|
|
|
Ja, Julia. |
Kejt24 - 22.01.2009 11:20
Ja, Julia.
Otóż chciałam wam przedstawić przynajmniej fragment opowiadania, które rodziło się w moim umyśle od mniej więcej grudnia, a napisane zostało wczoraj. Jeśli są jakieś błędy, to przepraszam - poprawiałam wszystko, co kazał word. Jeśli za długie, to też proszę mnie przystopować. No to lecimy z tym koksem. ----------------------------- Leje. Pada tak, że nie widać domu sąsiadów. Za 15 minut powinnam być w parku. Powinnam, ale nie będę. Justyna mnie w życiu nie wypuści w taką pogodę. A może…? - Justynaaaa… - tu zrobiłam słodkie oczy. – Ostatnio mówiłaś, że najważniejsze to mieć przyjaciół, Si? - Yhym… - Moja starsza siostra nawet nie podniosła wzroku znad książki. Wzięłam to za dobry znak: lektura ją wciągnęła. Niech czyta, w końcu zdaje maturę w tym roku. - No bo widzisz, ja bym chciała wyjść. - To idź. – Wow! Cud! Popatrzyłam się na nią podejrzliwie, ale jej osoba nie zdradzała żadnego zainteresowania tym, co się wokół niej dzieje. Szybko ubrałam kurtkę, włożyłam na nogi glany, byle jak je zawiązałam (grunt, żeby nie spadały). Niemalże frunęłam. Lekka mżawka padała na moją twarz. W sumie do parku miałam blisko – mieszkaliśmy zaraz na początku osiedla, zaledwie parę ulic dalej była oaza zieleni naszej dzielnicy. Rozglądałam się w poszukiwaniu przyjaciół. W sumie spóźniłam się, więc może już gdzieś poszli beze mnie. Przed oczami mignęła mi jaskrawoczerwona kurtka Norberta. Czyli jeszcze się nie ruszyli. Zadowolona ruszyłam dziarskim krokiem do grupy. - Julka! – usłyszałam. No tak. Monika zaprosiła Marcina. Chłopak łazi za mną od klasy 1 gimnazjum. W ogień by za mną skoczył. Niestety, zainteresowana nie jestem. I’m sorry. - Siema. – z uśmiechem powitałam pozostałych. No więc oprócz wspomnianych już osób była jeszcze Agnieszka, prywatnie moja najlepsza przyjaciółka, Ewelina, kuzynka Moniki, Robert – mój Facet i jeszcze chłopak, którego nie znałam. - Witam mojego skarba! – Ze „smajlem” od ucha do ucha powitał mnie Robert. – Chciałem ci przedstawić mojego przyjaciela, Filipa. – wskazał na nieznajomego. Nie powiem, wpadł mi w oko. Wysoki, zbudowany brunet, o szafirowych (Tak! Szafirowych!) oczach i pięknym uśmiechu. - Więc to ty jesteś tą słynną Julią! – Filip uśmiechnął się wesoło. – Twój Romeo o nikim innym nie potrafi mówić. Roześmiałam się. Miło było słyszeć, jak bardzo Robuś mnie kocha. O, przepraszam, nie Robuś. Romeo. Strasznie nie lubił tej ksywki, otrzymał ją w drugiej klasie, tuż po omawianiu dramatu Szekspira „Romeo i Julia”. Zawsze robił obrażoną minę, gdy ktoś tak się do niego zwrócił. - Idziemy gdzieś, czy będziemy tak tu stali? – usłyszałam Norberta. - Chodźmy do pizzeri. Spokojnie będziemy mogli porozmawiać. – Ewelina uśmiechnęła się przyjaźnie. Wyróżniała się z paczki kolorem skóry – jej mama, siostra taty Moniki, była zafascynowana Afryką. Gdy miała 20 lat, wyjechała do RPA i tam zakochała się. Ślub wzięła we Francji, a rok później urodziła się Ewelina. Ogólnie jest najładniejsza ze wszystkich dziewczyn w szkole – wysoka mulatka, o ciemnych, brązowych oczach i ślicznych, gęstych kręconych włosach sięgających trochę za ramiona. Ja też mam kręcone włosy, ale niestety nie aż takie gęste. Poza tym jej pięknie się układają, a moje sterczą każdy w inną stronę. Ruszyliśmy w stronę pizzerii. Szłam obok Filipa, bo Roberta zabrała na bok Agnieszka. Przed nami szli za rękę Ewa (czyli Ewelina – tak na nią mówiliśmy w skrócie) i Norbert. Są parą od dwóch miesięcy. Za nami wlekł się smutny Marcin, którego próbowała zabawiać Monika (która z kolei była w nim zakochana do szaleństwa). Po 15 minutach doszliśmy do parterowego, kanarkowego budynku z wielkim, czerwonym napisem „Pizzeria Priscilli”. Często chodziłam tu z