Noc, w której nie ma nadziei na świt.

Noc, w której nie ma nadziei na świt.

Podstrony
 



canny - 13.06.2009 09:58
Noc, w której nie ma nadziei na świt.
  Wiem, że powinniście mnie mieć dość xD Jednak od paru miesięcy pracuję nad pewnym opowiadaniem, nie wiem, czy Wam się spodoba, mogę tylko powiedzieć, że mam skończony Pierwszy Tom :D

* * *

Żadna wielka miłość nie umiera do końca.
Możemy strzelać do niej z pistoletu
lub zamykać w najciemniejszych zakamarkach naszych serc,
ale ona jest sprytniejsza - wie, jak przeżyć.

• Jonathan Carroll •


* * *

PROLOG

Któż by pomyślał, że tak naprawdę istnieją trzy różne światy? Niewielu jest takich, którzy wierzą w duchy, a co dopiero elfy! Bliższym ludziom tematem jest są już obcy przybysze z kosmosu. Jednak i tych wyobrażają sobie jako nieproporcjonalnych zielonych ludzików z wodogłowiem, wielkimi oczami i trzema palcami. Żaden człowiek nie pomyśli, że mogą być to istoty nadludzko piękne, bo wtedy musiałby przyznać, że rasa ludzka nie jest tą najładniejszą we wszechświecie. Tak, ludzie są na to zbyt próżni. Więc ja postanowiłem otworzyć wam oczy, próżni ludzie, na rzeczy, których nie zauważacie lub, co bardziej prawdopodobne, zauważać nie chcecie.
Zacznijmy od tamtego deszczowego dnia, gdy przemierzałem ulice Warszawy, stało się coś, co miało odmienić moje życie, ale wtedy nie miałem o tym jeszcze pojęcia. Szedłem, w miarę szybko, osłaniając się rękawem szarego płaszcza od deszcze zacinającego akurat w moją stronę. Ulicą szedłem Królewską, parę kroków, i zaraz będę w budynku Uniwersytetu Warszawskiego.

ROZDZIAŁ I

-Proszę usiąść! – Zawołał sędziwy profesor wykładający tu kryminologię. Zrobiłem więc, co kazał. Rozłożyłem przed sobą mały stoliczek, jakie to zwykle istnieją w salach i wyciągnąłem notes i ołówek, jak to miałem w zwyczaju robić na każdym z tych zajęć. Profesor Jan Buczak, zwany przez studentów psorkiem Beczką, był sympatycznym, ale srogim wykładowcą. Siwa broda zasłaniała mu niemal pół twarzy, a jego znakiem rozpoznawczym była głowa świecąca łysiną. No, kiedy już wiecie, jak wygląda mój ulubiony profesor, możemy przejść dalej.
Usiadłem więc na tym krzesełku i czekałem na dalsze polecenia. W tym momencie do Sali wkroczyła dziewczyna. Ale nie byle jaka! Nie dość, że wcześniej jej tu nie widziałem, to w ogóle nie widziałem jej w naszym mieście, a stosunkowo dużo jeżdżę i spaceruję po Warszawie. Dziewczyna ta, a raczej już kobieta, była niesamowicie szczupła i zgrabna i miała dobrze wyodrębnione kobiece kształty. Jako facet, muszę przyznać, że nawet bardzo dobrze. Włosy miała kawałek za ramiona, proste, bez grzywki. Kolor? Nie tyle blond, co po prostu białe. Cała była biała. Skórę miała białą i białe włosy, białe miała też perły na szyi. Jedyne co nie było białe, to czarne jak węgiel oczy i takie same brwi i rzęsy. Więc albinosem nie jest – pomyślałem wtedy. I właściwie tylko tu się nie myliłem. Oczy miała podkreślone czarną kredką, ale to i tak wystarczyło, żeby wszystkim obecnym facetom szczena opadła na jej widok, a wszystkie dziewczyny były zielone z zazdrości. Nawet profesorek nieco się tremował, ale mimo wszystko nie wyglądał, jakby był zaaferowany jej pięknem. Ubrana była w czerwony żakiet, a pod tym czarną bluzkę z dekoltem wyciętym ‘w serek’, doskonale kontrastującą z jej karnacją. Miała na sobie jeszcze czarną, prostą spódniczkę do kolan i czarne balerinki. Gdyby nie ten żakiet, to byłoby jak na pogrzeb – pomyślałem w pierwszej chwili. Jednak, gdy przyjrzałem się całości wyglądało to zniewalająco. Dziewczyna posyłała wszystkim magiczne uśmiechy dygając z gracją. W jej ruchach można było dojrzeć coś dziwnego, jakby ich do końca nieopanowana, ale kto się tym wtedy przejmował!
-Drogie panie! Drodzy panowie! – Zaczął stary wpierw odchrząkając donośnie. – Przedstawiam państwu moją nową asystentkę – Avię Evans.
Na sali rozległy się gromkie brawa, należące wyłącznie do przedstawicieli płci męskiej. Reszta siedziała cicho naburmuszona. Avia ukłoniła się delikatnie i usiadła na miejscu obok profesorka. Nie jestem pewien czy tylko mnie zaintrygowało nie-polskie brzmienie jej imienia i nazwiska. Była w tym coś osobliwego, ponieważ na całych zajęciach biegle mówiła w naszym ojczystym języku, bez śladu angielskiego akcentu. Ale odłożyłem tą sprawę na później.

