|
|
|
Bez zobowiązań |
myszkabiala - 06.08.2010 22:24
Bez zobowiązań
-Hej! Zabieram ją! - Chwiejnym krokiem podeszłam do Trinny i zaczęłam delikatnie odciągać przyjaciółkę od śliniącego się na nią faceta. Sama byłam nieźle wstawiona i miałam ochotę poszaleć jeszcze chwilę, ale dziwnym trafem to zawsze na mojej głowie spoczywał obowiązek ewakuowania nas z imprezy, kiedy sprawy zachodziły za daleko. -Pozwól mi decydować za siebie! - odbełkotała Trinna i, kompletnie mnie lekceważąc, powróciła do całowania i macania napalonego, nieznajomego partnera. On natomiast z pełnym oddaniem odwzajemniał wszystkie pieszczoty przygwożdżony do ściany i pijany z pożądania. Przeczuwałam, że sprawa nie będzie łatwa. Zresztą, to nie był przecież pierwszy raz. Wiedziałam jak to się robi. Po prostu trzeba użyć siły. -Czas powiedzieć sobie: "papa!", gołąbeczki! - zaćwierkałam słodko i z impetem oderwałam przyjaciółkę od tego ślimaka. Na szczęście alkohol i na niej odcisnął swoje piętno, i to najwyraźniej silniejsze niż na mnie, bo poddała mi się raczej bez zbytnich oporów. Prowadziłam teraz lekko zataczającą się Trinnę do samochodu Damiena, który czekał na nas od dobrych dwudziestu minut, i ignorowałam zaczepki tego napalonego, który nie mógł przebaczyć mi faktu, iż odebrałam mu taką gorącą zdobycz. Opuszczając klub rzuciłam jeszcze przelotne, pożegnalne spojrzenie na chłopaka, z którym bawiłam się cały wieczór i dobry kawałek tej nocy... Michael. Dziwne, że w ogóle zapamiętałam jego imię, bo zwykle mi się to nie zdarza. Tańczył na środku parkietu. Istny król imprezy. Otoczony wianuszkiem dziewczyn, wśród których przed chwilą byłam także ja, i wśród których czułam się nieco wyróżniona i uprzywilejowana... Chłopak nie patrzył na mnie. Spod półprzymkniętych powiek spoglądał na drobną blondynkę, z którą właśnie w tej chwili wywijał, i która akurat stała najbliżej. Nie zasmuciło mnie to zbytnio i nie byłam zazdrosna. Tak przecież żyjemy - bez zobowiązań.
-Najwyższy czas... - Damien popukał ostentacyjnie w szybkę samochodowego zegarka, kiedy z widocznym trudem próbowałam usadowić Trinny i siebie w jego vanie. -Wiesz, że z nią nic nie jest takie proste - próbowałam się jakoś wytłumaczyć. Nasz kierowca obrócił się do tyłu, aby spojrzeć w jakim stanie znajduje się dziewczyna, którą, bądź co bądź, kochał bez wzajemności. Zlustrował ją wzrokiem od góry do dołu, jednak to spojrzenie nie miało w sobie nic z tych, do których przywykłyśmy wędrując po klubach i dyskotekach. Zero erotyzmu, a raczej morze troski i zmartwienia. Westchnął i potrząsnął z niedowierzaniem burzą czarnych loków. -Mógłbyś już ruszać?! - bełkocząc ponaglała go Trinny. -Nie dość, że ta mała Chloe zepsuła mi imprezę, to jeszcze stoimy tu jak jacyś idioci! Chce mi się spać... - westchnęła przeciągle i złożyła głowę na moim, to znaczy "tej małej Chloe", ramieniu. Oparłam czoło o szybę. Ja także byłam pijana, a w tym stanie wiadomo, że jazda samochodem nie jest niczym