rodzicami i na randki z Robertem. Było to idealne miejsce na takie spotkania – część jadalna była podzielona na dwie części: w jednej ustawione były drewniane stoły z ławkami, dla wieloosobowych grup. W drugiej części były romantyczne, dwuosobowe stoliki. Ogólnie całość miała wyjątkowy wystrój, który wprawiał każdego w dobry nastrój. Z zamyślenia wyrwał mnie głos Marcina: - Julka? A ty którą byś chciała? Popatrzyłam się na niego nieprzytomnie. Że co? Po chwili zauważyłam menu na stoliku. -Ach, tak. – Mruknęłam. Filip zachichotał. Pustak. Przecież każdy może się zamyślić. - Ja proponuję wziąć jedną dużą „Hawajską” i jedną dużą „Salamigos”. Każdy znajdzie coś dla sienie i będzie zadowolony. – Robert jak zwykle znalazł idealne rozwiązanie. - Ale w tej drugiej są krewetki! – jęknęła Agnieszka. Drobna blondyneczka od zawsze brzydziła się wszystkiego, co miało jakikolwiek związek ze ślimakami i robakami. - Nikt ci nie każe jej jeść! – warknął Norbi. Ostatnio jakoś niespecjalnie lubili się z moją przyjaciółką, może dlatego, że trzy miesiące temu Aga definitywnie zakończyła związek z tymże osobnikiem. Sama jej to doradziłam. Co prawda bardzo lubię chłopaka, ale nadal uważam, że blondyneczka marnowała się przy nim. Monika spokojnym krokiem oddaliła się, by złożyć zamówienie. Cała reszta pogrążyła się w wesołym gwarze. Rozmawialiśmy o wszystkim, głównie o szkole. Ja, Agnieszka, Monika oraz Marcin chodziliśmy do klasy 3 gimnazjum. Cała reszta do 1 liceum. Jutro zapowiadała nam się kartkówka z chemii, ale oczywiście nikt o tym nie myślał. Przed chemią mieliśmy 20 minut przerwy, więc jakoś się nauczymy. - To co, skoczymy potem na coś mocniejszego? – Robert popatrzył się znacząco na Filipa. - Możemy! – Marcin najwyraźniej próbuje mi pokazać, jaki jest męski i dojrzały. No cóż, trzeba chłopakowi powiedzieć, że ja to traktuje jako zachowanie wyjątkowo dziecinne. Cóż fajnego jest w piciu? Co nam to daje? Pokazujemy tylko, jak bardzo jesteśmy niedojrzali. - Sorry, Rob, wiesz że nie piję. – Filip uśmiechnął się dobrotliwie. Nie powiem, zaimponował mi. Odmówić Robertowi to wielka sztuka. 15 minut później wszyscy z zadowoleniem jedliśmy pizze. Czas leciał szybko i nawet się nie spostrzegliśmy, a była już 21. Telefon zabrzęczał mi w kieszeni. -Jula? Wracaj już do domu! Jest późno! - Dobrze, mamo, już idę. – rozłączyłam się. – Sorry, dzwoniła moja mama, muszę już iść. – powiedziałam do reszty, ubierając kurtkę. - W sumie ja też już pójdę. Jutro mamy sprawdzian z matmy, nie zapomnij, Robercie. – Filip podniósł się z krzesła. – Idziesz może w stronę osiedla Jesionowego? – zwrócił się do mnie. - Tak, mieszkam tam. – uśmiechnęłam się. – Więc na razie! – pożegnałam się z pozostałymi. Filip także powiedział szybkie „cześć” i wyszedł zaraz za mną. Noc była piękna, księżyc świecił w pełni a droga na osiedle była wyjątkowo romantyczna – prowadziła przez tą ładniejszą część parku, z jeziorkiem. - Mieszkamy na tym samym osiedlu – odezwał się nagle mój towarzysz. – Jak to się stało, że nigdy dotąd się nie spotkaliśmy? - Nie wiem. Mieszkam na samym początku i to od niedawna. Przedtem mieszkałam w tamtym bloku. – Wskazałam na stare, poszarzałe blokowisko. Mieszkałam tam przez 14 lat. Rok temu tato dostał dobrą pracę i przeprowadziliśmy się do nowego domku jednorodzinnego na budowanym dopiero Osiedlu Jesionowym. - My mieszkamy od strony lasu. Możesz nie kojarzyć, taki duży dom, położony troszkę w głębi lasu. – Doszliśmy właśnie do mojego domku. – Czy mogę prosić Cię o numer telefonu? – Filip uśmiechnął się czarująco. -Och, tak. – Podałam mu ciąg cyfr – No to do zobaczenia – pożegnałam się i weszłam do środka. ---------------------------------------- No to czekam na komentarze. :)
P.S. A boję się strasznie.