* * *

-Na tym zakończymy dzisiejsze zajęcia. – Ogłosił pan Buczak i zamknął swój gruby notes.
-Dziękuje za pomoc, panno Evans. – Zwrócił się do Avii łagodnie. Uśmiechnęła się niewinnie w jego stronę i odpowiedziała:
-Przyjemność po mojej stronie. Nigdy nie byłam na tak ciekawie prowadzonych zajęciach. – Odparła aksamitnym tonem. Powoli, z ociąganiem wszyscy opuścili salę wzdychając.

* * *

Na początku krótko, bo nie chcę was zawalać dużą ilością tekstu :)




Pani_Snejp - 13.06.2009 12:03

  Hehe, fantastyka i efly, to ja lubię ;)
Masz stałą czytelniczkę. Za dużo się na razie nie wydarzyło, ale i tak nieźle. Chociaż wyobraziłam sobie Avię i trochę zaczęłam się śmiać... Potem pokażę, dlaczego xD



canny - 14.06.2009 12:11

  ROZDZIAŁ II

Siedziałem właśnie w stołówce jedząc lunch, gdy za plecami usłyszałem aksamitny głos:
-Dzień dobry. Mogę się przysiąść? – Spytała, a ja kiwnąłem głową. Na nic więcej nie było mnie stać. Dosiadła się więc do mnie, uprzednio zdejmując żakiet i tym samym odsłaniając mleczne ramiona. Przełknąłem kawałek kanapki, który na chwilę stanął mi w gardle i uśmiechnąłem się do niej przyjaźnie.
-Jestem Avia. – Wyciągnęła do mnie dłoń. Szczupłe, długie palce, zadbane, krótko spiłowane paznokcie… Cholera! Zawsze muszę zwracać uwagę na takie szczegóły?! Pocałowałem ją delikatnie w dłoń.
-Robert. – Przedstawiłem się z uśmiechem. Popatrzyła na mnie chwilę, jakby się nad czymś zastanawiając. Czekałem cierpliwie, chociaż wcale mi się to nie uśmiechało. Byłem i będę niecierpliwym człowiekiem. Aż w końcu popatrzyła na mnie marszcząc brwi. Wyglądała uroczo.
-To nie jest odpowiednie miejsce. – Mruknęła spuszczając wzrok, jakby zawstydzona. Wybałuszyłem oczy. O co jej chodziło?!
-Przepraszam panienkę, ale nie za bardzo rozumiem… - Odpowiedziałem i rozejrzałem się po stołówce. Faktycznie gapili się chyba na nią wszyscy chłopcy znajdujący się w tym pomieszczeniu, więc nie za bardzo można było prowadzić tu jakąkolwiek rozmowę prywatną. Ale po co ona chcę ze mną rozmawiać? Popatrzyła na mnie wyraźnie rozczarowana moją reakcją.
-Jak to nie rozumiesz? Zresztą nieważne, chodź. – Wstała, jakby zirytowana ciągnąc mnie za rękaw T-shirt’u. Posłusznie wstałem i zaintrygowany podążyłem za nią. Szła, jak łatwo się domyślić, kobiecym krokiem, kręcąc biodrami. Westchnąłem cicho.
-Nie patrz się na mój tyłek. – Mruknęła zażenowana. Zaczerwieniłem się i szybko skierowałem wzrok na jej włosy. Delikatnie podskakiwały w rytm jej kroków.