przyjemnym. Poza tym, nie chciałam patrzeć, jak oczy Damiena robią się jeszcze smutniejsze, jeszcze większe i jeszcze bardziej zmartwione. Może to dziwne, ale mój przyjaciel dobrze ukrywał się ze swoim uczuciem. Znaliśmy się wszyscy od dziecka, a on kochał Trinny niemalże od momentu, w którym zaczął rozumieć, dlaczego ludzie w ogóle wchodzą w związki. Jednak nigdy nie pisnął ani słówka, cierpliwie obserwując romantyczne i erotyczne podboje energicznej, pięknej blondynki imieniem Trinny Hauselmann. Zresztą, znał naszą niepisaną zasadę - dobra zabawa bez zobowiązań. Siłą rzeczy, mieszkając z nami, musiał się jakoś dostosować. Chociaż może to nie do końca było tak, że on mieszkał z nami, bo to my mieszkałyśmy w jego mieszkaniu. Damien i jego najlepszy przyjaciel, Beniamin, początkujący dziennikarze najbardziej prestiżowej gazety w mieście, zaprosili nas do siebie, kiedy dostałyśmy się na studia. Ja wybrałam medycynę, a Trinny fizykę. Konieczna była przeprowadzka z prowincji, w której dotychczas żyłyśmy, do prawdziwej metropolii, którą zamieszkiwali nasi przyjaciele z dzieciństwa. I tak już zostało. Byliśmy współlokatorami już od półtora roku i przez cały ten czas przynajmniej dwie noce każdego tygodnia wyglądały tak samo - spędzone w klubach, czy dyskotekach. A właściwie wyglądało to tak, że ja i moja przyjaciółka ostro imprezowałyśmy, a Damien, bądź Beniamin (ustalali sobie dyżury) odwozili nas do domu w okolicach trzeciej nad ranem. Nie ma co, układ dobry i działający. -Jesteśmy na miejscu. - Damien wyjął kluczyki ze stacyjki, kiedy stanęliśmy przed naszym apartamentowcem. -Obudzić ją? - zapytałam, bo Trinny usnęła i pijacko pochrapywała. -Nie trzeba, zaniosę ją na górę - zaoferował się wciąż smutny brunet. Zgodziłam się na to z ochotą. O niczym innym nie marzyłam jak o tym, żeby wreszcie położyć się w łóżku i zasnąć.
Liv - 08.08.2010 09:24
Podoba mi się. Nie mam kompletnie żadnych zarzutów, bo ani błędów nie znalazłam, ani źle postawionego przecinka, NIC! (a to mi się nie zdarza) Naprawdę, naprawdę ŚWIETNY styl. No i chociaż niewiele opisałaś, udało Ci się mnie zaciekawić tą historyjką :) Przy opowiadaniach nie stawiam ocen liczbowych - są zarezerwowane dla FS, ale miałabyś te 11/10 :) Nie wiem, jak jeszcze mogę wyrazić mój podziw... xD W każdym bądź razie wiedz, że on istnieje :)
myszkabiala - 09.08.2010 13:36
DZIĘKUJĘ DZIĘKUJĘ DZIĘKUJĘ :) Twój podziw baaardzo wiele dla mnie znaczy, a co więcej, niesamowicie było wstać z łóżka i na dzień dobry przeczytać taki komentarz xD :)
myszkabiala - 14.08.2010 19:55
Kolejne dni naszego życia zapoczątkowały nieuchronny rozpad wszystkiego, czym żyliśmy dotychczas... Nie mogę powiedzieć, że spadła na nas nieoczekiwana lawina zła, bo zło nie dla każdego oznacza to samo. Może być chorobą, biedą, utratą kogoś bliskiego... Mnie, ani nikogo z moich przyjaciół nie spotkało nic z tych rzeczy. Po prostu dotknęło nas kilka nieszczęść. Nieszczęście - doskonałe słowo.
