Second chance

Second chance

Podstrony
 



canny - 29.03.2009 14:43
Second chance
  Więc może powiem tak: Nagle coś mnie napadło i postanowiłam wrócić do starego FS. Pamiętam, że garstce ludzi się to podobało, więc jak napiszę kontynuację, to może ta garstka się ucieszy :D Więc sami oceńcie, jak to wyszło.

ODCINEK I
Koniec i początek

Ból. Jedyną rzeczą, którą czułam był przerażający ból. Nie mogłam ruszać prawą nogą i lewą ręką. Chyba były złamane. Czułam, jak po brodzie ścieka mi wąska strużka ciepłego płynu. Za chwilę poczułam, że krew rozlewa mi się pod głową. Głowa też bolała i to bardzo. Krzyczałam najgłośniej jak potrafiłam, jednak żaden dźwięk nie wydobył z moich suchych, zakrwawionych warg. Usłyszałam jakby kapanie. Jakiś płyn skapywał na ziemię nieopodal moich nóg. Strasznie śmierdział. W pewnym momencie poczułam niesamowitą ulgę. Odpływałam. Wszystko naokoło zaczęło się rozmazywać, ból zaczął odchodzić. Przed oczami zagościła ciemność. Nareszcie koniec. Poczułam jak coś wyszarpuje mnie z tego poranionego ciała i lecę w górę. Wolność.

■□■

Coś wyrwało mnie z tego pięknego świata. Rytmiczne pikanie jakiejś aparatury. Chciałam nabrać powietrza i zaczęłam się krztusić. Coś siedziało w moim gardle. Uchyliłam lekko powieki. Oślepiło mnie światło, które bynajmniej nie należało do słońca, a do świetlówki na białym suficie. Usłyszałam kroki i nagle poczułam, jak ktoś wyjmuje przedmiot z mojego przełyku.
-Musieliśmy panią zaintubować. Teraz może pani oddychać samodzielnie. – Zaitubować? Oddychać samodzielnie? O czym ten człowiek mówi, do jasnej cholery?! I nagle powróciła mi pamięć. Cmentarz, grób, samochód, wypadek i przeogromny ból. Ale teraz bólu nie czułam. Byłam w niebie?
-Dlaczego… nic… nie boli? – Wykrztusiłam skrzypiąc niemiłosiernie.
-Jest pani pod działaniem morfiny. – Odpowiedział pośpiesznie lekarz. Miał może ze trzydzieści lat i duże, czarne wąsy. No, ale olać lekarza. Naćpali mnie, jak morfina przestanie działać ból wróci. Nagle przypomniałam sobie cos jeszcze.
-A… ten człowiek… ten drugi… - Wychrypiałam. Lekarz patrzył na mnie pytająco.
-No… z wypadku. – Dodałam szeptem, żeby mój głos nie był tak przerażający. Pokiwał głową ze zrozumieniem, ale jego mina nie mówiła nic dobrego.
-To kobieta. Jest w bardzo ciężkim stanie. Musieliśmy usunąć jej śledzionę. Po za tym… - Zawahał się. – Przy wypadku doszło do poważnych obrażeń… kręgosłupa. Ona…
-Jest sparaliżowana. – Dokończyłam za niego po cichu. Lekarz kiwnął głową potwierdzająco.
-Chcę ją zobaczyć. – Oświadczyłam twardo. Jednakże mój głos nie wydawał się stanowczy, bo trzęsłam się ze strachu. I z poczucia winy.
-Niestety nie jest to możliwe… - Pokręcił przecząco głową i wlepił we mnie czekoladowe spojrzenie. – Co prawda jest pani stabilna, ale…
-Chcę tam jechać. – Powiedziałam i wyrwałam sobie rurkę od kroplówki z ręki. Lekarz miał przerażoną minę. I dobrze, o to mi chodziło.
-Jeśli mnie tam nie zawieziecie, sama pójdę. – Zagroziłam. Tamten spuścił głowę zrezygnowany i skinął na siostrę, która poleciała po wózek. Z pewną trudnością przenieśli mnie na niego, dowiedziałam się przy tym, że mam złamaną prawą nogę.