* * *

Znaleźliśmy się… no cóż, chyba w jej pokoju. Wskazała mi palcem krzesło, usiadłem posłusznie, mimo, że czułem się niezręcznie. Avia oparła się o biurko i założyła ręce na piersi. Wbiła we mnie ciepłe spojrzenie.
-Robercie… - Zaczęła. – Wiesz, po co tu jestem, prawda?
Nie miałem pojęcia o co jej chodzi. Podrapałem się w głowę i spojrzałem na nią pytająco.
-No… Jesteś asystentką profesora od kryminologii…
-Robercie! – Krzyknęła zirytowana. Jednak nawet jej krzyk brzmiał jak śpiew słowika. Popatrzyłem na nią zawstydzony, jak małe dziecko, które uciekło przed obowiązkiem. Spuściła trochę z tonu.
-Robercie… Naprawdę nic… - Przerwał nam dzwonek telefonu. Głośna melodyjka popłynęła z szatańskiego aparatu. Wywróciła oczami i wyjęła aparat z kieszeni żakietu.
- Neawalmaer… - Szepnęła wgapiając się w kranik telefonu. Popatrzyłem na nią pytająco.
-Coś mówiłaś? – Spytałem, ale ona pokręciła głową i odeszła na drugi koniec pokoju. Jako, że słuch mam wybitny, usłyszałem każdy szczegół z jej rozmowy. Niewiele jednak zrozumiałem.
-Måni? Isilyae. Amin hiraetha… Uunëruma, n'dela no'ta. Amin n'novā ikotane. Amin n'rangwa edanea! Uuma dela… Diola lle. Okej. – Ostatnie słowo było mi dobrze znane, reszta… nie. Język, którym się posługiwała nie przypominał żadnego z tych, które kiedykolwiek słyszałem. Byłem wpatrzony w nią jak w obrazek. Odwróciła się do mnie i zamarła z telefonem w połowie drogi od ucha do kieszeni marynarki.
-Co tu jeszcze robisz, Robercie?! – Krzyknęła spanikowana. Widać nie chciała, abym słyszał tę rozmowę. Zacząłem się jąkać, ale nie potrafiłem jej odpowiedzieć. Była zbyt piękna, abym mógł skłamać. Złapała się za czoło i przełknęła ślinę.
-Wyjdź. Wynoś się. – Powiedziała spokojnie i gdyby nie znaczenie tych słów można by pomyśleć, że śpiewa kołysankę. Posłusznie wstałem i na odchodnym rzuciłem tylko skruszony: Do zobaczenia.
-Tak, tak. – Odpowiedziała nerwowo. – Ale już idź!
Wyszedłem.