justinea4 - 22.01.2009 11:26
Nie ma się czego bać nie gryziemy ;) A co do opowiadania to mi sie bardzo spodobało. Mogło być trochę dłuższe, ale trudno :) W pewnych momentach akcję ujęłaś w bardzo humorystyczny sposób, nie "przeciągasz" tekstu i nie nudzisz. Czekam na następny odcinek równie dobry jak ten,a może nawet lepszy :D
Kejt24 - 22.01.2009 11:29
Cytat:
Mogło być trochę dłuższe, ale trudno :)
A ja myślałam, ze to już za długie jest :D Drugie od wczoraj się pisze, w tym momencie stres związany z moim pierwszym publicznym pokazaniem jakiejkolwiek twórczości zeżarł całą wenę. :( Ale strasznie się cieszę z pozytywu, strasznie! :)
Sweet.Dreams - 22.01.2009 15:24
Bardzo ładnie ;) Dobry początek Czekam na dalszy ciąg :D Błędów nie zauważyłam To tyle.. Pozdrawiam < 333 PS. I weny życzę ; ***
Kejt24 - 23.01.2009 16:45
Trzy osoby ( z mojego otoczenia) czytały, wszystkie trzy mówiły, że jest ok. Mnie ten odcinek jakoś nie zadowala. Ale macie:
W domu powitał mnie podniesiony głos mamy dochodzący z kuchni, spokojny bas ojca oraz roztrzęsiony głos Justyny. - Jak ty to sobie wyobrażasz?! Miałaś iść na studia! Miałaś skończyć prawo! - Ale mamo, do matury zostały mi 3 miesiące, zdam, a potem spokojnie mogę zrobić sobie przerwę w nauce! - To wszystko bez sensu! Nie tak Cię wychowywaliśmy! - Ależ Marysiu, Justyna ma rację – tu wtrącił się tato – przez ten rok wyprawimy jej wesele, urodzi, odchowa dziecko a potem spokojnie pójdzie na studia. Czy Emil już wie? – to pytanie skierował do Justyny. Dziecko? Czyżby moja siostra była w ciąży? - Wie. Dziękuję, tato. – Justyna wstała od stołu i wyszła z kuchni z zamiarem udania się do swojego pokoju. – O, Julek! – uśmiechnęła się smutno na mój widok – Więc już wiesz? Przytaknęłam w milczeniu. - Czy to pewne? - Niestety. – odrzekła smutno Justyna i poszła do siebie. Nie dziwię się, że jest smutna i przygnębiona. Mama pewnie była w szoku, jak usłyszała, że zostanie babcią. W tak młodym wieku. Mama ma 37 lat, miała 18, gdy urodziła Justynę. Nie dziwię się w sumie, że boi się o nią. Chciała, żeby życie siostry inaczej się ułożyło. Sama nie skończyła studiów, zaczęła studiować, ale wtedy pojawiłam się ja na świecie. Tato skończył studia i jest sędzią. Justyna miała pójść w jego ślady i zostać prawniczką. Od małego była na to nastawiana. Ja za to miałabym być wymarzoną nauczycielką. Niestety, bardziej niż nauczycielstwo interesowała mnie architektura. Odkąd skończyłam lat 5 bazgrałam sobie na wszystkich możliwych kartkach projekty ogrodów. Najpierw księżniczek, Barbie, potem już normalnych ludzi. Mama niezbyt była z tego zadowolona, tato zawsze pochwalał to, co robię. „Julciu, zawsze rób to, co podpowiada ci serce. Jego słuchaj w życiu”, mówił. Stało się to moją dewizą życiową. Stwierdziłam, że nie mam ochoty na kolację i poszłam do mojego pokoju. Mój pokój – małe pomieszczenie, pomalowane na kolor pomarańczowy, w nim biurko, nad biurkiem łóżko z drabinką, lustro, szafa, szafka z regałem i lampa stojąca. Wszystko złożone w schludną całość. Popatrzyłam w lustro. Zobaczyłam szczupłą dziewczynę średniego wzrostu, o kręconych, rudych lokach, ułożonych, a raczej rozrzuconych po szczupłych ramionach. Była dosyć blada, miała zielone oczy. Westchnęłam. Zastanawiam się, jak taki cudowny chłopak, jak Robert, mógł pokochać takie nic, jak ja? Westchnęłam ponownie. To chyba jedna z nigdy nierozwiązanych zagadek. Z zadumy wyrwał mnie dźwięk komórki. „Doszłaś już do domu, mam nadzieję? Filip” Uśmiechnęłam się. „Tak, doszłam. Dzięki za troskę.” „Nie ma za co, w końcu jesteś dziewczyną mojego kumpla. Zamordowałby mnie, gdyby Ci się coś stało.” „ Może nie byłoby tak źle. A ty doszedłeś?” „Nie, zgubiłem się w lesie. ;) Może przyjdziesz mi pomóc?” „Rodzice mnie nie wypuszczą z domu, poza tym jest już późno.” „ Wymknij się oknem. Złapię Cię.” „Wariat!” Ledwo nacisnęłam przycisk „wyślij” a usłyszałam szmer pod oknem. Otworzyłam je i zobaczyłam Filipa. - To jak, skaczesz, czy