■□■

Wjechałam do sali na tym cholernie niewygodnym wózku. Podwieźli mnie do łóżka nieszczęsnej kobiety. Czarne włosy miała rozwiane po poduszce, była blada jak ściana. Na początku jej nie poznałam, ale teraz zaparło mi dech w piersiach. Leżała tu moja matka. Moja własna matka. Poczułam trzęsienie w głowie. I znów zaczęłam odpływać.

■□■

Znowu to samo, tylko, że tym razem gdy otworzyłam oczy poczułam ten ból. Byłam zlana zimnym potem, a cienkie, czarne kosmki włosów poprzylepiały mi się do czoła. Krzywiłam się z bólu, a pielęgniarka próbowała wstrzyknąć mi morfinę.
-Proszę się nie ruszać! – Piszczała próbując ogarnąć moją rękę. Wyrywałam się uniemożliwiając jej to. Zasłużyłam sobie. Przeze mnie moja matka jest sparaliżowana, może umrzeć, więc sobie zasłużyłam.
-Niech się pani odczepi! – Krzyczałam. Ból dodał mi nowej siły. Chociaż jeden plus. Objęłam wzrokiem cały pokój. W rogu na krześle siedziała Lea. Przygryzała dolną wargę, a z oczu leciały jej łzy. Ale to nie były łzy współczucia dla mnie, tylko dla mojej matki. Założę się, że w tej chwili cieszyła się z mojego bólu.
-Lea, przepraszam! – Pisnęłam w jej stronę. Popatrzyła na mnie z litością i przerażeniem w oczach. Podeszła do łóżka i złapała mnie za rękę.
-Monique, pozwól pani… - Powiedziała przełykając łzy.
-Nie ma mowy. – Odpowiedziałam stanowczo. Do pielęgniarki chyba nie dotarło ani to, ani moje wcześniejsze zaprzeczenia. Musiałam się więc uciec do przemocy, czego bardzo nie lubię. Kiedy złapała mnie za rękę, gdzie miała wstrzyknąć mi lek i nachyliła głowę uderzyłam ją w policzek. Nie tak bardzo mocno, nie, ale chyba wreszcie zakumała, że należało mnie zostawić już dawno. Wybiegła oburzona z sali. Westchnęłam, co sprawiło mi nie mały ból.
-Jak ona się czuje? – Spytałam patrząc w poczciwe czy przyjaciółki. O ile nią jeszcze była.
-Jest w śpiączce. – Odpowiedziała miękko. Przekręciłam głowę w prawo skierowując wzrok na okno. Za szybą padał deszcz, co jeszcze bardziej podkreślało nasz nastrój i uczucia. Prawie zabiłam własną matkę. Nie zasłużyłam na życie.
-Lea. – Zwróciłam się do niej. Popatrzyła na mnie z troską. Na raz zadałam wiele pytań. – Sądzisz, że to moja wina, prawda? Nienawidzisz mnie? – Spytałam, a łzy ciekły mi po policzkach.
Cisza.
-Lea, no powiedz coś! - Krzyknęłam zalewając się łzami. Tamta miała niezmienny wyraz twarzy. Zacisnęłam powieki w nadziei, że kiedy je otworze, wszystko będzie po staremu. Ale nie było. W końcu Lea uśmiechnęła się i pogładziła mnie po włosach.
-Oczywiście, że nie twoja. – Za jej pełnym dobroci i współczucia uśmiechem kryło się jeszcze coś. Nie był to żal, tylko… smutek? Dlaczego smutek? Przecież nikt nie umarł. Chyba… Zaraz, a gdzie…
-MICHAEL?! – Wydarła, się pytająco w jej stronę. Patrzyła na mnie nadal z niezmąconym spokojem, ale nie opowiedziała. To mogło oznaczać tylko jedno.
-Lea, gdzie jest Michael? – Spytałam przez łzy łapiąc ją oburącz za dłoń. Zmarszczyła brwi i wpatrywała się we mnie kręcąc przy tym głową.
-Monique… On… - Nie dokończyła, udławiła się łzami.
-Co? CO?! –Wrzeszczałam, choć wiedziała już o co chodzi. Michi nie zył, i to zapewne przeze mnie. Wszystkim zrobiłam krzywdę. Naprawdę nie zasługuję na życie. Zaniosłam się głośnym płaczem miotając się przy tym na wszelkie możliwe strony.
-Michael! Nie! NIE!!! – Krzyczałam. O dziwo nie przywróciło mi tu życia.
-Cholera jasna!! – Oddychałam płytko. Zdjęłam z palca urządzenie do pomiaru tętna, po raz kolejny wyrwałam kroplówkę, co zaowocowało strumykiem krwi płynącym po mojej ręce. Do sali wpadł lekarz w towarzystwie tej samej pielęgniarki, której dałam w twarz. Podbiegł do łóżka z jakąś taśmą w rękach. Kiedy zobaczyłam, że jednym końcem przypina ją do poręczy łóżka, a drugim stara się złapać mą rękę, zrozumiałam, że są to pasy, którymi chcą mnie obezwładnić. Nie ma mowy. Zaczęłam się wyrywać, miotać, aż w końcu przywaliłam również lekarzowi. Kiedy złapał się za policzek, uświadomiłam sobie, że nie jest to ten, który był tu wcześniej. Nie, ten był o wiele młodszy, miał tylko niewielki zarost i piękne niebieskie oczy. Wystarczyła chwila mojego rozkojarzenia, żeby tamten doktorek wbił mi w udo zastrzyk z morfiną. Rzuciłam mu jeszcze wściekła spojrzenie i zapadłam w kilkugodzinny, głęboki sen.[/center]