* * *

Sen tej nocy miałem co najmniej dziwny. Byłem w lesie, a raczej dżungli, gęsto porośniętej przeróżnymi gatunkami drzew. Szedłem przed siebie, mimo, że nie wiedziałem dokąd zmierzam. W pewnym momencie coś wychyliło się zza drzewa. Jak się okazało później nie było to coś, a ktoś, i to do tego kobieta. Chyba ostatnio mam farta bo spotykam same piękne kobiety. No więc, jak już kobieta to wyszła zza drzewa niemałe było moje zdziwienie. Jedyne, co na sobie miała, to plecionka z liści zasłaniająca jej wdzięki. Nie była zażenowana, czy zawstydzona. Wręcz przeciwnie, z radosnym uśmiechem podskoczyła ku mnie. Włosy miała długie, prawie że do kolan, odcieniu zielonego. Karnację śniadą, nie za jasną, nie za ciemną, w sam raz. Za to spojrzenie jej było hipnotyzujące. Wielkie, turkusowe tęczówki emanowały ciepłem i przyjaźnią. Wyraźnie mi kogoś przypominała. Kogoś, kogo dobrze znałem, ale za cholerę nie mogłem sobie przypomnieć kogo. Uśmiechnąłem się do niej i chciałem się przywitać, ale nie mogłem mówić. I to mnie zdziwiło, bowiem nie byłem zakneblowany, a ust otworzyć po prostu nie umiałem. Wtedy kobieta położyła mi na nich palec i zaczęła:
-Nazywam się Alatáriël. Miło mi cię tu gościć, Robercie. – Powiedziała śpiewnym tonem. Jednak nie był tak delikatny jak ton głosu Avii.
-Nie daj się zwieść tej istocie. – Ostrzegła mnie z surowym wyrazem twarzy, jakby odgadując moje myśli. – Ludzi możemy gościć tu tylko, kiedy śpią, więc czasu mamy niewiele, ale wystarcza na to, aby cię ostrzec.
Patrzyłem na nią otępiale niewiele z tego całego przedstawienia rozumiejąc. Ostrzec? Przed czym? Te pytania kotłowały mi się w głowie, ale nie mogłem ich zadać, bo nie potrafiłem mówić. Nagle poczułem, że ziemia znika spod moich stóp. Leciałem? Nie, spadałem! I to z taką prędkością, że jakbym gruchnął o ziemię raczej nic by ze mnie nie zostało. Ale kiedy już opuszkami palców u stóp dotykałem ziemi, wszystko prysło jak bańka mydlana.



blakistoni - 14.06.2009 12:33

  O,tematyka która mnie interesuje.
Błędów ortograficzych ani stylistycznych nie widzę.
ogólnie,to podoba mi się ;>
czekam na next xd




