jest tata?! – wykrzyknęłam nagle i podniosłam się z łóżka. Niestety nagłe zawroty głowy sprawiły, że musiałam ponownie się położyć. Pielęgniarka smutno spuściła wzrok i wymamrotała coś w stylu: „Zginął na miejscu”. - Mogłaby pani powtórzyć, bo nie dosłyszałam – powiedziałam drżącym głosem otwierając szeroko usta i oczy ze zdumienia i przerażenia jednocześnie. Pielęgniarka powtórzyła swoje poprzednie słowa nieco bardziej stanowczo i zdecydowanie. Po chwili dodała tylko „Bardzo mi przykro” i wyszła zostawiając mnie zupełnie samą ze swoimi myślami. Dotarło do mnie to, co się stało. Mój tata nie żył! Na myśl, że go już nigdy nie zobaczę zaczęłam płakać. Już wkrótce zamieniło się to w głośny szloch. „Mój tata żyje!” – myślałam. – „On musi żyć! Dla mnie! I dla mamy!” Krzyknęłam. Najgłośniej jak potrafiłam. I jeszcze raz, i jeszcze. Łzy ciekły mi potokami. Zimne krople przyniosły ulgę płynąc po rozpalonych policzkach. Pomimo hałasu w pomieszczeniu, nikt nie przyszedł – nikogo to nie obchodziło. Usiadłam, nie zwracając uwagi na ból. - Tato! – ponownie wydałam z siebie dźwięki po brzegi wypełnione rozpaczą. Chciałam wstać, ale nie pozwoliły mi na to urządzenia. Miałam ochotę zobaczyć rodziców po raz kolejny – całych i zdrowych. Niestety nie mogłam nic zrobić. Ta bezradność była uczuciem najbardziej dobijającym. Właśnie z tego powodu w pomieszczeniu rozległ się jeszcze głośny szloch, który to prawdopodobnie był przyczyną nagłych zawrotów głowy. Zamroczyło mnie. Z łoskotem opadłam na poduszkę. Oczy same mi się zamknęły. Poczułam się taka senna… *** Znowu to samo uczucie – oczy otwarte, czy zamknięte? Ponownie ta sama przestrzeń czerni. I… to światło. Gdzieś już je widziałam. Tak, na pewno. Było to przed znalezieniem się w szpitalu. Postać zbliżyła się do mnie. Znowu wyciągnęła rękę, jednak tym razem nie chciałam jej dotknąć. Zniknęłaby – tak, jak ostatnio. Teraz wyglądała bardziej jak mgła uformowana w człowieka. Jej skóra stała się niemal przezroczysta, a włosy nabrały jeszcze większego blasku. Spojrzałam jej w oczy. Bardzo jasne, niemal białe, jednak widziałam w nich nutkę błękitu. Właśnie dzięki temu w oczach widziałam ciepło i dobroć. Jak gdyby postać byłaby mi bardzo bliska, a przecież widzę ją dopiero drugi raz. - Podaj mi rękę – wyszeptała, lecz ja zaprzeczyłam głową. – Ciemność nieprzenikniona nie jest chyba godna większej uwagi, prawda ? – zapytała, a ja bałam się, że gdy odpowiem znowu będę w szpitalu. Nie chcę żeby zniknęła – chcę dowiedzieć się kim jest i skąd się tu wzięła. - Zgodzę się, jeżeli powiesz mi gdzie idziemy – zdecydowałam się na odpowiedź. - Poznanie tajemnicy po pewnym czasie przynosi większą satysfakcję – rzekła swoim wysokim głosem, który był hipnotyzująco słodki. Podałam jej rękę, lecz zamiast dłoni człowieka poczułam, już mi znajomy, ciepły powiew powietrza. Ona pomogła mi wstać. Uniosłam się w górę, po czym opadłam na coś, czego nie można określić słowem „podłoga”. To było coś w rodzaju bardzo miękkiej gąbki, bądź waty. Czułam się jakbym szła za rękę z powietrzem. Mgła sunęła przede mną, za nią podążałam ja. W wędrówce towarzyszył mi lekki strach, który jednak natychmiastowo zniknął, gdy dotarłam do celu.