niepokorna - 29.03.2009 14:47

  widzę, że nasza bohaterka pokazuje swoje inne oblicze ;]

ładnie sobie radzisz z kontynuacją, jak na raze ^^
było parę będów, ale teraz nie chce mi się och szukać.
ale to nie zmienia faktu, ze jestem ciekawa, co tam ponawymyślasz ^^

ocenię po drugim odcinku.



boyx - 29.03.2009 15:02

  Bardzo mi się podoba. Pierwsze opowiadanie, którego rozdział przeczytałam od początku do końca, a nie jest moje. Megainteresujące. Hm, a tamtego nie czytałam...
Kontynuuj, kontynuuj!



Kejt24 - 29.03.2009 18:24

  Przeczytałam częśc pierwszą [w godzinę :D], teraz przeczytałam i to.
Interesujące. Bardzo!
Jestem ciekawa, co się stało z Michaelem...
A jeśli chodzi o poprzednią część to nie chciałam już odkopywac, ale chciałam wyrazić swój głęboki żal z powodu śmierci Dave'a. A taki był fajny, czrny charakter! Szkoda! ;)
A teraz tradycyjnie czekamy na drugi odcinek... :D




Liv - 04.04.2009 16:53

  Jak zobaczyłam Twoją sygnę, zaraz zaczęłam poszukiwać kontynuacji FS.
byłam święcie przekonana, że Monique jednak umarła. W zakończeniu "Drogi do celu" ostatnie zdanie było, że nie dotarła do celu... Ale jakoś to wykombinowałaś, że jednak nie umarła ;]

Szczerze powiedziawszy nie mam zielonego pojęcia co chcesz zawrzeć w tym opowiadaniu (które, jak sądzę, po jakimś czasie zamieni się w FS). I w ogóle jestem zaskoczona, że się podjęłaś pisania kontynuacji...
Jak na razie jest OK. Wiesz dobrze, że podoba mi się Twój "język literacki"- momentami jest strasznie bezpośredni. A taki lubię i sama stosuję u siebie :D Bardzo fajnie opisałaś uczucia :)
Btw, w tekście wkradła Ci się jedna literówka. Szczegół.
Czekam (z ogromnym zaciekawieniem) na część kolejną.
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • shakyor.htw.pl
  • Second chance
     
    Copyright Š 2006 MySite. Designed by Web Page Templates