canny - 18.06.2009 12:42

  Nowe :D Nie martwcie się, nie zrazicie mnie małą liczbą komentarzy xD

* * *

Obudziłem się mając krzyk na ustach. Na szczęście mojego współlokatora nie było, więc nikogo raczej nie obudziłem. I tu po raz pierwszy się pomyliłem. Kiedy otarłem pot z czoła i miałem zamiar wstać i udać się do łazienki, wrzasnąłem spoglądając w stronę okna. Na parapecie kucała, nie kto inny a asystentka Beczki. Pospiesznie zatkałem sobie usta, bo przecież ktoś mógł usłyszeć jak się wydzieram, a wytłumaczenie obecności Avii w moim pokoju byłoby dość trudne. Wstałem więc i przetarłem oczy, myśląc, że może się jeszcze do końca nie obudziłem. Jednak ona nadal siedziała na tym cholernym parapecie przekręcając głowę i wpatrując się we mnie jak lew w ofiarę. Zwinnym ruchem zeskoczyła z okna i osiadła na biurku zakładając nogę na nogę. Miała na sobie dżinsy i obcisły podkoszulek z pokaźnym dekoltem. Stopy, co mnie zaintrygowało, były bose. Naraz przypomniałem sobie o pewnej rzeczy. Wróciłem z powrotem do łóżka i wyciągnąłem spod poduszki mały kluczyk z breloczkiem, na którym wygrawerowany był numer pokoju. Podszedłem do drzwi i nacisnąłem na klamkę. Zamknięte. Odwróciłem się przodem do Avii rzucając jej podejrzliwe spojrzenie.
-Jak weszłaś? – Spytałem grzecznie, w moim tonie słychać było jednak zaniepokojenie.
-Przez okno. – Odparła wzruszając ramionami, jakby było najzwyklejszą czynnością, jak na przykład, jedzenie obiadu. Nie miałem zamiaru wnikać w szczegóły, choć bardzo byłem ciekawy, jak udało jej się wdrapać po płaskiej ścianie na piąte piętro. Nie rosło tu ani jedne drzewo, po którym mogłaby się wspiąć, a po linie w ogóle nie było śladu. Podszedłem do niej trochę bliżej, ostrożnie, żeby jej nie wystraszyć.
-A co cię tu sprowadza, jeśli można wiedzieć? Jeśli chodzi, o tą wczorajszą rozmowę, to i tak nic nie zrozumiałem. – Mruknąłem i oparłem się o mahoniową komodę. Nie wiedziałem, co Avia może ode mnie chcieć.
-Wiem. – Odparła, jakby ostrożnym tonem. Przejechała opuszkami palców po ramce zdjęcia, gdzie znajdowałem się wraz z moją młodszą siostrzyczką. Teraz, może już nie taka mała, kończyła podstawówkę. Kobieta wzięła do ręki zdjęcie oglądając je badawczym wzrokiem, po czym spojrzała na mnie pytająco.
-Od kogo ją dostałeś? – Myślę, że miała na myśli ramkę, nie siostrę. Zacząłem grzebać w pamięci. Dostałem ją chyba od, byłej już teraz, dziewczyny. Spojrzałem na Avię marszcząc brwi.
-Od przyjaciółki. – Odpowiedziałem. Popatrzyła na mnie i uśmiechnęła się pod nosem, a po chwili spoważniała i zaczęła studiować wzory wybite na ramce. Dotykała ich delikatnie i zamykała powieki, raz po raz. W końcu, po kilku nudnych minutach, spojrzała na mnie poważnie i spytała:
-Co dzisiaj ci się śniło, Robercie? – Spytała ni stąd ni zowąd. To pytanie trochę zbiło mnie z tropu, bo po co jej mój sen? Jednak patrząc na jej pełne, białe usta wyginające się w zalotnym uśmiechu, postanowiłem wszystko jej opowiedzieć. Otworzyłem usta i… je zamknąłem. Nic nie pamiętałem. Nic a nic. Patrzyła na mnie wyczekująco, teraz już nieco zniecierpliwiona. A ja po prostu zapomniałem mój sen! Pamiętam, że śniło mi się coś dziwnego, ale nie miałem pojęcia co.
-Nie pamiętam… - Wyjąkałem, sam przerażony znaczeniem tych słów. Pierwszy raz zapomniałem co mi się śniło. Pokiwała głową ze zrozumieniem, jakby właśnie na taka odpowiedź czekała. Uwierzyła mi, chociaż nie zamieniliśmy więcej niż dziesięć zdań. To było dziwne. Jeszcze dziwniejsze było to, że sięgnęła po telefon i błyskawicznie wybrała jakiś numer.
- Tanya neuva edhel. – Szepnęła cicho do słuchawki i rozłączyła się. Spojrzała na mnie i uśmiechnęła się promiennie. Miała taki śliczny uśmiech, że nawet nie zwróciłem uwagi na to, że znów mówiła w tym osobliwym języku.
-Do zobaczenia na zajęciach, Robercie. – Powiedziała wychodząc. Uśmiechnąłem się tylko w odpowiedzi i otworzyłem przed nią drzwi. Wyszła, poruszając się z gracją. Zamknąłem drzwi i natychmiast popędziłem w stronę okna. Wychyliłem się nieco szukając jakiś dziur w ścianie, czy czegokolwiek, po czym Avia mogłaby się wspiąć. Oczywiście nic nie znalazłem. Zrezygnowany powróciłem do biurka. Usiadłem na krześle i podparłem głowę rękami. Wziąłem do ręki ramkę na zdjęcia, którą kobieta oglądała tak badawczo i zacząłem obracać ją w dłoniach. Nie wiedziałem, co może być w niej takiego niezwykłego. Ot, zwykły kawałek drewna z jakimiś wzorkami. Może to te wzorki były dla niej istotne? Westchnąłem ciężko. Nie miałem pojęcia, o co w tym wszystkim chodzi. Kim lub czym ona jest? Po co tu jest? Dlaczego akurat tu? Dlaczego rozmawia właśnie z nim? Czy rozmawia tylko z nim? Jak wdrapała się na piąte piętro bez liny? Co to za dziwny język? Tyle pytań, zero odpowiedzi. Wkurzało mnie to i to porządnie. Nienawidziłem, jak nie potrafiłem czegoś wyjaśnić. W końcu byłem tylko próżnym człowiekiem, a próżni ludzi nie rozumieją, że niektóre tajemnice powinny pozostać tajemnicami…