mam sam szukać drogi do domu? – oczy błyszczały mu tajemniczo. Roześmiałam się. W sumie schodzenie z mojego pokoju miałam już dawno opanowane – obok rosła rozłożysta lipa, wystarczyło złapać się gałęzi i zejść niżej, na grubszy konar, a potem zeskoczyć. Ubrałam szybko adidasy i zrobiłam to ze zwinnością kota. - Nieźle! – pochwalił mnie Filip. – Widać często uciekasz z domu. - Czasami, kiedy mam szlaban. – uśmiechnęłam się zawadiacko. Chłopak roześmiał się. - Tak właściwie, to będziemy mieli problem, jak zobaczy nas Robert. - Nie zobaczy. Zresztą to jest tylko przyjacielskie poszukiwanie drogi do domu. Sierotka się zgubiła, sierotce trzeba pomóc. – Zażartowałam. Szliśmy właśnie przez cichą, uśpioną ulicę. Było dosyć chłodno, ale nie zwracałam na to uwagi. Przy Filipie niespecjalnie odczuwałam zimno. Rozmawialiśmy o takich przyziemnych rzeczach – o tym, co nas interesuje, czego słuchamy, jak mija nam czas w szkole, opisywaliśmy swoje rodziny. Czułam, jakbym znała go od dawna, co najmniej od przedszkola, a prawda jest taka, że poznałam go niecałe 5 godzin temu! Był całkiem inny niż Robert. Słuchał mnie, a przynajmniej odnosiłam takie wrażenie. Byliśmy koło lasu, kiedy nagle usłyszałam dzwony na wieży kościelnej. - Jest już dwunasta… -Szepnęłam. - Boisz się? – Filip popatrzył na mnie uważnie. W jego szafirowych oczach dostrzegłam troskę. - Nie. Powinnam już chyba wracać, późno jest… A jutro jeszcze do szkoły… - Jakby jutro nie była środa, to mogłabym z nim tak chodzić nawet do rana! - Ok. Rozumiem. Odprowadzę Cię, jeśli pozwolisz. – Uśmiechnął się. Ale jak! Po raz pierwszy w życiu widziałam taki uśmiech! Taki szczery, serdeczny, promienny! - Ja… Jasne… - wyjąkłam. Co on ma w sobie takiego? Szliśmy w stronę mojego domu. Śmialiśmy się i wygłupialiśmy. To był najlepszy spacer, na jakim byłam! Nawet te z Robertem są nieporównywalnie mniej przyjemne, a na pewno już zabawne – przed moim domem Filip wpadł w kałużę i był cały w błocie. Obrócił to oczywiście w żart. - To do zobaczenia. – Szepnął. Staliśmy pod lipą. Tzn. on stał, bo ja siedziałam już na najgrubszym konarze obok mojego okna. - Do zobaczenia. – uśmiechnęłam się promiennie. Cichutko wślizgnęłam się do pokoju. Wszystko było tak jak zostawiłam. Zamknęłam okno, ściągnęłam buty, wykąpałam się cichutko (Na szczęście mamy z Justyną osobną łazienkę na górze) i położyłam się spać. Mimo tego, że zasnęłam koło pierwszej, była to bardzo długa noc. I śniłam tylko o jednej osobie. Biiiiiiiiiiiiiiiiiiiip! Biiiiiiiiiiiiiiiiiiiiip! Nieubłagalny budzik ogłosił właśnie, że wybiła godzina szósta trzydzieści i mam godzinę, aby pozbierać się i wyjść do szkoły. Zaspana zeszłam na dół. Nie było nikogo. Popatrzyłam na kalendarz. Środa, 8 luty, rok 2006. Czyli mamy dzisiaj podwójny polski, chemię, biologię, matematykę i angielski. I kartkówkę na chemii. Westchnęłam i zabrałam się za robienie śniadania. Kucharka ze mnie nijaka, wodę na herbatę przypalę, więc zazwyczaj obiady gotuje mama albo Justyna. Zrobiłam sobie kanapkę. Usiadłam przy stole i zaczęłam czytać poranną gazetę pozostawioną przez tatę. Nic ciekawego. Nagle zabrzęczała komórka. Pobiegłam szybko odebrać wiadomość. Poczułam jakieś dziwne rozczarowanie widząc, że to tylko Olcia przypomina mi o dzisiejszej chemii. Z Olką siedziałam na chemii i matmie. Bardzo miła osóbka, poukładana, zawsze o wszystkim pamięta i dlatego codziennie rano większość klasy dostaje sms-a od Olci, informującego o wszystkich dzisiejszych kartkówkach i sprawdzianach. Odpisałam krótkie „Dzięki ” i pomaszerowałam doprowadzić się do używalności. Pół godziny później zamknęłam dom i wyszłam do szkoły 15 minut wcześniej, niż zazwyczaj. Miałam w tym swój ukryty cel. Chciałam iść dłuższą drogą, obok lasku. Obok miejsca, gdzie 8 godzin temu siedziałam z Filipem. Nie powinnam tyle o nim myśleć, przecież mam Roberta! Próbowałam zająć myśli czymś innym, ale ta jedna przebijała się przez nie ostrym nożem. Dlaczego? Dlaczego tyle