Cdn . ;)
Nessy - 06.09.2009 14:48
Gdy zobaczyłam tytuł, pierwsze co przyszło mi do głowy to "Cukierkowa opowiastka". Przepraszam za to ^^ Miałam odrabiać lekcje a tymczasem po 1 rozdziale musiałam się całą siłą woli oderwać żeby matmę skończyć. Podoba mi się. Nawet bardzo ^^ Dobrze piszesz, nie widziałam wielu błędów, co najwyżej powtórzenia. Czekam na kolejne rozdziały. Ps. Nie zabijać: Mleczno - czekoladowe krowy. Natychmiastowe skojarzenie z figurkami krów zrobionych z mlecznej czekolady xD
Sweet.Dreams - 06.09.2009 17:32
Nessy - pierwsze skojarzenie mogło takie być, ale nie mam smykałki do wymyślania tytułów :P Miło, że Ci się podobało :D Z powtórzeniami mam mały problem, bo do niektórych słów nie ma nawet zamienników w słowniku synonimów, a ciężko jest przekształcać całe zdania :D (staram się nad tym pracować). Za te krowy nie zabiję :) Nie chciałam po prostu pisać, że były krowy (bez określenia) a mleczno - czekoladowe chyba brzmi lepiej niż biało - brązowe, nie ? ;)
Charionette - 14.09.2009 14:19
Fajny nawet. Kilka powtórzeń, ale jest ok. Strasznie króciutki ten rozdział. Nie zdążyłam się zaczytać ;) 8/10
Sweet.Dreams - 14.09.2009 14:24
Nysia - króciutki? Nie, taki jak zawsze :P Wydaje Ci się ;) Zresztą męczyłam się z nim ponad tydzień ! :D Dzięki za koment ;)
Charionette - 14.09.2009 15:01
A być może... <znakiiiii> Czekam na następny rozdział
Nessy - 21.09.2009 19:03
Zawsze można użyć "łaciate mućki" xD Sorki, sorki, koniec żartów xD Czekam na następny rozdział!
Sweet.Dreams - 14.10.2009 20:23
Uwaga. Nastąpiła zmiana tytułu opowiadania ze względu na jego niezgodność z treścią. Wpadł do głowy (z pomocą koleżanki) lepszy pomysł na akcję. Stąd to zamieszanie ; )
Sweet.Dreams - 25.10.2009 21:07
Oto długo oczekiwany rozdział. Nie przedłużam.
Rozdział czwarty – „Sen”
Plaża. Granatowe morze i złoty piasek. To było coś, co tak bardzo chciałam zobaczyć. Dotknęłam piachu i poczułam drobniutkie kamyczki, które delikatnie łaskotały moją dłoń. Odwróciłam się i spojrzałam na ciemnozieloną gęstwinę. Wiatr zawiał delikatnie przynosząc, z pozornego lasu, bardzo intensywną woń kwiatów. Zapach zamglił mój umysł i bez chwili zastanowienia ruszyłam w stronę zieleni. Pękające pod moimi stopami gałęzie bardzo je raniły. Byłam bosa. Oprócz ślicznej, białej, błyszczącej sukni z jedwabiu nie miałam nic więcej. Jedynie na głowie czułam coś w rodzaju wianka. Włosy delikatnie powiewały na wietrze przez szybki marsz w stronę „lasu”. Szłam dalej - przed siebie. Otoczona wysokimi drzewami, kuszona wonią kwiatów. Chciałam się oderwać od hipnozy. Nawet na chwilę udało mi się przejąć kontrolę nad umysłem. Zdążyłam rozejrzeć się wokół siebie i spostrzec, że jestem zupełnie sama. Zniknęła nawet anielica z mgły, która trzymała mnie za rękę. Przeraziłam się samotnością i tym, że nie wiem, gdzie tak naprawdę jestem. Nagle - wszystko mi minęło i ruszyłam dalej w głąb puszczy. Przedarłam się przez najgorszy gąszcz – tak, jak mi podświadomość rozkazała. To, co tam zobaczyłam było niesamowite… Ogród! Prawdziwy ogród! Mnóstwo łączących się ze sobą barw, ogrom kwiatów. Zapach stał się tak intensywny, że przyprawiał o zawroty głowy. Postanowiłam oprzeć się o konar pobliskiego drzewa. Zamknęłam oczy i wsłuchałam się w śpiew ptaków na przemian łączący się z trzepotem skrzydeł owadów, który naprawdę było słychać. Musiałam zsunąć się po drzewie i zasnąć. Leżałam na ziemi, a obok stał człowiek – mgła, który prawdopodobnie mnie obudził. Wydawałam z siebie przeraźliwy krzyk. To na pewno zły duch, który… Chce zrobić mi coś złego. - Odejdź! Odejdź! – krzyczałam, żywo gestykulując. Bezskutecznie jednak, bo On stał niezłomny, a moje ręce przelatywały przez Jego ciało jak przez powietrze. Wtedy naszła mnie pewna myśl. Zauważyłam wielki związek między jedną, a drugą postacią. Tak, musieli