* * *

-Co sądzisz o tej nowej lasce? – Spytał Edward, potocznie zwany Edziem. Westchnąłem ciężko i popiłem dwa łyki piwa. Znajdowaliśmy się w pobliskim barze. Był nawet przyzwoity, jak na takie knajpy. Pełno dymu papierosowego, zapach potu i alkoholu. Dym mi nie przeszkadzał, sam byłem nałogowym palaczem. Każdy człowiek ma swoje słabości.
-Niezła jest. – Mruknąłem zaparzony w złotawy płyn. Nagle z baniek powietrza utworzyła się twarz. Jak się pewnie domyślacie była to twarz Avii. Przetarłem oczy. Chyba za dużo wypiłem – pomyślałem wtedy. To była kolejna pomyłka.
-Widziałeś jaki ma sprzęt? – Spytał Stasiek, rok młodszy od większości gości z paczki.
-A coś ty taki podniecony? Nie twoje sfery. – Mruknął Marek uśmiechając się złośliwie. Marek był rok wyżej od nas, znaczy na trzecim roku. Westchnąłem biorąc kolejny łyk gorzkiego napoju.
-Ej no, Robert, przygaszony strasznie jesteś! Stało się co? – Krzyknął Edek klepiąc mnie po plecach. Uśmiechnąłem się na chwilę, aby dać mu znać, że wszystko w porządku, po czym wróciłem do moich rozmyślań. Ustaliłem póki co parę rzeczy: Avia, jest niesamowicie, nadludzko piękną kobietą. To po pierwsze. Po drugie mówi jakimś niezrozumiałym, obcym językiem. Następnie jakimś cudem wdrapała się na piąte piętro po gładkiej ścianie. Nie pasowało mi to do definicji człowieka, o ile taka istniała. No, ale przyjmijmy, że istniała. Głowa mnie już bolała od natłoku tych myśli. Albo może to po czterech piwach? W każdym razie byłem cholernie zmęczony. Wyjąłem pięćdziesiąt złotych i położyłem na barze.
-Spadam. – Mruknąłem na odchodnym nie zważając na gorące protesty kolegów. Miałem ochotę po prostu zasnąć.



BlackDevil - 20.06.2009 18:48

  Cholera, to jest swietne :D
Edward, niczym Edward ze Zmierzchu, a Zmierzch tez ma cos w sobie takiego "nadludzkiego" ;p
Ciekawa fabula, na pewno bede czytac dalej ;)



bubel-96 - 21.06.2009 21:10

  Ja też dołączam się do grona stałych czytelniczek.
Jako, że lubuję w fantasty, mogę powiedzieć jedno: SUPER
Tekst jest b. fajny, przyjemnie się czyta.
Z niecierpliwością czekam na next.



canny - 10.07.2009 06:53

  Następna część :D po powrocie ^^

* * *

Najbardziej odczujesz brak jakiejś osoby,
kiedy będziesz siedział obok niej i będziesz wiedział,
że ona nigdy nie będzie twoja.

•Gabriel García Márquez•

* * *


ROZDZIAŁ IV

Następny dzień był dniem ponurym, ale w zasadzie tylko dla części męskiej. Łatwo się więc domyślić, że chodziło o Avię. Otóż na uczelnię przyjechał chłopak, oszałamiająco przystojny. To nie wszystko, bo przecież z tego powodu nikt by nie płakał, o nie. Problemem było to, że tajemniczy chłopak ciągle chodził za Avią trzymając ją za rękę. Za to damska część studentów jakby nagle ożyła. Bądź co bądź facet był przystojny. Również mlecznobiała skóra kontrastowała z ciemnymi, niemal czarnymi włosami do ramion. Oczy miał tak czarne, że nie sposób było odnaleźć w nich źrenice. Zwykle zresztą przysłaniała je przydługa hebanowa grzywka. Według mojej koleżanki, Agaty, cytuję: „Uśmiech ma boski, a ciało wyrzeźbione przez Michała Anioła” . Naprawdę ich nie rozumiem, przecież on był zajęty! Chociaż to były tylko moje przypuszczenia, bo nie wiem czy na podstawie tego, że spędzają ze sobą większość czasu, jadają razem lunche i trzymają się za ręce, można stwierdzić, że są parą. Ciekawy byłem czy na dzisiejszych zajęciach z kryminologii Avia pojawi się sama, czy również z nim. Zakładałem, że sama, bo przecież sala wykładowa to nie miejsce do spotkań towarzyskich. Tutaj pomyliłem się po raz kolejny.