o nim myślę? Przecież ledwo go znam! Nic o nim nie wiem! - Siemka! A co ty tu robisz? – Odwróciłam się. Za mną stała troszkę niższa dziewczyna o krótkich blond włosach i błękitnych oczach. Miała na sobie modne jeansy, dopasowany płaszczyk, a na głowie wesoło przekrzywiony kaszkiet. W całej swojej okazałości Olcia nie wyglądała na osobę poukładaną, raczej na szaloną i roztrzepaną. Uśmiechnęłam się. - A, wyszłam wcześniej z domu to pomyślałam, że trochę się przejdę. Przygotowana na kartkówkę z chemii? - Oczywiście. Doszłam do wniosku, że te sposoby otrzymywania soli są bardzo proste. Widzisz, wystarczy tylko… Przez pozostałą drogę Olka opowiadała o solach, kwasach i zasadach. Byłam z siebie zadowolona – w końcu nic nie powtórzyłam, a takie krótkie przypomnienie przez kogoś innego bardzo mi pomagało. Nagle stanęłam jak wryta. Przed wejściem do szkoły stał Marcin z bukietem czerwonych róż i patrzył na mnie z wyrazem twarzy „Jestem najszczęśliwszym człowiekiem na świecie”. „Tego jeszcze brakowało” pomyślałam. Odetchnęłam głęboko i ruszyłam naprzód. - Jeżeli myślisz, że poruszysz moje serce jakimiś badylami, to się głęboko mylisz. – Nie ukrywałam wściekłości. - O, cześć Julka. Cieszę się, że podobają ci się kwiatki, kupiłem je specjalnie dla… - tu zrobił pauzę. „No, dalej, powiedz że dla mnie” pomyślałam wściekła. - … dla Oli! Poczułam się, jakby ktoś dał mi w twarz. Oli? Popatrzyłam się na nią. Uśmiechała się słodko do Marcina. Podniosłam głowę i zauważyłam spojrzenia pełne współczucia. Szybkim krokiem weszłam do szkoły. Czułam się jak idiotka. Niestety, potem było już tylko gorzej…
I czekam na oceny ;)
Sweet.Dreams - 25.01.2009 19:43
Przeczytałam nareszcie ;) Więc tak: 1. to mnie denerwuje 2. Liczby w opowiadaniu? Jakoś nie bardzo.. Pisz słownie 3. "uśmiechnęła się smutno" że jak? 4. Przytaknęłam w milczeniu. - Czy to pewne? lepiej by wyglądało tak: Przytaknęłam w milczeniu. - Czy to pewne? 5. Chciała, żeby życie siostry inaczej się ułożyło. (?) Siostry? Raczej córki.. 6. Sama nie skończyła studiów, zaczęła studiować, ale wtedy pojawiłam się ja na świecie. Tato skończył studia i jest sędzią. Powtórzenia! 7. Od małego była na to nastawiana. Ja za to miałabym być wymarzoną nauczycielką. Niestety, bardziej niż nauczycielstwo interesowała mnie architektura. To, jak zaczęłaś o sobie, to od nowej linijki (według mnie, bo to trochę zmiana tematu) Nauczycielem, nauczycielstwo.. powtórzenie 8. Sierotka się zgubiła, sierotce trzeba pomóc. – Zażartowałam. To ona to powiedziała czy pomyślała? 9. I co do dialogów.. Przykład: - Niestety. – odrzekła smutno Justyna i poszła do siebie. - Niestety – odrzekła smutno Justyna i poszła do siebie. Bez tej kropki I inny przykład: - To do zobaczenia. – Szepnął. - To do zobaczenia – szepnął. Bez kropki po myślniku małą literą. Jest wiele takich wypowiedzi. Myślę, że forma uważana przeze mnie jest prawidłowa. W książkach jest napisane właśnie w taki sposób.. 10. Ogólnie ciekawie. Więcej jakiś tam małych błędów nie zauważyłam. Akcja się rozwija, i choć temat dosyć oklepany podoba mi się. W końcu to dopiero początek. 11. Pozdrawiam i życzę weny. 12. Nie przejmuj się, że tak mało osób komentuje. Mojego opowiadania też nikt nie czyta:P FS króluje na forum.. :)
EDIT: Jak widzę w poprzednim moim komentarzu nie przeszkadzały mi błędy wymienione wyżej. No, cóż. Spieszyłam się, nie zwróciłam uwagi :)
Kejt24 - 28.01.2009 08:57
Ehhh, to z tą kropką to word poprawia i dużą literę. Zanim wstawię 3 część przejrzę ją parę razy. :) A za rady dziękuję, niedoświadczona jestem :P FS raczej nie zrobię, chyba ze gdzieś w okolicach wakacji, wcześniej nie mam czasu na simsy ;)
Plastikowa Prezerwatywa - 28.01.2009 10:01
Noo właśnie, nikt nie czyta, ja to nikt! <foch> Ja czytam tylko mi się nie chce skomentować. No odcinek dobry, S.D wymieniła błędy. Podoba mi się, pisz dalej. Zaciekawiło mnie ;) Pozdrawiam, D.I
P.S: FS wcale nie króluje, ja mam fs i jakoś mało osób komentuje xd.