być jakoś spokrewnieni. „Nie mogę się bać” – pomyślałam i głośno westchnęłam, by dodać sobie otuchy. Ten Ktoś odwrócił się do mnie plecami i ruszył przed siebie. Znowu moja podświadomość kazała mi iść za Nim. Wstałam i ostatni raz nacieszyłam wzrok ogrodem, który tak bardzo pokochałam. Ruszyłam za Nim nie wiedząc gdzie mnie prowadzi. Czy to było zaufanie? *** Film się urwał. Otworzyłam oczy budząc się w łóżku szpitalnym. Stała nade mną, ta sama, rudowłosa pielęgniarka i bliżej mi nieznany lekarz. Był niewysoki i lekko wyłysiały. Patrzył na mnie z ogromną radością. - Przebudziła się! – krzyknął. - Co… - zaczęłam zachrypniętym głosem. – Co się stało? - Zapadłaś w śpiączkę – odpowiedział lekarz, który w tym czasie zaczął mnie badać. Pielęgniarka natomiast opuściła pomieszczenie i wróciła po chwili z plikiem dokumentów. Zmarszczyła czoło w skupieniu i bardzo nerwowo coś notowała. - Śpiączka? – zdziwiłam się. – Ile ja spałam? Który dzisiaj?! – roztrzęsiona zadawałam mnóstwo pytań. - Niecały rok. Dzisiaj mamy… Trzeci lipca – odpowiedział lekarz bardzo spokojnym tonem. Pamiętałam, co było przed zaśnięciem. „Tajemniczy wyjazd, wypadek i … śmierć ojca” – przypominałam sobie. – „A mama.. miała operację… Właśnie!” - Proszę pana – zwróciłam się grzecznie do lekarza. – Co z moją mamą? - Bardzo przykro mi jest powiadomić panią o… - po tej części zdania wszystko było jasne. – zgonie pani Hoppe. Składam ogromne kondolencje – spuścił na chwilę wzrok, by za chwilę go podnieść. Spoważniał, by znowu się uśmiechnąć – Będzie dobrze – zapewnił mnie. Jednak te słowa ani trochę mi nie pomogły. A nawet bardziej pogrążyły w rozpaczy. Zalałam się łzami. Ciągnęłam swoje włosy i szczypałam ręce zadając sobie ból. „Dlaczego realia nie mogą być tak piękne jak sen?” – zadałam pytanie samej sobie. Nie wiedziałam, co stanie się za chwilę. Jutro było dla mnie tak daleką, niezmierzoną przyszłością. Chciałam umrzeć. Życie straciło już sens. Jak szesnastolatka ma sobie poradzić bez rodziców? Zdana... na siebie i dziadków ze strony mamy. Tak, jedyna rodzina, która mi pozostała. Byłam taka słaba! Lekarz na do widzenia rzucił krótkie „Jutro zaczynamy rehabilitację” i wyszedł z pomieszczenia. Natomiast pielęgniarka zajęła miejsce obok mnie, jakby na coś czekała. - Na co pani czeka? – zapytałam złośliwie. - Pełnię swoją pracę. Dbam o bezpieczeństwo pacjentów – odpowiedziała spokojnie. Zupełnie nie przejęła się moim pytaniem. Chciałam jej jeszcze dogryźć. Za co? Za to, że tu jest. Że siedzi, że patrzy, że żyje. Musiałam się wyżyć, na kimkolwiek. I pewnie gdyby nie pani, która przyszła do sali, padłoby kilka ostrych słów z mojej strony. - Dzień dobry. Nazywam się Lidia Pituła i jestem psychologiem. Chciałabym porozmawiać z Judytą Hoppe. - To ja – rzekłam niepewnym głosem. - Chcia… - nie zdążyła dokończyć pani psycholog. - Nie mam ochoty na rozmowy. Jestem baaardzo zmęczona – udałam ziewnięcie. – Mogłybyśmy przełożyć to spotkanie? - Ależ oczywiście. Przyjdę jutro. Do widzenia ! – rzekła na koniec i wyszła. Jestem strasznie zdziwiona, że udało mi się tak łatwo ją przekonać. Pielęgniarka również wyszła. Zostałam sama. Tak, jak chciałam. W oczach ponownie zaszkliły się łzy, które ściekały po policzkach mocząc pościel. Smutek ogarnął moje serce. A wszystkie białe przedmioty znajdujące się w sali stały się takie czarne…
-- Był pisany ' na szybko ' więc wszystko się może zdarzyć. Nawet nie sprawdzałam ; )
Sweet.Dreams - 08.12.2009 18:57
Niestety .. tym razem nikt się końca nie doczeka ... Opuszczam forum, może kiedyś tu powrócę .. Paa !
Charionette - 20.12.2009 17:32
Fajny, przyjemnie się czyta. Nie kończ tego. Jest jeden użytkownik (a myślę, że jest ich więcej) który to czyta <oczy niczym Kot ze Shreka>
Pozdrawiam
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plshakyor.htw.pl
|
|