Obudziłam się zlana potem i rozrzucona na łóżku niczym spadochroniarz na kilka chwil przed pociągnięciem za sznureczek. Leniwie podniosłam głowę próbując rozprostować kark, ale spotkało mnie niemiłe zaskoczenie. Szyję miałam obolałą jak chyba nigdy dotąd, do tego obrzydliwie strzykającą przy każdym, nawet najmniejszym ruchu. Zerknęłam na budzik. Na szczęście wyczyn ten nie wymagał ode mnie niebezpiecznych manewrów kręgów szyjnych. 10:16. Sobota. -Chrzanić to... - jęknęłam przeciągle, przy czym załamana faktem, że prawdopodobnie ochrypłam, w geście buntu uniosłam w górę lewą dłoń i, opuszczając ją z impetem z powrotem w dół, natrafiłam na... czyjś nos. -Cześć cioto, uważaj co robisz z rękami - powitał mnie nietypowo niemelodyjny i również ochrypły sopran Trinny. -Oj... - wymamrotałam. Były to zarówno przeprosiny za ów rękoczyn, jak i wyraz bólu spowodowanego obróceniem głowy o sto osiemdziesiąt stopni, w celu zerknięcia na nieśpiącą przyjaciółkę. A Trinny wyglądała naprawdę źle. Smugi tuszu wokół podpuchniętych oczu, resztki szminki w kącikach ust, spocona, niezdrowo błyszcząca i blada cera... To wszystko było tylko dodatkiem do zaczerwienionych od płaczu powiek i spływających kanalikami, zmywających resztki pudru łez. Niektóre były już zaschnięte, a inne jeszcze całkiem świeże. -Co ci jest? - zapytałam zaniepokojona. Przecież nie pierwszy raz wróciłyśmy z imprezy i to nie pierwszy raz, kiedy widziałam Trinny budzącą się w rozmazanym makijażu, z podkrążonymi oczami i spoconą twarzą. (Zawsze jednak to ja wstawałam pierwsza i to ja robiłam śniadanie, bo Daniel i Beniamin byli już zazwyczaj w pracy.) Ale moja przyjaciółka nigdy nie płakała. Po prostu nigdy. -Wymiotuję od godziny... - tłumaczyła się. Próbowała przy tym zetrzeć z policzków słone krople i uśmiechała się wymijająco, co jeszcze bardziej utwierdziło mnie w przekonaniu, że stało się coś niedobrego. Chciałam wyczytać cokolwiek z jej oczu, odnaleźć jakąś małą wskazówkę, ale gdy tylko spostrzegła co planuję, spuściła wzrok i rozpoczęła oczopląs po ścianie i pościeli. -Daj spokój - odparłam, wyplątując się z prześcieradła, które szczelnie oplotło mnie w nocy, i siadając po turecku na naszym skrzypiącym łożu małżeńskim. Dzieliłyśmy pokój, bo mieszkanie nie było wcale takie duże, a my żyłyśmy jak siostry. -Nie wmówisz mi, że płaczesz, bo żygasz - dodałam po chwili. -Tym bardziej, że ty nigdy nie płaczesz. Ale Trinny zdecydowanie nie zamierzała dzielić się ze mną powodem swojego dziwnego zachowania. Bez słowa przekręciła się na drugi bok i, opatuliwszy się szczelnie kołdrą, niby od niechcenia rzuciła: -Jestem przekonana, że czysta miska zrobi mi lepiej, niż przesłuchanie. -Jak chcesz... - odpowiedziałam wzruszając ramionami i zwlekłam się z łóżka. Wyszłam do kuchni odrobinę się przy tym zataczając. Jak co dzień, zastałam tam dwie porcje czegoś w rodzaju lunchu w mikrofalówce i karteczkę z kilkoma instrukcjami na lodówce. Tym razem Daniel przesadził nieco, jeśli chodzi o dobre rady. "Zostawiam wam rybę i surówkę. Podgrzejcie w mikrofali. Rybę, nie surówkę." -Okeeej... - westchnęłam i zabrałam się za poszukiwania czegoś, co sprawdzi się w tak trudnej sytuacji, jak żyganie o świcie. Musiałam się trochę zginać, w celu dostania się do dolnych szafek, a przy każdym gwałtownym ruchu łupało mi w krzyżu. Czułam się jak siedemdziesięcioletnia babeczka, co z kolei oznaczało, że musiałam naprawdę kiepsko ułożyć się do snu. Jeszcze ta strzykająca szyja... Nagle usłyszałam czyjeś kroki zmierzające w stronę kuchnio-jadalni. To była Trinny, jednak jakaś dziwna Trinny. Trinny szlochająca, wzdychająca