Kejt24 - 28.01.2009 10:27
4.
- No przestań, przecież poprawisz te dwie jedynki! A z polskiego i tak jesteś dobra! Olcia szła koło mnie i wymachiwała kwiatkami. Przez te głupie badyle do końca dnia musiałam znosić drwiące spojrzenia. Niech ten cały Marcin dostanie się w moje ręce! - Julcia, no, uśmiechnij się, popatrz jaki mamy piękny dzień! – Agnieszka próbowała zarazić mnie swoim optymizmem. Wielkie dzięki. Ona dostała z chemii 5, a ja 1! - Dajcie jej spokój. A ty się tak nie ciesz, jestem pewna, że gdyby Julka zareagowała inaczej na róże, to byś nawet nie zamieniła słowa z tym… Tym… Yh! Brak mi słów do niego! – jedynie Monika mnie rozumiała. W końcu kochała Marcina na zabój, a on jakby nigdy niż umówił się dzisiaj z Olką! I jeszcze te przeklęte kwiaty! - Och, przykro mi, Moniczko, widocznie Marcin ceni coś więcej, niż tylko idiotyczne szczerzenie się i robienie cielęcych oczu do niego! – Olcia nie dawała za wygraną. No nie, ja tu zwariuję! - Wiecie co, chyba przejdę się przez las. Taka chwila samotności dobrze mi zrobi. Nie gniewajcie się, ok? Dzięki i na razie, zgramy się jakby co. – Odeszłam pośpiesznie w boczną dróżkę. Usłyszałam tylko pytanie Olci, skierowane najprawdopodobniej do Agnieszki „Co ją ugryzło?”, a odpowiedź miałam gdzieś, prawdę mówiąc. Ogarnęła mnie leśna cisza. Uspokoiłam swój krok i oddech. Mogłam spokojnie porozmyślać. Prawdę mówiąc miałam tylko jeden temat do rozmyślań: mój związek z Robertem. Ostatnio był jakiś dziwny. Dzisiaj rano wysłałam mu sms-a, ale Mie odpisał. „Może widział mnie wczoraj z Filipem?”, pomyślałam. Potrząsnęłam głową, chcąc wyrzucić z siebie tę myśl. Co niby Robert by robił na moim osiedlu? Oparłam się o świerk. Dręczyły mnie złe przeczucia, potworne myśli. Było mi zbyt ciężko żeby iść. - Julia? Odwróciłam się. Za mną stał Filip. Wyglądał na zaniepokojonego. - Coś się stało? Ktoś Cię napadł? Co tu robisz? Uśmiechnęłam się blado. Patrzył na mnie uważnie. - Nic się nie stało. Po prostu chciałam przejść się do domu tędy, pooddychać świeżym powietrzem. Tak sobie stanęłam. Chyba nie uwierzył w moją wersję wydarzeń. Dalej patrzył na mnie, jakbym za chwilę miała tu zemdleć. - Coś się stało, prawda? Chodzi o Roberta? – Zamurowało mnie. To aż tak widać? Aż tak widać, że mam problemy w moim związku? - Ach, w sumie to nic takiego. – westchnęłam – prawdopodobnie to ja panikuję. Miałam ciężki dzień w szkole, napisałam do Roberta, nie odpisał i dlatego jestem zdenerwowana. To nic takiego. - Roberta nie było dzisiaj w szkole. Chodź, odprowadzę Cię do domu, wyglądasz jak śmierć. Jesteś strasznie blada. – Filip wyciągnął do mnie rękę. Dopiero teraz zauważyłam, że stoję na skale, nad dosyć głęboką doliną. W dole płynęła rzeka. Teraz się nie dziwię, że Filip się przestraszył. To musiało wyglądać, jakbym chciała popełnić samobójstwo. Ostrożnie dotknęłam jego dłoni. Ścisnął ją i delikatnie pociągnął mnie w dół. Ześlizgnęłam się ze skały prosto w jego ramiona. - Dzięki. – Mruknęłam zawstydzona. – Wiem, jak to wyglądało, po prostu nie zauważyłam tej doliny na dole. Nie chciałam się zabić. Wierzysz mi? - Wierzę. Chodźmy już stąd. Szliśmy teraz w milczeniu. Nie śmiałam nawet popatrzyć na niego. Wydawało mi się, że jest zły na mnie. - A tak właściwie to ile już znasz Roberta? – zapytał nagle. - Jakieś 2 lata. Zaczęłam z nim chodzić w 1 klasie gimnazjum, no i tak już zostało. – Cały czas mówiłam sobie, że musi to być prawdziwa miłość, skoro tyle już ze sobą jesteśmy. Dzisiaj zaczęłam się nad tym zastanawiać. - Kochasz go, prawda? - Tak. – odpowiedziałam krótko. Jednak sama przed sobą się przyznałam, że zawahałam się, zanim to powiedziałam. Może na krótko, na ułamek sekundy, ale jednak. - I nic tego nie zmieni, prawda? Żaden facet, choćby stawał dla Ciebie