|
|
|
Królowa Śniegu |
Moriquendë - 13.11.2005 19:42
Królowa Śniegu
Wstęp
Najpierw był Venne. Stwórca. Chaos i Porządek. Porządek i Koniec. Blady Świt i Krwawy Zmierzch. Dobro i zło. Myśliciel. Dwanaście wiosen trwał w nicości, w pustce. Nieskończonej i nieprzeniknionej. Gdy zaczął patrzeć, oczom jego ukazały się Syerre i Eilliah, dwie boginie, dwa światy. Niebo i Ziemia. Następne osiem wiosen minęło, a u stóp swoich mieli grunt twardy, a nad głowami trzema wisiało sklepienie. Głębokie i tajemnicze. Wtedy podszedł do nich Temmei, wprawiając czas w ruch. Gdy lata prawdziwie być liczone zaczęły, po czterech właśnie nastał zmierzch i świt nastały, Miesiąc i Ogień na niebie się pojawiły. Gdy jeden odchodził, dugi wracał, gdy Simean się skrzyła, Headre zstępowała na Ziemię, aby potem zamigotać na nieboskłonie srebrzystym blaskiem. Wśród mroku. Tak właśnie powstała Arde, matka nas wszystkich, Pani Świata. A było to ni mniej ni więcej, a wieków pięćdziesiąt wstecz patrząc. Nudnym i monotonnym było egzystować na pustkowiu, więc Headre powiła Moerla, a Simean stworzyła Florrę. Tym oto sposobemna horyzoncie pojawiły się postrzępione łańcuchy górskie i łagodne wzgórza. Bliżej nieco, ochłody dodawał cień lasu, schronienie krzaki róż, a kwieciste łąki cieszyły oko czerwieniami i żółciami się mieniąc. Nieco później bóg następny, Sandreen, wypełnił wodą zagłębienia i puścił ją z gór. Jego dziełem zostały rzeki, jeziora i morza, które wziął we władanie. Ukochana córka Simean, Fuelle, wypełniła lasy, łąki i morza, różnego rodzaju zwierzem. Nie gardząc również niebem, posłała tam ptaki, aby strzegły i doglądały świata z góry, skąd widać więcej. W ten sposób powstał Saedh, rajski ogród znajdujący się po drugiej stronie. Tam, gdzie nikt jeszcze nie dotarł. Nikt, kto mógłby jeszcze powrócić. Arde kwitła, a po kilku latach potęga natury objęła ją całą. Od południa po północ, wzdłuż i wszerz. Również Temmei chciał zasłużyć się dla świata, sposobem nowym wypełnić go pięknem. Uważaniem jego było, że Arde nie przystoi w każdym miejscu być taką samą. Stworzył więc dwie córki i dwóch synów. Easirre i Atelle, Osmea i Wermera. Wiosnę i Jesień, Lato i Zimę. Ruchem dłoni nakazał im ruch naprzemienny, a odtąd świat już nie był monotonny. Gdy Headre kaszlnęła, stanął przed nią Iwenn, a gdy spożywała mięsny posiłek, ujrzała Detha. Wiatr dający ochłodę i Śmierć sprawiająca ulgę. Wszystkim, tylko nie bogom. Dzięki Temmeiowi, Headre i ich dzieciom, świat zaczął istnieć. Prawdziwie i samodzielnie. Potem z jasności wyłoniła się Miłość i Mądrość, Leva i Cerrea. Połączyły się w jedno, dając życie Evennom, elfom, dzieciom bogów. Po wiosnach i zimach niezliczonych elfowie opanowali Ardę, wypełniając ją radością, śmiechem, miłością i mądrością. Żyli długo, a po śmierci udawali się do Saedh. Płynęli wraz z Iwennem, prowadzeni przez Detha. Ku wiecznemu szczęściu skąpanego w płatkach róż. Później Venne stworzył syna i córkę, Władzę i Piękno. Celeza i Breunę. Dwa przeciwieństwa, ale jedno bez drugiego nie przetrwa. Przyszli oni do elfów i zaczęli ich nauczać. Uczyli ich życia, dostrzegania piękna, demokracji. I wszystkiego, czego oni sami nauczyli się w Saedh. Dzięki boskiemu wstawiennictwu elfowie stali się prawdziwymi panami świata, zaczęli pięknieć z dnia na dzień, tworzyli muzykę i śpiewali pieśni. A Celez i Breuna ostali wśród nich. Na zawsze. Czym by byli jednak prawdziwi władcy bez pałaców, posągów, złotych karoc i dębowych łuków? Choćby objęli sobą całą Ardę, nadal nie byliby warci więcej niż ziarnka piasku w klepsydrze czasu. Tak więc zesłano między nich Heffaia, boga rzemiosła. Dzięki niemu elfowie należycie przygotowali się na nadejście swoich młodszcyh braci, ludzi. Po dwudziestu wiekach od Początku, nocne niebo naznaczyły miliony znamion. Znaków od bogów. Gwiazd. Elfowie zrozumieli, że wreszcie nadszedł czas. Zapowiadane od lat niezwykłe wydarzenie mające zmienić oblicze świata. Gdy na horyzoncie pojawił się ciemny, czarny niemal dym, wyruszono na powitanie. Elfia, doborowa jazda konna opuściła filigranowe zamki i pałace pędząc galopem ku swojemu przeznaczeniu. Ku ludziom. Już nie wróciła. Tak narodził się Moeve, bóg wojny. Konflikt trwał wiele lat, wieków nawet. Przerwało go jednak nigdy nieprzewidziane wydarzenie. Wydarzenie, które zamazało nagle wzajemne antagonizmy i zmusiło do współpracy. Do walki ramię w ramię. Niebo zasnute zostało kruczą czernią. Tysiące stworzeń z wielkimi skrzydłami i długimi na pół stopy kłami rzuciło się na walczących ludzi i elfów. Większość z niezwykłych istot, nazwanych później wampirami, zostało wytępionych w wyczerpującej walce, ocalałe odleciały. Wszystkie pozostawiły po sobie trwały ślad i niechęć do następnej wojny. Między braćmi nastał pokój.
Erich de Saille
*** -Dziadku! Dlaczego w legendzie nie ma nic o krasnoludach?- zapytał malec, niewątpliwie obruszony i zdziwiony całkowitą dyskryminacją jego rasy. -Oj wnusiu...- westchnął malutki, siwy mężczyzna z brodą sięgającą wypolerowanej, dębowej posadzki, w której odbijały się płomienie kominka.- O tym będzie w następnej bajce.
moniak1993 - 14.11.2005 19:34
Cytat:
Tak właśnie powstała Arde, matka nas wszystkich, Pani Świata.
Hmmm... jak ja bym chicała być taką Arde...
---------------------------
Ładnie opisałeś świat od początku do rzeczywistosci. Podoba mi się to.
Czekam na dalsze..
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plshakyor.htw.pl
|
|