* * *

Siedzieliśmy w sali już dobre piętnaście minut, gdy do pomieszczenia wkroczyła Avia. Oczywiście, jak zwykle, zniewalająca. Tym razem miała na sobie dżinsy i granatową tunikę podkreśloną szerokim, żółtym paskiem. Włosy, ku mojej uciesze, rozpuszczone powiewały lekko przy każdym jej kroku. Jednak, tuż za nią wkroczył ów chłopak. Na sali dało się dosłyszeć ciche wzdychanie, jak i zgrzytanie zębów. Szczerze mnie to bawiło, bo prawdę mówiąc Avia była najpiękniejszą kobietą jaka widziałem, ale nie miałem nic przeciwko jej związkowi. Kiedy para stała już przy biurku i skończyła konwersować po cichutku z Beczką, w pomieszczeniu zapadła grobowa cisza. Niemal namacalne było uczucie oczekiwania i napięcia. Avia rozejrzała się po sali, szukając czegoś wzrokiem. Zatrzymała go na mnie i uśmiechnęła się promiennie. Odpowiedziałem również uśmiechem, ale mina mi zbladła, kiedy usłyszałem jej głos, a ona wcale nie poruszyła ustami. Czekaj na mnie przed salą, Robercie. – Usłyszałem przerażony. Ona za to dalej się uśmiechała w taki sposób, że większości mężczyzn miękły nogi. Za to mnie nie. Być może byłem zbytnio zaaferowany jej niezwykłością i niepowtarzalnością, żeby spojrzeć na nią jak na kobietę.
-Chciałabym wam przedstawić Alberta de Voltera. – Zaczęła swoim śpiewnym głosem. - Będzie uczestniczył w dzisiejszych zajęciach opowiadając wam różne ciekawostki dotyczące jego pracy. Jest detektywem. – Zakończyła uśmiechając się dumnie. Przysunęła się bliżej chłopaka i zrobiła krok w tył.
-Dzięki, Av. – Mruknął do niej, po czym odwrócił się do nas. – Jak już opowiadała wam moja przyjaciółka, jestem tu po to, aby sprzedać parę cennych ciekawostek.

* * *

Wychodziłem już z sali wykładowej w nadziei, że się przesłyszałem, gdy nagle poczułem na sobie czyjś dotyk. Westchnąłem zrezygnowany i odwróciłem się spoglądając na Avię. O dziwo nie było z nią Alberta.
-Chodź, Robercie. – Powiedziała poważnie marszcząc brwi. Znów poszła przodem. Usłużnie podreptałem za nią, mimo, że miałem pilniejsze rzeczy do roboty. Ale niestety, tak mnie Bóg stworzył, że ciekawy byłem niesamowicie.