na głowie? - Tego nie wiem. Nie mogę przewidzieć przyszłości. – Uśmiechnęłam się do Filipa. W głębi duszy zadawałam sobie pytanie: po co mu to wszystko wiedzieć? Teraz uśmiechał się do mnie, tak pięknie, swobodnie. Jednak jego oczy były smutne, jakby przygaszone. Nie były tak piękne, jak wczoraj, ale nadal zadziwiały. - Co robisz po południu? – spytałam, po cichu licząc na to, że uda mi się namówić go na spacer. - Idziemy z braćmi pograć w kosza. Za to ty spotykasz się z Robertem. Powinnaś powiedzieć mu, co cię gryzie. To dobry chłopak. Nie warto z byle powodu go rzucać. – Przytaknęłam. Powiedział to tak bardzo szczerze… Ale jednocześnie tak bardzo bezuczuciowo… Dochodziliśmy już do mojego domu. - Ok. No to na razie. Powodzenia na meczu. – Pożegnałam go z promiennym uśmiechem na twarzy. - Dziękuję. Powodzenia w rozmowie. Napisz wieczorem, co ustaliliście. – Tak jak przedtem, uśmiechnął się, ale oczy nadal pozostały smutne. Odwrócił się i odszedł w swoją stronę. Zamknęłam furtkę i weszłam do domu. Już miałam pobiec do swojego pokoju, kiedy usłyszałam spokojny głos z salonu: - Julcia… Justyna chyba wcześniej wróciła do domu. Weszłam do salonu. Na kanapie leżała rozciągnięta moja siostra – chodząca piękność. Tak, moja starsza siostra wyróżniała się niebywałą urodą. Miała lśniące, długie, proste czarne włosy, śliczne brązowe oczy, piękną cerę i świetną figurę. Tzn. figury już nie miała, bo jest w ciąży. Co prawda to dopiero 1 miesiąc, ale i tak już się powoli zmienia. - Słucham? – powiedziałam najprzyjaźniej, jak potrafiłam. - Kto to był, ten chłopak, który odprowadzał Cię do domu? – Justyna popatrzyła na mnie zaciekawiona. - Kolega. – wzruszyłam ramionami. W sumie co jej do tego? - Ah, kolega. Przynajmniej przystojniejszy niż Robert. Zauważyłaś, że twój ukochany ostatnio ma wiecznie podkrążone oczy i jest blady jak ściana? Może jest chory? - Daj spokój, szukasz dziury w całym. – skrzywiłam się – Idę do siebie i wolałabym, żebyś mi nie przeszkadzała. - Dobrze, już dobrze, nie można o nic spytać. – burknęła siostra i wróciła do oglądania telewizji. Weszłam do swojego pokoju i usiadłam przy biurku. Postanowiłam zadzwonić do Roberta. „Wybrany abonent jest w tym momencie nieosiągalny. Prosimy spróbować ponownie.” Powiedziała mi miła pani z obsługi. Westchnęłam. Wybrałam numer domowy. - Halo? – miałam szczęście, odebrał Robert. - Hej, kotku, to ja, czemu masz wyłączony telefon? Stęskniłam się za Tobą! – szczęście mnie rozpierało. - A, to ty, Julka. Ymmm… Wiesz, przepraszam, że nie odpisywałem, ale komórka mi padła, konto zablokowane… Wiesz jak to jest. A coś się stało? - Możemy się spotkać dzisiaj? Tak sam na sam? W parku, albo w naszej kawiarni… - Muszę… Eeee… Odwiedzić Patryka, chory jest, rozumiesz. Zeszyty mu pożyczę, poopowiadam, co w szkole… - wyraźnie się wykręcał. O nie, nie ze mną te numery! Masz mnie dość, to powiedz mi to otwarcie! - Wspaniale, wiesz, że lubię Patryka! To jak, idziemy razem? O 17? No, wiedziałam że się zgadzasz. Przyjdę po Ciebie. Przepraszam, ale Justyna mnie woła, muszę kończyć, pa! Nie miał szans, pomyślałam. Byłam z siebie szalenie zadowolona. Może nie był to najlepszy pomysł, ale zawsze coś zdziałam. Do 17 pozostały 2 godziny. Zabrałam się za odrabianie lekcji. Myślami jednak byłam gdzieś daleko, na boisku koło domu Filipa. Myślałam o tym, jak wygląda jego gra w piłkę z bratem. Czy jego siostra im kibicuje. Jak bym się czuła siedząc tam i patrząc na ich mecz. A może gra ktoś jeszcze? Popatrzyłam na zegarek. 