i histerycznie oddychająca. Przestraszyła mnie nie na żarty, tym bardziej, że na ostatnim odcinku trasy salon-kuchnia przyspieszyła jak rakieta. Kompletnie nietrzymając się na nogach i potykając co pół kroku, padła mi w ramiona, gdzie rozpłakała się na dobre. Dziewczyna była ode mnie wyższa i ważyła nieco więcej, ponadto uścisk, którym mnie obdarzyła, nie należał do najlżejszych, więc w ułamku sekundy obie wylądowałyśmy na podłodze, w pozycji zwanej popularnie: "kucki". Teraz i ja zaczęłam szlochać. Nie miałam pojęcia dlaczego, ale ból mojej przyjaciółki w pewnym sensie przelał się też na mnie. Byłam zarówno przerażona i zaskoczona jej zachowaniem, a do tego pękało mi serce, bo nie wiedziałam, co się właściwie stało i jak mogę pomóc. -Trinny... - wyszeptałam, powstrzymując łzy. -Trinny, kochanie, co ci jest? Opowiedz mi - - zachęcałam ją, głaszcząc po zwichrzonych blond włosach, powoli podniosłam z zimnych, kuchennych kafelków i usadziłam przy stole. -Zrobię ci kawy - zaproponowałam, wycierając nos i mokre policzki. -Nie... nie... - A ona wciąż szlochała. -Ja... ja tak... nie... mogę! - Doszło do tego, że spokojne wymówienie pełnego zdania stało się niemalże niemożliwe. -Ale czego nie możesz? Coś się wczoraj wydarzyło? Coś złego?! - Zaczynałam się niecierpliwić. To nie była odpowiednia reakcja, ale mój mózg nie mógł już dłużej znieść tego cholernego napięcia i niepokoju. -Och... och Chloe! Chloe... - Otarła łzy i pociągnęła nosem. -Ja nic nie pamiętam! Nic! - I znowu zaczęła płakać. Uff! Szczerze mówiąc, spodziewałam się czegoś gorszego. Gwałtu, napaści, dziecka... Sama nie wiem. Urwany film był raczej oznaką udanej imprezy. Przynajmniej w naszym przypadku. Ja byłam już spokojniejsza, ale Trinny wciąż spazmatycznie szlochała. -Kochanie... - próbowałam ją uspokoić. -Czasami tak już jest. Wypiłaś za dużo i, po prostu, taśma ci się urwała! -Ale nie... Chloe. To wszystko nie tak! Mnie boli tu! - Ku mojemu przerażeniu podwinęła spódniczkę i pokazała mi wewnętrzną stronę swoich ud. Były kompletnie posiniaczone i poobijane. Co więcej, widniały na nich ślady krwi. -O mój Boże! - westchnęłam i zakryłam sobie buzię ręką. Jednak moja reakcja, jak się szybko zorientowałam, nie była na miejscu. Dziewczyna jeszcze bardziej się rozpłakała. Czym prędzej ją objęłam. -Trinny... Domyślasz się może, jak to się mogło stać? Może to ten koleś, od którego cię wczoraj zabrałam? Ale wyglądałaś na zadowoloną, jak ja mogłam nie zauważyć czegoś niepokojącego...?! - Sama siebie zarzucałam coraz to nowymi pytaniami. W mojej głowie roiło się od dziwnych myśli. -Daj spokój! - Blondynka odzyskała panowanie nad sobą. Otarła łzy wierzchem dłoni. -Kompletnie niczego nie pamiętam. N-I-C-Z-E-G-O! Musiałam się z kimś... no wiesz! I to kilka razy... - Głos jej zadrżał. -Ale wiesz, co jest najlepsze?! - spytała niemalże rozwścieczona. -Mów... - odparłam. -Że wypiłam tylko jednego drinka... Ktoś mi musiał... -...coś dosypać! - dokończyłam, i z przerażeniem zdałam sobie sprawę z faktycznej powagi sytuacji. Objęłyśmy się jeszcze mocniej, a potem odsunęłam Trinny od siebie i spojrzałam jej w oczy. -Musimy pójść z tym na policję! - oznajmiłam pewnie. -Nie... - Ale moja przyjaciółka była nieugięta. Zachowywała się wręcz irracjonalnie! -Nie chcę niczego przesądzać... Wiesz, dopóki nie mamy pewności. - Kilka razy pociągnęła nosem. -Weź to. Chcę, żebyś tam poszła i zapytała jej. - Trinny wcisnęła mi do ręki małą, beżową wizytówkę, teraz przepoconą i przesiąkniętą łzami. -Proszę - szepnęła.
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plshakyor.htw.pl
|
|