* * *

Zamknąłem za nami drzwi i oparłem się o ścianę zakładając ręce na piersi. Powoli zaczynało mnie to denerwować. Zjawia się młoda, piękna utalentowana kobieta i zaczynam słyszeć głosy. Do tego dołącza jej partner twierdząc, że jest prywatnym detektywem. Phi! Nie dla mnie takie historyjki! Byłem taki ciekawy, a wiadomo przecież, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła. Teraz bardzo tego żałuję.
-Napijesz się czegoś, Robercie? – Spytała aksamitnym głosem. Nurtowało mnie to, dlaczego przy każdej wypowiedzi zwraca się do mnie po imieniu. Pokręciłem głową przecząco i wbiłem w nią ciężkie spojrzenie.
-Avia, co to się dzieje? – Mruknąłem zmęczonym tonem. Dziewczyna zrobiła zdziwioną minę.
-O co ci chodzi, Ro… - Nie wytrzymałem, przerwałem jej.
-Możesz nie wymawiać mojego imienia przy każdej swojej wypowiedzi?! Cholernie mnie to wkurza. Po za tym nie udawaj, że nie wiesz, o co chodzi. Zjawiasz się tu nagle, nadludzko piękna…
-Dziękuję. – Tym razem, to ona mi przerwała. Ton miała zimny, pusty, a jednak nadal aksamitny. – Schlebiasz mi. Ale naprawdę nie mam pojęcia, co moje przybycie może mieć wspólnego z twoimi problemami.
Popatrzyłem na nią jak na wariatkę. W jej spojrzeniu można było doszukać się czegoś dziwnego, innego. Czegoś, czego nie powinno być w oczach młodej damy. Nagle usłyszałem huk. Spojrzałem w stronę jego źródła i wcale się nie zdziwiłem. Przynajmniej w mniejszym stopniu, niż zdziwiłby się przeciętny człowiek.
Otóż na parapecie kucał Albert. W ręku miał coś, co od razu przyciągnęło moją uwagę, a mianowicie ramkę ze zdjęciem, którą wcześniej tak uważnie oglądała Avia. Westchnąłem tylko na jego widok i usiadłem na łóżku czekając na rozwój wydarzeń. Albert podszedł do dziewczyny i kiwnął głową. Nie miałem pojęcia, o co może im chodzić, ale mówiąc szczerze byłem zbyt obrażony, żeby zwrócić na to uwagę. Zbyt próżny.
Avia przerzuciła badawcze spojrzenie z ramki, wprost na mnie. Miałem tak nieopisanie wielką ochotę dać upust mojej złości. Ale niby na czym? Na Avii, która była dla mnie ucieleśnieniem wszystkiego co piękne i tajemnicze? Czy może na Albercie, jej chłopaku, który wyglądał jak mur nie do sforowania? Wtedy dziewczyna zaczerwieniła się lekko i szepnęła, jakby zażenowana:
-Albert nie jest moim chłopakiem. – Wmurowało mnie w ziemię. Nie powiedziałem tego na głos! Pamiętam, że nie powiedziałem! Więc skąd ona o tym wie? Albert popatrzył na mnie, a w jego oczach dojrzeć można było… No właśnie, co? Coś na kształt troski, tyle, że było w nich również to, co w oczach Avii. I to, co w nich być nie powinno.
-Ale jak? – Spytałem wytrzeszczając oczy. – Nie powiedziałem nic takiego…
Avia popatrzyła płochliwie na Alberta. Tamten zacisnął usta i przełknął głośno ślinę. Nie wiedziałem o co chodzi i czemu akurat mnie wybrali do dręczenia. Nie wiedziałem tego, ale za wszelką cenę chciałem się dowiedzieć. Po dłuższej chwili uciążliwego milczenia wstałem i zaciskając pięści podszedłem do nich. Przydługa grzywka opadała mi na oczy dosięgając oczu. Nie wiedziałem co robić, ale byłem świadomy, że jeśli ja nie zabiorę głosu, to i oni się nie odezwą.
-Co tu się do cholery dzieje, panno Evans?! – Prawie wrzasnąłem. Prawie, bo głos uwiązł mi w gardle. Nie mogłem patrzeć na smutne oblicze tej anielicy. Było to dla mnie równoznaczne z wbiciem sztyletu prosto w serce. Stała oparta i regał, skulona. Głowę miała spuszczoną, białe kosmyki okalały jej twarz. To bolało. Tak bardzo, że niekontrolowanym odruchem po prostu ją objąłem. Nie zważając na obecność Alberta przytuliłem ją wplatając ręce w jej włosy. Zacisnąłem powieki i przez chwilę nie oddychałem czekając na jej reakcję. Miałem pewność, że będzie ona wroga. Jednak nie. Avia splotła swoje ręce na moim karku i cicho zaszlochała.
-Przepraszam Robercie, nie możesz wiedzieć. – Szepnęła mi na ucho. Odsunąłem się od niej. Jeśli nie mogę, to niech się ode mnie odseparuje. Popatrzyłem na jej smutne oczy, ale tym razem zacisnąłem zęby i odwróciłem się napięcie. Zerknąłem na Alberta. Nadal miał ten sam, grobowy wyraz twarzy i chyba nawet nie ruszył się z miejsca. Obserwował tylko czujnie każdy mój ruch. Czułem się przy tym dziwnie, ciągle miałem na sobie jego wzrok. Nie wytrzymałem. Moje odejście zasygnalizował trzask drzwi.
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • shakyor.htw.pl
  • Noc, w której nie ma nadziei na świt.
     
    Copyright Š 2006 MySite. Designed by Web Page Templates