16:30. Trzeba się ubierać. Postanowiłam, że ubiorę adidasy i płaszczyk. Zimno mi nie będzie – niby jest środek zimy, ale śniegu nie ma już dawno, temperatura cały czas utrzymuje się na plusie. W tym momencie było 11 stopni. Zbiegłam na dół. W kuchni siedziała mama. - Cześć i na razie, wychodzę! – rzuciłam przez ramię. Wyszłam zanim mama zdążyła cokolwiek odpowiedzieć. Ulica była wyjątkowo pusta jak na tą godzinę. Chylące się ku zachodowi słońce prześwitywało przez ciemne chmury, a lekki, chłodny wiatr muskał czule moją twarz. Miałam do przejścia jakieś pół kilometra przez park. Powinnam iść spokojnie, ale natrętne poczucie niepokoju nie chciało odejść. Sprawiało, że prawie biegłam. Tym sposobem pod blokiem Roberta byłam o 16:45. Wbiegłam po schodkach i zadzwoniłam domofonem. Odebrała młodsza siostra Roberta. Po chwili jechałam starą windą na 4 piętro. Nawet nie zdążyłam zadzwonić, bo w drzwiach już stał mój kochany. Uśmiechnęłam się wesoło. Dopiero gdy podeszłam bliżej zauważyłam, jak źle wygląda. Dużo gorzej niż wczoraj. Jego twarz zdradzała przede wszystkim wielkie rozdrażnienie, miał fioletowe sińce pod oczami. Nie uśmiechnął się na mój widok. Popatrzył na mnie jak na wroga. - Idziemy? Tylko błagam, dzisiaj trochę szybciej niż zazwyczaj, śpieszy mi się! – Powiedział niby normalnie, a jednak z nutą niecierpliwości w głosie. Postanowił, że zejdziemy po schodach, bo tak będzie szybciej. Patryk nie mieszkał daleko – zaledwie parę ulic od bloku Roberta. Można było spokojnie się przejść. A jednak pokonaliśmy tą trasę w rekordowo szybkim tempie. Próbowałam rozpocząć rozmowę, ale Rob szybko ucinał. Zwolniliśmy dopiero, gdy zauważył, że nie mogę złapać oddechu. Odezwał się niespodziewanie: - Miałaś dzisiaj ciężki dzień w szkole, prawda? Popatrzyłam na niego zdziwiona. Skąd on to wie? Na jego twarzy wykwitł dziwny uśmiech. - I chciałabyś o tym zapomnieć, prawda? Po to tu jesteśmy. Zaśmiał się nerwowo. O co mu chodzi? Popatrzyłam na niego podejrzliwie. - Myślałam, że Idziemy do Patryka, bo jest chory… Roześmiał się. O co w tym wszystkim chodzi? W tym momencie doszliśmy do celu. Patryk pochodził z wyjątkowo bogatej rodziny. Mieszkał w najbogatszej dzielnicy, chodził do prywatnej szkoły… Nie wiem, jak poznali się z Robertem. Ale mniejsza o to. Otworzyła nam ich pokojówka, która akurat była na dole. Bez słowa powitania mój chłopak pociągnął mnie na górę, prosto do pokoju Patryka. - Po co ją przyprowadziłeś? – usłyszałam dziki szept za mną. Coraz bardziej mnie to wszystko przerażało. Właściciel pokoju zamknął drzwi na klucz. - Powiedziałeś, że dobrze będzie, jak kogoś przyprowadzę… Ona też chce zapomnieć o dzisiejszym dniu, też chce poczuć chwilę rozkoszy. Patryk uśmiechnął się do mnie. Bałam się. Co oni zamierzają mi zrobić? - Chcesz poznać nasz sekret, prawda? – oczy zalśniły mu złowrogo. Nie potrafiłam mu odmówić. - Tak, chcę. Robert uśmiechnął się i wyjął z szuflady małe pudełeczko. W środku był biały proszek. - Więc chodź tu… No, nie bój się, to nic złego… Nie bądź taką grzeczną dziewczynką…
--------------------- Proszę wytknąć mi interpunkcję, jak jest i powtórzenia. I dziękuję czytelnikom ze szczerego serducha ;) Kończę właściwie już 4 odcinek, wczoraj mnie dopadła wena ;)
Sweet.Dreams - 29.01.2009 18:09
Przeczytałam :) Akcja się rozwija, robi się coraz ciekawiej Małe błędy: który odprowadzał Cię do domu? Stęskniłam się za Tobą! i inne tego typu zwroty: Ciebie, Ci, Tobie itp. piszemy z małej litery, gdyż to jest opowiadanie, a nie zwrot w np. liście (bezpośrednio do osoby) Czasami kropka źle postawiona jakiegoś przecinka brakuje, czy coś. _________ A teraz co do fabuły.. Znowu te narkotyki ; //// Tak pod koniec z tym opisem wyglądu Roberta to zaczęłam coś podejrzewać. Niestety sprawdziło się. Czekam na dalsze części. Pozdrawiam _____ P S (D I) - Dodam, że wydaję mi się, że FS jest chętniej czytane od zwykłych opowiadań, stąd moje zdanie na ten temat :)
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plshakyor.htw.pl
|
|